Bardzo proszę o zaprzestanie używania słowa "okupant". Szczególnie w Naszym kraju gdzie w wyniku OKUPACJI wymordowano ponad 6 milionów Polaków, wiele w bestialski sposób, kilka milionów wywieziono, w wyniku czego część zmarła, więziono w obozach koncentracyjnych, katowano, przeprowadzano eksperymenty medyczne, robiono z ludzi mydło, szczotki z włosów.. nadużywanie tego wyrazu jest brakiem szacunku dla pomordowanych i nieetyczne.
Nazywajcie go biedakiem, ch, czy jak tam inaczej wolicie, ale tego wyrazu jeśli możecie nie stosujcie.
-
-
Wnioski do Prezesa Filipiaka!
[url=https://twitter.com/janekx89/status/1031116170647220224]https://twitter.com/janekx89/status/1031116170647220224[/url]
Jak długo pozwolisz robić z Cracovii pośmiewisko? Zamiast rozpętać burzę medialną, domagać się powtórzenia meczu, domagać się zwolnienia śmiecia Przesmyckiego, Ty i Twoje przydupasy siedzicie cicho i klepiecie się po plecach. Jesteś żałosny "prezesie".
Nie wszyscy okupanci byli tak krwiożerczy jak hitlerowskie Niemcy.
Czesi, Sasi, Brandenburczycy, Krzyżacy, Siedmiogrodzianie, Rusini, Litwini,Austriacy, Moskale, Prusacy, Francuzi, Turcy, Mogołowie, Tatarzy, Sowieci w mniejszym lub większym stopniu też byli okupantami.
Jeżeli komuś okupacja kojarzy się tylko z II wś to ma zawężone horyzonty historyczne.
IMHO wolę nazywać Janusza Filipiaka okupantem niż chujem, zwłaszcza, że to ostatnie jest niekulturalne i w dzisiejszych czasach niewiele znaczy.
Okupant, wtedy jeszcze uważany za zbawcę, dokonał aneksji podmiotu sportowego i bezlitośnie go eksploatuje na własne potrzeby, dusząc w zarodku rozwój i wynik sportowy.
Tak to widzę, można się ze mną zgadzać lub nie, ale nikt mi nie będzie zabraniał używania takiej terminologii.
super artykuł o nas - Powinien Pan być dumny, że tak piszą o Cracovii
http://weszlo.com/2018/08/18/ostatnio-cracovia-slabo-wystartowala-zleciala-ligi/
[quote='3lvis' pid='1332450' dateline='1534674293']
[url=https://twitter.com/janekx89/status/1031116170647220224]https://twitter.com/janekx89/status/1031116170647220224[/url]
Jak długo pozwolisz robić z Cracovii pośmiewisko? Zamiast rozpętać burzę medialną, domagać się powtórzenia meczu, domagać się zwolnienia śmiecia Przesmyckiego, Ty i Twoje przydupasy siedzicie cicho i klepiecie się po plecach. Jesteś żałosny "prezesie".
[/quote]
W związku z powyższym chciałbym jeszcze zapytać czy Zarząd Klubu ma z tą sprawą zamiar cos zrobić ? A może czeka aż zrobią to za niego kibice ? Chyba , że ma to wszystko w d...e !
[quote='sterby' pid='1332452' dateline='1534674918']
Nie wszyscy okupanci byli tak krwiożerczy jak hitlerowskie Niemcy.
Czesi, Sasi, Brandenburczycy, Krzyżacy, Siedmiogrodzianie, Rusini, Litwini,Austriacy, Moskale, Prusacy, Francuzi, Turcy, Mogołowie, Tatarzy, Sowieci w mniejszym lub większym stopniu też byli okupantami.
Jeżeli komuś okupacja kojarzy się tylko z II wś to ma zawężone horyzonty historyczne.
IMHO wolę nazywać Janusza Filipiaka okupantem niż *****, zwłaszcza, że to ostatnie jest niekulturalne i w dzisiejszych czasach niewiele znaczy.
Okupant, wtedy jeszcze uważany za zbawcę, dokonał aneksji podmiotu sportowego i bezlitośnie go eksploatuje na własne potrzeby, dusząc w zarodku rozwój i wynik sportowy.
Tak to widzę, można się ze mną zgadzać lub nie, ale nikt mi nie będzie zabraniał używania takiej terminologii.
[/quote]
Napisałem PROŚBĘ, w moim mniemaniu uzasadnioną, a Kolega mnie w odpowiedzi obraża i insynuuje, że mu coś zabraniam... No cóż, trudno.
Ściągnięcie Filipiaka do klubu to było jak ściągnięcie Krzyżaków . Na własne życzenia, miał pogonić pogan , a teraz bedzie z nim więcej problemow niż z poganami.
Okupant i uzurpator oddają charakter tej relacji
[quote='szaleniec' pid='1332507' dateline='1534683441']
Ściągnięcie Filipiaka do klubu to było jak ściągnięcie Krzyżaków . Na własne życzenia, miał pogonić pogan , a teraz bedzie z nim więcej problemow niż z poganami.
Okupant i uzurpator oddają charakter tej relacji
[/quote]
A tak bardziej lokalnie to Kraków miał kiedyś "wyzwoliciela" kOniewa, Cracovia ma "wyzwoliciela" Filipiaka.
Nasi dziadkowie przeżyli wojny, rodzice komunę, a my przeżyjemy Filipiaka ( dosłownie i w przenośni)
Większość z nas pewno przeżyje Filipiaka. Pytanie czy Generała przeżyje Cracovia.
