[quote='STARA HUTA 82' pid='1428706' dateline='1585300998']
Dynamika wzrostu zachorowań wg moich obliczeń. za https://gisanddata.maps.arcgis.com/apps/...7b48e9ecf6
Jak szybko dany kraj miał/wykrył 1000 zachorowań od pacjenta 0
POLSKA 22 dni 04.03 - 25.03
WŁOCHY 30 dni 31.01 - 29.02
HISZPANIA 38 dni 01.02 - 09.03
USA 50 dni 22.01 - 11.03
Jeżeli testów nie braknie i lekarzy i innego personelu... Pomijając, że i tak testów na milion robimy mało... to:
Skoro dzienny przyrost to około 20% to jakieś 100 tysięcy chorych będzie za 3 tygodnie czyli w 55 dniu od pacjenta 0. Czyli o jakieś 25 tysięcy więcej niż w tym samym okresie we Włoszech.
[/quote]
Te statystyki przeczą temu, że w Polsce radzimy sobie z wirusem nieźle. Ciekawe, jaka jest szansa, żeby jednak przyhamować przyrost zarażeń. Wydaje się, że presja społeczna i dokładanie wszselkich starań jest niewystarczające.
-
-
Koronawirus...
- Edytowany
Dziwi mnie, że znajdują się w ogóle takie jednostki jak rrr1. Proponuję wszystkim socjalistom żeby najpierw oddali swoje pieniądze biednym w swoim otoczeniu. Dopiero wtedy będą mieli moralne prawo wypowiadać się w takim tonie. Oczywiście ŻADEN tego nie zrobi, bo najłatwiej dysponuje się CUDZYMI pieniędzmi. Popieranie ustawowego złodziejstwa i totalitaryzmu (bo socjalizm bez totalitaryzmu nie jest możliwy) łączy się u tych osobników ze ślepą wiarą w to, że jakiś człowiek lub grupka ludzi może kierować rynkiem w taki sposób żeby było dobrze (cóż za obrzydliwa naiwność, fuj), narzucić ludziom swoją wizję sprawiedliwości, która uderza w elementarną sprawiedliwość (rzekomo dla dobra wszystkich, o ja prdl) i musi kłamać i konfabulować kiedy trzeba uzasadnić swoje zdanie. Brzydzę się takim zestawem cech. Podziwiam sterby, że chciało Ci się pisać tak długi post do kolesia, który nie ma szans go zrozumieć. Btw, jak można w ogóle porównywać kraje skandynawskie do pozostałych? To jest całkowita nieznajomość geopolityki.
Na dziś optymalnym systemem jest wolny rynek koordynowany przez państwo w calu usuwania bieżących zagrożeń, których rynek sam by nie uregulował. Zwrócenie się w stronę wolności jest nieuniknione, bo socjaldemokratyczna Europa i USA właśnie upadły/upadają na naszych oczach. I bardzo dobrze. Socjalizm to dyktatura, a każda musi w końcu upaść.
Słusznie Miszczu zauważył, że wolny rynek nie jest pozbawiony wad (czytaj: nie ma idealnego wolnego rynku). Uczą się o tym studenci (albo i licealiści) na I roku. To podstawowa wiedza ekonomiczna i wiara w to, że wszystko się samowyreguluje jest straszna naiwnością.
PS. Żeby było jasne: rzygam na komunizm, marksizm i socjalizm.
Załoga lotniskowca USS Theodor Roosevelt poddana kwarantannie z powodu koronawirusa:
https://menway.interia.pl/militaria/news-uss-theodor-roosevelt-zaloga-najpotezniejszego-okretu-swiata,nId,4406171
Na interii piszą też, że Boris Johnson zaraził się koronawirusem.
- Edytowany
Socjalizm wymyslil polityk, nie naukowiec . Naukowiec najpierw eksperymentowalby na szczurach.
R.Reagan
Szacunek Sterby za merytoryczny wpis, aczkolwiek ani ja ani ty za swojego życia nie dowiemy się czy lepszy jest socjalizm czy kapitalizm. Możemy jedynie zobaczyć na dane historyczne, ale to że coś się sprawdzało w czasach rewolucji przemysłowej i dużo mniejszego poziomu skomplikowania świata, nie znaczy że sprawdza się teraz.
Na dzień dzisiejszy możemy się jedynie cieszyć że niezależnie kto nami rządził przez ostatnie 30 lat a było kilka partii ze skrajnymi poglądami, to dzięki pracowitości Polaków cały czas sytuacja gospodarcza w kraju się poprawiała i miejmy nadzieję że po zamieszaniu z koronawirusem dalej będzie się poprawiać.
