[quote]#post1626707 No to oglądajmy wieczorem mecz czarno-arabów z Francji z tymi z Holandii. O puchar Europy. Albo można Allaha? Ja już nie wiem. :) masakra[/quote]
Wiem że to nie pasuje do lubianej przez niektórych narracji i psuje żarcik, ale na boisku nie ma żadnego araba.
No sporo kolorów jest, ale przy powszechnym dostępie do telewizji widok innego odcienia skóry nie powinien być już takim szokiem.
-
-
Reprezentacja Polski - MŚ, ME, LN - eliminacje oraz faza finałowa.
[img]https://cracovia.krakow.pl/uploads/media/2024-06/1-png-74465574.png[/img]
[img]https://cracovia.krakow.pl/uploads/media/2024-06/2-png-04496906.png[/img]
- Edytowany
No i chuja się Koledzy znacie na piłce, choć jesteście dobrymi kibicami.
Kibicowanie z natury rzeczy wyłącza szkiełko i oko, więc pozostaje tylko wiara, wiara, że klaun w modnym garniturze przestanie być klaunem, a stanie się selekcjonerem drużyny narodowej. My wcale nie mamy gorszych piłkarzy niż Czechy, Słowacja, Słowenia, Serbia, Rumunia, Turcja, Grecja, Węgry, Gruzja, Szkocja i kto tam jeszcze kopie w tej rozdętej do granic wytrzymałości imprezie.
My po prostu od czasów Antoniego Piechniczka nie mamy żadnej myśli szkoleniowej, a jak już zatrudniamy jakiegoś zagranicznego selekcjonera to jest to albo hochsztapler, albo kretyn, albo zgrany dziad.
Tak jak napisał wyżej Kolega @DiegoKSC#4145 rak rozsiadł się i ma się nadzwyczaj dobrze w pzpn-ie i dopóki piłka w Polsce będzie tylko narzędziem do zarabiania brudnego szmalu nic się nie zmieni.
Co to za debil ten Majewski??? Powinien zostać Probierz, kurwa ja pierdolę.
Grecja nie kopie 😋
[quote]#post1626716 [quote]#post1626707 No to oglądajmy wieczorem mecz czarno-arabów z Francji z tymi z Holandii. O puchar Europy. Albo można Allaha? Ja już nie wiem. :) masakra[/quote]
Wiem że to nie pasuje do lubianej przez niektórych narracji i psuje żarcik, ale na boisku nie ma żadnego araba.
No sporo kolorów jest, ale przy powszechnym dostępie do telewizji widok innego odcienia skóry nie powinien być już takim szokiem.
[/quote]
Arabów nie ma, a innych białych jak na lekarstwo :P
- Edytowany
[quote]#post1626716 [quote]#post1626707 No to oglądajmy wieczorem mecz czarno-arabów z Francji z tymi z Holandii. O puchar Europy. Albo można Allaha? Ja już nie wiem. :) masakra[/quote]
Wiem że to nie pasuje do lubianej przez niektórych narracji i psuje żarcik, ale na boisku nie ma żadnego araba.
No sporo kolorów jest, ale przy powszechnym dostępie do telewizji widok innego odcienia skóry nie powinien być już takim szokiem.
[/quote]
Pech w tym, źe 3 lata żyłem w Paryżu i Francji lubię i regularnie tam jeździe do znajomych. Benzemy nie ma, sprawdź sobie Salibu. Napisałem Arab i myślałem Muzułmanin. Jak w kwietniu byłem z Francois na meetingu RN ex. FN i pytałem jak typuje Euro, to mi powiedział że go taka reprezentacja nie obchodzi bo Francuzów kilka a połowa to Muzułmanie. Można przesadzał. Holandia mnie nie interesuje, tak nie wiem. Pozdro
Polska myśl szkoleniowa...
Hmm
Takie coś znalazłem
https://youtu.be/7qGY5o8vFis?si=4VjD0ZKFQbNtUfGm
O takie @sterby#4472 się rozchodzi?
Ale ja nie napisałem, że myśl szkoleniowa musi być polska. Po prostu musi być, raczej zagraniczna, bo polskiej szybko się nie doczekamy.
Ale panowie, spokojnie. W ogóle nie powinniśmy grac na tych ME po eliminacjach pod hasłem "Mołdawia nas leje", mieliśmy zostać zniszczeni w tej grupie i tak się ostatecznie stało, zero zdziwień.
Fakt jest taki, że i tak zagraliśmy lepiej niż ktokolwiek się spodziewał (co nic nie dało, bo dać nie mogło).
Więc nie ma się czym specjalnie emocjonować, a już na pewno nie tym, że Koeman dłubał w nosie, a nasz cygan ubrał stylowy garniak - to naprawdę nikogo nie obchodzi, poza jakimiś Pudelkami.
[quote]#post1626720 ... My wcale nie mamy gorszych piłkarzy niż Czechy, Słowacja, Słowenia, Serbia, Rumunia, Turcja, Grecja, Węgry, Gruzja, Szkocja i kto tam jeszcze kopie w tej rozdętej do granic wytrzymałości imprezie.My po prostu od czasów Antoniego Piechniczka nie mamy żadnej myśli szkoleniowej...[/quote]
Zgadzając się z pierwszym zdaniem wtrącę, że potrzebna nam muśl szkoleniowa musi się zacząć od znalezienia kogoś, kto wytłumaczyłby kopaczom, że czynnikiem, który mógłby im pomóc zniwelować różnicę umiejętności w stosunku do rywali jest ZAPIERDALANIE na boisku. W zasadzie w całej naszej kadrze było może 3 kopaczy, którzy to rozumieli.
Bez zapierdalania żadna taktyka mam nie pomoże. No chyba, że wychowamy pokolenie piłkarzy potrafiące szybko biegać i panować nad piłką. Ale ma to, za mojego życia, się nie zanosi.
- Edytowany
[quote]#post1626727
Fakt jest taki, że i tak zagraliśmy lepiej niż ktokolwiek się spodziewał (co nic nie dało, bo dać nie mogło).
.[/quote]
Niewydaje (oceniam tylko mecz z Holandią bo z austrią niestety nie mogłem obejrzeć bo byłem w pracy).z Holendrami zagraliśmy fatalnie w defensywie, Holendrzy mieli bardzo wiele
Przestrzeni do rozgrywania akcji, i tylko ich złe decyzje w ostatniej fazie akcji i nieskuteczność spowodowała że z nimi przegraliśmy tylko jedną bramką, ale jeśli na mecz z austrią taktyką była podobna to nie dziwne że przegraliśmy drugi mecz.mamy słabszych zawodników zarówno od holendrów jak i austriaków te reprezentacje mają więcej atutów z przodu więc trzeba było podejść do tych meczów bardziej pragmatycznie
Czesiu wyciągnąłby dwa razy na zero z tyłu, Michaś musi się dużo jeszcze nauczyć, dać mu czas.
