No to wkleję kawał sytuacyjny opowiadany w towarzystwie przez prezesa Romana Dmowskiego(*):
Przygoda prof. Ignacego Chrzanowskiego:
[i]W K r a k o w i e, w czasie oficjalnej wizyty cesarza Franciszka Józefa, na trasie przejazdu cesarza, za gęstym kordonem policji zebrał się spory tłum ciekawskich. Stoi tam też pewien pan z kilkunastoletnim synem. Cesarz się spóźnia, a tymczasem zaczyna padać deszcz. Pan posyła swojego syna do domu po parasol. Mija kwadrans, cesarza nie widać, deszcz leje, a synek z parasolem nie wraca. Zirytowany jegomość zwraca się do sąsiadów: podniesionym głosem:
- Deszcz leje, a tego osła jak nie ma tak nie ma!
Na to zbliża się do niego stojący w kordonie komisarz policji i kładąc mu rękę na ramieniu pyta surowo:
- Miarkuj się pan, o kim pan śmie tak mówić?
- Ja? - odpowiada pan - ja mówię o moim synu, którego wysłałem do domu po parasol. Ale ciekaw jestem kogo pan, panie komisarzu, ma na myśli?[/i]
(*) "Roman Dmowski - człowiek, Polak, przyjaciel. Wspomnienia Izabelli z Lutosławskich Wolikowskiej", Chicago, 1961.
-
-
KOMITET BUDOWY POMNIKA ROMANA DMOWSKIEGO W KRAKOWIE
Drugi dowcip sytuacyjny opowiadany w towarzystwie przez Romana Dmowskiego:
[i]W czasie zjazdu panslawistycznego w Pradze czeskiej, jeszcze przed pierwszą wojną, delegaci czescy deklarowali wiele i wylewnie o miłości do "bratnich krajów słowiańskich", ale nie dawali się w żaden sposób nakłonić do jakiegoś niewielkiego nawet ustępstwa na rzecz Polski, o co zabiegał uparcie Pan Roman.
Po ciężkim i przykrym dniu delegaci zaproszeni zostają na obiad do Masaryka. Przed obiadem Masaryk zabawia gości, pokazując jakie sztuczki z piłeczką robi jego tresowana suczka. A suczka ujada radośnie trzymając w mordce piłeczkę, co było wówczas wyszukaną oryginalnością. Pan Roman ani nie jest wielkim zwolennikiem polityki Czechów, ani nie przepada za tresurą psów, więc te figle nic a nic nie poprawiają jego humoru. Toteż decyduje się krótko skomentować sytuację. Powiada powoli i z lekkim naciskiem:
- Ot, sprytna czeska psina, szczeka mocno, ale tego co trzyma w mordce nie wypuszcza!
Masaryk był inteligentnym politykiem i doskonale zrozumiał aluzję. Był wyraźnie niezadowolony. Wydaje się, że obiad mu umiarkowanie smakował.[/i]
Trzeci dowcip sytuacyjny opowiadany w towarzystwie przez Romana Dmowskiego:
[i]W biurze pana Hewelki w Warszawie była oswojona papuga, którą nauczono mówić pewne słowa oraz przekleństwa tak znakomicie, że czasami wtrącała się do rozmowy i trudno było rozpoznać, czy powiedziała to papuga, czy ktoś z obecnych.
W biurze pracowało kilku urzędników, pryncypał miał pokoik oddzielony przepierzeniem przy drzwiach wejściowych. Urzędnicy, opuszczając biuro wieczorem, stale wołali:
- Panie Hawelke, my wychodzimy!
Pewnego dnia, dobrze już po godzinach pracy, o późnej porze, siedzący w swoim kantorku pan Hawelke, posłyszał zdziwiony jakby rozpaczliwy okrzyk:
- Panie Hawelke, my wychodzimy!
Można sobie wyobrazić jego zdumienie, gdy wbiegłszy do biura, ujrzał swoją papugę w paszczy ogromnego kocura, szykującego się istotnie do opuszczenia biura przez okno, wraz ze swą zdobyczą.[/i]
Go Cha, przednie! :)
Z krakowskich wspomnień Izabelli z Lutosławskich Wolikowskiej:
[i]Świeżo zjechaliśmy do Krakowa, gdzie rodzice moi po kilkunastu latach wędrówki po całej Europie, związanej z pracą mego ojca, zakładali pierwszy swój dom w kraju. Ojciec mój właśnie wydał po angielsku książkę, która ustalając po raz pierwszy od 2000 lat chronologię dzieł Platona, dała mu światową sławę. Dostał katedrę filozofii na Uniwersytecie Jagiellońskim. Matka moja, Hiszpanka, poetka, szybko stworzyła nam pełne ciepła i blasku ognisko domowe, w którym gościnnie i z wielką równowagą ducha oraz pogodą witała cudzoziemców i rodaków z trzech zaborów.
Poznanie się moich rodziców z Romanem Dmowskim nastąpiło w Krakowie, w domu Balickich, na początku wieku. Przyjaźń błysnęła od razu, niezawodna i jakby natchniona. Nie znam drugiego przypadku tego rodzaju, by człowiek obcy i zupełnie odmiennego środowiska, stał się wprost od razu członkiem rodziny i to na całe życie, aż do śmierci. Moja matka zawsze wspominała, że pierwsze słowa, jakie powiedział Roman Dmowski na progu naszego domu Groble 7, były: "Senora, fala portugues?". Zaczęli też od razu rozmawiać po portugalsku, który jest tym samym starym hiszpańskim językiem, jaki zachowała Galicja na północy kraju, gdzie ani Maurowie, ani Żydzi nie dotarli. Rodzinne to strony mojej matki i z radością rozmawiała językiem swego dzieciństwa. W parę tygodni potem Pan Roman został zaproszony już jako ktoś z rodziny, do przychodzenia do nas codzień na obiady i kolacje. Wszedł w krąg życia naszego z tą naturalnością i prostotą, jaka była właściwa jego naturze.
W naszej rodzinie była nas trójka dziewczynek. Nadto dwie służące, do których stosunek Pana Romana był tak charakterystyczny, że i o nich wspomnieć wypadnie. Jedna z nich to była szlachetna chłopka hiszpańska, pełna godności i powagi, pracowita bez granic, którą Pan Roman szanował i niezmiernie lubił. Druga, z cudnego Drozdowa pod Łomżą, rdzenna Mazurka, posiadała cnoty świątobliwe, któreśmy czasem z respektem, a czasem z wybuchami śmiechu obserwowali.