[align=justify]Matematyczny model rozwoju epidemii. Prof. Lipniacki: "Podążamy włoską ścieżką"
- Nie możemy oczekiwać, że przebieg pandemii będzie u nas taki jak w Chinach, nie podejmując równie drastycznych środków, jakie podjęły Chiny. To jest myślenie magiczne. Ale sam mam trochę nadziei, że nie mam racji - mówi nam prof. Tomasz Lipniacki, szef pracowni modelowania w biologii i medycynie IPPT PAN.
Irena Cieślińska: Co matematycy mogą wiedzieć o epidemii?
- Z perspektywy modelowania najważniejsze dane, na których można się oprzeć, to doniesienia o rosnącej liczbie zidentyfikowanych zakażonych.
Na ile szybko choroba się rozprzestrzenia, zależy od zakaźliwości samego wirusa i od natury, czy raczej kultury ludzi z danego obszaru – od tego, jak gęsto jest on zaludniony i jakie zwyczaje mają jego mieszkańcy, czy jedzą poza domem, całują się na powitanie, jak daleko stoją od siebie, rozmawiając itd.
Choroba rozprzestrzenia się wtedy, kiedy jeden chory zakaża więcej niż jedną osobę. Łatwo to sobie wyobrazić: jeśli chory zakaża dwóch innych, a każdy z nich zakazi kolejnych dwóch, epidemia szerzy się wykładniczo. Tempo wzrostu zależy jeszcze od okresu inkubacji wirusa, który określa minimalny czas pomiędzy zakażeniem „dawcy” i „biorcy”.
Ponieważ nie możemy zmienić natury samego wirusa, żeby powstrzymać epidemię, musimy ograniczyć liczbę kontaktów międzyludzkich lub szybciej izolować zakażone osoby.
Na jak drastyczne ograniczenia trzeba się zdecydować, żeby odnieść sukces w walce z epidemią?
- Z naszych szacunków wynika, że Chińczycy ograniczyli liczbę kontaktów 30-krotnie. W początkowym okresie w Chinach liczba zidentyfikowanych zakażonych przyrastała o 40 proc. dziennie, czyli podwajała się co dwa dni; 10 dni po wprowadzeniu kwarantanny (23 stycznia) przestała rosnąć.
To były niezwykle surowe zasady, którymi objęto ponad 50 mln ludzi.
- Chińczycy siedzieli w domach przez dwa miesiące, nie chodzili do pracy, jedna osoba z rodziny mogła wyjść raz na dwa-trzy dni, i to tylko po to, żeby zrobić zakupy. Wszyscy w maskach.
Proszę to porównać z tym, co się działo we Włoszech. Tam początkowy przyrost zdiagnozowanych chorych sięgał (od 21 do 28 lutego) 50 proc. dziennie. W efekcie coraz ostrzejszych ograniczeń zaczął maleć i obecnie wynosi poniżej 10 proc. (dane z 22-26 marca), a liczba dziennych przypadków przestała rosnąć.
Matematycznie oznacza to tyle, że Włosi zredukowali średnią liczbę kontaktów ponadsześciokrotnie. Trzeba pamiętać, że kiedy mówimy o zdiagnozowanych chorych, opisujemy tak naprawdę infekcje sprzed trzech-siedmiu dni, a zatem jest prawdopodobne, że wzrost infekcji we Włoszech już wyhamował.
Daleko jednak Włochom do restrykcji przyjętych przez Chińczyków. Cóż, w północnych Włoszech najpierw zamknęli bary, ale... dopiero od godz. 18, teraz ograniczenia są znacznie ostrzejsze, choć nadal nie takie jak w prowincji Wuhan w ciągu ponaddwumiesięcznej kwarantanny.
Nasz model pozwala policzyć, ile razy trzeba ograniczyć liczbę kontaktów, żeby wychodząc z danego wzrostu dziennych zachorowań, doprowadzić do tego, żeby liczba nowych infekcji zaczęła spadać.
Oczywiście to nie nastąpi natychmiast. Ponieważ czas inkubacji wirusa wynosi około pięciu dni, to na efekt kwarantanny trzeba poczekać około dziesięciu dni. Po pierwsze dlatego, że jako chore ujawniają się osoby zakażone trzy-siedem dni przed wprowadzeniem ograniczeń, a po drugie, jeśli ktoś podlega kwarantannie, to nadal może zakazić pozostałych domowników, więc jedną rundę przekazywania infekcji można zrobić w domu.
Co możemy stwierdzić, kiedy przyłożymy ten model do sytuacji w Polsce?
- Przede wszystkim widać, że w niemal wszystkich krajach europejskich i w Ameryce choroba rozwija się mniej więcej z podobną dynamiką. W Polsce początek jest łagodniejszy, tempo przyrostu chorych jest nieznacznie mniejsze, ale też przyjęte przez nas dotychczasowe ograniczenia nie spowodują, że epidemia się zatrzyma. Będziemy więc prawdopodobnie podążali podobną trajektorią jak Włosi.