[url=http://cracovia.krakow.pl/member.php?action=profile&uid=8062]@stara huta[/url] 82, nie miałem zamiaru Cię obrażać, zrobiłem tylko mini wykład z historii Polski.
Przez przypadek kliknąłem sobie w pierwszy wpis w tym wątku... z marca 2012r...
"Il[color=#000000][size=small]e jeszcze potrzeba, żeby Pan zrozumiał,że nie umiecie razem z Tabiszem, zarządzać klubem? Niech przyjdzie ktoś kto sie na tym zna,bo na razie przynosicie tylko wstyd Cracovii !!!"[/size][/color]
Wracając do bohatera tematu- imię zobowiązuje...
https://www.money.pl/gospodarka/wiadomosci/artykul/prezes-comarchu-rynek-pracy,71,0,2413639.html
Tam w tym wywiadzie ponoć jest więcej filipiakowych "mądrości" (ale jakoś się tego spodziewałem). Czytałem sobie komentarze pod artykułem na stronie Dużego Formatu (niestety sam wywiad płatny, ale może uda mi się jakoś dopaść wersję papierową w tym tygodniu) i można z nich wywnioskować, że Janusz znowu popłynął i wyszedł na człowieka co ma gdzieś zwykłych ludzi, pracowników. Widziałem dzisiaj także, że już jakiś mem też krąży, ale to nie wiem czy aktualny czy jakiś stary. W sumie naprawdę ciężko się dziwić, że przy Filipiaku naprawdę nigdy, nie będziemy mieć normalnego klubu i jakichkolwiek wyników. Z nim jest to po prostu nierealne.
Wklejam pełną wersję:
[b]Janusz Filipiak: Dziś pracownik jest panem[/b]
WYWIAD Leszek Kostrzewski, Piotr Miączyński
Niemcy robią to, co mają zrobić, i wracają do domu na golonkę i piwo. Jakbym im zaproponował superpłatne nadgodziny, toby mi podziękowali. Jak już ktoś musi pracować w nadgodzinach, to chce wolne, a nie pieniądze. Byłem w szoku.
Czytasz ten artykuł, bo jesteś prenumeratorem Wyborczej. Dziękujemy!
Z Januszem Filipiakiem, prezesem giełdowej spółki informatycznej Comarch, jednym z najbogatszych Polaków (jego majątek wyceniany jest na ponad 600 mln zł), na stałe mieszkającym w Szwajcarii, rozmawiają Leszek Kostrzewski i Piotr Miączyński
Razem z 25 tysiącami najbogatszych Polaków będzie pan płacił podatek solidarnościowy. PiS uważa, że bogaci mają więcej płacić na biednych.
– Ale ja już płacę na biednych. Comarch, który stworzyłem, płaci 200 milionów złotych danin do skarbu państwa rocznie.
200 milionów CIT, VAT?
– PIT, CIT, ZUS, VAT. Ja to nazywam daninami. Zyski realizujemy w Polsce, nigdzie nie wyprowadzam pieniędzy. Ludzi zatrudniam legalnie. Też w Polsce.
To wszystko firma płaci, a nie pan.
– Mimo że mieszkam za granicą, to sporą część przychodów mam w Polsce i w Polsce płacę od nich 20 procent podatku. Rocznie ponad 1 milion złotych. I nie unikam tego podatku!
Zresztą co do zasady jestem za tym, aby bogaci ludzie płacili więcej. To nie jest problem.
Nie domaga się pan jak rasowy konserwatysta obniżenia podatków dla bogatych?
– Nie.
Ale martwi mnie forma, w jakiej jest to wprowadzane. Powinien być nowy próg podatkowy i tyle, a nie jakiś fundusz. Wszędzie, gdziekolwiek spojrzę, są jakieś daniny, wyjątki, specjalne regulacje. Tu ulgi na innowacje, tu na niepełnosprawnych. Przecież to tylko komplikuje zarządzanie państwem i daje wielu cwaniakom możliwość kombinowania.
Czyli specjalny fundusz solidarnościowy dla niepełnosprawnych nie podoba się panu?
– Jeszcze raz. Jestem technokratą. Nie patrzę, czy, dajmy na to, podatek bankowy jest dobry, czy zły, czy fundusz solidarnościowy jest dobry, czy zły.
To tak jakbym w firmie wymyślił nowy regulamin premiowania, którego zasad nikt poza twórcami nie rozumie. Po co? Przecież te premie przestaną działać. Bo nikt nie będzie wiedział, jak je zdobyć, jak je wyliczyć.
Tak samo jest w państwie. Chcecie podnieść podatki? Podnoście. Ale niech to będzie proste. Niech będzie czytelne. A tak będą tylko różne interpretacje urzędów skarbowych, różne interpretacje urzędników. Potrzebne będą duże grupy urzędników, aby to kontrolować.
Wspomnicie moje słowa.
A poza tym skąd pewność, że państwo wyda te dodatkowe pieniądze ode mnie akurat na niepełnosprawnych? Przecież zawsze będą inne potrzeby.
Według PiS-u śpicie na pieniądzach i powinniście się podzielić.
– Kto śpi?
No wy, przedsiębiorcy.
– A powiedzcie mi, skąd ci przedsiębiorcy mają pieniądze? Z nieba im spadają?
Według lewicowych polityków macie je z wyzysku pracowników.
– Nie rozśmieszajcie mnie. Dziś na rynku pracy nie ma żadnego wyzysku pracowników.
Teraz prosimy, aby pan nas nie rozśmieszał.
– To hasło polityczne, które nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Dziś to pracownik jest panem i nie da się wyzyskiwać. I wcale nie mówię o informatykach czy menedżerach po Harvardzie. Myślę o hydraulikach, stolarzach, cieślach itd. Zresztą o wszystkich ludziach, którym chce się pracować.