Do tej "niezrównanej sielanki", jak nazwał po latach Pan Roman nasz dom na Groblach, przyczyniali się wybitni, interesujący ludzie, którzy stale przesuwali się przez ten nasz otwarty dom. Bywali Polacy z trzech zaborów i cudzoziemcy, ci głównie pragnąc poznać mego ojca w związku z jego dziełem. Witaliśmy Francuzów, Hiszpanów, Japończyków, którymi Pan Roman specjalnie się interesował.
Wyspiańskiego poznał Pan Roman u nas. Był on już wtedy sławą, ale cichy i do ostatniego włókienka duszy smutny. Już wtedy chory, zresztą zawsze zamknięty w sobie. Bladość, wiotkość, ostre cierpienie w rysach twarzy robiły wielkie wrażenie. Dziwne miał oczy, jakby spoglądały gdzieś poza nami, jakby widziały coś odmiennego i pochłaniającego artystę. Wyspiański, jak nikt inny, wchłonął w siebie, przeżył i oddał w genialnej twórczości cały czar, tajemnicę i bogactwo krakowskiej tradycji.
Nie pamiętam, by się obił o nasze czujne uszy pensjonarskie choć jeden jakiś zatarg wśród gości i znajomych, jakaś brzydka afera, coś co by nas zgorszyło. Natomiast wiem, że inicjację na całe życie i na wszystkie wypracowane w sobie zasady zdobyłam wśród ludzi Krakowa. Wielu z nich nie było wcale rodem z tego miasta, ale wszyscy ulegali jego atmosferze. Te lata dzieciństwa i wczesnej młodości w Krakowie wspominam jak bajkę, a zawsze i wszędzie widzę w niej Romana Dmowskiego. Miasto czarowne, w którym wszystko oddycha jakąś łagodnością i harmonią doskonałą, miasto - klejnot, w którym widziałam nagle pobladłych z zachwytu ludzi z krajów słynących pięknem, z Włoch, z Francji, z Hiszpanii. Pana Romana nigdy potem nie widziałam tak pogodnego, pełnego radości życia i humoru, jak w te wczesne lata, w których z żelazną konsekwencją montował, powiększał, umacniał zespoły trójzaborowe ludzi, tworzących wielki Obóz Wszechpolaków. Gdy piszę to, przesuwają się przede mną postacie goszczące też w naszym domu: Popławskiego, Balickiego, Wasilewskiego, Waligórskiego, Hłaski, Romera z dalekiej Litwy przyjeżdżającego, Kozickiego, Harusewicza, Grabskiego, Jarońskiego, Raczkowskiego, Gościckiego, Nowodworskiego, księdza Lutosławskiego, Spiessa, ordynata Maurycego Zamoyskiego, Witolda Czartoryskiego, Seweryna Czetwertyńskiego i doktora Załuskę. Wymieniam tylko tych, których sama pamiętam, ale były ich tłumy.
Porywające piękno Krakowa jest psychofizyczne, składa się z potężnego dziedzictwa dziejów polskich, wspaniałych przez szereg stuleci. Składa się też z głosów ludu polskiego, wołających do nas z każdego progu kościołów, wydeptanych milionami wiernych przez wieki, a także z niezwykłej ilości sławnych ludzi, pracujących w różnorodnych dziedzinach, tworzących tu swe dzieła.
Byłyśmy świadkami u nas na Groblach, jak Pan Roman zawierał przyjaźnie na całe życie z wielu wybitnymi ludźmi. Nie były to tylko przyjaźnie z narodowcami, ale także z uczonymi, artystami czy pisarzami. Przyjaźń Romana Dmowskiego z Władysławem Reymontem datuje się mniej więcej od 1902 roku. Reymont znajdował się wówczas w bardzo trudnym położeniu, bo zaręczył się z rozwódką, a choć proces w Rzymie był w biegu i nadzieje na uzyskanie unieważnienia istniały, to w Krakowie pewne sfery, pełne raczej bigoterii niż miłosierdzia, nie "przyjmowały go". On zaś był wrażliwy na upokorzenia. Matka moja, pełna dobroci przyjmowała ich oboje, garnęli się też do naszego domu czując jego ciepło. Przyjaźń przetrwała do śmierci obojga.
Pan Władysław był zawsze ucieszony, gdy spotykał Pana Romana. Ale nie pamiętam by kiedykolwiek rozmawiali o polityce. Były to raczej bujne rozprawy na tematy humanistyczne, w których uzupełniali się. Pan Roman wielce sobie cenił talent przyjaciela, a Reymont chłonął wprost wiedzę, erudycję i smak literacki, który cechował Dmowskiego. Po "Ziemi Obiecanej" Reymontowi przyczepiono znamię antysemity na wskroś niesprawiedliwie. Sam nam mówił o tym obszernie. Zastanawiał się, dlaczego wśród sfer postępowych w kraju, gdzie naczelne miejsca zajmowali czasem Polacy pochodzenia żydowskiego - właśnie Reymont był wybitnie niepopularny i nie popierany, chociaż on, jak nikt przedtem, powieścią na wskroś społeczną, pokazał krzywdy wyzyskiwanych i straszliwą bezduszność łódzkich milionerów. Był pisarzem nie tylko idącym z duchem czasu, ale czas wyprzedzającym.