A czy ten nasz łagodniejszy, jak to pan ujmuje, początek nie wynika aby z tego, że nie doszacowujemy liczby nowych zakażeń? Mówiąc wprost – wykonujemy ciągle dość mało testów, żeby wykryć wszystkich chorych?
- Dla modelu to nie ma wielkiego znaczenia. To, czego potrzebujemy do naszych obliczeń, to nie tyle sama liczba zakażonych, ile tempo powiększania się tej liczby. Z naszego modelu wynika, że jeśli w fazie wzrostu epidemii jedna osoba zakaża średnio 10 osób, to liczba niezidentyfikowanych przypadków dziewięciokrotnie przekracza liczbę tych mających objawy lub będących po przejściu choroby.
Słowem, to, co wykrywamy, to jest tylko wierzchołek góry lodowej. Ale ten wierzchołek przyrasta w takim samym tempie jak sama góra.
W modelach epidemiologicznych kluczową wielkością jest bazowa liczba reprodukcyjna mówiąca o średniej liczbie osób, które zakaziły się od jednej zainfekowanej osoby. Zależy ona od wirusa, ale też jest tym większa, im więcej kontaktów utrzymuje dana społeczność, i tym mniejsza, im szybciej zakażone osoby poddawane są kwarantannie. I ten drugi czynnik zależy oczywiście od liczby robionych testów.
Więc jak się zacznie robić więcej testów, to faktycznie uda się odizolować dużo osób, ale też dzięki tej izolacji wzrost zachorowań wyhamuje.
Niemożliwa jest jednak sytuacja, w której w dłuższym czasie mamy powolny wzrost zachorowań i bardzo dużo niezidentyfikowanych przypadków.
Czy opierając się na waszym modelu, można stwierdzić, ile jeszcze czasu potrwa pandemia i ile osób zostanie zakażonych?
- Europa patrzy na historię epidemii w Chinach i dochodzi do wniosku, że „u nas skończy się to tak samo”. Ale przecież restrykcje wprowadzone w Chinach były nieporównywalnie ostrzejsze.
Restrykcje w Europie spowalniają wzrost, ale są niewystarczające, aby epidemię zatrzymać, a tym bardziej doprowadzić do znaczącego spadku liczby dziennych zachorowań.
Od stanu, w którym liczba dziennych przypadków nie rośnie, do stanu, w którym spada o 10 proc. dziennie (tak jak spadała w Chinach od 3 lutego przez miesiąc), daleka droga – z naszych wyliczeń wynika, że trzeba jeszcze ograniczyć kontakty trzykrotnie!
Wygląda na to, że w Europie sytuacja wymknęła się spod kontroli. Jest za późno. Cokolwiek by zrobić, w Europie (mniej ludnej niż Chiny) liczba przypadków przekroczy kilka milionów. I nawet jeśli wprowadzi się drastyczną kwarantannę, trzeba będzie ją bardzo długo utrzymywać, prowadząc wspólną europejską politykę, aż epidemia wycofa się na tyle, by można było rozluźnić zakazy (w Chinach część z nich jeszcze obowiązuje).
Skoro zatrzymanie epidemii nie jest możliwe, może wystarczy łagodzić jej postępy?
- Takie rozważania pojawiły się ostatnio w debacie publicznej: że należy łagodzić epidemię tak, by szczyt zachorowań nie przekraczał wydolności służby zdrowia. To jest naszym zdaniem zupełnie nierealistyczne.
Policzyliśmy to dla 50-milionowego kraju. Gdyby liczba nowych zakażeń przyrastała w tempie 10 proc. dziennie, w szczycie epidemii należałoby się spodziewać miliona nowych przypadków jednego dnia! A w bardziej optymistycznym wariancie wypłaszczenia, gdy przyrost wynosi zaledwie 5 proc. – w czasie szczytu będzie dziennie do 300 tys. nowych chorych.
To jest całkowicie poza możliwościami jakiejkolwiek służby zdrowia. Przy czym należy pamiętać, że wyhamowywanie epidemii odsuwa też moment, w którym szczyt przychodzi. I jeśli chcemy się nastawić na ten wolniejszy wzrost, to na szczyt epidemii czekać trzeba by osiem miesięcy. Ale żeby taki wolny, pięcioprocentowy wzrost utrzymać, przez cały czas trwać musi kwarantanna.
Osiem miesięcy kwarantanny, tak?
- Tak, osiem miesięcy ograniczeń porównywalnych do tych, które są aktualnie we Włoszech, gdzie tempo wzrostu spadło poniżej 10 proc. Możemy też się starać przewidzieć, ilu ludzi będzie zakażonych w najgorszym tygodniu i w najgorszym miesiącu, sumarycznie. Przy wzroście 10-proc. jest to połowa społeczeństwa.