Jeżeli masz ochotę pracować, możesz pojechać do Niemiec zbierać szparagi i zarabiać dobre pieniądze. Czy jesteś wyzyskiwany? Nie. Zarabiasz dużo więcej niż Polsce. Jeśli chcesz pracować, możesz w Szwajcarii za dobre pieniądze kosić trawę. Czy jesteś wyzyskiwany? Nie.
50 lat temu opiekunka do dziecka czy opiekunka osoby starszej to było popychadło. Cieszyła się, że ma pracę. Teraz jest poszukiwana w całej Europie. Nie musi znać języka kraju, w którym pracuje, a i tak będzie zarabiać kilka tysięcy euro miesięcznie.
Zobacz także: Oczekują maksimum, dają minimum. Dlaczego mam obsesję na punkcie Amazona, Ubera, Ryanaira?
A co z pensjami nauczycieli, pielęgniarek czy ratowników medycznych?
– Powtarzam: każdy, kto nie jest zadowolony ze swojej pensji, za granicą może zarobić więcej.
Pewnie zaraz pan nas przekona, że pani sprzątająca też może dyktować warunki pracodawcy?
– A jak?! Pani sprzątająca też nie da się wyzyskiwać, bo jak w Polsce będzie dostawała grosze, to wyjedzie za granicę. Mieszkam z żoną w Szwajcarii i nie jesteśmy w stanie znaleźć osoby sprzątającej.
Dlaczego?
– Bo nie ma chętnych.
Może za mało pan płaci?
– Nie chcą panowie wiedzieć, ile kosztuje pani sprzątająca w Szwajcarii.
To ile zarabia?
– 4 tysiące franków. I tyle dostaje nie osoba dobrze sprzątająca, ale sprzątająca poprawnie. I co? I nie ma ludzi, którzy chcieliby to robić.
4100 franków wynosi pensja minimalna w szwajcarskim Lidlu. Czyli zamiast do pana wolą panie pójść do Lidla.
– To niech z Polski jakaś pani sprzątająca przyjedzie do mnie. Zapłacę jej te 4 tysiące franków.
Szwajcarzy nie wpuszczą pracownika z Polski.
– Na 90 dni można przyjechać do pracy.
I co ma zrobić ta kobieta po 90 dniach?
– To niech jedzie do Anglii czy Niemiec. Tam też dobrze zarobi.
Dla pana to takie łatwe. Spakować się i wyjechać. A jak ktoś tu ma rodzinę, dzieci? Wolałby w Polsce godnie zarabiać i z rodziną mieszkać?
– Ja tylko mówię, że pracownicy mają wybór. Chcą zarobić więcej, mogą wyjechać. Pasuje im to, co jest, mogą zostać w kraju.
Informatyk u pana w firmie też nie da się wyzyskiwać?
– Bardzo zabawne. Jak pracownik czuje się źle w firmie, to on na drugi dzień odchodzi do innej, z wyższą pensją.
Ostatnio, aby zmniejszyć odejścia, podjąłem decyzję, że 750 młodych pracowników dostanie podwyżkę po 2 tysiące brutto miesięcznie. Od tego roku średnia pensja informatyka u mnie to 9 tysięcy brutto, ale są też osoby – najwyższej klasy specjaliści – które zarabiają i 16 tysięcy.
Dlaczego akurat młodym o 2 tysiące, a nie starym?
– Informatyk to jest taki dziwny zawód, że w młodości pracownik jest dużo więcej wart niż na starość. Nie żartuję. Programista jest w stanie wytrzymać ze dwie zmiany technologii, a te zmiany są co cztery-pięć lat. A później musi się zabrać do innych rzeczy. Zostać konsultantem, iść do pracy z klientem, zostać architektem systemów. To tak jak z piłkarzami. W pewnym momencie muszą przestać grać.
A podwyżki będę dawał dalej.
I też głównie młodym ludziom. Strzelam sobie w ten sposób w kolano, bo zaraz mi wszyscy po nie przyjdą, ale nie mam innego wyjścia.
Powoli idziemy w kierunku, nazwijmy to, zachodnioeuropejskiego modelu wynagradzania. Na razie u nas zasada jest taka, że pierwsza pensja jest niska. Im jesteś starszy i masz większe doświadczenie, to ona rośnie. Natomiast w Unii pierwsza pensja, zaraz po studiach, jest wysoka, za to późniejsza progresja wolniejsza.
W Niemczech młody informatyk dostaje od razu na starcie 2,5 tysiąca euro, czyli 10-12 tysięcy złotych brutto, a po 30 latach pracy zarabia 4-5 tysięcy euro. U nas dostaje na starcie 3-4 tysiące złotych, czyli 1 tysiąc euro, a po 30 latach pracy 8-10 tysięcy złotych, czyli około 2 tysięcy euro.
I to działa?
– Tak. Przed podwyżkami miałem rotację pracowników na poziomie 30 procent. Teraz zmniejszyła się ona do 12 procent. Panowie mówicie o wyzysku. A podwyżki to jedyna dziś metoda, aby zatrzymać pracownika. Oczywiście praca musi być ciekawa, ale za tą ciekawą pracą muszą jeszcze iść pieniądze.
Młodzi ludzie są roszczeniowi?
– To nie tak. Jak im coś nie odpowiada, to się nie bawią w żadne roszczenia, tylko idą do pracy gdzie indziej.
„W Polsce kończy się okres wyścigu szczurów”, to cytat z pana.
