Wspominał kolega @gargamel9998#11570 jakoś ostatnio o Afryce... Temat jest ogromny, ale warto co nieco wiedzieć, bo tamtejszy "teatr" zmagań między zachodem a wschodem, być może "wystawi niebawem wiele przedstawień dla widzów." Arktyka podobnie staje się coraz gorętszym kąskiem, bo i złoża i szlak północny z Chin po wodach dla nich "przyjaznych" , do tego krótszy jest do ogarnięcia. Ale to innym razem...
[h2]AFRYKA [/h2]
Francja nie zrywa z kolonializmem w Afryce
Większość afrykańskich krajów formalnie uzyskała niepodległość ponad pół wieku temu, a prawie wszystkie europejskie potęgi odeszły od jawnego kolonializmu. Jednak niechlubnym wyjątkiem jest Francja. Neokolonialny wyzysk trwa do dzisiaj przez systemowe uzależnienie zachodnio- i środkowoafrykańskich państw od francuskich publicznych instytucji, banków i prywatnych konglomeratów, którym Pałac Elizejski zapewnił monopolistyczną dominację na wielu rynkach. Francja nie tylko od lat blokuje odbudowę państwowości krajów Sahelu i Zatoki Gwinejskiej, ale nawet na poziomie moralnym nie poczuwa się do uderzenia się w pierś.
Na początku bieżącego roku postawa francuskiego rządu kilkukrotnie znalazła się na czołówkach afrykańskich gazet. Prezydent Francji, Emmanuel Macron, wykluczył przeproszenie Algierii za kolonializm, choć sam wcześniej nazwał tragiczne wydarzenia z tego okresu zbrodniami przeciwko ludzkości i aktami barbarzyństwa. Pałac Elizejski znalazł się też pod ostrzałem po tym, jak francuskie siły specjalne zrzuciły na początku roku bomby na muzułmańskie wesele w Mali. Choć celem mieli być islamscy terroryści, to zginęli przypadkowi goście weselni, w tym kobiety i dzieci.
Jednocześnie kraje regionu Afryki Północnej i Zachodniej dobrze pamiętają słowa prezydenta Francji, jakoby to Afryka miała problem cywilizacyjny. Biorąc pod uwagę regionalny kontekst historyczny, można stwierdzić, że Macron nie mógł dobrać bardziej niefortunnych słów. Łatwo je zestawić z francuską misją cywilizacyjną z kolonialnego okresu. Po II wojnie światowej Francja, Belgia, Hiszpania, Portugalia, a przede wszystkim Wielka Brytania, były wypierane z kontynentu dzięki miejscowym ruchom narodowowyzwoleńczym, presji własnej opinii publicznej oraz potrzebie skupienia się na odbudowie własnych krajów. Jedynie Francja nie mogła pogodzić się z następującymi zmianami w porządku światowym, chciała utrzymać się w pierwszej lidze globalnych potęg. Wsparły ją Stany Zjednoczone, które próbowały równoważyć sowieckie wpływy w Afryce. Francja stworzyła Françafrique – system mniej lub bardziej formalnych zależności personalnych, instytucjonalnych, politycznych i gospodarczych, dzięki którym dalej mogła eksploatować bogactwa Afryki, a jednocześnie współpracować z elitami politycznymi nowo utworzonych krajów regionu.
Konserwowany przez Paryż system przetrwał dekady i funkcjonuje w szerokim zakresie do dzisiaj mimo międzynarodowej krytyki i presji. Francuska pajęcza sieć, która oplotła państwowe instytucje Zachodniej Afryki, opiera się na czterech filarach – gospodarczych przywilejach dla francuskich koncernów, wojskowej obecności w regionie, politycznych naciskach i powiązaniach systemu monetarnego
Szczególnie uciążliwy dla suwerenności państw afrykańskich jest ten ostatni element. Osiem krajów Zachodniej Afryki – Benin, Burkina Faso, Gwinea Bissau, Wybrzeże Kości Słoniowej, Mali, Niger, Senegal i Togo – dzieli wspólną walutę, franka CFA, co jest akronimem od Francuskich Kolonii w Afryce, później przepudrowanym na franka Francuskiej Wspólnoty (fr. communauté) w Afryce. Środkowa Afryka – Kamerun, Republika Środkowej Afryki, Czad, Kongo, Gwinea Równikowa i Gabon – również posługuje się frankiem CFA, który tylko nominalnie różni się od zachodnioafrykańskiego franka.
Waluta CFA nakłada na zachodnio- i środkowoafrykańskie państwa szereg zobowiązań. Jej kurs jest usztywniony wobec euro (wcześniej od francuskiego franka), co utrudnia miejscowym władzom prowadzenie niezależnej polityki monetarnej. Nie mogą obniżyć wartości waluty w czasie recesji, żeby np. wesprzeć własny eksport. Ten efekt wzmacniają globalne spowolnienia i kryzysy, jak np. w 2008 r., kiedy euro dodatkowo wzmocniło się jako bezpieczna przystań dla inwestorów, windując równolegle CFA. Paryż broni tego mechanizmu, tłumacząc, że stabilizuje on lokalne rynki finansowe i chroni społeczeństwa przed nadmiernym luzowaniem budżetu przez populistyczne rządy.
Zakrawa o ironię, że adwokatem zdyscyplinowanej polityki pieniężnej w regionie jest kraj z jednym z największych długów publicznych w Unii Europejskiej. W 2019 r. wicepremier Włoch, Luigi di Maio, skrytykował Macrona za to, że poucza włoski rząd, kiedy sam finansuje publiczny dług pieniędzmi z eksploatacji Afryki.
W istocie kraje afrykańskiej unii walutowej miały niską inflację, niższe bezrobocie i deficyty fiskalne niż te prowadzące niezależną politykę monetarną. WKS czy Senegal zrobiły w ostatniej dekadzie skokową poprawę w zakresie governance, przyciągały też więcej inwestorów zagranicznych dzięki niskim stopom procentowym, co pozwoliło WKS być jedną z najszybciej rozwijających się gospodarek kontynentu. Z drugiej zaś strony najprężniejsze gospodarki regionu to Nigeria i Ghana, które wyjątkowo mają własną walutę. Udało im się w pełni uniezależnić od kontroli Starego Kontynentu. Ogółem od 2000 r. gospodarki posługujące się frankiem CFA rosły w tempie 1-2% rocznie wolniejszym niż kraje z płynnym kursem walutowym.
Umowy z Francją zobowiązują też wspomniane wyżej 14 krajów do utrzymywania aż 50% rezerw walutowych we francuskim Banku Centralnym (dawniej było to aż 85%!). Rocznie z podatków afrykańskich podatników do Paryża trafia prawie pół biliona euro. Republiki afrykańskie mogą więc korzystać tylko z połowy swojego budżetu, a jeśli chcą zainwestować w rozwój większe środki, mogą jedynie pożyczyć własne pieniądze od Francji na rynkowych zasadach, tj. z odpowiednimi odsetkami.
Mimo że Francja gwarantuje stabilność i wymienialność CFA, cena płacona przez Afrykę jest niebagatelna. Słabo rozwinięte kraje Zachodniej i Środkowej Afryki są związane kursem z walutą najbardziej rozwiniętego regionu świata, Europy Zachodniej. Priorytety polityki monetarnej obu regionów są rozbieżne – fiskalna dyscyplina i limity budżetowe państw strefy euro nie odpowiadają wyzwaniom afrykańskich gospodarek, które potrzebują zatrudnienia i inwestycji w infrastrukturę i produkcję, a te wymagają zwiększonego kredytowania publicznego i prywatnego sektora.