Dmowski był zdania, że milionerzy łódzcy, w większości nie Polacy, nigdy Władkowi nie darowali jego wiary w siły żywotne polskiego narodu. Szanował on we Władku - synu chłopa i długoletnim bezdomnym włóczędze - znającym upokorzenia i krzywdy, to, że nigdy, w najmniejszym stopniu, nie miał względem posiadaczy zawziętości. O "Ziemi Obiecanej" ukazała się w "Przeglądzie Wszechpolskim" wnikliwa recenzja pióra Romana Dmowskiego, nadto w "Gazecie Warszawskiej" napisał on zaraz po śmierci Reymonta piękne podzwonne - niestety do dziś nie do odnalezienia, choć przyjaciele w kraju starali mi się tekst dostarczyć. Dmowski wielokrotnie powtarzał, że fama "Ziemi Obiecanej" drogo Władka kosztowała. Za odwagę i brawurę, za zapał w przedstawieniu potwornych stosunków społecznych w Łodzi płacił całymi latami.[/i]
Źródło:
- Izabella z Lutosławskich Wolikowska: Roman Dmowski, człowiek, Polak, przyjaciel. Wydanie II, poprawione i rozszerzone, Nortom, 2007,
fragmenty ze str.26-39
to się nazywa prawidłowe trzymanie się głównego wątku, brawo!
w tym wątku piszemy TYLKO o Dmowskim,
nic o Syrii, nic o Gazecie Wyborczej, nic o Dzierżyńskim, dobrze?
pozdr
a ja chciałem zapytać czy jest jakaś wiedza ile taki pomnik kosztuje?
Tak popiersie około 18 tysięcy- do 25 tysięcy , pomnik około 150 tysięcy
Świetne wpisy Gocha, aż kupię sobie tę książkę:)
Dwa typy "homo politicus": Roman Dmowski i Józef Piłsudski wspierają rząd Ignacego Paderewskiego
==========================================================================
Fragmenty listu Ignacego Paderewskiego do Romana Dmowskiego z końca 1910 roku:
[i]Z rozmaitych uwag i słów Pańskich zauważyłem, że mnie Pan posądza o ambicje, których wcale nie żywię, że mi Pan przypisuje zamiary, z którymi zgoła się nie noszę. Musiało zajść jakieś nieporozumienie i wyjaśnić je należy. Otóż oświadczam stanowczo, że żadnej roli politycznej odgrywać nie myślę, i to z wielu powodów:
1. Nie jestem do tego przygotowany, a na przygotowanie się, które by parę lat pracy pochłonąć musiało, nie mam już czasu. Polityków-dyletantów jest aż zanadto.
2. Nie mam do tego ani ochoty, ani przygotowania, ani też temperamentu.Władza mnie nie nęci, powaga ojca narodu nie pociąga, pośledniejsze stanowisko pożytecznego syna Ojczyzny najzupełniej mi wystarcza.[...]
Bez Pana niczego poczynać nie myślałem i zdaje mi się, że dałem tego dowody, widząc w Panu rzeczywiście wielką siłę, wielki rozum, uważając Pana za najwybitniejszego ze wszystkich współczesnych polityków polskich: pokochałem Pana serdecznie i byłem gotów uczynić co możliwe dla utrwalenia pańskiej powagi, wzmocnienia pańskiego stanowiska, dla otoczenia pańskiego nazwiska jak największym poza krajem rozgłosem.[/i]
Źródło: W.Stankiewicz, A.Piber: Archiwum polityczne Ignacego Paderewskiego, t.I, 1890-1918, Wrocław, 1973, str.32-33
-
Fragment wspomnień Ignacego Paderewskiego:
[i]Po tournee [w Ameryce] w 1914 roku grałem raz jeden w Londynie, skąd bezpośrednio - spragniony koniecznego wypoczynku - udałem się do Szwajcarii, do domu w Morges. Wojna wisiała w powietrzu. Wiadomość o wstrząsającym zamordowaniu przed kilku dniami austriackiego arcyksięcia Ferdynanda przeraziła cały świat. Wszyscy z godziny na godzinę żyliśmy w pełnym napięcia oczekiwaniu. Jeszcze w lipcu gościłem u siebie kilku nieoczekiwanych, lecz poważnych gości, których cel wizyty nietrudno było odgadnąć. Dyskutowaliśmy nad pewnymi zasadniczymi zmianami na mapie Europy.Przyjaciele przychodzili i odchodzili, śmieliśmy się, rozmawialiśmy i muzykowaliśmy podczas tego pięknego lata.
31 lipca, w dniu mego patrona, św. Ignacego, dniu zawsze uroczyście obchodzonym w moim domu, zebrało się, jak zwykle, wiele osób z różnych krajów i różnych narodowości. Przyjechali z Paryża, Londynu i Nowego Jorku. Wśród artystów znajdowali się Polacy, Szwajcarzy, Francuzi i Amerykanie. Od wielu już lat ustalił się bowiem miły zwyczaj obchodzenia tego dnia jako pewnego rodzaju święta, w którym cała okolica, znajomi z Genewy, Lozanny i innych sąsiednich miejscowości przybywali do nas z życzeniami. Przyjęcie trwało zwykle cały dzień. Zabawa, wesołość, a przy tym i dobre jedzenie, wypełniały całe popołudnie.
Lunch w owym pamiętnym dniu 31 lipca 1914 roku zgromadził wyjątkowo liczne towarzystwo.Postanowiłem w kilku słowach podziękować tym wszystkim, którzy swoim przybyciem dali mi dowód przyjaźni. W krótkim wystąpieniu zaznaczyłem, że mimo radości, jaką odczuwamy ze spotkania, musimy jednak zdawać sobie sprawę z powagi chwili i z tego, że być może w tym właśnie momencie, kiedy my tu siedzimy przy biesiadnym stole, ważą się losy Europy. O ile wojna rzeczywiście wybuchnie, moja Ojczyzna, Polska, jedna z pierwszych od niej ucierpi, przez długi czas nękana będzie walkami, zaleje ją morze krwi i łez, ale w końcu powstanie wolna - co daj Boże.
Gdy skończyłem, była to chwila pełna napięcia dla wszystkich, przerwana nagłą wypowiedzią jednego z gości, Romana Dmowskiego, polskiego działacza politycznego, który zerwawszy się z krzesła, odpowiedział mi w tonie wesołym i niefrasobliwym, że jestem nastrojony stanowczo zbyt pesymistycznie. Pomimo mego protestu i uwagi, że Austro-Węgry już wypowiedziały wojnę Serbii, w dalszym ciągu dowodził, i to wciąż w tym samym tonie, iż nie ma istotnego powodu do alarmu, że wojny nie będzie i być nie może, że nie ma sprzyjających wojnie warunków itd.