– Sporo osób starszych już zarobiło pieniądze i teraz chcą odpocząć. A młodzi? To inne pokolenie. Jak kupiłem spółkę w Niemczech, nie mogłem uwierzyć, jak pracują Niemcy. Robią to, co mają zrobić zgodnie z instrukcją, i wracają do domu na golonkę i piwo. Nawet jakbym im zaproponował superpłatne nadgodziny, toby mi podziękowali. Jak już ktoś musi pracować w nadgodzinach, to chce wolne, a nie pieniądze.
Przyznam, że byłem w szoku, myślałem, że sobie żartują. Ale takie samo podejście powoli zaczyna się robić i w Polsce.
A to źle, że młodzi ludzie chcą mieć czas wolny?
– A czy ja mówię, że to źle? Jestem przedsiębiorcą, nie wartościuję tego. Biorę warunki takie, jakie są, i muszę sobie z nimi radzić. I żeby była jasność. Od dawna nie chcę, aby pracownik zostawał po godzinach albo pracował w weekendy. Wszyscy w firmie wiedzą, że z tym bardzo walczę. Dlaczego? To jest nieefektywne. Taki pracownik jest mniej wydajny.
Popracuje w weekend, przychodzi w poniedziałek do biura i jest zmęczony.
Jednak to w Polsce mamy najwięcej w Europie pracowników na tzw. śmieciówkach. Dotyczy to głównie osób młodych.
– Panowie znowu o tym samym. Odpowiadam: teraz mamy taką sytuację, że jak firma nie chce komuś dać etatu, to pracownik po prostu pójdzie do innej. Ja dziś obserwuję inne zjawisko. Rynek psuje ludzi, zwłaszcza tych wysoko wykwalifikowanych.
Kto dokładnie ich psuje?
– Duże zachodnie korporacje. Proponują ludziom więcej pieniędzy i ściągają do siebie, do swoich krajów. Najgorzej, że nic od nich nie wymagają.
To im się to opłaca?
– Nie.
To po co to robią?
– Bo nie są za mądrzy. I tylko dlatego, że zachodnie firmy informatyczne nie są za mądre, moja firma, która jest dużo słabsza kapitałowo, ma przestrzeń do wzrostu. To częsta choroba wśród tamtejszych korporacji, nie tylko z mojej branży. Są niewydajne. Wiele osób nic nie robi. Owszem, jakoś się to jeszcze toczy, bo większość tych korporacji wytworzyła przez lata kapitał technologiczno-organizacyjny. Ale przyrost wiedzy i produktu jest wolny w porównaniu z tym, co mogliby mieć. Prosty przykład to duże koncerny motoryzacyjne w Europie, pracują dla nich tysiące ludzi, a innowacje rodzą się tam wolno. Co siedem lat.
I nagle pojawia się Tesla, która zmienia warunki gry.
Jak lecę samolotem z Krakowa do Szwajcarii, to za każdy razem widzę na pokładzie pięciu-sześciu młodych informatyków, byłych pracowników Comarchu, którzy lecą do pracy dla koncernów szwajcarskich.
Janusz Filipiak o zwolnieniu Jacka Zielińskiego: Jest mi przykro. Wyszło nieszczęśliwie
I ci byli pracownicy mówią mi: „Dzień dobry, panie profesorze”. A dalej to już tylko narzekają na tego pracodawcę szwajcarskiego. Że głupi. Że szef ma 50 lat i się na niczym nie zna. To się pytam: „Człowieku, to po co ty u niego pracujesz?”. „Bo zarabiam dużo więcej niż u pana”.
Mówię poważnie! Na szczęście mamy powroty z tego typu korporacji, bo ludzie się wkurzyli. Nie chcą cały dzień grać w piłkarzyki. Ile można?
Wracają, bo chcą coś robić?
– Tak. Coś sensownego. I to jest wtedy wymarzony pracownik prezesa, który nie chce marnować czasu. Ma wewnętrzną potrzebę zrobienia fajnego produktu. I oczywiście domaga się za to dobrych pieniędzy, ale my wtedy nie mamy problemów, żeby mu zapłacić.
Pan jest za jawnością pensji?
– Jestem przeciw. Nigdy człowiek nie zrozumie, że jest gorszy od tamtego, co zarabia więcej. Dlatego u nas nie ma też podwyżek równych dla wszystkich.
W Skandynawii pensje są jawne.
– Moje zarobki też są jawne. I wystarczy.
Miesięcznie zarabia pan 1 milion 283 tysiące złotych brutto. Godzina pana pracy jest wyceniona na 7200 złotych. Tak wynika z raportu giełdowego.
– I za każdym razem, gdy się takie informacje pojawiają, czytam na forach internetowych nieprzychylne komentarze. Polaków razi, jak ktoś dużo zarabia.
Pan był dozorcą na budowie, pracował w hucie, kończąc studia, musiał pan dorabiać. Żył z żoną w biedzie. Sprzedawał butelki pod koniec miesiąca. Mieszkał pan na 16 metrach kwadratowych. Zna pan życie z gorszej i lepszej strony. To jak teraz młodemu człowiekowi, który ma aspiracje i chciałby mieć te 7,2 tysiąca za godzinę, i to najlepiej przed trzydziestką, wytłumaczyć, że się nie da.
– Nigdy nie przekładam swoich doświadczeń życiowych z czasów komuny na młodych ludzi żyjących dzisiaj. To by świadczyło, że jestem idiotą. Teraz warunki są inne. Nie oczekuję, czy od moich dzieci, czy od pracowników, że będą żyli w biedzie, oszczędzali, poświęcali się nadmiernie.