Bogactwo Afryki pod francuskim butem
Na tym francuskie wpływy się bynajmniej nie kończą. Wydawałoby się, że dysponując już połową budżetu i ewentualnymi zaciągniętymi pożyczkami, afrykańskie republiki mają pełną dowolność w wydawaniu tych środków.
Jednak Paryż, wycofując się z regionu latach w 50. i 60., wymusił na nich upokarzające umowy, które zapewniają francuskim koncernom uprzywilejowaną pozycję we wszelkich przetargach, inwestycjach i kontraktach wydobywczych.
I tak Francja ma prawo pierwokupu wszystkich nowo odkrytych surowców w swoich byłych koloniach. Przywileje rozciągają się nie tylko na bogactwo naturalne, ale na wszystkie kluczowe sektory gospodarki. Dzięki zapewnionym prawnie preferencjom dla koncernów znad Sekwany dominują one w sektorach finansów, wojskowym, transportu, energii, rolnictwa, usług komunalnych i telekomunikacji.
Zyski z uranu z Gabonu i Nigru czy z kakao z WKS (światowego hegemona w jego produkcji) trafiają tylko w minimalnym stopniu do kieszeni lokalnych farmerów zarabiających 97 centów dziennie. Francuskie firmy zdominowały inne kluczowe sektory – w regionie karty w branży budowlanej rozdaje gigant Bolloré, w energetycznej – Total, a w telekomunikacji – Orange. Paryż ma także faktyczny monopol na dostawy sprzętu wojskowego do wielu z krajów regionu.
Sahel jak Irak i Afganistan?
Francuskie interesy na miejscu pilnowane są nie tylko przez udowodnione korupcyjne praktyki, biznesowe lobby, agentów wpływu i nieprzejrzyste powiązania personalne, ale też rozmieszczony w Sahelu (południowym pasie Sahary) kilkutysięczny kontyngent wojskowy.
O ile dla Europy i miejscowych rządów przynosi on korzyści w rozbijaniu islamistycznych komórek terrorystów, rzeczywiście stabilizując ich bezpieczeństwo i hamując napływ imigrantów na Stary Kontynent, to wzmacnia on resentyment miejscowych społeczeństw wobec Francji. Afrykańczycy coraz częściej mają dość zagranicznych żołnierzy, szczególnie po tragicznych w skutkach wypadkach, jak podczas wspomnianego nalotu na muzułmańskie wesele w Mali. Trwające w Senegalu protesty przyjęły w marcu gwałtowny obrót, zaczęto skandować antyfrancuskie hasła, krytykowano zbyt uległą wobec Francji postawę władz w Dakarze.
Zmiany w tym aspekcie nie nastąpią prędko. Francuzi, którzy w połowie 2014 r. rozpoczęli operację Barkhane mającą na celu przeciwdziałanie islamskim radykałom i wspieranie w tej walce centralnych rządów, a także szkolenie ich żołnierzy, utrzymują w Mali, Nigrze i Czadzie ok. 4700 żołnierzy. W obliczu zapowiedzianego jeszcze przez administrację Donalda Trumpa stopniowego wycofywania się USA z regionu Francja zaczęła zabiegać o wsparcie europejskich krajów dla ich działań w Afryce. Obecnie Francję najmocniej wspierają kontyngenty Estonii i Czech, a w styczniu bieżącego roku Belgia zapowiedziała, że wyśle swoje siły specjalne do Mali.
Większe zaangażowanie europejskich sił w Afryce może w najbliższych latach stanowić kość niezgody w ustalaniu priorytetów unijnej i NATO-wskiej polityki. Po pierwsze, Bałtowie i Polacy mają całkowite różne od Paryża spojrzenie na kwestię bezpieczeństwa. Dla naszego regionu żywotnym zagrożeniem dla wewnętrznej stabilności pozostaje Rosja i budowanie zbiorowej obronności, dla Francuzów terrorystyczne ugrupowania z Afryki i wzmacnianie możliwości reagowania kryzysowego. Zaskakującą na pierwszy rzut oka obecność estońskich żołnierzy w Afryce należy widzieć przez pryzmat transakcyjny – w zamian za pomoc w Mali 300 francuskich żołnierzy rotacyjnie stacjonuje w grupie bojowej NATO w Estonii.
Na Starym Kontynencie głośno wybrzmiewają też obawy o drugi Afganistan lub powtórkę z Iraku. Wojskowa interwencja Zachodu nie rozwiązała trwale żadnych problemów, ale doprowadziła do kompletnego upadku struktur państwowych i obnażyła brak realistycznego planu na wyjście z twarzą z wojennego pobojowiska.
Francji w aspekcie bezpieczeństwa ewidentnie towarzyszy podobny syndrom co Niemcom w wymiarze gospodarczym. Oba kraje utożsamiają narodowe, partykularne interesy z tymi reprezentowanymi przez wspólnotę unijną. Polska, Słowenia czy Rumunia mają zupełnie inne priorytety bezpieczeństwa i nie muszą się szczególnie obawiać rezultatów utarczek między prowincjami Czadu lub politycznych zmian w Kamerunie. Potencjalne głębsze zaangażowanie w regionie krajów Środkowej i Wschodniej Europy trudno byłoby wytłumaczyć inaczej niż tylko ochroną uprzywilejowanej pozycji Francji. A ta ma wiele do stracenia, szczególnie w wymiarze gospodarczym.
Wszyscy martwi prezydenci
Wydawać by się mogło, że dla krajów Zatoki Gwinejskiej dostępnym rozwiązaniem byłoby wypowiedzenie lub renegocjacja poniżających dla nich umów handlowych. Próbowano to zrobić wielokrotnie, a lekcja ze zbyt wyemancypowanych działań jest więcej niż bolesna dla Afryki.
Kiedy pierwszy prezydent Togo odmówił w 1963 r., podpisania paktu z Paryżem, który w formalny sposób miał kontynuować kolonizację kraju, Francja wymogła zwrot kosztów za zbudowanie przez siebie infrastruktury w minionych latach. Roczne długi kolonialne sięgały 40% budżetu Togo, co niemal doprowadziło kraj do bankructwa. Kiedy rząd Togo zdecydował o wyemitowaniu własnej waluty, trzy dni później doszło do zamachu stanu, a prezydent został zamordowany. Według informacji The Daily Telegraph watażka, który dokonał egzekucji, otrzymał łapówkę o równowartości 550€, a cztery lata później został prezydentem z poparciem Pałacu Elizejskiego. Rozpoczął trwającą prawie cztery dekady okrutną dyktaturę. Trwała aż do jego śmierci w 2005 r.
W latach 60. głowy stracili także prezydenci Republiki Środkowoafrykańskiej, Burkina Faso, Beninu i Mali. Zastąpili ich przychylni Francji marionetkowi przywódcy. Ogółem od 1960 r. do połowy lat 90. Francja jako gwarant stabilności interweniowała w regionie średnio raz do roku.
Oczywiście nie był to objaw mechanizmu „CFA albo śmierć”, powyższe przypadki były najbardziej drastyczne. Dużo częściej używano subtelnych środków nacisku, np. przez izolowanie gospodarcze niepokornego kraju (Mali w 1960 r.) czy sztuczne wywoływanie inflacji (Gwinea w 1962 r.). W 2011 r. w Wybrzeżu Kości Słoniowej, kiedy po wyborach prezydenckich doszło do kryzysu politycznego, dwuwładzy i w konsekwencji do wojny domowej, Francja odcięła kraj od własnych rachunków w Centralnym Banku Państw Afryki Zachodniej i z dnia na dzień uniemożliwiła jakąkolwiek wymianę handlową. To był jasny sygnał – kto kontroluje pieniądze, ten trzyma władzę. A kontroluje je Paryż.