Jak na dłoni widać, że nie stoimy przed wyborem, czy nasza służba zdrowia temu podoła, czy nie. Widać, że to jest nie do ogarnięcia.
Ale te modele, o których w tej chwili rozmawiamy, nie biorą pod uwagę pewnego ważnego dla ludzkich społeczeństw czynnika, mianowicie czynnika strachu.
Strachu?
- Zaproponowaliśmy takie dwa scenariusze, w których uwzględniamy to, że ludzie w pewnym momencie niezależnie od zakazów zaczynają się też po prostu bać. Bo na początku, kiedy zakażeń jest mało, są tacy, którzy myślą sobie: „Cóż, szansa, że coś mi się stanie, jeśli wyskoczę z kolegami na piwo, jest żadna”. I idą na to piwo, co powoduje wykładniczy wzrost epidemii. Ale od pewnego momentu, gdy widzą, że tu i tam ktoś umiera, stwierdzają: „Kurczę, robi się faktycznie niebezpiecznie, trzeba siedzieć w domu albo przynajmniej kontaktować się tylko z dwoma osobami, i to na Skypie”.
Przyjęliśmy zatem, że istnieje pewna liczba dziennych zachorowań H, przy której dobrowolnie ograniczamy kontakty dwukrotnie.
Model strachu sprawdza się we Włoszech?
- Przyjęliśmy w poglądowej symulacji, że H = 10 tys. Na razie nowych zachorowań dziennie jest tam jeszcze ciągle mniej, około 5 tys. Ale może już Włosi zaczynają się trochę bać, ulice na webkamerach wydają się opustoszałe.
Nie znam też dobrze Włochów, choć dwoje pracuje w moim laboratorium. Mój znajomy Franco, który mieszka w małej miejscowości w prowincji Emilia-Romania, w czasie gdy kwarantanna była już niby-ścisła, pojechał kupić sobie płyn do e-papierosa. Zatrzymali go na blokadzie i wtedy Franco stwierdził, że jeśli się przyzna, po co naprawdę jedzie, to go nie puszczą, bo to nie jest żaden poważny powód, a w dodatku w takiej sytuacji najlepiej jest przestać palić. Powiedział więc, że jedzie po dobrą rybę, bo w sklepie obok żadnej porządnej nie można kupić, więc konieczna jest wyprawa do portu. No to go puścili.
Oczywiście to, kiedy ludzie zaczynają się bać, zależy od kraju. Są takie, w których akceptuje się większe ryzyko. Liczba zabójstw w Brazylii jest w przeliczeniu na mieszkańca przynajmniej 50 razy wyższa niż w Polsce. Gdybyśmy w Polsce nagle osiągnęli taki poziom, tobyśmy przestali wychodzić z domu. A Brazylijczycy wychodzą.
Patrzę na wasze symulacje i widzę, że liczba dziennych zachorowań się stabilizuje, a potem wolno opada w ciągu kilku lat. Jakoś nie potrafię sobie wyobrazić pięciu lat strachu i zamknięcia w domu.
- Chciałbym zastrzec, że to nie jest coś, co proponuję. To jest z naszej strony tylko próba zrozumienia i opisania tego, co się dzieje i może się stać. I proszę zauważyć, że to wcale nie jest sytuacja beznadziejna w tym sensie, że przy uwzględnieniu czynnika strachu nie mamy już do czynienia z milionem nowych chorych dziennie, tylko z 20 tys. A po jakimś czasie ludzie przechodzą przez chorobę i stają się odporni, stąd ten wolny spadek liczby zachorowań.
Ale i tak służby medyczne nie są w stanie sobie z tym poradzić w żaden sposób.
- A jak może być inaczej? W Polsce mamy 38 mln ludzi, jeśli połowa miałaby zachorować, a dziennie zakażałoby się 50 tys. ludzi, to trwałoby to trochę ponad rok. Zatem nawet gdyby rozciągnąć epidemię na cały rok, to wciąż jest to poza możliwościami służby zdrowia. Jak spłaszczymy szczyt epidemii do 10 tys. przypadków dziennie, to z kolei rozciągniemy stan epidemiczny wymagający kwarantanny na pięć lat! Jest jednak duża szansa, że w tym czasie zostanie wymyślona i rozpowszechniona szczepionka.
Pięciu lat to ja w zamknięciu na pewno nie wytrzymam.
- To też biorą pod uwagę nasze modele! Można sobie powiedzieć tak: ludzie się przestraszyli i przestali wychodzić. Ale siedzą w domu miesiąc, drugi, trzeci i mówią: „Jest beznadziejnie, ale nie wygląda, żeby cokolwiek miało się zmienić, a jakoś trzeba żyć i zarabiać!”. Innymi słowy, zagrożenie powszednieje.