Bierze pan studentów do pracy. I co, są dobrze przygotowani?
– Mam wrażenie, że większość wiedzy zdobywają dopiero w firmach, w których pracują. Uczelnie w Polsce są słabe i wiąże się z nimi zbyt duże nadzieje.
Ostatnio dostałem od znakomitego profesora, Polaka, światowej klasy specjalisty, maila, że on już zwyczajnie nie wierzy w polską naukę.
Dlaczego nie wierzy?
– Bo jest negatywna selekcja do zawodu wykładowcy. Polskie uczelnie mają przestarzałe programy. Nie mają kontaktu z nowinkami technicznymi, z lawinowo rozwijającą się wiedzą w przemyśle.
Młody naukowiec nie ma czasu, aby tą wiedzą się zainteresować, bo musi wykładać, coś tam publikować o dawno przestarzałych metodach, żeby zdobyć punkty potrzebne mu do kariery naukowej. Co go tam dalej czeka? Nuda.
Toteż jeśli może, stamtąd odchodzi. I Comarch ma bardzo dużo podań do pracy adiunktów w wieku 30-35 lat, którzy za wszelką cenę chcą odejść z uczelni. Bo zrobił doktorat i nie widzi tam możliwości rozwoju. A kadra profesorska się starzeje. Żebyśmy mieli jasność – ja mówię o naukach technicznych, a nie o naukach społecznych, humanistycznych, medycynie. Może tam jest inaczej.
Ale jeśli panowie myślą, że jakakolwiek polska uczelnia wynajdzie cudo technologiczne, które podbije rynek, to się mylicie. Innowacje tworzy się w firmach.
Uczelnie nie są od wynalazków, tylko od kształcenia specjalistów, którzy dopiero po przejściu do firmy czy do laboratoriów przemysłowych mogą coś praktycznego stworzyć. I tak jest nie tylko w Polsce, ale też np. w Kanadzie czy Australii, gdzie wykładałem.
Polskie uczelnie też mają dobre pomysły.
– Mieć obecnie dobry pomysł to jest dużo za mało. Bo ten sam pomysł to jest opracowywany jednocześnie w 200-300 miejscach na całym globie. Czyli to, że ktoś na jakiejś uczelni na coś wpadnie, nie ma większego znaczenia.
Liczy się komercjalizacja, czyli jak szybko ktoś jest w stanie wdrożyć ten wynalazek. Jeśli moja firma wydaje 3 miliony euro na jakąś innowację, to od razu trzeba wydać kolejne 15 milionów euro, aby sprawdzić, czy opłaca się go masowo produkować. I czy można na tym zarobić.
Zrobiliśmy coś takiego jak bransoletka życia. Pozwala pacjentowi wezwać pomoc. Czujnik umieszczony w bransoletce wykrywa utratę przytomności lub upadek i automatycznie alarmuje Centrum Zdalnej Opieki Medycznej. Personel medyczny może odczytać na tablecie lub smartfonie podstawowe dane medyczne pacjenta, dane osobowe, wiek, grupę krwi, uczulenia, zdiagnozowane choroby, przepisane leki, dane kontaktowe najbliższych osób.
Tyle że w Polsce takie urządzenie można wyprodukować za 200 dolarów, a w Chinach za 20 dolarów. To kto odniesie z tą bransoletką większy sukces? Mimo wszystko nadal będziemy produkować bransoletki, bo to przyszłość.
O tym, jak się świat będzie rozwijał, nie zdecyduje jakiś pomysł, tylko skuteczność w jego wytwarzaniu i komercjalizacji.
Przyszłość należy więc do Stanów Zjednoczonych i Chin.
Europa przestaje się liczyć?
– Tak! I to jest ważne. A nie jakiś podatek solidarnościowy, co oczywiście może się wydać profanacją dla obserwatorów polskiej sceny politycznej.
To jest wojna światów. A Europa przestała się w tej wojnie liczyć, bo jest przeregulowana. A mnie to boli, bo eksportujemy co roku polskiej myśli technicznej za 600 milionów złotych, czyli zdobywamy kontrakty za granicą, wykorzystując nasze innowacyjne rozwiązania w informatyce. I przyszłości upatrujemy w rynkach globalnych.
Najlepszym przykładem tego przeregulowania jest RODO.
Co pan ma do RODO?
– Unia Europejska wydała RODO, czyli rozporządzenie w sprawie ochrony danych osobowych konsumentów.
Później polscy urzędnicy wydali do tego unijnego rozporządzenia własne interpretacje. Ale co jest jeszcze gorsze, administratorzy i prawnicy w mojej i każdej innej firmie dodają do RODO kolejne dodatkowe regulacje i zasady, jak należy się zachowywać. To narasta. Warstwa na warstwie.
RODO będzie mnie kosztować minimum milion złotych rocznie. To są koszty bezpośrednie. Koszty etatów, bo osoba zajmująca się RODO nie może zajmować się innymi sprawami. A musimy zatrudnić ludzi do każdej swojej spółki.
I w tym przewagę mają Stany Zjednoczone i Chiny?
– Oczywiście, bo tam RODO nie ma! Jaka była idea RODO? Po co UE to wprowadziła? Po to, aby Amerykanie: Amazon, Google, Microsoft, Apple, nie zbierali danych Europejczyków.
Jaki jest skutek? Skutek jest opłakany. Ludzie, owszem, nie zgadzają się na udostępnianie swoich danych europejskim firmom, ale kupując nowe urządzenie Apple’a czy Lenovo, muszą taką zgodę wyrazić!
Dlaczego muszą?