Gdy usiadł, każdy z nas odetchnął z ulgą, i wszyscy wygodnie zasiedli, zabierając się do picia roznoszonej przez lokaja kawy. I właśnie gdy ostatnia filiżanka została podana, Dmowskiemu wręczono depeszę. Otworzył ją szybko i zbladłszy, wpatrywał się w nią dłuższą chwilę. Po czym wstał, dyskretnie podszedł do mnie i powiedział cicho:
- Przykro mi bardzo, ale zmuszony jestem zaraz wyjechać; nie rozumiem zresztą dlaczego, ale dostałem polecenie natychmiastowego powrotu.
W chwilę potem już go nie było. Przeprosiwszy gości, wyszedłem za nim do hallu, by go pożegnać. Był głęboko przejęty otrzymaną wiadomością, ale przy wyjściu podając mi rękę, wciąż jeszcze powtarzał:
- Nie będzie wojny! To wykluczone, nikt nie jest do niej przygotowany, nie możemy mieć teraz wojny.
Był to złowróżbny incydent dla mnie i dla tych kilku osób, które zauważyły nagłe wyjście gościa. Dzień jednak upływał dalej, pełen wesela i radości, a obiad tego wieczoru był specjalnie wspaniały, żona poświęciła mu wyjątkowo dużo starań. Późnym wiecorem na kolację przybyło sporo nowych gości - młodych i w średnim wieku Szwajcarów, przy czym uderzyło mnie, że każdy z nich przyniósł z sobą małą walizkę. Nie zaszło nic nadzwyczajnego, póki nie zasiedliśmy do stołu, wtedy to bez przerwy zaczął dzwonić telefon, z ważnymi najwidoczniej wiadomościami, gdyż co chwila któryś z wzywanych Szwajcarów opuszczał salon. Zapanowała szczególna atmosfera, każdy z nas był pod wrażeniem, że coś się stanie, że coś musi nastąpić. Sprawa wyjaśniła się dopiero późno w nocy, bo o godzinie pierwszej: niespodziewanie wszyscy moi szwajcarscy goście ukazali się w drzwiach drugiego pokoju ubrani w mundury wojskowe! To wytłumaczyło mi sprawę owych walizek, z którymi przybyli. Nastąpiło pożegnanie. Była to bardzo przykra chwila. Nie mogłem wymówić słowa. Trudno teraz odtworzyć straszli grozę chwili, w której dotarła do naszej świadomości przerażająca wiadomość o wybuchu wojny. Spadła na nasz dom jak lawina. Szczęśliwe, radosne święto zmieniła w dzień żałobny.[/i]
Źródło: Ignacy Paderewski: Pamiętniki, Polskie Wydawnictwo Muzyczne, 1986, str. 462-466 [w tym wydaniu PWM z czasów rządów Jaruzelskiego ingerencja komunistycznej cenzury polegała m.in. na wykreśleniu z oryginalnego tekstu nazwiska Romana Dmowskiego, jego miało nie być!]
--
Fragmenty listów Romana Dmowskiego do przebywającego w Ameryce Ignacego Paderewskiego z 23 sierpnia i 2 września 1917 roku (informuje o utworzeniu 15 sierpnia 1917 roku w Lozannie Komitetu Narodowego Polskiego):
[i]Istnieje potrzeba wejścia w skład Komitetu delegata Wydziału Narodowego PCKR. Nie potrzebujemy dodawać, że to jest tylko nasze życzenie, które może być zaspokojone, o ile Pan to uzna za pożyteczne i możliwe; sprawy bowiem polskie w Ameryce uważamy za leżące wyłącznie w sferze Pańskiej kompetencji. [...]
Pan jest człowiekiem zupełnie innej kategorii, niż my wszyscy. My jesteśmy robotnicy polityczni, stoimy może w pierwszym szeregu, ale zawsze w szeregu. Pana zaś w żaden szereg umieścić nie można. Ma Pan stanowisko wyjątkowe w Polsce i za granicą, i ma Pan indywidualność z tych, które się nie w każdym pokoleniu zjawiają.[...] Takiego jak Pan człowieka do niczego anektować nie można. My też chcemy mieć tylko cząstkę Pana.[/i]
Źródła:
- Stankiewicz W., Piber A.: Archiwum polityczne Ignacego Paderewskiego, t.I, 1890-1918, Wrocław, 1973, str.167
- Kułakowski M.: Roman Dmowski w świetle listów i wspomnień, T.2,, Londyn, 1972, str.80
--
Fragmenty listów Ignacego Paderewskiego do Romana Dmowskiego i Maurycego Zamoyskiego z końca sierpnia 1917 roku (po utworzeniu przez Dmowskiego w Lozannie Komitetu Narodowego Polskiego 15 sierpnia 1917 roku):
[i]Uznajemy wszyscy nadrzędną konieczność utworzenia komitetu wykonawczego, zdolnego do kierowania polityką zagraniczną, podjęcia całkowitej odpowiedzialności, ale złożonego z przedstawicieli wszystkich znaczących partii: ludowej z Galicji, postępowej, Polskiej Partii Socjalistycznej. W przypadku braku takiego przedstawicielstwa zabraknie powagi politycznej i moralnej.[...]
Nie mogę ukryć, że Roman ma tutaj [w Ameryce] wrogów nieprzejednanych w kołach wpływowych, obecnie wszechwładnych. Notyfikacja jego nominacji na prezesa wywoła kampanię, która spowoduje nieobliczalne nieszczęścia. Może ona wywołać trudność nie do pokonania, uczynić całą pracę jałową, wszelkie wysiłki próżnymi, bowiem może ona odstręczyć na zawsze pewną cenną przychylność, już nieco zachwianą [/i]
[jest to obawa przed atakami środowisk żydowskich - mój przyp.]