Z jednej strony mamy więc czynnik strachu, a z drugiej - ludzie zaczynają akceptować coraz wyższy poziom ryzyka. Tak było z hiszpanką i to prowadziło do kolejnych fal epidemii. Już się wydawało, że przygasa, ludzie się ośmielali, zaczynali mieć więcej kontaktów i epidemia wracała. I tak to trwało dwa lata, póki znaczna część populacji jej nie przechorowała i się nie uodporniła.
Dlatego najbardziej prawdopodobny scenariusz jest taki, że strach powstrzyma tempo epidemii, ale będzie ona nawracać falami po tym, jak ludzie i rządy będą się oswajać z ryzykiem. Młodzi ludzie, którzy mają najwięcej kontaktów, będą też najbardziej skłonni do podejmowania ryzyka, co dodatkowo uodporni populację, bo ci, którzy potencjalnie mogą przekazać wirusa największej liczbie znajomych, po przechorowaniu staną się odporni.
Prawdę mówiąc, umawiając się na tę rozmowę, liczyłam, że usłyszę coś optymistycznego.
- Może powinniśmy spojrzeć na to z innej perspektywy. Z danych włoskich można aktualnie obliczyć, że śmiertelność wynosi 10 proc. (na dzień 26 marca - 8 tys. śmierci na 80 tys. przypadków), ale prawdopodobnie liczba zakażeń jest znacznie większa (co zmniejsza rzeczywistą śmiertelność), tylko część ludzi albo wcale nie ma objawów, albo ma, ale niezagrażające życiu, i po paru próbach rezygnuje z dzwonienia do szpitala.
Te osoby po przejściu choroby nabywają odporność, co przyczynia się do spowolnienia epidemii. Nikt nie wie zatem, jaka część populacji umrze, ale prawdopodobnie dużo mniej niż 10 proc.
Jeśli w ciągu dwóch lat epidemii z powodu koronawirusa umrze 2 proc. populacji, będzie to oznaczało podwojenie całkowitej śmiertelności, bo w większości krajów europejskich po prostu ze starości umiera prawie 1 proc. populacji rocznie (w Polsce w zeszłym roku 405 tys.). Zatem w czasie epidemii zgonów może być dwa razy więcej niż normalnie.
To jest oczywiście straszne, ale to jeszcze nie jest zapaść demograficzna. Chociaż przy takim poziomie zachorowań służba zdrowia byłaby sparaliżowana i jedyne, co byłaby pewnie w stanie robić, to wystawiać akty zgonu.
Najwyraźniej jesteśmy diametralnie odmienni w ocenie tego, czym jest optymizm! Odniosłam wrażenie, że prognozy innych zespołów nie są tak przygnębiające jak wasza.
- Różnica między naszymi symulacjami a wieloma innymi, które zebrane są na stronie Gabgoh.github.io/COVID/index.html, gdzie jest kalkulator pozwalający symulować rozwój epidemii przy różnych parametrach, jest taka, że my nieco inaczej i moim zdaniem bardziej realistycznie modelujemy rozkład czasu inkubacji wirusa, po którym zakażona osoba sama może zakażać innych.
Wszyscy są zgodni, że to zajmuje jakieś pięć dni.
- To prawda. Ale to, z czego ludzie nie do końca zdają sobie sprawę, to to, że dynamika epidemii bardzo silnie zależy od rozkładu tego czasu. Nie jest tak, że wszyscy zaczynają zakażać piątego dnia. Niektórzy zaczynają zakażać trzeciego dnia, inni po tygodniu. I ważne jest zarówno uwzględnienie średniej wartości czasu inkubacji, jak i jego rozkładu. Przyjęliśmy taki rozkład, dla którego nie ma prawie zupełnie szans, że ktoś przekaże wirusa w ciągu pierwszych dwóch dni po zakażeniu.
To się wydaje zgodne z danymi epidemiologicznymi. Inne modele na skutek pewnego uproszczenia dopuszczają możliwość niemal natychmiastowego zakażenia i to zmienia dynamikę epidemii. W rezultacie z tych samych danych epidemiologicznych my otrzymujemy dwukrotnie wyższe oszacowanie liczby ludzi zakażanych przez jednego chorego.
Pamiętam – to jest bazowa liczba reprodukcyjna. Gdy jest większa niż jeden – liczba chorych rośnie. Mniejsza niż jeden – epidemia wygasa.
- Otóż to. Wiedząc, ile osób zakaża jeden chory, można oszacować, jak mocno trzeba ograniczyć kontakty międzyludzkie, żeby ten wskaźnik spadł poniżej jedności. Z naszych szacunków wynika, że dla swobodnie rozwijającej się epidemii, czyli gdy liczba zachorowań rośnie o 40 proc. dziennie, tj. podwaja się co dwa dni, liczba reprodukcyjna jest bliska 10.