– Panowie jak dzieci. Bo inaczej nie skorzystają z większości usług. Nie mają dostępu choćby do Apple Store, czyli bez zgody na przetwarzanie danych mają tylko bardziej zaawansowany kalkulator.
A wszystko to, co później robią na danej licencji laptopa czy telefonu, jest rejestrowane i wykorzystywane. Przeciętni ludzie nie mają pojęcia, jak dużo informacji o naszych zainteresowaniach, przyzwyczajeniach mają globalne korporacje. Jak to się wykorzystuje?
Zbiera się transakcje użytkownika np. w sieci hipermarketów. Sztuczna inteligencja analizuje, co on kupuje, i potem wysyła mu spersonalizowaną ofertę, spersonalizowane nagrody. Czyli jeśli ty kupujesz szynkę, to masz inną cenę niż ktoś inny, bo ty już tyle razy kupiłeś szynkę, że ci się należy zniżka.
My jako Comarch też mamy taki projekt w Hudson’s Bay Company w Amsterdamie. To 11 domów towarowych. Przychodzi klientka i w momencie wejścia do sklepu rozpoznawana jest jej komórka. Podchodzi asystentka i mówi: „Dzień dobry, Joanno, dzisiaj mamy dla ciebie pomarańczową spódnicę, albo: „Cieszę się, że masz jutro urodziny, mamy dla ciebie prezent – obniżkę na krem, którego używasz”.
Co teraz RODO dla nas oznacza? Rozmawiałem ostatnio z kilkoma prezesami dużych firm telekomunikacyjnych w Europie. Byli zszokowani: jak to, nasza konkurencja z Ameryki może dalej zbierać dane o naszych klientach, a my nie? Jako Comarch mieliśmy bazy danych klientów, to już teraz nie możemy ich mieć?
Robiliśmy mailing do kilkudziesięciu tysięcy naszych klientów, teraz nie możemy tego robić.
Często słyszy się, że tylko Komisja Europejska jest w stanie postawić się wielkim koncernom amerykańskim. Pojedyncze państwa nie mają szans.
– Absolutnie nie jest w stanie się postawić. Słyszę, że UE chce rozbić potęgę Facebooka, tak jak się rozbijała potęga koncernów w latach 70. Tylko że tamte koncerny miały konkretną infrastrukturę, można było dzielić je na mniejsze spółki. Facebooka tak się podzielić nie da. I najwyższy czas, aby politycy to sobie uświadomili.
Bo znów wprowadzą jakieś ograniczenia, przepisy, za które będą płacić europejskie spółki.
Nasze dane będą w końcu w chmurze. To jest nieuniknione. Przewidział to francuski jezuita Pierre Teilhard de Chardin. W 1954 roku opublikował słynną książkę „The Phenomenon of Man”, gdzie stwierdził, że „systemy rozwijają się w kierunku rosnącej złożoności z rosnącą przenikającą się globalną inteligencją”.
I co to jest? To jest współczesna chmura internetowa.
My bez internetu dziś nie istniejemy. Nie uświadamiamy sobie, jak bardzo jesteśmy od niego uzależnieni. Nie ma żadnego urządzenia – telefonu czy komputera, które nie jest częścią internetu. Jeśli masz komputer bez dostępu do internetu, to on jest bezwartościowy, to może być jedynie kalkulator.
Od rana do wieczora posługujemy się internetem – rezerwujemy taksówkę, hotel, kupujemy bilet na samolot, zdobywamy wiedzę.
To jest emanacja na poziom jednostki tej globalnej inteligencji.
Jest pan wrogiem Unii Europejskiej?
– Tak, jestem. I powiem to brutalnie: szczerze uważam, że obecnie to jest struktura rakowa. Bo obecnie Unii tak naprawdę nie ma. Jest zdefragmentaryzowana.
Prowadzę biznes w wielu europejskich krajach i w każdym kraju jest zupełnie inne prawo pracy. Inne urlopy, chorobowe, procedury zwolnień, inne prawo dotyczące kobiet w ciąży. Musimy się zjednoczyć, aby stawić czoło USA i Azji.
To pan nie jest przeciwnikiem Unii, tylko federalistą...
– Jestem jej przeciwnikiem w obecnej postaci, bo skoro już mamy Unię Europejską, to powinniśmy ujednolicić podatki, aby były takie same, prawo pracy, aby było takie samo, i mieć identyczne prawo gospodarcze.
A teraz zupełnie inaczej wygląda podpisywanie umów w Niemczech, inaczej w Polsce, Hiszpanii czy we Francji. A w Stanach Zjednoczonych? Akt założenia firmy to jest jedna strona. I my, Europa, mamy z nimi rywalizować?
Inny przykład: jak ja startuję do przetargu w Niemczech dla sieci handlowej, to dla nich nie ma znaczenia, że zrobiłem podobną inwestycję w Hiszpanii czy w Anglii. Dla nich się liczy to, co zrobiłem w Niemczech. To jest wielki problem Europy, że nie ma jednego wspólnego rynku.
I przez takie problemy nie ma dziś żadnej wielkiej firmy europejskiej.
Jak to nie ma?
– Przygotowałem cyferki, żeby panom uzmysłowić, jak to się przekłada na rzeczywistość. Nie ma raczej wątpliwości, że o gospodarczej przyszłości świata będzie decydować e-commerce. Czyli firmy wykorzystujące środki i urządzenia elektroniczne: komórki, internet, telewizję, w celu zawarcia transakcji handlowej.
Największą na świecie firmą e-commerce’ową jest Amazon, który w 2015 roku miał 79 miliardów dolarów przychodów. Druga największa firma tego typu była w 2015 roku w Chinach. To JD.com, który ma przychody w granicach 26 miliardów dolarów. Ostatnio JD.com wyprzedziła kolejna chińska firma Alibaba. Obie mają porównywalne przychody.