Wrzuciłem to na forum lata temu, ale warto przypomnieć, kim jest prezes PZPN:
Nowy prezes PZPN: Jestem normalnym, porządnym biznesmenem [FRAGMENT KSIĄŻKI]
Nie ma hobby, nie uprawia sportów, nawet disco polo słucha tylko w aucie, jednym z kilku luksusowych w jego kolekcji.
Cezary Kulesza został prezesem Polskiego Związku Piłki Nożnej. Sześć lat temu, w 2015 r., dzisiejszy prezes PZPN – a wtedy właściciel Jagiellonii Białystok i potentat na rynku disco-polo – był jednym z bohaterów książki "Białystok: biała siła, czarna pamięć" autorstwa dziennikarza "Wyborczej" Marcina Kąckiego, a wydanej przez Wydawnictwo Czarne. Publikujemy rozdział "Disco" z tej książki.
Boys
Wnory Wiechy, czterdzieści kilometrów na zachód od Białegostoku. Zadbane gospodarstwa żyjące głównie z produkcji mleka i źródło, z którego dwadzieścia lat temu wytrysnęła prawdziwie polska ludowa muzyka rozrywkowa. Gdyby spytać miejscowych, co drugi ma na nazwisko Kulesza, jak nazwa gminy – Kulesze Kościelne. Tu dzieciństwo spędził Cezary Kulesza, twórca discopolowej potęgi, właściciel muzyki i muzyków, klubu Jagiellonia Białystok, niezliczonej ilości gruntów, kamienic, galerii handlowych, król Białegostoku i kuzyn żony białostockiego prezydenta. Człowiek, który Podlasie wciągnął nosem.
Trzy razy mijam autem jego najsłynniejszą podlaską dyskotekę we Wnorach Wiechach, Scorpio, bo wygląda jak porzucona w polu kukurydzy hurtownia. Goła cegła i wybite szyby zaklejone czarną folią, pstrokate reklamy, pokruszone schody, na piaszczystym podwórzu stłuczka szklana, dywan petów, ale coś tam w środku jednak lekko dudni:
Na zabawie tej wszyscy bawią się,
a ja stoję sam, bo dziewczynę,
która skradła serce me,
porwał jakiś pan.
Stoję sam przed wejściem, za wcześnie przyjechałem, choć to piątek, godzina dwudziesta pierwsza. Wchodzę w inny wymiar estetyki: gra laserów, świateł, srebrno, czarno, kolorowo, scenograficzne cuda, bary za szybami, chillout na westernowo, barmanki ubrane bez obciachu, sprzęt nagłaśniający na światowym poziomie. Z zewnątrz – nie przychodźcie, wewnątrz – nie wychodźcie. Na tyłach szykuje się zespół Akcent. Słyszę warkot silników, auta otaczają dyskotekę jak dzika banda, która przemierzyła prerię. Podjeżdżają bmw, audi z małolatami, którym ojcowie dali kluczyki. Na tylnych siedzeniach gimnazjalistki o karminowych ustach i niebieskich powiekach jak własne matki, obok siostry, kuzynki, koleżanki, flaszka wódki między ich kolanami, bo wejście po piętnaście złotych, a drinki drogie jak w Warszawie. Siedzą w samochodach i czekają do pustej flaszki. Scorpio wpuszcza każdego, bez ograniczeń wiekowych. Parking już pełny, kręcą bączki, kurzawa idzie, małolaty gotowe, ochrona na bramce w pozycjach obronnych, didżej pod parą i start – poszły szlagiery po polu kukurydzy:
Odkąd zobaczyłem ciebie,
Nie mogę jeść, nie mogę spać.
Jak do tego doszło, nie wiem,
Miłość o sobie dała znać.
– Pieniądz w disco polo musi być widoczny – mówi mi Robert Sasinowski, czterdziestolatek, współtwórca słynnego discopolowego zespołu Boys – bo jak przyjeżdżam do miasteczka dobrym samochodem jako gwiazda wieczoru, to wychodzi do mnie burmistrz.
Sasinowski ma urok scenicznego amanta, perliste białe zęby pod zalotnym uśmiechem i szyk muzyka rockowego.
Urodził się w Prostkach, osiemdziesiąt kilometrów od Białegostoku. Przyjechał do stolicy Podlasia do szkoły średniej, mieszkał w internacie. Ojciec, muzyk z wykształcenia, uczył w szkole, a mama była nauczycielką matematyki. Sasinowski grał najpierw w garażu, z kolegą – electropop, kawałki Depeche Mode, Republiki. Na ich zabawach tanecznych ludzie stoją, słuchają, a na imprezach Bayer Full, Top One, discopolowych potęg początku lat dziewięćdziesiątych, tańczą i śpiewają. Boys też idzie w disco polo, ale nie dla pieniędzy, zarzeka się Sasinowski, dla pasji. Pierwszy koncert dają w stodole. Chłopy w kufajkach zakładali dyskoteki, bo w Polsacie zobaczyli potencjał tej muzyki, transmisję „Gali piosenki popularnej" z Sali Kongresowej, na którą zabrakło biletów. Z jednej strony Sasinowski widział siano, z drugiej − scenę zbitą z surowych desek. Stodoły stały w co drugiej wiosce, bo jak jeden zrobił, drugi podpatrywał. Na jedną zabawę przychodziło po kilkaset osób, kosztów nie było, zyski trzeba było ważyć, bo na liczenie nie starczyłoby życia.
W 1992 roku powstaje pierwsza profesjonalna dyskoteka discopolowa, Panderoza, w Janowie koło Białegostoku. Zbudowali ją na nielegalnym wysypisku śmieci dwaj bracia, którzy nie mieli co robić z walutą zarobioną na budowach w USA. Z dyskoteki zadowolone były gminne władze, choć powstała nielegalnie. By ominąć przepisy, sanepid, nadzory budowlane, bracia udawali, że stawiają gospodarstwo, a dyskotekę otworzyli w oborze. Na ścianie położyli terakotę, jak w basenie, by nieśmiali, opierając się o nią nogami, nie brudzili jak świnie. Pomyśleli o transporcie – autobusach, które zwoziły klientów z odległości pięćdziesięciu kilometrów. Lokalne gazety zamieszczały specjalne informatory z rozkładem jazdy tylko do podlaskich dyskotek discopolowych. W połowie lat dziewięćdziesiątych stało ich już dwadzieścia, grało osiemdziesiąt zespołów klonów Bayer Full – chłopców z tlenionymi grzywkami, w spodniach „marmurkach", białych skarpetkach, w czarnych mokasynach z frędzelkami. Nawet Boys zakładają własną dyskotekę, w Ciechocinku, koszty zwróciły się w kilka tygodni. Klub, jak pamięta Sasinowski, działał w weekendy. Proboszczowi nie przeszkadzało, że nawet w niedzielę, niepokoił się o piątek, bo to przecież post.