W Polsce w ciągu ostatniego tygodnia (19-26 marca) liczba zachorowań wzrosła z 355 do 1221, co oznacza średnie tempo wzrostu 23 proc. dziennie i daje aktualny współczynnik reprodukcji ok. czterech. Przy czym aktualny, to znaczy trzy-siedem dni temu, gdy zakażane były osoby, które dziś mają objawy.
Oznacza to konieczność dalszej kilkukrotnej redukcji kontaktów w celu powstrzymania epidemii i jeszcze większej redukcji, aby ją wygasić. Czyli w tym sensie faktycznie nasza prognoza jest mniej optymistyczna.
Ale może się okazać bardziej realistyczna.
- Wartość podstawowej liczby reprodukcyjnej to kluczowa informacja dla władz wskazująca, jak drastyczne środki trzeba podjąć. W Polsce naukowcy mają trudność z dotarciem do rządzących, ale Polska kopiuje to, co robią inni.
W Anglii czy Niemczech specjaliści od epidemiologii mają większy wpływ na to, co robi władza. I jeśli ci specjaliści są przekonani, że wystarczy obniżyć liczbę kontaktów pięciokrotnie, to proponują tylko takie środki, żeby to osiągnąć, jako że bardziej drastyczne są zabójcze dla gospodarki.
Zatem nie wykluczałbym, że ograniczenia, które wprowadzili Włosi, a które za nimi zastosowała Europa, były zbyt łagodne właśnie dlatego, że błędnie wyliczono podstawową liczbę reprodukcyjną.
Nie możemy oczekiwać, że przebieg pandemii będzie u nas taki jak w Chinach, nie podejmując równie drastycznych środków, jakie podjęły Chiny. To jest myślenie magiczne. Ale sam mam trochę nadziei, że nie mam racji.[/align]
https://wyborcza.pl/7,75400,25824141,matematyczny-model-rozwoju-epidemii-prof-lipniacki-ograniczenia.html
[quote='rrr1' pid='1428729' dateline='1585318773']
Szacunek Sterby za merytoryczny wpis, aczkolwiek ani ja ani ty za swojego życia nie dowiemy się czy lepszy jest socjalizm czy kapitalizm.
[/quote]
:D jesteś gościu niereformowalny. Nie rozumiesz najprostszych argumentów, które to rozstrzygnęły. Poprawnie byłoby jakbyś napisał, że Ty nie dowiesz się tego za swojego życia.
[quote]
Możemy jedynie zobaczyć na dane historyczne, ale to że coś się sprawdzało w czasach rewolucji przemysłowej i dużo mniejszego poziomu skomplikowania świata, nie znaczy że sprawdza się teraz.
[/quote]
Tym bardziej się nie sprawdzi w bardziej skomplikowanym świecie, skoro w prostszym [b]okazało się, [/b]że takie zadanie przerasta KAŻDĄ władzę. Wystarczy umieć liczyć żeby znać odpowiedź.
[quote]
Na dzień dzisiejszy możemy się jedynie cieszyć że niezależnie kto nami rządził przez ostatnie 30 lat a było kilka partii ze skrajnymi poglądami, to [u]dzięki pracowitości Polaków cały czas sytuacja gospodarcza w kraju się poprawiała[/u] i miejmy nadzieję że po zamieszaniu z koronawirusem dalej będzie się poprawiać.
[/quote]
:D ten podkreślony fragment też miażdży
- Edytowany
Miszczu to raczej ty jesteś niereformowalny. Zatrzymałeś się w dawnych czasach i nie zauważyłeś że świat pędzi do przodu. Nie zastanawiałeś się nad tym że za kilka lat wejdzie sztuczna inteligencja, zaawansowana robotyka i kilka tysięcy ludzi nie będzie musiało pracować. Poza tym mimowolnie wielu ludzi nie będzie pracować, bo obecne młode pokolenie będzie spokojnie dożywało do setki o ile nie drugie tyle jeśli medycyna będzie się rozwijała tak dynamicznie. W takim wypadku pracował będzie jedynie ułamek społeczeństwa i obecne systemy polityczne mogą być co najwyżej niewydolne.
Nie wiem też czemu śmieszy cię podkreślony fragment. Nie wiem czy zauważyłeś ale nasz kraj rozwija się najszybciej w Europie Środkowej i to od 30 lat niezależnie od opcji politycznej. Zobacz ile korporacji przenosi się do Krakowa, Warszawy, Wrocławia. Już dawno nie chodzi o tanią siłę roboczą ale po prostu jesteśmy dużo wydajniejsi niż przeciętny Amerykanin, Brytyjczyk czy Niemiec.