Świadomość procederu wyzysku nie jest nieznana francuskim decydentom. Prezydent Francji, François Mitterand, stwierdził, że bez Afryki Francja nie ma miejsca w historii XXI wieku, zaś jego następca, Jacques Chirac, ogłosił wprost, że ogromna część pieniędzy we francuskich bankach pochodzi z wyzysku afrykańskiego kontynentu. Potwierdził to słowami w marcu 2008 r.: „Bez Afryki Francja stoczyłaby się do rangi kraju trzeciego świata”.
Ucisk Afryki nie jest jednak dzisiaj tak silny, jak był dekady temu. Francuskie problemy budżetowe zmusiły Pałac Elizejski do większego skupienia się na wewnętrznych problemach gospodarczych. Bliska więź personalna zanika, kiedy z tym światem żegnają się członkowie zarządów korporacji i wpływowi politycy. Ściślejsza integracja Francji z UE i strefą euro również nieco rozluźniły jej podejście do Afryki. Rośnie też konkurencja ze strony ambitnych krajów z innych regionów świata. Turcy, Chińczycy i Rosjanie starają się wyprzeć francuskie interesy i zdobyć dla własnych przedsiębiorstw część afrykańskiego rynku.
Eco wyzwoli Zachodnią Afrykę?
Największy wpływ na zmianę tej sytuacji ma jednak inicjatywa samych zainteresowanych, tj. republik środkowo- i zachodnioafrykańskich. Od lat na sile przybierała idea wspólnej, regionalnej waluty, która byłaby w całości niezależna od Francji, a w Zachodniej Afryce przyjęła już wyraźne kontury i jest duża szansa na to, że wkrótce rzeczywiście zastąpi franka CFA.
Regionalnej wspólnocie pod egidą ECOWAS-u (Wspólnoty Gospodarczej Państw Afryki Zachodniej) nie udało się jednak utrzymać jednolitego frontu w tych dążeniach. Obawy o zdominowanie nowej waluty (eco) przez gospodarcze potęgi już teraz posługujące się własnymi walutami – Ghanę i przede wszystkim Nigerię – wykorzystała Francja. Paryż wie, że dni franka CFA są policzone, dlatego zdecydowała się na kilka symbolicznych, a kilka rzeczywistych ustępstw w aktualnie funkcjonującym mechanizmie. Wciąż jednak kurs eco ma być sztywny wobec euro. Bank Francji gwarantowałby wymienialność waluty, co pozwalałoby mu na utrzymanie kontroli nad regionalnymi przepływami pieniężnymi. Takie rozwiązanie wybiłoby kilka zębów afrykańskiej inicjatywie. Nadal jest negocjowane na międzynarodowym forum.
Koniec francuskiej dominacji?
Państwa Afryki po latach upokorzeń wytyczyły kurs na wyplątanie się z francuskiej pajęczej sieci. Oprócz zaakceptowania historycznych win i otrzymania przeprosin, o które walczy m.in. Algieria, Afrykańczycy chcą zyskać o wiele więcej – móc w pełni rozwijać gospodarki, nieskrępowanie podejmować decyzje polityczne i wykorzystywać potencjał, jaki daje im bogactwo naturalne własnej ziemi. Jedynie całkowite zerwanie form nacisku i wymuszonych umów handlowych może im przywrócić suwerenność i godność.
Większość państw Unii Europejskiej nie ma bezpośrednich, strategicznych interesów w Środkowej i Zachodniej Afryce, dlatego powinny one z dużą rezerwą podchodzić do francuskich inicjatyw na forum NATO i UE, które mają na celu zwiększenie zaangażowania w regionie. Koszty (zarówno moralne, jak i ekonomiczne) utrzymania niezdrowych relacji między Paryżem a tymi krajami powinien ponosić tylko Pałac Elizejski. Równocześnie należy przyznać, że Francja ma pewne sukcesy w zwalczaniu potencjalnego zagrożenia terrorystycznego i imigracyjnego.
Jednak bezpieczeństwu i dobrostanowi regionu najbardziej przysłuży się swoboda decyzyjna władz afrykańskich krajów i relacje z Paryżem, które będą transparentne i możliwie najbardziej partnerskie. Im szybciej obecny system w samym swoim rdzeniu (niesprawiedliwy, wyzyskujący i neokolonialny) odejdzie w niepamięć, tym lepiej i dla Afryki, i dla Francji, i dla całej Europy.
https://klubjagiellonski.pl/2021/03/22/francja-nie-zrywa-z-kolonializmem-w-afryce/
-
-
WOJSKOWOŚĆ
Afryka cd...
[h2]Wielkie koncerny podbijają Afrykę. Jesteśmy świadkami nowej formy kolonializmu[/h2]
[b]36 koncernów kontroluje surowce w Afryce na obszarze większym niż powierzchnia Niemiec.[/b]
Niektóre kraje afrykańskie rozwijają się w tempie, którego mogą im pozazdrościć Chiny (9 proc. rocznie). Ale cena postępu jest wysoka. Unikając opodatkowania, wielkie koncerny narażają afrykańskie państwa na straty sięgające 50 mld dol. rocznie. W walce o dominację ścierają się Chińczycy, Brytyjczycy i Francuzi. Orężem są miliardowe inwestycje, bezwzględny biznes i handel.
Jak przekonują autorzy raportu brytyjskiej organizacji pozarządowej War on Want, Afryka jest obecnie przedmiotem kolonialnej inwazji nowego typu, gdzie rolę konkwistadorów odgrywa przede wszystkim wielki biznes. Przykład? 36 globalnych koncernów kontroluje wydobycie surowców w Afryce na łącznym obszarze przekraczającym terytorium Niemiec. Są wśród nich tacy giganci jak BP, Rio Tinto czy Glencore. Jak podają autorzy raportu War on Want, ponad 100 korporacji notowanych obecnie na giełdzie w Londynie kontroluje afrykańskie zasoby warte co najmniej bilion dolarów.
Bardzo silną pozycję w Afryce obok Wielkiej Brytanii ma także Francja, która od lat inwestuje na Czarnym Lądzie. Wartość francuskiej pomocy przekroczyła w 2013 roku miliard dolarów. Jednak europejska obecność w Afryce zderza się z interesami Azji, głównie Chin.
- Biorąc pod uwagę dominację na rynku motocykli, który jest tam podstawowym środkiem transportu, rowerów oraz zalewu drobną chińszczyzną, można powiedzieć, że Zachód przegrywa na tym polu rywalizację. Chińczycy w zamian za dostęp do surowców przejmują inicjatywę – wyjaśnia Tadeusz Makulski, prezes Polskiego Stowarzyszenia Sprawiedliwego Handlu i członek zarządu World Fair Trade Organization - Europe. - Oczywiście wciąż najbardziej widocznymi logotypami w Afryce są znaki marek globalnych jak Orange, Coca-Cola itp., ale one są już mocno zakorzenione na tych rynkach - dodaje.
Drenaż na 50 mld dol.
Wielki biznes wykorzystuje legalne i półlegalne metody, aby maksymalizować zyski kosztem lokalnych społeczności, a nawet całych państw. Wykorzystują do tego dominującą pozycję, niskie koszty pracy, dziurawe przepisy oraz własną skomplikowaną strukturę.