Źródło: Drozdowski M.M., Piber A.: Paderewski. myśli o Polsce i Polonii, str.145
--
Fragment listu Ignacego Paderewskiego do Jana Horodyskiego z 5 września 1917 roku:
[i]Pan zna szczególnie tutejsze zastrzeżenia dotyczące Dmowskiego. Mianowanie jego prezesem wywoła najdzikszą kampanię, prowadzącą prawdopodobnie do katastrofy. Szczególnie cenna sympatia, już nieco podważona, może być ostatecznie utracona. Obawiam się, że naleganie będzie bezskuteczne.[/i]
Źródło: Drozdowski M.M., Piber A.: Paderewski. myśli o Polsce i Polonii, str.153
--
Fragment listu Romana Dmowskiego do Ignacego Paderewskiego z 2 września 1917 roku:
[i]Wiem, że Prezes komitetu w mojej osobie przedstawia ogromne strony ujemne. Człowiek, który przez całe życie pięściami torował drogę dla polityki swojej i swego obozu, który sobie narobił zaciekłych nieprzyjaciół, ściągać musi na komitet napaści, których może by się dało uniknąć przy innym prezesie. Niech Pan wszakże nie myśli, że pchała mnie do prezesury ambicja wysunięcia się na front. Niech mi Pan wierzy, że gdy się tak ciężko przewalczy kawał życia, jak ja je przewalczyłem, to wszelkie zaszczyty stają się człowiekowi obojętne.[/i]
Źródło:
- Kułakowski M.: Roman Dmowski w świetle listów i wspomnień, T.2,, Londyn, 1972, str.80
--
Fragment listu Ignacego Paderewskiego do prezydenta Woodrowa Wilsona w sprawie uznania KNP przez Waszyngton:
[i]Komitet Narodowy Polski, na którego czele stoi najzdolniejszy z polskich mężów stanu Roman Dmowski, który posiada najsilniejsze wsparcie, otrzymał już zapewnienie lojalnego poparcia od olbrzymiej większości ludności polskiej ze wszystkich miejsc zamieszkania.[/i]
Źródło:
- Drozdowski M.M., Kusielewicz E.: Polonia Stanów Zjednoczonych Ameryki 1910-1918. Wybór dokumentów, 1989, str.278
--
Fragment listu Romana Dmowskiego do hrabiego Maurycego Zamoyskiego z 30 października 1918 roku:
[i]Dla sprawy polskiej lepiej jest, żeby Paderewski reprezentował Polskę, niż żeby się na tym tle rozwinęła walka[/i]
Źródło:
- Florkowska-Francic H.: Między Lozanną, Fryburgiem i Vevey. Z dziejów polskich organizacji w Szwajcarii w latach 1914-18. Kraków, 1997,
str. 90
--
Fragment listu Romana Dmowskiego z 16 grudnia 1918 roku do przebywającego już w Warszawie Stanisława Grabskiego:
[i]Nie trzeba Ci wykładać, jak ważne jest żebyście Paderewskiemu ułatwili wszelkimi sposobami zbliżenie i porozumienie się z różnymi żywiołami i doprowadzenie do rządu koalicyjnego. Trzeba go wysunąć jako sztandar - jedności narodowej[/i]
Źródło:
- Pajewski J.: Wokół sprawy polskiej. Paryż-Lozanna-Londyn 1914-1918, Poznań, 1970, str. 116.
--
Fragment instrukcji Tymczasowego Naczelnika Państwa Józefa Piłsudskiego z 27 listopada 1918 roku przekazanej udającej się do Paryża delegacji na konferencję pokojową:
[i]Rząd premiera Jędrzeja Moraczewskiego należy traktować jako przejściowy. Wyrażam gotowość do współpracy z Komitetem Narodowym Polskim, najzupełniej ścisłej i przyjacielskiej, z dwoma jednakowoż zastrzeżeniami:
a) niektóre osoby są w Polsce niepopularne; do nich należy przede wszystkim Dmowski; we wszystkich zatem układach należy stawiać bezosobowość Komitetu, albo wydźwignąć inną osobę, np. Zamoyskiego lub Paderewskiego [...]
b) jednak ustalonym być musi, że Komitet Narodowy uznaje centralę swoją w kraju, każdy emigracyjny rząd zawsze nosi cechę nieodpowiedzialności.[/i]
Sporządzona w tym samym czasie notatka Józefa Piłsudskiego, dotycząca porozumienia z KNP:
[i]Odnośnie rządu: rząd trzech dzielnic, fachowy, prezesura Paderewskiego, minister wojny Haller. Delegacja do Wersalu nie jest delegacją rządu, tylko Piłsudskiego. Zasadę sformowania nowego rządu można przyjąć, lecz wybór czasu pozostawić Piłsudskiemu[/i]
Źródło:
- Pajewski J.: Wokół sprawy polskiej. Paryż-Lozanna-Londyn 1914-1918, Poznań, 1970, str. 28, 38
--
4 stycznia 1919 roku Paderewski gości pierwszy raz u Piłsudskiego. Roman Wapiński tak o tym pisze:
[i]Choć wizyta ta nie przyniosła oczekiwanych przez Paderewskiego efektów, nie znaczy to że to pierwsze spotkanie tych osobowości było bezowocne. Piłsudski, polityk dysponujący dużym doświadczeniem, w pełni ujawniający swe umiejętności w sytuacjach wyjątkowych, dostrzegł od razu korzyści, jakie przyniesie objęcie stanowiska premiera przez Paderewskiego. Doceniał wagę jego kontaktów politycznych na Zachodzie i jego wielki patriotyzm. Sam przekonany o swej misji specjalnej, posłannictwie, mógł dopatrzyć się występowania podobnego przeświadczenia i u Paderewskiego. Docenił płynące z tego faktu korzyści.
Jeśli przyjąć za prawdziwą informację, przekazaną przez obecnego tam podchorążego, a wkrótce pracownika służby dyplomatycznej, według której na skierowane pod adresem gościa pytanie Piłsudskiego czy nie zechciałby mu zagrać na fortepianie, Paderewski miał odpowiedzieć: "Bardzo chętnie, o ile pan zatańczy", to można powiedzieć, że sprawy potoczyły się zupełnie odwrotnie. To Piłsudski grał, a Paderewski tańczył.[/i]
Źródło:
- Wapiński R.: Ignacy Paderewski, Ossolineum, 2009, str.120.
--
[i]Rewizyta Piłsudskiego w apartamencie Paderewskiego w Bristolu miała miejsce trzy dni później 7 stycznia 1919 roku, po powrocie Paderewskiego z Krakowa zaraz po operetkowym zamachu stanu księcia Eustachego Sapiehy i płk. Mariana Januszajtisa. To tam, w Bristolu Naczelnik Państwa zaproponował Paderewskiemu sformowanie rządu. Na pytanie Grabskiego dlaczego tak ograniczył wysuwane wobec Piłsudskiego żądania, Paderewski tak opowiadał o tym spotkaniu: "Piłsudski okazał w rozmowie ze mną tyle serdeczności i wyższego ponad partyjne niechęci patriotyzmu, że słowo jego zupełnie mi wystarczy". [/i]
Źródło:
- Wapiński R.: Ignacy Paderewski, Ossolineum, 2009, str.120.