Dla porównania – największa firma europejska, niemieckie Otto GmbH, którą większość Polaków kojarzy z katalogów z ubraniami wysyłanych do domów, ma 7 miliardów dolarów przychodów. To ponad 10 razy mniej od Amazona. Kolejna niemiecka e-firma Zalando w 2015 miała już tylko 3 miliardy dolarów przychodów. Dlaczego? Bo Amazon działa na 360-milionowym amerykańskim, potężnym, wspólnym rynku, gdzie nie ma głupich regulacji. Natomiast Otto działa tylko w Niemczech, a Zalando na przeregulowanym rynku europejskim.
Przychody to nie wszystko.
– Owszem. Ale aby rozwijać ofertę, trzeba zrobić zysk. Jako Comarch mogę wyskrobać co roku 50 milionów euro na innowacje. Dla Amazona 5 miliardów dolarów to jest mało. Oni mają efekt skali, my nie. Jeśli wymyślisz fajny produkt w Stanach, to masz od razu 360 milionów klientów. Wymyślisz coś fajnego w Europie, to masz maksimum 80 milionów w Niemczech.
To się nie skaluje. Nie naskrobiesz dostatecznie dużo zysku, aby iść dalej.
Dlatego powtarzam: przegrywamy wyścig globalny. Europa go przegrywa i Comarch też go przegrywa. Bo ja muszę w każdym kraju w Europie od nowa zaczynać biznes, w każdym kraju ponosić koszty na rozwój biznesu, co mi zajmuje bardzo dużo czasu.
W Stanach mamy trzy telekomy na rynku 360-milionowym. W Europie, na podobnym rynku, urząd regulacyjny bardzo broni, aby telekomy się nie łączyły. Co to oznacza? Wszystkie europejskie telekomy, nawet te największe, nie mają pieniędzy, by inwestować w innowacje.
Unijne urzędy tłumaczą, że działają dla dobra klienta. Bo jakby pozwalali łączyć się koncernom, to skończyłaby się konkurencja i ceny poszłyby do góry.
– Ale ja myślę właśnie o dobru klienta! Co z tego, że mamy kilkuset operatorów, skoro żaden z nich nie jest w stanie wytworzyć masy krytycznej, aby przetrwać dłużej. Gdyby były dwa, trzy duże telekomy na kontynencie, mogłyby stworzyć system płatności elektronicznych, który stałby się w Europie standardem. A tak mamy kilkaset takich systemów.
I co w tym złego, że jest ich kilkaset?
– Moment, dokończę. W Chinach jest wszędzie system Alibaby: Alipay. I każdy bank, każda placówka usługowa musi być do tego systemu podłączona. Firmy energetyczne, banki, przedsiębiorstwa wodno-kanalizacyjne i gazownie, wszyscy. Efekt jest taki, że nawet na straganie można płacić Alipay. Klient się o nic nie martwi.
W Chinach ma pan I sekretarza, który nakazuje pewne rozwiązania, i firmy się do niego stosują. Bo muszą.
– Ale to działa, bo tylko wtedy są pieniądze na innowacje i ekspansje. Bo Alipay ma skalę i co za tym idzie, jest dużo tańszy niż inne systemy.
Chce pan, aby w Polsce czy Europie też był taki I sekretarz, który nakaże wprowadzić jeden system płatności?
– Chcę tylko pokazać, że przy obecnym przeregulowanym rynku europejskim nie mamy szans na konkurencję z Chinami i ze Stanami. Unia zabrania łączenia firm? Proszę bardzo. Tylko co staje się teraz standardem płatności w Europie? Amerykańskie Google Pay i Apple Pay. Na naszych oczach odbywa się nowa kolonizacja, tyle że informatyczna.
Pan podkreśla, że największym pana wrogiem jest Amazon. Dlaczego?
– Czekałem na to pytanie.
O ekonomii świata decydują obecnie trzy rzeczy. Decyduje handel, czyli ten, kto to realnie sprzedaje klientowi końcowemu, technologia informatyczna i logistyka. Bo wyprodukować każdy potrafi. I w tych trzech dziedzinach Amazon jest największy na świecie.
Ma 40 procent handlu elektronicznego na świecie, ma 40 procent technologii informatycznych, czyli chmury IT, i ma największą sieć logistyczną na świecie, gdzie prace wykonuje ponad 100 tysięcy robotów.
Za 750 milionów dolarów kupili firmę, która je robi. I nie sprzedają tych robotów, tylko wykorzystują na własne potrzeby. Nazywa się to Amazon Robotics.
Oczywiście jeszcze jest Walmart i Apple, ale Amazon jest największy. A co robi teraz Amazon? Buduje centra logistyczne w całej Europie. Dziś jedyną szansę konkurowania z nim mają Chińczycy. Którzy co robią? Kupują udziały w firmach niemieckich. Ostatnio kupili np. udziały Mercedesa. Dla Niemców było to szokiem kulturowym, ale niewiele zrobili, aby temu się sprzeciwić. Wcześniej ci sami Chińczycy kupili udziały Volvo. Oni zmieniają strategię. 10 lat temu kupowali firmy technologiczne, ale upadające np. na skutek złego zarządzania. Teraz kupują już firmy w dobrym stanie. Bardzo też inwestują w start-upy w Kalifornii. Mnie też w każdej chwili chętnie by kupili. Miałem takie rozmowy.