Tak jak Śląsk był zagłębiem węglowym, tak Podlasie wyrosło na zagłębie discopolowe.
Cezary Kulesza kończył wtedy karierę piłkarską, niezbyt udaną. Grał w Jagiellonii, bez sukcesów w Belgii, wszedł z braćmi do spółki, otworzyli firmę Green Star. To nawiązanie do Blue Star Sławomira Skręty, wtedy potentata wydawniczego pod Warszawą, który produkował kasety z muzyką jak pieczywo. To on wymyślił nazwę „disco polo", organizował pierwszą galę w Sali Kongresowej.
– Nie znałem jeszcze Kuleszy – mówi Sasinowski – graliśmy u braci. Do Blue Star wysłaliśmy kasetę z kawałkami nagranymi w jeden wieczór, w garażu, na zwykły magnetofon. Słychać na niej turkot ulicy i trzaskanie garażowymi drzwiami.
Miała pół godziny, zostały cztery minuty wolnego miejsca, dograliśmy piosenkę Niech żyje wolność i swoboda, przerobioną z wolnego walczyka. Okazała się hitem. Pojechaliśmy do wytwórni – to był hangar, przy jednej ze ścian stali ludzie i przekładali nagrane kasety na ścianie pełnej magnetofonów, naklejali nalepki. Dotarło do mnie, na jaką skalę to biznes. – Sasinowski mruży oczy i zaciska zęby, jakby zobaczył blask diamentów.
Pierwszą kasetę Sasinowski oddał Blue Star za darmo, cieszył się, że idzie w Polskę, a gdy na dworcu kolejowym w Białymstoku usłyszał, jak cały peron rezerwistów śpiewa jego Wolność i swobodę, zobaczył swoją przyszłość. Właściciel Blue Star dzięki tej kasecie podskakiwał w nowym samochodzie wartości domu, bo każda, z przebojami, sprzedawała się w półmilionowym nakładzie. Nie istniały wtedy umowy prawne, zespół oddawał materiał na gębę i na gębę dostawał gotówkę. Starczyło na samochód – używany, jeśli na kasecie nie było żadnego hitu.
Zespołów, głównie na Podlasiu, było wkrótce ponad sto, więc studio pod Warszawą pracowało na trzy zmiany, w jednym tygodniu wydawało trzy nowe kasety. To był szczyt disco polo.
W drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych cały ten rynek kontrolował już Cezary Kulesza, bo jeden z braci miał słabość do alkoholu, a drugiego wykupił. Kulesza miał problemy, by policzyć wszystkie swoje kluby, Sasinowski został jego menedżerem.
– Miałem numery stacjonarne do każdego zespołu – mówi – ich dziewczyn, matek, kochanek, szkół i internatów. Obstawiałem dla Czarka wszystkie dyskoteki na Podlasiu, nie dawałem rady, więc kupił mi telefon komórkowy, w walizce. Starczało baterii na pół godziny, a jak wyjeżdżałem z miasta, musiałem stawać w każdym napotkanym barze.
Skoro mieli zespoły i dyskoteki, to po co wysyłać nagrany materiał do firmy pod Warszawą i zarabiać złotówkę na kasecie. Green Star zaczyna samodzielnie nagrywać, kontroluje całą linię produkcyjną i dyskotekową. Jeśli jakiś klub nie należał do Kuleszy, to był od niego zależny, bo Kulesza był właścicielem wszystkich znanych na Podlasiu zespołów. Kupował prawa do utworów, łącznie z nazwą kapeli. Żaden bez jego wiedzy nie mógł wyjść na scenę. Decydował, gdzie grają, za ile i dla kogo. Jeśli chciał ukarać klub, który do niego nie należał, to zespoły tam nie jechały. Jeśli klub chciał się dogadać, płacił Kuleszy abonament za wypożyczenie zespołu.
Pojawił się problem – mafia wołomińska i pruszkowska, dla której Białystok był dzielnicą Warszawy. Przyjeżdżali do nowej dyskoteki, nim wstęgę zdążył przeciąć wójt, wymuszali haracze, wstawiali swój alkohol i ochronę. By podzielić rynek sprawiedliwie, uznali, że dyskoteki będą ze sobą sąsiadować w promieniu pięćdziesięciu kilometrów. Te, które stały w mniejszej odległości i nie należały do nich, przypadkowo spłonęły.
Dla mafii, podobnie jak Kuleszy, dyskoteki były złotym interesem. Koszt niewielki: sala, barman, alkohol. Ale tym, co przyciągało ludzi, była muzyka, a ta należała do Kuleszy. By ratować swoje dyskoteki, dogadał się z mafią wołomińską. Muzycy stali się wtedy częstymi bywalcami sądów i prokuratur, by zeznawać po każdej podłożonej bombie, z których na szczęście żadna nie wybuchła. Sami muzycy mieli szacunek u bandytów, także z powodów artystycznych. Wolność i swoboda wyzwalała w nich tożsamościowe emocje więzienne. Jeden z prokuratorów białostockich przyznaje mi, że w latach dziewięćdziesiątych sam Kulesza bez żenady zwalczał dyskoteki, które robiły mu konkurencję, ale kartotekę kryminalną ma czystą.
To również czasy innej wschodzącej gwiazdy, Andrzeja Leppera, który po dyskotekach Green Staru szukał elektoratu. Kulesza obwoził go po swoich tancbudach. Jeden z zespołów napisał mu słynny partyjny hymn, Ten kraj jest wasz i nasz, który okazał się plagiatem czeskiej piosenki.
Kulesza, jak mówi mi Sasinowski, nie lubi wywiadów, uznaje, że im ciszej jedziesz, tym dalej zajedziesz. Ceni lojalność, jest stały w uczuciach biznesowych – księgową ma od dwudziestu pięciu lat, otacza się piłkarzami. Menedżerem po Sasinowskim został napastnik Jagiellonii. Kulesza nie był wybitnym piłkarzem, ale to twardy zawodnik. Gdy Sasinowski negocjował jedną z umów, przygotowywał się dwa miesiące. Kulesza przedstawił swoje warunki w jednej chwili i powiedział: „wychodzę, wrócę za pięć minut, decyduj". Nie ma szkół, ledwie technikum, nie zna pojęć ekonomicznych, ale ponoć szybko czyta, gdzie ryzyko, zysk, a gdzie koszty.