--
Piłsudski do Witolda Jodko-Narkiewicza i ambasadora Władysława Baranowskiego, pragnących przeciwdziałać powierzeniu Paderewskiemu funkcji szefa rządu:
[i]Wszystkie moje wysiłki muszą iść w kierunku armii. O to się staram. Chodzi o Hallera, o Żeligowskiego, to musi ułatwić Foch. Tak samo chodzi o zaopatrzenie armii. Chodzi więc właśnie o zagranicę panie ambasadorze. Zagranicę znacie i wiecie jak tam jest; będzie tam z nimi gadał Moraczewski, widzicie to? Czy nie lepiej będzie gadał Paderewski, który ma z nimi wspólny język? Będą może w Paryżu dwie delegacje polskie: moja i Komitet Narodowy, który alianci sobie wychowali. Trzeba oszczędzać tych panów, trzeba ich kombinacje, takie czy inne, traktować na serio, trzeba im nawet schlebiać. Wszak chodzi o granice i inne szczegóły dla nas tak ważne. W Paryżu przyzwyczaili się do Dmowskiego, pisze mi to nawet Dłuski. Co tam Dmowski będzie rządał, jeśli będzie nawet rządał za wiele, to nie szkodzi. Jestem ja tu, a moi delegaci tam, by wiedzieć, co trzeba. Zresztą liczę serio na Paderewskiego, jest zgodny ze mną prawie we wszystkich punktach, jest nawet bardziej zaciekłym ode mnie "federalistą" i on będzie Dmowskiego moderował. Paderewski, mówicie, kłania się na wszystkie strony; a niech się kłania, byle mnie przyniósł co potrzeba.[/i]
Źródło:
- Baranowski W.: Rozmowy z Piłsudskim 1916-1931, str. 106-107.
--
Dmowski o kontaktach Paderewskiego:
[i]Paderewski miał dobry stosunek osobisty nie tylko z Wilsonem, ale i z Lloydem George'm. To, poza jego stanowiskiem oficjalnym, ułatwiało mu zbliżenie się do Rady Pięciu. Mógł rozmawiać osobiście z premierem angielskim, co mnie się nigdy nie zdarzyło.[/i]
Źródło:
- Dmowski R.: Polityka polska i odbudowanie państwa, Nortom, 2009
--
Roman Wapiński o stosunku Romana Dmowskiego do rządu Paderewskiego:
[i]W skład powołanego 16 stycznia 1919 roku rządu Paderewskiego nie wszedł żaden z przywódców głównych ugrupowań, tak więc nie miał on charakteru koalicyjnego, dysponującego trwalszym poparciem politycznym. Jeżeli znaczna część ówczesnych obserwatorów skłonna była postrzegać rząd Paderewskiego jako pozostający pod wpływami Narodowej Demokracji, to w niemałym stopniu przyczyniło się do tego eksponowanie przez nią i sympatyzujące z nią ugrupowania poparcia dla tego rządu. Roman Dmowski, dysponujący w tych kręgach niepodważalnym autorytetem, polecał im nie tylko popierać Paderewskiego, ale także nie podejmować walki z Piłsudskim. W listach do Grabskiego, będących swego rodzaju instrukcjami dla swych zwolenników w kraju, dzielił się wprawdzie przekonaniem, "że Piłsudski śni o dyktaturze wojskowej, o roli Napoleona wypływającego na falach rewolucji", ale jednocześnie zalecał "nie spieszyć się z zasadniczymi solucjami, nie prowokować aspiranta do dyktatury, przeciwnie, stosunki z nim, o ile możności, naprawić i utrzymywać jak najbliższe".[...]
Nie tylko środowiska Narodowej Demokracji witały rząd Paderewskiego jako rzeczywiście rząd ogólnopolski. Faktyczny, obejmujący wszystkie zasadnicze sfery życia proces unifikacji zaborów został zainaugurowany powstaniem rządu Paderewskiego i odbytymi 26 stycznia wyborami do Sejmu Ustawodawczego.[/i]
Źródła:
- Wapiński R.: Ignacy Paderewski, Ossolineum, 2009, str.124
- Dmowski R.: Polityka polska i odbudowanie państwa, Nortom, 2009
--
O pani premierowej
[i]Pani Paderewska, jak zanotowała dobrze zorientowana, a życzliwa Paderewskiemu Zofia Kirkor-Kierdoniowa, była "znana z kurateli, jaką rozciągała nad swym sławnym mężem". Towarzyszyła mu zawsze, opiekując się i chroniąc go przed natarczywością licznych wielbicielek. Dlaczego więc nie miałaby tego czynić, gdy został szefem rządu? Według adiutantów Piłsudskiego "gdy po raz pierwszy Paderewski jako premier przyjechał do Komendanta, pani Paderewska okazywała najwidoczniejszy zamiar udania się razem z mężem do górnego gabinetu Komendanta i [...] mieli kłopotliwe zadanie, aby zręcznymi manewrami odwieść ją od tego zamierzenia".[/i]
Źródło:
- Miedziński B.: Wspomnienia, Zeszyty Historyczne, z.37, 1976, str.198.
-
[i]Pani Helena starała się "sondować" opinię o małżonku "nie odróżniając linii demarkacyjnej gry politycznej i osobistych poczynań". Największy chyba udział w tym "sondowaniu" miała Lucyna Kotarbińska. Lucynka, jako że zawsze była wścibska, a znała całą Warszawę, przeto była pomocą Paderewskiej i w niejednym "posunięciu państwowym" maczała lub chciała maczać swoje paluszki. A ponieważ język ją świerzbiał, więc i na miasto wynosiła sporo ciekawostek, pożądanych przez kawiarnianych polityków. Być może, że właśnie jej aktywność zainspirowała Jana Lechonia do napisania "Wiersza o złej żonie"..[/i]
Źródło:
- Lam S.: Życie wśród wielu, 1968,s.419
-
[i]Udałem się do Premiera wraz z posłem dr Bardlem na dzień i godzinę oznaczoną. Po godzinnym przeszło oczekiwaniu przyjął nas, przedstawiając cel zaproszenia. Za parę zaledwie minut, gdyśmy byli w trakcie rozmowy, otwarły się drzwi sąsiedniego pokoju. Wyszła z nich pani Paderewska i, nie zważając zupełnie na naszą obecność, odezwała się głośno do Premiera: "Ignaś, proszę cię, chodź tu zaraz." Premier wyszedł, polecając nam małą chwilkę zaczekać. Czekaliśmy dobrą godzinę, nareszcie nie mogąc się doczekać, postanowiliśmy z pokoju wyjść pewni, że Paderewski do nas nie przyjdzie. Kiedy byliśmy już za drzwiami, Premier wrócił, a przepraszając za spóźnienie zaznaczył, że żona miała do niego pilny interes."[/i]
Źródło:
- Witos W.: Moje wspomnienia, t.II, 1964, s.252
Dementor Napisał(a):
-------------------------------------------------------
> a ja chciałem zapytać czy jest jakaś wiedza ile
> taki pomnik kosztuje?