Sami jednak pilnują przed obcymi swojego rynku. Ich gospodarka jest bardzo autarchiczna. Gdybym chciał być tam obecny, musiałbym założyć spółkę z chińską firmą, na niekorzystnych warunkach.
Ale na tym polu rozegra się walka o przyszłość. Czyli o chmurę IT, sztuczną inteligencję i robotykę.
Rosja weźmie udział w tym wyścigu?
– Nie. To jest kraj duży terytorialnie, ale niewielki gospodarczo. Bardzo słaba ekonomia oparta na surowcach mineralnych. Nie potrafi nic wytworzyć.
Nie ma też kapitału ludzkiego. Proste porównanie: Rosja – 144 miliony mieszkańców, mała Japonia 127 milionów. Rosja jeszcze się liczy tylko dlatego, że ma broń nuklearną i tablicę Mendelejewa. I z tego żyje.
Są jakieś dziedziny, w których można się z Chinami czy Stanami ścigać?
– Mamy przewagę w ludziach. Azja nie potrafi robić informatyki. Koreańczycy, Chińczycy i Japończycy wyśmienicie potrafią robić elektronikę, programowanie dla urządzeń, które sterują telefonem, kamerą. Natomiast nie potrafią robić systemów informatycznych sterujących procesami biznesowymi. W tym my jesteśmy dobrzy.
Kolejna rzecz, na jaką stawiamy, to e-zdrowie.
Czyli?
– Pracujemy w Comarchu nad diagnozą algorytmiczną, która wkrótce będzie skuteczniejsza od diagnoz stawianych przez lekarzy. Dawniej do lekarza chodziła garstka ludzi, okresowo nikt się nie badał. Teraz coraz więcej ludzi chce się leczyć, a lekarzy nie jest więcej niż kiedyś. I chodzi o to, aby zapewnić opiekę medyczną dużej grupie osób coraz niższym kosztem.
A więc jesteśmy w stanie przebadać dużo więcej ludzi dużo mniejszym kosztem, bez konieczności wizyty pacjenta w gabinecie lekarskim. To jest sens e-zdrowia. Zainwestowaliśmy w ten projekt już 100 milionów euro. Pracuje nad nim 500 osób. Problem w tym, że w większości krajów Europy, w tym w Polsce, nie ma finansowania tego typu świadczeń przez państwo. Na bazie zdalnych pomiarów nie można też wystawić recepty. Zabrania tego prawo. Trzeba osobiście pacjenta zbadać. Stan prawny nie nadąża za technologią
To po co zainwestował pan w e-zdrowie 100 milionów euro, jak prawo się nie zmieniło?
– Bo w końcu musi się zmienić. Sztuczna inteligencja będzie równie skuteczna jak lekarze, a może nawet lepsza. Jeśli będzie miała dostęp do dużej bazy danych dokumentacji medycznej setek tysięcy pacjentów.
Tak będzie już niedługo.
Niedługo, czyli kiedy?
– Za pięć-dziesięć lat.
A co z Europą?
– Będzie wielkim muzeum, gdzie będzie się przyjeżdżać na wycieczki.
http://wyborcza.pl/7,155287,23791620,janusz-filipiak-dzis-pracownik-jest-panem.html
Biedny Generał, gdyby żył w czasach Schindlera to by dopiero pokazał tym złym pracownikom. ;)
A na poważnie, to ciekawy wywiad i tak sobie myślę ile dobrego ten człowiek mógłby zrobić gdyby nie marnował swojego cennego czasu (7200/h) na prezesowanie Cracovii.
Byłby k....a świętym
[quote='sterby' pid='1332779' dateline='1534790597']
Biedny Generał, gdyby żył w czasach Schindlera to by dopiero pokazał tym złym pracownikom. ;)
A na poważnie, to ciekawy wywiad i tak sobie myślę ile dobrego ten człowiek mógłby zrobić gdyby nie marnował swojego cennego czasu (7200/h) na prezesowanie Cracovii.
[/quote]
Przecież nie marnuje :D
On go nie marnuje , on go w swym mniemaniu poświęca, w korpomowie-traci.
[quote]Kto dokładnie ich psuje?
– Duże zachodnie korporacje. Proponują ludziom więcej pieniędzy i ściągają do siebie, do swoich krajów. Najgorzej, że nic od nich nie wymagają.
To im się to opłaca?
– Nie.
To po co to robią?
– Bo nie są za mądrzy. I tylko dlatego, że zachodnie firmy informatyczne nie są za mądre, moja firma, która jest dużo słabsza kapitałowo, ma przestrzeń do wzrostu. To częsta choroba wśród tamtejszych korporacji, nie tylko z mojej branży. Są niewydajne.[/quote]
To dlaczego Cracovia tak działa? Skoro Comarch jest tak mądry, to czemu Comarchovia jest tak głupia?
teraz zamiast zachodnie firmy podstaw słowo "inne kluby" i zrozumiesz tok rozumowania Filipiaka
[quote='Merol' pid='1332814' dateline='1534800250']
Byłby k....a świętym
[/quote]
A nie jest?!
Przecież był na sektorówce obok ...Papieża ! ::): ) :)
Cześć, wygląda na to, że interesuje Cię ten temat!
Kiedy utworzysz konto, będziemy w stanie zapamiętać dokładnie to, co przeczytałeś, dzięki czemu możesz kontynuować dokładnie w miejscu, w którym skończyłeś. Otrzymasz również powiadomienia, gdy ktoś Ci odpowie. Możesz także użyć „Lubię to”, aby wyrazić swoje uznanie. Kliknij przycisk poniżej, aby utworzyć konto!
Aktualnie przeglądający (1 użytkowników)
Goście (1)