Na stronie internetowej jego firmy Green Star czytam ostrzeżenie: wszystkie utwory zespołu Toples, łącznie z nazwą grupy, należą do Kuleszy, kto będzie się nimi posługiwał lub podszywał, skończy w sądzie. Ostrzeżenie ma jednego adresata – Marcina Siegieńczuka – który próbował odejść, rozwijać własną karierę.
W latach dziewięćdziesiątych nikt się nie orientował, co to prawa autorskie, jakie będą z tego profity, gdy stacje radiowe, Polsat zaczną emitować disco polo. Siegieńczuk po odejściu od Kuleszy odebrał z kasy ZAiKS ponad trzysta tysięcy złotych tantiem za utwory zespołu Toples. Dowiedział się o tym Kulesza i przypomniał, że wszystko jest jego, a muzyk to tylko koń w discopolowej stajni. Kulesza dobrodusznie zaproponował podział, pół na pół, Siegieńczuk się nie zgodził, przegrał w sądzie. Ma zakaz używania nazwy własnego zespołu, musiał oddać pieniądze.
Siegieńczuk wchodził na rynek w 1998, gdy disco polo z niego schodziło. Ale nie na Podlasiu.
W lobby hotelu Sobieski w Białymstoku siedzi przy stoliku. Jest w dresie, właśnie wrócił ze szkółki karate, którą prowadzi dla dzieciaków. Włosy zaczesane żelem, ale dyskretnie.
Pochodzi w Białegostoku, gitarę wziął do ręki, gdy miał dziesięć lat, do disco polo ma podejście intelektualne. Podlasie, tłumaczy mi, to region rozśpiewany, z naleciałościami ze wschodu. Jego ojciec grał na akordeonie, nikt w rodzinie się nie krępował, by emocje wyrażać muzyką. Pamięta ulubiony kawałek ojca: Mała, błękitna chusteczka.
Ta, którą noszę od lat…
Moja błękitna, mała chusteczka
mgłą przesłoniła mi świat.
Mama była kelnerką, przesiadywał z nią w restauracjach, zawsze grał tam zespół, więc wyrastał w klimacie biesiady. Jako chłopiec bawił się w festiwale, naśladując gwiazdy Kołobrzegu i Sopotu.
– Jak się robi przebój discopolowy? – pytam.
Nie ma patentu, nigdy nie wiadomo, co przyjmie publika. Nie miał pojęcia, że przebojem zostanie jego Sąsiadka:
Nie da ci tego ojciec, nie da ci tego matka,
Co może dać ci dzisiaj twa bliska sąsiadka!
Nie da ci tego żona, nie da kufelek piwka,
Co może dać ci dzisiaj sąsiadka z naprzeciwka.
Nie wiedział też, gdy pisał Dobrego DJ-a:
Wyostrzone zmysły odbierają fale.
Nie brakuje nam sił!
Sił nie brakuje wcale.
W tym rytmie możemy balować aż do rana.
W powietrzu się unosi melodia dobrze znana…
Siegieńczuk po dłuższej rozmowie wydaje się zasępiony, że musi pisać takie piosenki, by utrzymać się na rynku. Woli te, w które wkłada serce, które rynek, publika i dyskoteki odrzucają.
Nie to, że gardzi tymi ludźmi, bo dają mu żyć. Ale na każdej płycie z plastikowymi utworami przemyca choćby jeden, który wyraża głębię, i ma marzenie, że ktoś w końcu tę głębię odczyta.
Czasami, gdy stoi na scenie, żałuje, że nikt nie kształtuje gustów Polaków. Z disco polo jak z medycyną, mówi. Można wziąć tabletkę na ból, a można posłuchać piosenki. Chciałby, by leczyły też te ambitniejsze, o miłości, ale nie fizycznej, jak Niepotrzebny krzyk:
Cichy szept lekarstwem rozpaczy dwóch serc
Koi ból, przegania strach,
Czytasz go z ruchu warg.
Koi żal, przegania lęk,
Zawsze wie, czego pragnę i chcę.
Nim Siegieńczuk się ustatkował, ożenił, prowadził życie burzliwe i kochał, jak w swoich piosenkach, krótko i wiele razy, dlatego woli pisać piosenki od serca. Niestety, ostatnią, której się wstydzi, napisał tylko dla pieniędzy, bo tancerze z jego grupy choreograficznej dość mieli głębokiej miłości i wolnych rytmów. Napisz coś prostszego, prosili, by rynek przyjął, coś „ooooo", „nananana", „jejejeje", a najlepiej „jabadabadu". Trudno, napisał:
Nieważne gdzie
i tam i tu
jabadabadoo
na trawie i na kocyku
jabadabadoo
na plecach na brzuchu
jabadabadoo
gdy chce się jej i chce się mu
jabadabadoo
Przyjęło się, podlaskie dyskoteki pokochały. Bo ludzie, mówi, potrzebują taniej rozrywki jak zakupów w Biedronce, towar musi zejść szybko, masowo, kolorowo, z wyprzedaży.
Posłał syna do szkoły muzycznej, sam jest fanem punk rocka, wychował się na Bon Jovi. W domu słucha Mozarta, walców Straussa. Teraz gra pod nazwiskiem, nazwy Toples, po finansowej lekcji od Kuleszy, nie może używać. Nie chce o nim rozmawiać, bo to, jak mówi, facet o silnej osobowości, dyktatorskich zapędach, a Siegieńczuk nie jest człowiekiem, którego można prowadzić na smyczy.
Kasa
Pieniądze z discopolowego interesu Kulesza inwestuje w nieruchomości. Pierwszą był teren dawnej fabryki pasmanteryjnej Pasmanta przy ulicy Warszawskiej w Białymstoku, kamienice w centrum miasta, pawilony handlowe, które dzierżawi pod handel i usługi.
Płyną też do niego publiczne pieniądze, szerokim strumieniem. Z puli środków unijnych dostaje 5,6 miliona złotych dotacji na przebudowę jednej z dyskotek Atlanta, koło Białegostoku, którą zamienia w motel „z zapleczem gastronomicznym i konferencyjno-bankietowym". Projekt został wybrany w konkursie w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego, ma służyć rozwojowi turystyki i kultury dla małych i średnich przedsiębiorstw. Kuleszę trudno zaliczyć nawet do średniaków, jego roczny dochód to około pięciu milionów złotych, jak dowiaduję się nieoficjalnie, a przychody to kilkadziesiąt.
Służby skarbowe od lat próbują rozplątać gąszcz jego spółek, powiązań, zależności i przyłapać go na błędzie. W 2000 roku z USA przyszło na konto jednej z jego firm blisko milion dolarów. Skarbówka zwęszyła szansę, ale Kulesza wytłumaczył, że pieniądze pożyczyła mu matka, pracownica fizyczna. Skarbówce nie udało się udowodnić, że dolary pochodziły z nielegalnego lub nieznanego źródła, choć o pomoc prosili amerykańskie służby. Kulesza musiał zapłacić tylko podatek od pożyczki.