- Afera Panama Papers pokazała dużą skalę unikania opodatkowania z wykorzystaniem rajów podatkowych przez wielkie koncerny inwestujące na rynkach rozwijających się, w tym również w Afryce. Obliczenie wynikających z tego powodu strat dla krajów rozwijających się jest trudne. Szacuje się, że mogą one tracić od 100 mld do nawet 200 mld dol. rocznie w wyniku unikania opodatkowania – komentuje Damian Wnukowski, ekspert PISM. - To gigantyczna strata dla budżetów tych państw. Te pieniądze mogłyby służyć nie tylko do utrzymania tempa rozwoju gospodarczego, ale i poprawy jego jakości, w tym rozbudowy systemu edukacji, zdrowia czy infrastruktury.
Według szacunków Międzynarodowego Funduszu Walutowego czwartą część tej kwoty każdego roku traci Afryka. Korporacje ponadnarodowe pozbawiają kraje tego kontynentu każdego roku kwoty co najmniej 50 mld dol., wynika z raportu MFW. - Sprawiedliwość podatkowa jest tematem pilnym i priorytetowym. Pieniądze uzyskane z podatków oraz wzmacnianie prawa podatkowego krajów ubogich są kluczem do redukcji ubóstwa i wzrostu gospodarczego w regionie - mówi etiopistka Daria Żebrowska Fresenbet z Instytutu Globalnej Odpowiedzialności. - Obserwujemy wzrost odpływu kapitału o blisko 10 proc. rocznie. Potwierdzają to dane Global Financial Integrity. W samej tylko Afryce Subsaharyjskiej stanowią one aż 5,5 proc. wypracowanego PKB regionu - wylicza w rozmowie z money.pl.
Przykładów jest wiele. O transferowanie pieniędzy do rajów podatkowych wielokrotnie oskarżana była brytyjsko-australijska firma Rio Tinto. To trzeci pod względem wielkości koncern wydobywczy na świecie i największy pod względem wydobycia węgla. W Mozambiku wydobywa gaz ziemny. Z podobnymi zarzutami spotyka się brazylijski koncern Vale, który prowadzi w Moaitze jedną z największych kopalni węgla kamiennego w Afryce oraz drugą największą w Afryce hutę aluminium Mozal. Obie firmy znalazły się na cenzurowanym organizacji pozarządowych ze względu na nierespektowanie praw pracowniczych. Ta ostatnia ma na koncie również kontrowersje związane z rozbudową firmy i przymusowym wysiedleniem 1,3 tys. rodzin.
Znany koncern browarniczy SABMiller też działa w Afryce i też nie zawsze gra fair. Jak wynika z raportu Action Aid, do 2010 roku przez dwa lata korporacja wykazywała stratę na tamtejszym rynku, będąc jednocześnie drugim pod względem sprzedaży browarem w Ghanie. Tym samym nie płaciła podatku korporacyjnego. Jak to możliwe? Pomogła struktura firmy. Spółki przelewały wypracowane zyski siostrzanym firmom zarejestrowanym w rajach podatkowych. Jak wykazał Action Aid, 43 mln funtów trafiało do spółki zależnej w Holandii w postaci opłaty za wykorzystanie marki, a 40 mln funtów do spółki zależnej w Szwajcarii jako opłata za zarządzanie.
- Jeśli weźmiemy pod uwagę wszystkie przepływy finansowe - zarówno legalne jak i nielegalne - i dodamy do tego międzynarodową pomoc rozwojową i humanitarną, to jak pokazują dane Global Financial Integrity, więcej pieniędzy z Afryki odpływa, niż do niej trafia - wskazuje Żebrowska Fresenbet.
- Działania międzynarodowych korporacji, w tym koncernów wydobywczych czy spożywczych oskarżanych o wykorzystywanie firm założonych w rajach podatkowych, często są legalne, lecz jednocześnie szkodliwe dla lokalnej gospodarki i społeczeństwa - przypomina Damian Wnukowski. Ekspert PISM zaznacza jednak, że jest to problem nie tylko Afryki, ale całego świata. Tylko globalne działania mają szansę na uszczelnienie systemu i ograniczenie tych strat.
Zdominowani rolnicy
Dużym problemem Afryki, podobnie jak innych krajów rozwijających się, są nierówności w relacjach globalnych koncernów z drobnymi wytwórcami. A to oni odpowiadają na za 70 proc. produkcji żywności, wynika z danych Fairtrade Fundation. Przykład? 80 proc. światowej produkcji kawy dostarczają małe gospodarstwa, a w przypadku kakao jest to aż 90 proc.
Jednocześnie kontrolę nad rynkami przejęło kilka dużych podmiotów, które ustalają ceny dla dostawców na poszczególnych etapach łańcucha dostaw. Jak wynika z przygotowanej przez Polskie Stowarzyszenie Sprawiedliwego Handlu polskiej wersji raportu "Who's got the power?" o nieuczciwych praktykach handlowych w sektorze rolnym możemy mówić zarówno na rynku kawy, bananów, kakao jak i cukru trzcinowego.
- Podczas gdy 47 proc. mieszkańców Afryki subsaharyjskiej, czyli około 450 mln ludzi, żyje poniżej granicy skrajnego ubóstwa, a więc osiąga przychód znacznie mniejszy niż 1,25 dol. dziennie, 97 proc. zysków z handlu z krajami tego regionu trafia do firm z krajów wysoko rozwiniętych. Jedynie 3 proc. korzyści przypada na kraje rozwijające się – tłumaczy Tadeusz Makulski powołując się na dane Oxfam.
Handel odbywa się na zasadach narzucanych przez duże korporacje monopolizujące w praktyce poszczególne rynki. W efekcie światowy handel kakao kontroluje dziewięć firm – trzy przetwórnie i sześciu producentów czekolady i słodyczy, rynek zdominowało także pięciu dostawców bananów, a sześć największych cukrowni kontroluje 60 proc. handlu cukrem. Połową dostaw kawy podzieliło się trzech dostawców, a pięć palarni ma udziały w 45 proc. całego rynku. To oni dyktują warunki.
Dominujące podmioty nakładają niesprawiedliwe niskie ceny, jak choćby w przypadku cukru, oraz wykluczają drobnych rolników z rynku, czego przykładem mogą być producenci bananów. Utrudniają zrzeszanie się drobnych rolników i pracowników rolnych, czego doświadczają choćby plantatorzy kawy. - Na to nakłada się polityka ochrony rynku unijnego, wymuszona przez lobby producentów rolnych, która spowodowała wzrost ceł na cukier trzcinowy do poziomu, który zablokował import z krajów Afryki, jak Malawi, gdzie jest to bardzo ważne źródło dewiz - wylicza Makulski.
Wielki biznes wykupuje ziemię pod własne uprawy. Przykładem mogą być działania spółki Chikweti Forests of Niassa, która zdobyła zgodę od plemienia Licole na założenie plantacji sosny. Po 12 miesiącach koncern poszerzył obszar upraw. Tym razem jednak o tereny, których lokalna społeczność jej nie przekazała. W 2011 wybuchły zamieszki. Jak wynika z raportu Uniwersytetu w Wirginii i Politechniki w Mediolanie, z "landgrabbingiem" zmagają się 62 państwa. Blisko połowa (47 proc.) gruntów zawłaszczanych przez globalnych potentatów znajduje się w Afryce.
- Koszty społeczne działań korporacyjnych w Afryce są ogromne. Paradoksem jest to, że dotknięta ubóstwem i głodem Afryka jest ważnym producentem żywności, która trafia do bogatych państw jako komponent do produkcji biopaliw – zauważa Daria Żebrowska Fresenbet ekspertka IGO.