To będzie po polsku prowadzona budowa , najpierw robota a kosztami się człowiek później pomartwi ;)
W stawianiu pomników wszystkim i wszędzie, to chyba jesteśmy najlepsi na świecie ! ;) A może by tak wykorzystać nasze doświadczenie w innych krajach, gdzie pomników jest jak na lekarstwo ? Towar eksportowy i kokosy by można na tym zbić ! :D
Uzupełnienie
==========
Michał Siedlecki relacjonując swój pobyt w 1919 w Paryżu w czasie konferencji pokojowej, i znakomite wystąpienia Romana Dmowskiego, któremu przypadł w udziale zaszczyt prezentowania polskich postulatów przed wielkimi tego świata, tak o nim pisze:
[i]Dmowski, w przemówieniach swoich spokojny, ale doskonale i logicznie argumentujący, czasem przeplata mowę jakimś dowcipem, zwrotem lub porównaniem; w prywatnych rozmowach pełen pogodnego humoru. Jedna on sobie ludzi, z którymi się zetknie, lub wywiera na nich wpływ spokojnym i logicznym sposobem argumentacji; nie lubią go najbardziej ci, których w tak spokojny sposób pokonał, nienawidzą ci, których bystrym dowcipem ośmieszył, a co prawda nie zawsze jest ostrożny, by nie zrobić sobie niepotrzebnego wroga.[/i]
Źródło:
- Siedlecki M.: Paryż 1919, Wrażenia i wspomnienia, Kraków, 1919, str.59.
--
Fragment napisanego w Paryżu listu Dmowskiego do Stanisława Grabskiego z 29 maja 1919 roku:
[i]Nie szukaj również w stosunku moim do Paderewskiego jakiegokolwiek pierwiastku rywalizacji osobistej. Nie ma do niej gruntu dla bardzo prostej przyczyny: mam takie plany osobiste, że nikt absolutnie nie stoi mi na drodze. Po zawarciu pokoju postanowiłem (i potwierdziłem to moim najbliższym tutaj) nie brać żadnego absolutnie stanowiska w organizacji państwowej.[/i]
Źródło:
- Kułakowski M.: Roman Dmowski w świetle listów i wspomnień, T.2,, Londyn, 1972, str.165
--
Fragment innego (wcześniejszego) listu Dmowskiego do Stanisława Grabskiego z maja 1919 roku, a więc miesiąc po przyjeździe państwa Paderewskich do Paryża z krótką charakterystyką pani premierowej:
[i]Prezesura Paderewskiego drogo, co prawda, kosztuje. On jest nie byle jaki człowiek, ale ma straszny talent do otaczania się hołotą. Niebezpieczni są ludzie lubiący pochlebstwo, bo zawsze znajdą kanalie. Dziś najniebezpieczniejszym człowiekiem w jego otoczeniu jest p. H., bardzo sprytny i przebiegły, ale bez żadnych skrupułów. Służy on państwu, które dziś na wszystkich punktach przeciw nam idzie, bardzo więc wątpliwa jest wartość rad jego. Sądzę, że można by Paderewskiego uwolnić od hołoty, która go się czepia, gdyby nie baba, która ją lubi. On jest człowiek niepospolity, ma duże braki, ale i olbrzymie zalety - ona zaś swą wulgarnością, śmiesznymi ambicjami i mściwością w stosunku do ludzi, którzy nie skaczą przed nią na dwóch łapkach, psuje wszystko. Atmosfera przez nią wytwarzana długo się tolerować nie da. Niestety, jej wpływu tolerować nie można. Przyjdzie wkrótce czas, kiedy będzie nas ona za dużo kosztowała w opinii kraju (już to się dość mocno czuć daje), i będziemy się musieli od tego odżegnać.[/i]
[Roman Wapiński w wydanej przez Osolineum książce "Ignacy Paderewski" identyfikuje owego pana H. Był to Jan Horodyski, agent Intelligence Service, który pojawił się w otoczeniu Paderewskiego już w końcu 1916 roku. Widać więc, że Roman Dmowski precyzyjnie go wówczas identyfikował. "Baba" to oczywiście pani Helena Paderewska]
Źródło:
- Kułakowski M.: Roman Dmowski w świetle listów i wspomnień, T.2,, Londyn, 1972, str.167
--
Przebywał wtedy w Paryżu Adam Grzymała-Siedlecki, który opisuje swoje rozmowy z Dmowskim. Twierdzi, że Dmowski był w ogóle przeciwny udziałowi kobiet w życiu politycznym, a w pani premierowej dostrzegał intrygantkę. Wspomina:
[i]Na postawione Dmowskiemu pytanie, co Paderewski ma uczynić, by między wami nastała zgoda, usłyszałem: "otruć panią Paderewską".[/i]
[dla porządku dodam, że prof. Roman Wapiński ocenił, że nie jest wykluczone, że Grzymała-Siedlecki koloryzował. Napisał, że "z pewnością odpowiedź Dmowskiego zawierała bardzo niepochlebną ocenę pani Heleny, bo Dmowski zapewne się z nią nie krył. [...] Pani Helena najprawdopodobniej odwzajemniała animozję". Dmowski, bywając przed wojną u Paderewskich w Riond-Bosson, już wówczas nie mógł się przyzwyczaić do jej ciągłych ingerencji w czasie jego rozmów z mężem]
Źródła:
- Grzymała-Siedlecki A.: Niepospolici ludzie w dniu swoim powszednim, Kraków, 1965, str.337
- Wapiński R.: Ignacy Paderewski, Ossolineum, 2009, str.154
--
Dmowski i Paderewski w Wersalu i parę słów o spotkaniu Dmowskiego z Piłsudskim w maju 1920 roku
- http://www.youtube.com/watch?v=GcTiBxPViAg