Najlepszym jego interesem, jeśli chodzi o bezkosztowość i mariaż z pieniędzmi publicznymi, wydaje się stadion miejski. To także układ rodzinny.
W 2008 roku kupił podupadający klub Jagiellonia Białystok. Jest tam jedynym udziałowcem, który zna się na piłce. Siedzibę ma na stadionie, który należy do miasta, a administruje nim spółka samorządowa. To nowoczesny obiekt na prawie dwadzieścia trzy tysiące widzów, zbudowany za ćwierć miliarda złotych publicznych pieniędzy. Dla Kuleszy to biznes samofinansujący się. Prezydent Tadeusz Truskolaski, który jest mężem kuzynki Kuleszy, podpisał z nim dwie umowy. Pierwszą – Kulesza dostaje od miasta co roku około trzech milionów złotych za promocję miasta, piłkarze noszą na koszulkach logo „Wschodzący Białystok". Drugą – Kulesza płaci miastu za dzierżawę stadionu półtora miliona złotych. Zatem na czysto w kasie klubu zostaje półtora miliona złotych miejskich pieniędzy.
To też biznes wzajemny. Gdy Tadeusz Truskolaski w 2014 roku trzeci raz kandydował skutecznie na prezydenta, w mieście rozwieszono billboardy, na których ściskał rękę Michała Probierza, trenera Jagiellonii. Panowie stali na tle tego stadionu. W autobusach komunikacji podczas kampanii wyborczej nadawany był komunikat, w którym prezydent osobiście zapraszał na mecze Jagiellonii.
W 2014 roku miasto oddało klubowi kolejne grunty. Za dwa tysiące dwieście złotych rocznie przekazało na dwadzieścia pięć lat teren o powierzchni ośmiu hektarów, na obrzeżach miasta, na którym mają stanąć boiska treningowe.
Podczas meczów rozgrywanych przez Jagiellonię na stadionie miejskim władze miasta wywieszają na głównych ulicach flagi w klubowych, żółto-czerwonych barwach. Koszt to blisko dziewięć tysięcy złotych.
Za 2,2 miliona złotych miasto miało zbudować na stadionie bandy reklamowe. Po interpelacji jednego z radnych okazało się, że zyski z reklam czerpałby klub, więc zarząd miasta pod naciskiem wycofał się na razie z pomysłu.
Radni miejscy dostają darmowe wejściówki na mecze – kolportowane są w Urzędzie Miejskim.
Lokalna gazeta „Kurier Poranny" reklamowała discopolową imprezę pod hasłem „Disco polo docenione w całej Polsce naprawdę wraca do domu. Musisz tam być". Zespoły, które są własnością Kuleszy, dały koncert na stadionie miejskim, na którym gra jego klub piłkarski.
Niejasna jest transakcja związana z przekazaniem gruntu, na którym stał dawny stadion miejski, przy ulicy Jurowieckiej, w centrum miasta. Jagiellonia kupiła go od miasta za około czterdzieści milionów złotych, w ratach, ale nie płaci w terminie. Klub sprzedał ten grunt za ponad siedemdziesiąt milionów złotych deweloperowi, który stawia tam osiedle.
Najwyższa Izba Kontroli wykazała, że ponad sześćdziesiąt procent środków na promocję Białegostoku wydawanych jest przez miasto na sport. Lwia część pieniędzy przypada Jagiellonii. Podczas kontroli NIK zaginęły dokumenty jednego z przetargów, w którym klub dostał cztery miliony złotych. Miasto wyjaśniło, że zaginęły podczas przeprowadzki biura.
Jagiellonia dostaje także dotacje na zwalczanie rasizmu. Ale gdy pewna białostocka fundacja w 2014 roku uruchomiła kampanię dotyczącą tolerancji, a na billboardach pojawiła się para mężczyzn, jeden czarnoskóry, na szyi mieli szaliki w barwach Jagiellonii, klub przysłał fundacji stanowcze pismo, że to nielegalne wykorzystanie jej marki. W 2012 roku kibic Jagiellonii opluł czarnoskórego piłkarza swojego klubu. W 2009 roku kibice wywiesili na stadionie transparent z tekstem skierowanym do czarnoskórego piłkarza: „Nigdy nie będziesz Polakiem".
Klub zgarnia też mniejsze dotacje z miasta, bo konkursy są tak zorganizowane, że może je otrzymać organizacja piłkarska, która ma status „spółki akcyjnej". Jagiellonia jest jedną z nielicznych na Podlasiu, większość to stowarzyszenia.
Kulesza jest też właścicielem kilkunastu budynków usługowych i najpopularniejszej w mieście siłowni Magic Gym. W firmie zarządzającej nieruchomościami ma do pomocy Tomasza Frankowskiego. Wielu białostoczan, nawet lokalnych dziennikarzy, jest przekonanych, że to słynny bramkostrzelny napastnik Jagiellonii. Ale to zbieżność nazwisk, której sam Kulesza nie prostuje, bo piłkarz ma markę i szacunek w regionie. Frankowski wspólnik to jego dawny znajomy z czasów pierwszych dyskotek, barman i kurier do przewożenia pieniędzy z dyskotekowego utargu.
Drugim wspólnikiem jest Marian Jóźwiak, który wygląda jak drugoplanowa postać z filmów Quentina Tarantino – wysoki, szeroki. Był ochroniarzem Kuleszy w dyskotekach.
„Dzieci"
Do 2005 roku kibice Jagiellonii tworzyli monolit, mieli swoje przedstawicielstwo – Stowarzyszenie Sympatyków Jagiellonii, zwanych „pretorianami". Na stadion weszli jednak neofaszyści, dla których trybuna jest dobrym miejscem werbunku i pokazu siły. Nazwali się Prawicową Jagiellonią, w ruch poszły noże i tasaki, w jednej z bójek pięć osób zostało rannych. Stowarzyszenie szło na ugodę, skini chcieli całej władzy. W grudniu 2005 roku dopadli dziewiętnastoletniego Adriana, „Adika", „pretoriana". Skatowali go bejsbolami, dobili nożem, na oczach babci. Ojciec „Adika" był policjantem, załamał się, odszedł z pracy. Trzech skinów dostało wysokie wyroki więzienia. Przejęcie władzy było widoczne od razu: skini wywiesili na stadionie flagi faszystowskie. Zbiegło się to z przejęciem klubu przez Kuleszę. On sam unika demonstrowania swoich kontaktów z kibicami o faszystowskich poglądach. Wychodzą na jaw przez przypadek i odsłaniają strukturę powiązań, która sięga głębiej.
Jednym z przywódców skinów był znany policji Artur W., „Wiatrak". Wdał się przypadkowo w śmiertelną bójkę, trafił pod sąd. Zaglądam do akt tej sprawy.