Nie tylko koncerny. Wini są też rządzący
Pójściem na skróty byłoby przypisanie całej odpowiedzialności za trudną sytuację w Afryce złym korporacjom i zachłannym przedsiębiorcom. Mimo szkodliwych praktyk, jakie niektóre z nich stosują, pewną cześć środków korporacje przeznaczają również na działania rozwojowe. To jednak kropla w morzu potrzeb pogłębianym przez unikanie opodatkowania i nieuczciwy handel.
Jak słusznie zauważa Marek Rohr-Garztecki, ekspert z Collegium Civitas, międzynarodowe firmy wykorzystują możliwości, jakie stworzyli im rządzący w krajach afrykańskich. - Maksymalizacja zysków i optymalizacja podatkowa to istota kapitalizmu. Problem Afryki znajduje się w zupełnie innym miejscu - argumentuje
Wątpliwe kontakty i złe umowy zwierane przez rządzących pozwalają na okradanie Afryki. Głośną sprawą była choćby kwestia wyparowania 3 mld dol. kredytu udzielonego Mozambikowi przez rosyjski VTB Bank i Credit Suisse na rozbudowę floty do połowu tuńczyka. Doliczono się jedynie zakupu trzech kutrów – wskazuje Garztecki. Ta i inne afery w Mozambiku spowodowały utratę władzy przez prezydenta Armando Guebuza.
Przykładów jest więcej. Prezydent Zimbabwe Robert Mugabe wraz z pośrednikami od lat defraudują diamenty ze złóż w Marange. Według szacunków organizacji Partnerstwo Afryki i Kanady (PAC), w latach 2008-2012 zaginęły kamienie o wartości 2 mld dol. Władca Nigerii Sani Abacha zasłynął tym, że zdefraudował i na szwajcarskich kontach członków rodziny ulokował 4,3 mld dol. W 2014 roku Tanzanię zelektryzowała afera korupcyjna w sektorze energetycznym.
Również początek 2016 roku potwierdza nieuczciwość na szczytach tamtejszych władz.
- Afera Panama Papers ujawniła istnienie w rajach podatkowych kont należących do prominentnych afrykańskich polityków, biznesmenów i ich rodzin, co rodzi podejrzenia o unikanie przez nich płacenia podatków i ukrywanie dochodów pochodzących z nielegalnych źródeł, w tym korupcji – wskazuje Damian Wnukowski z PISM.
https://www.money.pl/gospodarka/wiadomosci/artykul/wielkie-koncerny-afryka-kolonializm,216,0,2136792.html
Bardziej historia niż wojskowość...
[b]PAP cenzuruje wspomnienia ocalałej z Rzezi Woli – usuwa z nich ukraińskich sprawców.[/b]
Polska Agencja Prasowa w sobotnim artykule „Rzeź Woli – jedna z najbardziej krwawych zbrodni wojennych w Europie XX wieku”, cenzuruje wspomnienia ocalałej z rzezi Woli, zamieniając słowa o Ukraińcach na „Niemcy” i „oprawcy”.
W sobotę Polska Agencja Prasowa zamieściła na swojej stronie artykuł na temat Rzezi Woli, w który cenzuruje wspomnienia ocalałej Wandy Lurie, której dzieci zostały zamordowane w fabryce „Ursus” zamieniając słowa o Ukraińcach na „Niemcy” i „oprawcy”.
„Błagałam otaczających nas[b] Niemców[/b], by ratowali dzieci i mnie, któryś z nich zapytał, czy mogę się wykupić. Dałam mu złote 3 pierścienie. Zabrawszy to, chciał mnie wyprowadzić, jednak kierujący egzekucją Niemiec – oficer–żandarm, który to zauważył, nie pozwolił i kazał mnie dołączyć do grupy przeznaczonej na rozstrzelanie, zaczęłam go błagać o życie dzieci i moje, mówiłam coś o honorze oficera. Odepchnął mnie jednak, tak że się przewróciłam” – pisze Polska Agencja Prasowa.
Jak podaje Instytut Pamięci Narodowej, pierwsze zdanie tego fragmentu brzmi: „Błagałam otaczających nas[b] Ukraińców[/b], by ratowali dzieci i mnie, któryś z nich zapytał, czy mogę się wykupić”.
To nie jedyna zmiana w tekście, PAP pisze: „W pewnym momencie [b]oprawca [/b]stojący za nami strzelił najstarszemu synkowi w tył głowy, następne strzały ugodziły młodsze dzieci i mnie”.
Gdy porównamy tekst z informacjami IPN widzimy różnicę: „W pewnym momencie[b] Ukrainiec[/b] stojący za nami strzelił najstarszemu synkowi w tył głowy, następne strzały ugodziły młodsze dzieci i mnie”.
https://kresy.pl/wydarzenia/pap-cenzuruje-wspomnienia-ocalalej-z-rzezi-woli-usuwa-z-nich-ukrainskich-sprawcow/
https://ipn.gov.pl/pl/aktualnosci/55879,Maciej-Zuczkowski-Rzez-Woli.html
- Edytowany
W "naszych" mediach było raczej streszczenie, więc całość z amerykańskich:
[h2]Ukraina zwalnia najwyższych oficerów poboru po skandalu łapówkarskim[/h2]
Prezydent Wołodymyr Zełenski powiedział, że usuwa wszystkich 24 regionalnych szefów rekrutacji, ponieważ skorumpowane programy uchylania się od poboru zagrażają zaufaniu opinii publicznej i zachodnich zwolenników Ukrainy
Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski ogłosił w piątek, że jego rząd zwalnia wszystkich regionalnych szefów rekrutacji wojskowych w kraju, aby rozprawić się z korupcją, po wielokrotnych doniesieniach o oficerach biorących łapówki, aby umożliwić mężczyznom uniknięcie wcielenia do walki z rosyjską inwazją.
Ogłoszenie w tym tygodniu, że od czasu inwazji prokuratorzy otworzyli 112 spraw przeciwko 33 urzędnikom zaangażowanym w rekrutację, dostarczyło najnowszych dowodów na to, że wojna dostarczyła nowych dróg dla zakorzenionej korupcji rządowej, która od dawna nęka Ukrainę. Dwóch oficerów rekrutacyjnych zostało oskarżonych w ostatnich dniach o wzbogacenie się poprzez fałszowanie dokumentów, które określają mężczyzn jako niezdolnych do służby – w niektórych przypadkach pobierając 10 000 USD za głowę.
Zarzuty pojawiają się, gdy bomby spadają na cywilów, żołnierze umierają, Ukraina próbuje zwerbować więcej żołnierzy, aby zastąpić zabitych lub rannych, a miliony poświęcają się, aby zapewnić przetrwanie narodu.
Zełenski nie ukrywał swojej pogardy, ogłaszając, że zwalnia 24 regionalnych szefów rekrutacji, mówiąc w wideo opublikowanym w mediach społecznościowych, że "system powinien być prowadzony przez ludzi, którzy dokładnie wiedzą, czym jest wojna i dlaczego cynizm i przekupstwo podczas wojny są zdradą". Dodał, że ci oficerowie, którzy zostali usunięci, ale nie popełnili żadnego wykroczenia, powinni służyć na froncie, "jeśli chcą zachować pagony i udowodnić swoją godność".
Wszyscy dotychczasowi szefowie ośrodków zostaną zastąpieni przez "żołnierzy, którzy byli na froncie lub którzy nie mogą być w okopach, ponieważ stracili zdrowie, kończyny".
Korupcja związana z uchylaniem się od poboru uderza w nerwy ludzi takich jak Oksana Borkun, której mąż, Wołodymyr Hunko, zginął walcząc z Rosjanami. "Pojawia się oburzenie, gniew, zarówno wobec tych, którzy dają łapówkę, jak i tych, którzy ją biorą" - powiedziała pani Borkun, która mieszka w Irpinie, na przedmieściach Kijowa. "Pojawia się rozpacz, ponieważ na pierwszej linii frontu jest wielu facetów, których trzeba było zastąpić dawno temu, ponieważ są bardzo wyczerpani."