Poza tym za chwilę możemy mieć u nas w kraju miliony Włochów i Hiszpanów, którzy będą uciekać do krajów z przyszłością w momencie jak gospodarka u nich po koronawirusie zacznie się zawalać.
rrr1 - nie umiesz odpowiedzieć na argumenty, więc atakujesz ad personam i to w dodatku kompletnie bez sensu, bo nie zatrzymałem się w żadnych dawnych czasach. Często zastanawiałem się nad sztuczną inteligencją. Co to ma do rzeczy? Jakbyś pomyślał przez chwilkę, to wiedziałbyś, że ona uniemożliwi socjalizm, kapitalizm i komunę i całkowicie odmieni życie wszystkich ludzi. Dlatego nie jest to argument w dyskusji. Argumenty podało Ci kilka osób, to się nie odniosłeś. Piszemy o tu i teraz, a nie o tym co będzie za 20-50 lat. Zamiast wycofać się z bzdur, manipulujesz rozmową jak nastolatek. Nie rozśmieszaj mnie z tym rozwojem. Po okresie komuny rozwój jest nieunikniony, ale jest on u nas strasznie hamowany. Powinien być dużo większy, więc nie można cieszyć się z tego, że w ogóle jest.
- Edytowany
Dają Wam coś te sprzeczki i wymądrzanie się jeden przed drugim? Nie można uznać, że każdy ma prawo do własnego zdania, szanować się, nie obrażać, wspierać i wzajemnie "coś" budować?
Człowiek idzie do sklepu - ludzie kłócą się, ogląda telewizje - kłócą się, jedzie autem - jeden drugiego nie puści, wchodzi na forum które łączy daną grupę - a tu też się kłócą, w pracy - kłócą się. Rzygać się chce. Naród skłócony jest coraz słabszy.
Przecież jest spokojnie, chociaż wątek nie do końca odpowiedni, ale offtop jest często solą dyskusji ;;) Poza tym jest coś ważniejszego od prawa do własnego zdania - prawda. Własne zdanie można mieć na temat, w którym ludzie nie znają prawdy. Lubisz przedstawianie nieprawdy i nazywanie jej własnym zdaniem? W takim razie po co dyskutować? Dyskusja służy przecież poznaniu prawdy lub przedstawianiu jej komuś kto jej nie zna.
[quote='Brrr1' pid='1428735' dateline='1585326342']
Miszczu to raczej ty jesteś niereformowalny. Zatrzymałeś się w dawnych czasach i nie zauważyłeś że świat pędzi do przodu. Nie zastanawiałeś się nad tym że za kilka lat wejdzie sztuczna inteligencja, zaawansowana robotyka i kilka tysięcy ludzi nie będzie musiało pracować. Poza tym mimowolnie wielu ludzi nie będzie pracować, bo obecne młode pokolenie będzie spokojnie dożywało do setki o ile nie drugie tyle jeśli medycyna będzie się rozwijała tak dynamicznie. W takim wypadku pracował będzie jedynie ułamek społeczeństwa i obecne systemy polityczne mogą być co najwyżej niewydolne.
Nie wiem też czemu śmieszy cię podkreślony fragment. Nie wiem czy zauważyłeś ale nasz kraj rozwija się najszybciej w Europie Środkowej i to od 30 lat niezależnie od opcji politycznej. Zobacz ile korporacji przenosi się do Krakowa, Warszawy, Wrocławia. Już dawno nie chodzi o tanią siłę roboczą ale po prostu jesteśmy dużo wydajniejsi niż przeciętny Amerykanin, Brytyjczyk czy Niemiec.
Poza tym za chwilę możemy mieć u nas w kraju miliony Włochów i Hiszpanów, którzy będą uciekać do krajów z przyszłością w momencie jak gospodarka u nich po koronawirusie zacznie się zawalać.
[/quote]
"Socjalizm każdemu równo nosa utrze. Bogatych zdusi jutro, a biednych pojutrze"
Aleksander Fredro
Każda formacja społeczno-ekonomiczna ma swój początek i koniec. Nie ma żadnych podstaw q temu, by nie zastosować tego również do kapitalizmu. Za Komuny zarabialiśmy 4 razy mniej niż teraz i był syf, ale podejrzewam, że niektórym z nas przyjdzie żyć w kolejnej formacji. Oczywiście tacy ludzie jak rrr1 literalnie wygadują bzdury, tym niemniej nie można im odmówić tego, że świadomie bądź nie zwracają uwagę na pewne sprawy, które umykają naszej uwadze.
- Edytowany
Dobra Panowie, wracamy do tematu.