Kolega Go Cha zarzucił nas tu literaturą fachową, że hoho. Wyczuwam profesjonała. Ale żeby dać coś konstruktywnego od siebie, rzucam szacownemu komitetowi budowy pomnika Pana Romana gotowca pt. "Jak wybudować pomnik i nie tylko", i to nie w czasach ucisku jakiegoś tam Ryżego, ale pod uciskiem prawdziwego srogiego Cara, który potrafił robić naszym rodakom wodę z mózgów daleko efektywniej, niż zespół piarowców zatrudnionych przez miłościwie panującą Partyję. Ano było tak: w roku 1897 prowincjonalna "Gazeta Radomska" nieśmiało rzuciła hasło budowy w Warszawie pomnika Adama Mickiewicza z okazji setnej rocznicy urodzin wieszcza, przypadającej na rok następny. Z powodu nieistnienia internetu prasę, nawet tę prowincjonalną, czytało się wtedy wnikliwie, stąd inicjatywa ta została natychmiast podchwycona przez prasę warszawską. Oprócz zbiórki na budowę samego pomnika podjęto zaraz szereg inicjatyw pobocznych i tu polecam komitetowi zapoznanie się z pomysłami poprzedników sprzed stulecia: fundusz stypendialny dla studentów polonistyki, utworzenie wystawy dzieł i pamiątek związanych z wieszczem, nowe wydania jego dzieł etc. Pomnik stanął w roku następnym i stoi do dnia dzisiejszego na Krakowskim Przedmieściu. Nawet Adolf nie dał mu rady. A gotowiec skreślony przez Zygmunta Wasilewskiego, sekretarza komitetu budowy pomnika, notabene bliskiego współpracownika Pana Romana, który zawiera nawet opis ówczesnych chwytów marketingowych stosowanych w celu zebrania składek, dostępny jest w Bibliotece Jagiellońskiej pod tytułem "Pomnik Mickiewicza w Warszawie 1897-98", sygn. B 24784. Skoro więc oni w tak przerąbanych czasach dopięli swego i uparli się skutecznie, aby wybudować pomnik Mickiewiczowi, to jest rzeczą słuszną, żeby teraz wybudować pomnik im. Nie tylko Dmowskiemu i nie tylko za to. Wszystkim narodowcom od czasów zetowskich, aż po niepodległość. Pozdrawiam!
Merol Napisał(a):
-------------------------------------------------------
> Ro Man Napisał(a):
> a dodam tylko że jest to miejsce
> > poniekąd z naszą Cracovią związane... ;)
>
> Nie żartuj nawet..
> Jeśli chodzi o miejsce, które mam nam myśli..
Tak jest, to az dziwne, ze nie ma takiego pomnika w miescie tak mocno z Kaczynskim zwiazanym...
Doprawdy, to trudno zrozumiec...
A moze polaczyc te dwie szczytne idee i postawic jeden pomnik, na ktorym np. Dmowski podaje odlatujacemu Kaczynskiemu reklamowke (przepraszam - torbe ekologiczna) z... (i tu uwaga - nie, nie z kanapkami, bo tu nie ma ani krzty ironii), a celowo widoczna gruba ksiega?
Taka metafora namaszczenia polityczno-ideowego, wskazanie zaszczytnego kursu politycznego, przekazanie tez i wytyczenie celow w swoistym odrecznie spisanym przewodniku...?
Moze to jest nieco zagmatwana interpretacja, czy nawet naginanie faktow historycznych, ale zauwazcie, ze to powinno byc poprawne politycznie, a finansowo bardzo korzystne:)
Lech Kaczyński był akurat wielkim wielbicielem Piłsudskiego i podchodził do postaci Dmowskiego z pewną rezerwą, przynajmniej tak to zapamiętałem z jakiegoś wywiadu, którego udzielił kiedyś GW.
Dmowski był realistą i ma bezsprzecznie olbrzymi wkład (obok Piłsudskiego, z którym się przecież w decydującym 1919 roku uzupełniali) w odzyskanie niepodległości. Pomnik w K,ra.kowie mu się bezsprzecznie należy.
Natomiast dzisiejsze lewactwo przenosi tamtą sytuację na czasy współczesne starając się jeszcze dziś dzielić swoich przeciwników na "piłsudczyków" i "narodowców", wszystkich przy okazji nazywając nacjonalistami. W dzisiejszych warunkach recydywy lewackiej ideologii w Unii Europejskiej i nie tylko, ten podział stracił praktycznie sens.
co do uzupełniania się Dmowskiego i Piłsudskiego, to ja bym chętnie widział pomnik pt. "Dmowski i Piłsudski przypadkiem spotykają się w Tokio"
Pamiętam że ś.p. prof. Wieczorkiewicz opisywał to spotkanie w Tokio i 8 godzinną rozmowę w cztery oczy Dmowskiego z Piłsudskim w pokoju hotelowym zajmowanym przez Dmowskiego (to chyba na podstawie relacji współpracowników Dmowskiego). Tu znalazłem fragment audycji radiowej z wypowiedzią prof.Wieczorkiewicza.
http://www.youtube.com/watch?v=bp2N4u3dAy8
5 dni później
Poczytaj, Kuba, tego Dmowskiego
http://www.rp.pl/artykul/776919,929587-Poczytaj--Kuba--tego-Dmowskiego.html?p=1
Cześć, wygląda na to, że interesuje Cię ten temat!
Kiedy utworzysz konto, będziemy w stanie zapamiętać dokładnie to, co przeczytałeś, dzięki czemu możesz kontynuować dokładnie w miejscu, w którym skończyłeś. Otrzymasz również powiadomienia, gdy ktoś Ci odpowie. Możesz także użyć „Lubię to”, aby wyrazić swoje uznanie. Kliknij przycisk poniżej, aby utworzyć konto!
Aktualnie przeglądający (2 użytkowników)
Goście (2)