Ale Andrij, oficer Wojsk Obrony Terytorialnej, powiedział, że korupcja w centrach rekrutacyjnych jest dobrze znana i że wykorzenienie niektórych odpowiedzialnych raczej nie będzie miało dużego wpływu na mobilizację. Andrij, który omawiał sprawy polityczne pod warunkiem, że jego nazwisko nie będzie używane, powiedział: "Ci, którzy chcieliby tego uniknąć, i tak by to zrobili".
Pan Zełenski, grając dla wielu widzów, musi odpierać taki cynizm. Aby kontynuować wojnę, musi zapewnić Ukraińców, że ich poświęcenie było warte zachodu i nakłonić ich do zrobienia więcej, jednocześnie zadowalając swoich zachodnich zwolenników, że nie toleruje korupcji i że fortuna, którą włożyli w wsparcie jego wojska i rządu, nie została zmarnowana.
Amerykańscy i europejscy urzędnicy twierdzą, że nie ma dowodów na to, że pomoc dla Ukrainy została skradziona lub nadużywana, ale nawet postrzeganie oszustwa może zagrozić wsparciu politycznemu.
Skala korupcji werbunkowej i uchylania się od poboru jest niejasna, ale to nie pierwszy skandal, który wstrząsnął administracją Zełenskiego, który objął urząd w 2019 roku, obiecując walkę z korupcją systemową.
Jeden skandal dotyczył płacenia drastycznie zawyżonych cen żywności dla wojska, co doprowadziło do usunięcia kilku najwyższych urzędników państwowych. A rząd zareagował na oszustwa rekrutacyjne, podobnie jak w sprawie skandalu związanego z zakupami żywności, dopiero po tym, jak poinformowały o nich ukraińskie media
Dochodzenie przeprowadzone przez serwis informacyjny Ukrainska Pravda w czerwcu ujawniło, że oficer wojskowy z południowego regionu Odessy kupił nieruchomości i samochody warte miliony dolarów w strefie przybrzeżnej Hiszpanii. Oficer, Jehor Smirnow, został zwolniony i wysłany na linię frontu, a sprawa skłoniła Zełenskiego do zarządzenia inspekcji całego systemu, przeprowadzonej przez kilka agencji bezpieczeństwa narodowego i organów ścigania.
Ukraińska Prawda poinformowała w czwartek, że minister obrony Ołeksij Reznikow może zostać wkrótce zastąpiony.
Wstrząs operacji rekrutacyjnych Zełenskiego stanowił najszerszą zmianę w strukturze wojskowej Ukrainy od czasu inwazji, odzwierciedlając zarówno głębię problemu, jak i wyzwania stojące przed Ukrainą po 18 miesiącach brutalnych walk.
Podczas gdy Kijów często nie ujawnia liczby ofiar, zachodni urzędnicy i analitycy szacują, że ponad 150 000 ukraińskich żołnierzy zostało zabitych lub rannych, oprócz dziesiątek tysięcy ofiar cywilnych. Szacunki strat Rosji są wyższe, ale z około 145 milionami ludzi ma ponad trzy razy więcej ludności.
Dwumiesięczna kontrofensywa Ukrainy mająca na celu odzyskanie utraconego terytorium na południu zamieniła się w krwawą harówkę, dokonując boleśnie powolnych postępów w kierunku okupowanych miast Melitopol i Berdiańsk, z kolejnymi przyrostami zgłoszonymi w piątek. Ale w tym samym czasie siły rosyjskie się naprzód na miasto Kupiansk na północnym wschodzie.
Wielu z walczących za Ukrainę to ochotnicy lub zawodowi żołnierze, którzy postrzegają walkę nie jako wybór, ale obowiązek.
Mimo to, ponieważ Ukraina sięga coraz głębiej do społeczeństwa, aby utrzymać swoje szeregi, liczba osób próbujących uciec ze służby wzrosła, powiedzieli ukraińscy urzędnicy.
Państwowa Straż Graniczna poinformowała, że średnio 20 mężczyzn dziennie jest aresztowanych za próbę opuszczenia kraju. Zgodnie z ogłoszeniem stanu wojennego, który nastąpił po inwazji, mężczyźni w wieku od 18 do 60 lat muszą pozostać na Ukrainie, zgłosić się do lokalnych biur rekrutacyjnych i przejść badania medyczne w celu ewentualnej służby. Istnieje kilka wyjątków, w tym zapisanie się na uniwersytet, niepełnosprawność lub posiadanie co najmniej trojga dzieci.
Wiele kobiet służy również w ukraińskim wojsku, w tym w rolach bojowych, ale są to ochotniczki, a nie poborowe.
Niektóre z korupcyjnych schematów opisanych przez prokuratorów polegały na udzielaniu "niezdolnym" mężczyznom pozwolenia na opuszczenie kraju. Osoby zaangażowane, oprócz oficerów werbunkowych, obejmują personel medyczny, który sprawdza zdolność potencjalnych żołnierzy do służby.
Problem dla władz Ukrainy jest znacznie mniejszy niż szacowany na setki tysięcy exodus z Rosji, który nasilił się po ogłoszeniu przez Kreml mobilizacji około 300 tys. ludzi we wrześniu ubiegłego roku.
Jest to jednak problem dla wysiłku wojennego, który potrzebuje zasobów i zaufania publicznego, w obliczu kontrofensywy, która jak dotąd nie doprowadziła do osiągnięcia przełomu. Nieustanne rosyjskie bombardowania potęgują poczucie wyczerpania odczuwane przez miliony, które nie chciałyby niczego więcej niż pozostać w spokoju, ale nie widzą innego wyboru niż walka.
Decyzja o zmianie szefów biur rekrutacyjnych została zatwierdzona na posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Ukrainy, a za wdrożenie zmian odpowiedzialny został generał Walerij Załużny, szef ukraińskich sił zbrojnych.
Dokładna liczba osób w ukraińskich siłach zbrojnych nie jest publicznie dostępna, ale Reznikow, minister obrony, powiedział, że celem narodu jest posiadanie armii liczącej milion ludzi, co obejmowałoby Gwardię Narodową, policję i straż graniczną.
W pierwszych miesiącach wojny rząd powiedział, że tylko osoby z doświadczeniem wojskowym lub konkretnie potrzebnymi umiejętnościami zostały powołane do wojska. Ale nawet wtedy pojawiły się skargi, że proces poboru był tajny i pełen korupcji.
W ubiegłym roku ukraiński rząd wprowadził zakaz wydawania wezwań przez funkcjonariuszy werbunkowych w punktach kontrolnych, na stacjach benzynowych i w innych miejscach publicznych, w odpowiedzi na petycję podpisaną przez ponad 25 000 osób
https://www.nytimes.com/2023/08/11/world/europe/ukraine-fires-recruitment-chiefs.html?smid=tw-nytimes&smtyp=cur
- Edytowany
[quote]#post1584640 Bardziej historia niż wojskowość...
[b]PAP cenzuruje wspomnienia ocalałej z Rzezi Woli – usuwa z nich ukraińskich sprawców.[/b]
Polska Agencja Prasowa w sobotnim artykule „Rzeź Woli – jedna z najbardziej krwawych zbrodni wojennych w Europie XX wieku”, cenzuruje wspomnienia ocalałej z rzezi Woli, zamieniając słowa o Ukraińcach na „Niemcy” i „oprawcy”.