Wiosną 2010 roku w nocy pod białostockim klubem Prognozy pada nieprzytomny dwudziestoczterolatek. Bawił się z grupą znajomych, dostał cios od jednego z ochroniarzy, uderzył głową o chodnik, zmarł w szpitalu. Policja zatrzymuje ośmiu mężczyzn, w tym ochroniarzy. Dwaj z nich to „Wiatrak" i Piotr G., „Młody Grucha", brat „Gruchy" neofaszysty, który w operze gra Żyda.
„Wiatraka" i „Młodego Gruchę" zatrudniał w klubie Prognozy młody biznesmen Tomasz Kudrycki, bratanek adwokata Leszka Kudryckiego, męża Barbary Kudryckiej z Platformy Obywatelskiej, byłej minister edukacji. Dla Leszka Kudryckiego pracuje Maciej Gulko, znajomy i adwokat neofaszystów. Klub Prognozy mieścił się w kamienicy należącej do Cezarego Kuleszy.
Gulko jest wtedy zbyt młody, obrony ochroniarzy podejmuje się sam mecenas Kudrycki. Broni Marcina K., którego żona pracuje na komisariacie policji w Białymstoku, i Rafała J., który leczył się na nerwicę, ale nie przeszkadzało to, by stał na bramce w dyskotece Scorpio we Wnorach Wiechach.
„Młody Grucha" zatrudniony był w siłowni Magic Gym. Personel siłowni wystawił mu laurkę w piśmie do prokuratury: sumienny, kompetentny instruktor siłowni. A gdzie zdobył kwalifikacje? – spytała policja. Magic Gym nie potrafił odpowiedzieć. Dwa lata wcześniej w Prognozach „Młody Grucha" też pobił człowieka, stanął za to przed sądem.
Policja próbowała odtworzyć przebieg śmiertelnego pobicia, zażądała nagrań z klubowego monitoringu. Jedno było popsute, drugie skasowane, ale ktoś kilkanaście razy logował się do systemu obsługującego monitoring. W telefonach większości zatrzymanych skinów-ochroniarzy policja znalazła numery telefonów komórkowych do wspólnika Kuleszy – Frankowskiego.
Łącznikiem Kuleszy z kibicami jest Adam Tołoczko, ps. „Redaktor". Ruchliwy, niewysoki, magazynier, kierowca, prezes kibicowskiego Stowarzyszenia Dzieci Białegostoku, które powstało na zgliszczach wygranej wojny skinów z „pretorianami", i kontynuuje tradycje tych pierwszych. Silnie prawicowe, zanurzone w miłości do Żołnierzy Walczących, z poparciem radnych Prawa i Sprawiedliwości. Współpracuje nawet z białostockim Instytutem Pamięci Narodowej przy poszukiwaniu potomków Żołnierzy Wyklętych.
Prokuratura białostocka złożyła do sądu wniosek o delegalizację stowarzyszenia, którego członkowie byli karani za udział w burdach, ale sąd uznał go za bezzasadny.
Tołoczko kocha stadion, zaczynał jako dzieciak, gdy przychodził z ojcem, widział pełne trybuny, męską atmosferę. Za pierwsze kieszonkowe kupił włóczkę i kazał mamie zrobić sobie na drutach żółto-czerwony szalik.
– Wojna o stadion to była wojna o kasę, o bramki w lokalach, które kibice chcieli obstawiać – mówi, gdy siedzimy w hipsterskiej restauracji, gdzie czuje się nieswojo. – Nie byłem w grupie skinów, a zabójstwo „Adika" rozbiło ruch kibicowski. Teraz jest dobrze, konfliktu nie ma.
W 2011 roku kibice Jagiellonii podczas wizyty w Białymstoku ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego krzyczą: „Donald matole twój rząd obalą kibole", „Precz z komuną". Trafiają na komisariat. To wtedy, sądzi „Redaktor", zaczęła się na nich nagonka rządu, opresja policji, zatrzymywanie bez powodu. Zapewnia, że nie mają nic wspólnego ze skinami, podpalaczami mieszkań. Co prawda prokurator Masłowski zatrzymał Tołoczkę wraz z pięćdziesięcioma dziewięcioma innymi osobami działającymi w gangu kibolsko-skinowskim, postawił zarzut udziału w bójce, ale Tołoczko uważa, że żadnego gangu nie ma, to tylko afera medialna, a prokuratura nie miała żadnego dowodu, by któryś z członków organizował jakieś przestępstwa. Tylko jedna osoba, jego zdaniem, była karana wcześniej za udział w bójce, a reszta miała na koncie wykroczenia.
Na stronach internetowych Stowarzyszenia Dzieci Białegostoku są wezwania na marsze niepodległościowe, prawicowe uroczystości.
– Bo trzeba szanować to, że ktoś kiedyś walczył o tradycję – twierdzi Tołoczko – język polski, bo zanikają, pojawia się bezkulturowość, brak zasad, a Unia Europejska nie stworzy za nas modelu życia. Nie mam nic przeciwko obcokrajowcom, ale tu jest Polska i jeśli ktoś przyjeżdża, to powinien się dostosować do naszych norm. Nie mam też nic do czarnych, Żydów, muzułmanów. Dzieciakom, które do nas przychodzą, mówię: „uważajcie na siebie, bo idziecie na dyskotekę, dacie komuś w zęby, a nie jest fajnie siedzieć, wiem, bo siedziałem, niechcący uderzyłem policjanta". Staram się ich wciągać do klubu, angażować w prace charytatywne, przekazać zasady, że na przykład nie sprzedaje się kolegów, lepiej posiedzieć pół roku dłużej.
Stowarzyszenie po nękaniu przez policję przechodzi kryzys, kurczy się do ledwie trzydziestu osób, ale Tołoczko liczy na jesień wyborczą 2015 roku, bo sondaże pokazują, że zmieni się władza, przyjdzie prawica i może ktoś powie w końcu prokuratorowi Masłowskiemu: „no weź, chłopie, odpuść!".
Dług
Ulubiony kawałek Cezarego Kuleszy to "Przez twe oczy zielone" kapeli Akcent należącej do jego stajni:
Przez twe oczy, te oczy zielone oszalałem,
Gwiazdy chyba twym oczom oddały cały blask,
A ja serce miłości spragnione ci oddałem.
Tak zakochać, zakochać się można tylko raz.
Częściej śpiewa jednak na stadionie hymn Jagiellonii z melodią "Pieśni o małym rycerzu":
W mieście Białystok,
W tym, w którym żyję,
Oddałem serce drużynie.
Wstań, unieś barwy,
Wsłuchaj się w słowa
Pieśni o mej Jagiellonii.