Stara Huta napisał:
[i]Jak szybko dany kraj miał/wykrył 1000 zachorowań od pacjenta 0:
POLSKA 22 dni 04.03 - 25.03
WŁOCHY 30 dni 31.01 - 29.02
HISZPANIA 38 dni 01.02 - 09.03
USA 50 dni 22.01 - 11.03[/i]
[b]A ja policzyłem na ile dany kraj wskoczył zachorowań po 9 dniach od poziomu 300 zdiagnozowanych pierwszych sztuk.
I wygląda to tak:
Polska - 1340
UK - 2626
Szwajcaria - 2742
Francja - 3661
Niemcy - 3675
Włochy - 3858
Hiszpania - 6391[/b]
Wynika z tego, że Hiszpania to będzie większe Kongo niż Włochy, a u nas nie jest wcale tak źle... Inna sprawa, że nie wiemy ile testów przypada na jeden wykryty przypadek.
- Edytowany
Liczba wykonanych testów od początku epidemii koronawirusa do danego dnia:
- Hiszpania – 355 000 (do 21 marca),
- Korea Południwa – 338 036 (do 23 marca),
- Włochy – 258 402 (do 22 marca),
- USA – 243 823 (do 23 marca),
- Niemcy – 167 000 (do 15 marca),
- Rosja – 143 519 (do 19 marca),
- Australia – 137 861 (do 23 marca),
- Wielka Brytania – 78 340 (do 22 marca),
- Norwegia – 61 252 (do 23 marca),
- Francja – 60 000 (do 22 marca),
- Belgia – 28 986 (do 23 marca),
- Austria – 23 429 (do 23 marca),
- Polska - 22 898 (do 24 marca),
- Czechy – 17 377 (do 23 marca),
- Białoruś – 16 000 (do 16 marca),
- Ukraina – 645 (do 23 marca).
W sobotę 21 marca hiszpański rząd ogłosił nabycie ponad 640 tys. testów i zapowiedział, że ich liczba wkrótce wzrośnie do miliona. Z informacji przekazanych przez Pedro Sancheza wynikało, że zakupionych zostanie kolejne sześć milionów zestawów. Dyrektor Instytytu Zdrowia Publicznego im. Karola III Hiszpańskiego Raquel Yotti mówiła wcześniej, że zestawy testów z nowej puli zaczną być dystrybuowane w sobotę. Rząd Hiszpanii podjął też próbę nabycia czterech robotów, które mogłoby zwiększyć pulę wykonywanych dziennie testów do 80 tysięcy. Wcześniejsze możliwości to 15-20 tys.
- Edytowany
Stara Huta,
Z Twoich danych przeliczyłem tylko Niemców (już 15 marca mieli wykonanych 167.000 testów) w stosunku do Polski (24 marca 22.898 testów) i wyszło:
Niemcy - ponad 28 testów na jeden wykryty przypadek - 15 marca mieli 5815 zakażonych osób
Polska - ponad 25 testów na wykryty przypadek - 24 marca mieliśmy 901 zakażonych osób
Edit:
Z rozpędu sprawdziłem Francuzów, którzy wykonali tylko niecałe... 4 testy na jeden przypadek.
Jak to skomentujecie?
Strona aktualizowana co 30 sekund z wszystkimi państwami, danymi i wykresami
https://corona-scanner.com/country/poland
- Edytowany
Najlepsza strona na świecie:
https://www.worldometers.info/coronavirus/
Edit:
Z obliczeń wynika, że co 4 dni przybywa nam 100% (tak jest od 7 dni)...
Czyli za 12 dni będziemy mieli ponad 11000 przypadków...
[quote='axe' pid='1428756' dateline='1585342427']
Stara Huta,
Z Twoich danych przeliczyłem tylko Niemców (już 15 marca mieli wykonanych 167.000 testów) w stosunku do Polski (24 marca 22.898 testów) i wyszło:
Niemcy - ponad 28 testów na jeden wykryty przypadek - 15 marca mieli 5815 zakażonych osób
Polska - ponad 25 testów na wykryty przypadek - 24 marca mieliśmy 901 zakażonych osób
Edit:
Z rozpędu sprawdziłem Francuzów, którzy wykonali tylko niecałe... 4 testy na jeden przypadek.
Jak to skomentujecie?
[/quote]
Że z testami na wirusa, jest jak z testem ciążowym …
… teraz "zdrowa" … a za 15 minut już "może kupować poza kolejnością"
:D
Cześć, wygląda na to, że interesuje Cię ten temat!
Kiedy utworzysz konto, będziemy w stanie zapamiętać dokładnie to, co przeczytałeś, dzięki czemu możesz kontynuować dokładnie w miejscu, w którym skończyłeś. Otrzymasz również powiadomienia, gdy ktoś Ci odpowie. Możesz także użyć „Lubię to”, aby wyrazić swoje uznanie. Kliknij przycisk poniżej, aby utworzyć konto!
Aktualnie przeglądający (1 użytkowników)
Goście (1)