W sobotę Polska Agencja Prasowa zamieściła na swojej stronie artykuł na temat Rzezi Woli, w który cenzuruje wspomnienia ocalałej Wandy Lurie, której dzieci zostały zamordowane w fabryce „Ursus” zamieniając słowa o Ukraińcach na „Niemcy” i „oprawcy”. [...]
[/quote]Wygląda na to, że pisała to Ukraińska Prasowa Agencja.
- Edytowany
Swoją drogą [b]U[/b]kraińska[b] P[/b]rasowa [b]A[/b]gencja praktycznie istnieje! Tamtejsza gazeta[b] U[/b]kraińska [b]P[/b]rawda (Українська правда) takie rzeczy np wypisuje:
"Wołyńska tragedia – obopólne czystki etniczne ukraińskiej i polskiej ludności dokonane przez wiejskie oddziały samoobrony z obu stron, Ukraińską Powstańczą Armię i polską Armię Krajową, z udziałem polskich batalionów Schutzmannschaft i radzieckich partyzantów w 1943 roku podczas II wojny światowej na Wołyniu"
https://pl.wikipedia.org/wiki/Ukrai%C5%84ska_prawda
Zapomniałem Kolego @sarmata#4954 choć i Kolegę @MakuKSC#9484 to zaciekawi, o najważniejszym!
Otóż ta Ukraińska Prawda należy do Dragon Capital w którym główne skrzypce gra... George Soros...
Z resztą... Panowie, podążając za pieniędzmi... Krytykowany u nas Onet niby niemiecki? Otóż w ogromnej części amerykański - fundusz KKR
Na szczycie listy [i]Top 100 Defense News[/i] bez zmian – w wynikach sprzedaży wojskowej za 2022 pierwsze miejsce zachował Lockheed Martin, a drugie RTX (Raytheon Technology), choć oba koncerny uzyskały gorsze wyniki niż rok wcześniej (odpowiednio, o 2 i 5%). Aż o 2 miejsca spadł natomiast przeżywający od lat kryzys (katastrofy samolotów pasażerskich, problemy z jakością produkcji) Boeing, który zanotował spadek sprzedaży wojskowej aż o 12%. Wyprzedził go Northrop Grumman oraz Aviation Industry Corporation of China (AVIC).
W klasyfikacji awansowały także inne chińskie przedsiębiorstwa. Z 9. na 8. przesunęła się China North Industries Group Corporation (Norinco), a z 13. na 10. China South Industries Group Corporation (CSGC). Z 18. na 15. awansowała China Aerospace Science and Technology Corporation (CASC).
Lepsze miejsca w klasyfikacji zyskały też czołowe przedsiębiorstwa europejskie. W pierwszej dwudziestce nie awansował tylko BAE Systems, pozostając na 7. miejscu. Z 12. na 11. awansowało natomiast Leonardo, a z 15. na 12. Airbus, zaś z 16. na 14. Thales.
Awansowała też Polska Grupa Zbrojeniowa – z 70. na 62 miejsce. Prawie bez zmian pozostały jednak jej przychody ze sprzedaży wojskowej. W 2021 PGZ zadeklarowała je na 1,283 mld USD, a w 2022 na 1,302 mld USD. Sprzedaż wojskowa stanowiła 74% jej wszystkich przychodów.
[img]https://cracovia.krakow.pl/uploads/media/2023-08/top100-jpg-13819088.jpg[/img]
Prezydent Andrzej Duda zapowiedział m.in. powstanie Dowództwa Sił Połączonych i odtworzenie dowództw rodzajów Sił Zbrojnych.
W przeddzień Święta Wojska Polskiego prezydent wręczył 21 oficerom akty mianowania na stopnie generalskie oraz admiralskie. W wystąpieniu na dziedzińcu Pałacu Prezydenckiego Duda zaznaczył, że jest [i]zdecydowana potrzeba ujednolicenia systemu dowodzenia[/i]
[i]Wierzę w to głęboko, że w wyniku zmian, które dosłownie w najbliższym czasie zostaną zaproponowane, zmian ustawodawczych, powstanie Dowództwo Sił Połączonych, nad którym pieczę, dowództwo, sprawował będzie Szef Sztabu Generalnego[/i] – powiedział Duda.
[i]Zostaną odtworzone dowództwa rodzajów Sił Zbrojnych, które będą odpowiedzialne za szkolenie żołnierzy, za codzienne funkcjonowanie operacyjne rodzajów wojsk, ale których konstrukcja w całości będzie zbliżona w czasach pokoju i w czasach wojny, tak, abyśmy byli sprawniejsi[/i] – dodał prezydent.
14 sierpnia 2023, Agencja Uzbrojenia MON zawarła umowy ramowe zakupu 3 nowych typów wozów bojowych dla Wojska Polskiego.
Przedmiotem pierwszej z nich, jest dostawa Kołowych Transporterów Opancerzonych w wersji bojowej wraz z pakietem logistycznym oraz szkoleniowym. To pierwsze z działań ukierunkowanych na realizację wymagań operacyjnych kr. Serwal.
W ramach realizacji umowy wykonawca zapewni uzyskanie przez polski przemysł obronny zdolności w zakresie opracowania i produkcji nowego KTO, utrzymania procesów technologicznych i organizacyjnych gwarantujących stałe dostawy transporterów, wykonania zadań obsługowo-naprawczych oraz napraw na poziomie zakładowym, a także wsparcia eksploatacji w postaci dostaw części zamiennych.
Realizacja umowy ramowej na dostawę nowego KTO będzie skutkowała zawarciem umowy wykonawczej na pracę rozwojową, co pozwoli na pozyskanie kompetencji i know-how umożliwiających produkcję krajowego nowego Kołowego Transportera Opancerzonego. Umowa przewiduje także integrację ze zdalnie sterowanym systemem wieżowym, a także ze zdalnie sterowanym modułem uzbrojenia, który zostanie opracowany w ramach w/w pracy rozwojowej. Umowa pozwoli również na rozwój kolejnych generacji tego typu systemów, a pozyskanie praw własności intelektualnej do wyników pracy rozwojowej umożliwi polskiemu przemysłowi produkcję seryjną KTO, jego niezależny, dalszy rozwój technologiczny oraz swobodny eksport.
Aktualnie trwają przygotowania do negocjacji z zamawiającym umowy wykonawczej w przedmiocie opracowania pojazdu, do którego prawa pozostaną w Polsce, a ograniczenia licencyjne zostaną zredukowane do niezbędnego minimum. Działanie ma na celu między innymi swobodne zarządzanie konfiguracją wozów oraz niezależny rozwój polskich wersji specjalistycznych. W związku z powyższym, nie przewiduje się na obecnym etapie wspólnego projektowania NKTO z partnerami zagranicznymi. PGZ dopuszcza taką możliwość na etapie prac nad konkretnymi podzespołami.
W przypadku pozytywnego zakończenia prac rozwojowych umowa przewiduje udzielenie zamówienia na dostawę do niespełna tysiąca egz. NKTO wyposażonych w zsmu w latach 2028-2035.
[img]https://cracovia.krakow.pl/uploads/media/2023-08/1p-jpg-35178375.jpg[/img]
https://www.msn.com/pl-pl/wiadomosci/other/polskie-patrioty-w-niebezpiecze%C5%84stwie-ukrai%C5%84cy-dostrzegli-gro%C5%BAny-szczeg%C3%B3%C5%82/ar-AA1fgW17?ocid=msedgdhp&pc=U531&cvid=670e31f08bfd49fe9b1b04eb420a1742&ei=46
W poniedziałek, 14 sierpnia br., w Warszawie minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak zatwierdził umowę na dostawę Lekkich Pojazdów Rozpoznawczych (LPR).