Moja drużyno,
Ma ukochana,
Pokonasz dzisiaj rywala.
Strzelisz trzy bramy
I znów wygramy
Klubie ty nasz ukochany!
Kulesza jest żonaty od blisko dwudziestu lat z Patrycją, byłą modelką, którą poznał podczas kręcenia discopolowego teledysku. Patrycja prowadzi jeden z jego domów z krytym basenem, wychowuje dwoje dzieci, białostoczanie widują ją często w galerii handlowej albo na siłowni.
Kulesza nie ma hobby, nie uprawia sportów, nawet disco polo słucha tylko w aucie, jednym z kilku luksusowych w jego kolekcji. Lubi imprezy, ale w zamkniętym gronie, ze wspólnikami, piłkarzami swojego pokolenia.
Jest opanowany, raczej małomówny, ale zdarza mu się wpaść w furię: gdy wyrzucił trenera za brak wyników, przyjął go z powrotem kilka dni później.
Na spotkanie z nim idę po grubej wykładzinie restauracji hotelu Crystal przy reprezentacyjnej ulicy Lipowej w Białymstoku. Ściany tapetowane grubą fakturą, na stolikach kieliszki o długich szyjkach, serwetki na kolana, sztućce ułożone pod trzydaniowy obiad. To ulubione miejsce spotkań biznesowych Kuleszy, prawie biuro, bo większość interesów załatwia przez telefon. Siedzimy przy stoliku dwuosobowym, intymnie, kierownik sali pozdrawia stałego klienta, z daleka się kłania.
Kulesza nie wygląda na człowieka, który ma pięć milionów rocznych dochodów, niezliczoną wartość przychodów i prezydenta Białegostoku w rodzinie. Ogorzała twarz pięćdziesięciolatka, dżinsy, biała koszula, zakasane rękawy, skórzane mokasyny i wzrok wbity czujnie w telefon, który leży na stoliku. Podchodzi Michał Probierz, trener Jagiellonii, łysy, z brodą, którego jesienią widziałem na billboardzie z prezydentem Truskolaskim. Szepty, kilka słów, trener wraca do swojego stolika.
Uprzedzano mnie, że Kulesza bardziej od dziennikarzy nie lubi tylko sędziów piłkarskich, ale bez problemu daje się namówić na rozmowę.
Jego ojciec był dyrektorem szkoły w Kuleszach Kościelnych, mama nauczycielką. Technikum przemysłu spożywczego skończył w Białymstoku, mieszkał w internacie. Piłkę kopał tylko na podwórku, wbrew ojcu, a dopiero, gdy miał osiemnaście lat, zgłosił się do klubu Gwardia Białystok. Był przeciętnym ofensywnym pomocnikiem.
Ojciec wyjechał do Stanów pod koniec lat siedemdziesiątych, za pracą, Kulesza został z matką, ale odwiedzał ojca, dostał zieloną kartę. Matka wyjechała na stałe do USA dopiero pod koniec lat osiemdziesiątych, a on usamodzielnił się od dolarów rodziców, gdy wszedł w disco polo.
Niechętnie wraca do początków swojego biznesu.
Pytam o Pruszków, Wołomin, krzywi się. E tam, prosi, bym nie robił z niego gangstera, bo ma dosyć. Gdy policja zatrzymuje skina, kibola, to zawsze pytają o Kuleszę, szukają haków, już tyle lat.
– Chcą ze mnie zrobić – mówi – gangstera, nie dają spokoju. Narzeka też na urząd skarbowy, którego kontrole mijają się w drzwiach jego firm. Podatki płaci na Podlasiu, więc powinni go szanować.
Nie było w latach dziewięćdziesiątych, mówi, agencji ochrony, policja mało sprawna, no to dobierało się do dyskotek lokalnych chłopaczków, o których wieś mówiła, że potrafią się bić. Ale to kiedyś, nie ma co wracać, nie był w żadnych gangach, pracował uczciwie, robił swoje, choć to, co widział, na pewno nadałoby się na scenariusz dobrego filmu. O gangsterach można by gadać – jedni prawdziwi, inni się pod gangsterów podszywali, trudno było z nimi walczyć, bo dogadywali się, jedni udawali dobrego, drudzy złego, ale zawsze mieli gotowy scenariusz, by podzielić rynek, na czym najgorzej wychodził taki jak on biznesmen.
Znalazł sposób na mafię. Pokazywał im, jak mnie przekonuje, atrakcyjne tereny pod dyskoteki, by zakładali swoje, dawał im zespoły do grania.
Zespoły? Musiał kupić sprzęt, kręcić teledyski, inwestować, ryzykować, musiał się zabezpieczać prawami autorskimi. Siegieńczuk przekazał mu prawa i nazwę zespołu, bo jak zespół przynosił mu płytę, to musiał mieć pewność, że na tym nie straci. Ale, zgodnie z tym, co mówi Pismo Święte, dzielił się sprawiedliwie. Jego piłkarze są bardziej samodzielni. Napastnik Tomasz Frankowski, legenda Jagiellonii, ma firmę zarejestrowaną na Cyprze, w raju podatkowym, i stamtąd do Kuleszy przychodzą faktury.
Dzwoni telefon, Kulesza, uśmiechnięty, pokazuje mi wyświetlacz: Zbigniew Boniek, szef PZPN.
– No cześć Zbyniu… – Wstaje, odchodzi od stolika. Słyszę z daleka, jak przekonuje Bońka do jakiejś transakcji związanej z zawodnikami. Wraca po chwili, zadowolony.
Miasto jest nasze? Unosi brwi, macha ręką. E tam, gadanie takie. Jest tylko małą cząstką tego miasta, a do Tadeusza, prezydenta, nawet nie dzwoni. Ostatnio sam się odezwał, zapraszał na pogrzeb, gdy zmarł mu ojciec, widują się tylko na meczach, czasami w gronie rodzinnym. Nie unikają się, toczą przyjacielskie rozmowy, ale sytuacja jest napięta, ludzie i tak gadają, że rodzina, to po co drażnić?
Stadion? Dobry interes? Podnosi głos. Przecież są miasta, w których stadiony oddane zostały klubom za symboliczną złotówkę. Nie to, żeby dopłacał, klub to też interes, ale żadne kokosy. Poza tym nie będzie rozmawiał o swoim majątku, nieruchomości ma większe i mniejsze, o, choćby ta – pokazuje ręką za okno na ulicę, na przeszklony biurowiec naprzeciwko. Wymienia jeszcze kilka ulic w Białymstoku, ale nie ma co gadać, bo urząd skarbowy tylko czeka, by nękać, jak o te dolary z USA, które naprawdę przyszły od matki, dzięki jej pracy fizycznej. Dziwne? Ale co? Że matka oddała oszczędności życia synowi? No a komu miała oddać? Dotacja na hotel? Marszałek dał, prezydent nie miał z tym nic wspólnego. Kulesza złożył wniosek, jak wszyscy, spełnił wymagania, musi teraz jakąś agroturystykę tam założyć, rowery i inne komedie, a dyskoteki nie ma tam od dawna. Co mu zostało? Patrzy w sufit, wypuszcza powietrze. Trudno zliczyć. Wnory Wiechy, Jaświły, Jeziorko koło Łomży, Pietkowo, Suchowola, Rybno, no i jeszcze kilka innych.
