- Edytowany
Jest w życiu ludzkim taki czas,
Gdy chcesz powiedzieć dość,
Że ja to ja i nie ma nas,
Że koniec brania w kość.
Po dziurki w nosie Twoich zdrad,
Twej pychy, zakłamania,
Nie będę z Tobą koni kradł,
Wystarczy opętania.
Cztery dekady miałaś Ty,
By zabrać mnie do nieba,
By przerwać wreszcie serial zły,
Koronę włożyć trzeba.
Ty zamiast podjąć starań trud,
Wolałaś ciepłą wodę,
I choć pieniędzy miałaś w bród,
Skąpiłaś na urodę.
Śmiało mówiłaś "mamy czas,
Zdążymy przed wieczorem",
Zapewnień gorzki raził smak,
I trącił muchomorem.
Patrzyłem w lustro, włosów mniej,
A te co są, to siwe,
Ty daj mi spokój, zwolnij mnie,
Rozluźnij dłonie chciwe.
Więc pomyślałem, niech Cię szlag!
Wysysaj krew innemu,
Urządzę nowy sobie świat,
Bez Twego tam systemu.
Lecz nadszedł nagle taki dzień,
Wysłałaś list przez wroga,
"Nie bądź mój miły taki leń,
Przed Tobą długa droga".
"Arena Lublin, piątek ten,
Przybywaj bez wahania,
Tam spełnię może ten Twój sen,
Nie będzie udawania."
I poleciałem jak ta ćma,
Co w świecę leci ślepo,
Mózg się wyłączył, serce gra,
Już może niedaleko?
I trzy całusy dałaś mi,
Będąc na nowo branką,
Ten pierwszy kiedy Pelle był,
Niczym ten lis pod bramką.
A drugi Boże, cóż za smak!
Jablonsky dał z globusa,
Wiedziałem teraz, to jest znak,
Na więcej jest pokusa.
Wybiła wreszcie chwila ta,
Szepnąłem "znów Cię kocham",
Wdowiak ze szpica kopnął tak,
Jest puchar! prawie szlocham.
I tym sposobem jestem znów,
W niewoli Twojej Pani,
Lecz tylko wtedy będę zdrów,
Gdy sypniesz trofeami.
Bo miłość to jest taki kwiat,
Który podlewać trzeba,
W średniactwie uschnie, nawet chwast,
Zwycięstwa jego gleba.