Ale disco polo to nie te pieniądze, co kiedyś, media obrzydzają ludziom tę muzykę, a przecież Niemcy mają swoje disco polo, Amerykanie. Główne dochody ma z najmu nieruchomości. Tylko przy ulicy Warszawskiej, na terenie dawnej Pasmanty, podnajmuje biura i sklepy czterdziestu firmom.
Skini? To też wina mediów, policja wyolbrzymia. No były jakieś ekscesy, coś tam czytał w gazecie. Kudryckich zna, bo jeden grał w Jagiellonii. No w dyskotece zginął człowiek, wypadek, ale teraz Kulesza musi się z tego tłumaczyć. Z faszystami nie ma nic wspólnego, nikogo nie zna, a to, kto kogo zatrudnia, to nie jego sprawa. „Wiatrak"? Znajomy taki, stał na dyskotekach u Kuleszy, ale żaden tam bliski współpracownik. „Grucha"? Pracownik jego siłowni, przyczynił się do śmierci chłopaka, ale porządny chłopak, grzeczny, miły. Kulesza sam czuje się poszkodowany, bo kibice opluli mu czarnoskórego piłkarza, ale żeby zrobić z nimi porządek, musi mieć wyroki. Zrobił raz spotkanie z Dziećmi Białegostoku, ale zawsze mówią, że było inaczej, no i bądź tu mądry, przecież nie zakaże ludziom wchodzić na stadion. Policja dała mu kiedyś listę dwustu osób, by zakazać, ale nie mógł, bo nie było sądowych wyroków. Da zakaz nie tym, co trzeba, to się wkurzają, robią protesty i nie ma kibicowania.
– Także proszę nie robić ze mnie – mówi – gangstera, nie miałem z tym nic wspólnego, jestem porządnym, normalnym biznesmenem.
Do stolika podchodzi mężczyzna po sześćdziesiątce. To „Kolba", dawny bokser, białostocki handlarz złotem. Wysoki, dobrze zbudowany, o twarzy, która przyjęła wszystkie ciosy świata. Widzi Kuleszę, uśmiecha się.
– Czaruś słuchaj, chodź na chwilę…
Kulesza wstaje, odchodzą dwa metry, „Kolba" przyjacielsko kładzie mu rękę na ramieniu i zdartym głosem mówi do ucha.
– Czaruś, czy ty wiesz, że jak zaczynałeś z tymi dyskotekami, to było na ciebie zlecenie? Słuchaj no, ja ci miałem dawno powiedzieć, że chcieli cię odjebać, wiesz, ekipa była, miała cię przewieźć w bagażniku, do lasu i w łeb, nawet policja była w to zamieszana. Jak się dowiedziałem, to pomyślałem: no pojadą, połamią Czarka, a policja by im tylko pomogła. No postawiłem się, nie zgodziłem. Tak że wiesz, nie byłoby cię dzisiaj, trzymaj się chłopie…
– No dzięki…
Kulesza wraca do stolika, zmieszany.
– Ma pan dług u kolegi – mówię.
– Nie, no, dajmy spokój, to było dwadzieścia lat temu.
https://wyborcza.pl/7,154903,27468299,nowy-prezes-pzpn-jestem-normalnym-porzadnym-biznesmenem-fragment.html
Tadam !!!! Pierwsi na bramkach na lotnisku !!!
Reszta za nami ;)
Polska na turniejach jest jaka jajka podczas stosunku... biora udzial ale nie wchodzą dalej...
[quote]#post1626750 Tadam !!!! Pierwsi na bramkach na lotnisku !!!
Reszta za nami ;)[/quote]
Na rowerach do Polski powinni wracać.To by dopiero był genialny ruch biznesowy Pana Ambasadora/RL 9/ z małżonką.
Klasyka ...
[img]https://cracovia.krakow.pl/uploads/media/2024-06/448561293-993319406126555-6372893182494317091-n-jpg-15649455.jpg[/img]
Dobrze ze po pierwszych meczach zrobilem cashouta i przegralem tylko 1/4 stawki, ale wiedzialem co sie swieci... Ludzie maja jednak powazniejsze problemy. Robert musial szybko wracac do domu, bo zostawic Anke z Alvaro na dluzej to spore ryzyko.
Z boku, mojego chorwacko-czeskiego, czy ktoś z was wierzył, że Polska urwę choć punkt Holandii, Francji? Jedyna niespodzianka dla mnie była Austria, nie wiedziałem, źe potrafią grać w piłkę. Żartuję. Winić Probierza jest trochę nie fair. Z tymi ludźmi by nie osiągnął awans nikt. Ale były i plusy, choć ci 2 młodzi chłopaki. I minuty dobrej, odważnej gry, niestety minuty tylko.
Czesi nie osiągną też chyba nic, drużyna może trochę lepsza i łatwiejsza grupa i dobry trener. Choć ja wiem.
Chorwaci przechodzą wymianę generacyjną, ale wrócą do dobrej piłki.
Pociąg nam uciekł, piłka dynamiczna, szybka, na jeden dotyk. I niesłowiańska Europa tak gra, też dzięki ! bardzo dobrym imigrantom.
By the way, Arnautović, który wczoraj robił różnice, ma ojca Serba. Przydał by się im :).
Nie, żebym bronił Kuleszę, ale bagno było za światowca Bońka, komucha Laty, pierdoły Listkiewicza i starego Dziurowicza.
Jak gość, który nie potrafił ułożyć taktyki pod Wisłę Płock, miałby sobie poradzić z drużynami, które grają na europejskim poziomie, no jak?
Przecież kurwa jak maluchowi namalujesz dwa czarne pasy na masce i dachu nie stanie się ferrari.
Probierz jest właśnie takim maluchem.
Cześć, wygląda na to, że interesuje Cię ten temat!
Kiedy utworzysz konto, będziemy w stanie zapamiętać dokładnie to, co przeczytałeś, dzięki czemu możesz kontynuować dokładnie w miejscu, w którym skończyłeś. Otrzymasz również powiadomienia, gdy ktoś Ci odpowie. Możesz także użyć „Lubię to”, aby wyrazić swoje uznanie. Kliknij przycisk poniżej, aby utworzyć konto!
Aktualnie przeglądający (2 użytkowników)
Goście (2)