Przedmiotem umowy, zawartej pomiędzy Skarbem Państwa – Agencją Uzbrojenia a Konsorcjum w składzie Polska Grupa Zbrojeniowa (PGZ) oraz Rosomak, jest dostawa w latach 2024-2030 kilkaset Lekkich Pojazdów Rozpoznawczych (LPR) wraz z pakietem logistycznym i szkoleniowym. Umowa o wartości ok. 1,2 mld zł brutto przewiduje również ustanowienie potencjału przemysłowego umożliwiającego produkcję oraz świadczenie usług serwisowych i naprawę pojazdów w kraju.
Lekki Pojazd Rozpoznawczy jest pojazdem o wysokich możliwościach terenowych, z układem napędowym 4×4, przeznaczonym do transportu 4 żołnierzy wraz z ich wyposażeniem indywidualnym i specjalistycznym, w każdych warunkach atmosferycznych w dzień i w nocy.
Pojazd zapewnia wymagany przez SZ RP poziom ochrony balistycznej oraz wyposażony będzie w obrotowy uchwyt (obrotnicę) umożliwiający montaż karabinu maszynowego lub automatycznego granatnika, co umożliwi w trakcie realizacji zadań prowadzenie ognia z LPR przy zapewnieniu ochrony załogi.
[i]Trzecia zatwierdzona dziś umowa dotyczy pojazdów rozpoznawczych. Pojazdy, które zamówiliśmy w ilości 400 sztuk będą produkowane w bardzo krótkim czasie w zakładach Rosomak. Pojazd odpowiada potrzebom Wojska Polskiego. Przechodzimy już do historii z erą Honkerów i różnych takich pojazdów. Zamierzamy wprowadzić ten pojazd do Wojska Polskiego w jak najkrótszym czasie[/i] – zaznaczył minister Mariusz Błaszczak.
Lekkie Pojazdy Rozpoznawcze przeznaczone będą dla pododdziałów rozpoznania w wojskach pancerno-zmechanizowanych. Wojna na Ukrainie w jasny sposób pokazała, że wzmacnianie zdolności do rozpoznawania przekłada się na późniejsze sukcesy na polu walki.
Lekki Pojazd Rozpoznawczy 4×4 jest polonizacją koreańskiej rodziny pojazdów KLTV produkcji KIA. Wóz już od pierwszych dostaw otrzyma nowe, unowocześnione nadwozie przygotowane na potrzeby polskiego projektu. W ciągu kolejnych lat Rosomak planuje stopniowe przenoszenie produkcji komponentów pojazdu do Polski, począwszy od transferu technologii produkcji nadwozia oraz wprowadzenia zmian konstrukcyjnych pod kątem wymagań Sił Zbrojnych RP. Jednym z priorytetów, podobnie jak w przypadku rozwoju platformy KTO Rosomak, jest maksymalne dostosowanie konstrukcji w oparciu o uwagi użytkowników pojazdów.
Pojazd LPR 4×4 został stworzony z myślą o pracy w ciężkich warunkach. Wóz wyposażony jest w opancerzenie stanowiące ochronę balistyczną na poziomie I wg STANAG 4569. Napędzany jest silnikiem wysokoprężnym o mocy 225 KM oraz posiada w pełni niezależne zawieszenie na wszystkich osiach. Nowoczesność konstrukcji podkreśla zastosowanie ośmiostopniowej automatycznej skrzyni biegów. Pojazd wyposażony jest także we wszystkie atrybuty typowe dla wojskowej maszyny wysokiej mobilności: system centralnego pompowania kół oraz system run-flat umożliwiających jazdę po przestrzeleniu opon. LPR będzie wyposażony w obrotnicę na dachu umożliwiającą zamiennie montaż karabinu kal. 12,7 mm, 7,62 mm lub granatnika 40 mm. Dopuszczalna masa pojazdu wynosi ok. 5,7 t, co umożliwia wypełnienie luki pomiędzy lekkimi pojazdami o DMC do 3,5 t, a ciężkimi konstrukcjami na bazie platformy Waran 4×4.
KLTV – opis:
KLTV Raycolt/K151 został zaprojektowany w celu zastąpienia pojazdów taktycznych KIA K131 (KM131 Jeep, KM420) i 1/4-tonowej ciężarówki KIA K311 (KM450). Projekt został wybrany i opracowany przez KIA w 2012 na zlecenie agencji DAPA. Wszedł do produkcji seryjnej i na wyposażenie tamtejszych sił zbrojnych w 2016.
Wcześniej, KIA prowadziła prace nad pojazdami o kryptonimie LTV w latach 1990. i zaprezentowała wczesny prototyp w 2009. 12 sierpnia 2012 agencja DAPA ogłosiła, że KIA została wybrana jako preferowany oferent i podpisano umowę we wrześniu.
Ówczesne wymogi operacyjne:
- Jednoczesny rozwój wersji opancerzonej i nieopancerzonej;
- Wspólne podwozie w postaci platformy w wersji krótkiej i długiej, aby umożliwić zabudowę szerokiej gamy wersji specjalistycznych;
- Pokonywanie wzniesień o nachyleniu podłużnym do 60% i bocznym do 40% oraz przeszkód wodnych o głębokości do 1 m;
- Zdolność rozruchu silnika przy temperaturze -32 st. C;
- Maksymalna prędkość co najmniej 130 km/h, zasięg jazdy co najmniej 500 km.
W 2014 na targach Korea Defence Industry Exhibition zaprezentowano docelową wersję KLTV w konfiguracji produkcyjnej. Produkcja małoseryjna KLTV rozpoczęła się w 2016, przy jednoczesnych testach akceptacyjnych wojska. Produkcja wielkoseryjna rozpoczęła się w lipcu 2017, a przez lata 2020. zaplanowano wyprodukowanie 2000-3000 egzemplarzy. Cena jednostkowa KLTV to 80 mln KRW za wariant nieopancerzony i 150 mln KRW za wariant opancerzony. Jednak stalowe płyty zastosowane w wersji nieopancerzonej zapewniają podstawową ochronę balistyczną przed ostrzałem nabojem 7,62 mm, dzięki zastosowaniu materiałów kompozytowych z wersji opancerzonej. Wariant opancerzony zapewnia poziom ochrony poziomu od 2 do 3 według normy STANAG 4569.
KIA opracowała wariant pojazdu rozpoznawczego, oznaczonego jako K153 (pochodna K151), więc niewykluczone, że na nim będzie bazował Lekki Pojazd Rozpoznawczy 4×4 dla Wojska Polskiego.
Użytkownicy KLTV:
- Korea Południowa od 2016,
- Mali (siły FORSAT) od 2017,
- Nigeria od 2020,
- Filipiny,
- Turkmenistan (Państwowa Służba Graniczna),
- Chile w wersji KLTV181 od grudniu 2022 w korpusie piechoty morskiej
[img]https://cracovia.krakow.pl/uploads/media/2023-08/366050137-1428328761232650-8332193877963985413-n-jpg-98824912.jpg[/img]
16 sierpnia 2023, w Gdyni na terenie PGZ Stoczni Wojennej odbyła się uroczystość palenia blach pod pierwszą z 3 planowanych fregat wielozadaniowych dla Marynarki Wojennej w programie Miecznik. Wydarzenie stanowi faktyczne rozpoczęcie prac nad okrętem, a dokładniej prefabrykację kadłuba. Kolejnym kamieniem milowym budowy będzie położenie stępki.
[img]https://cracovia.krakow.pl/uploads/media/2023-08/miecznik-stocznia-jpg-75859731.jpg[/img]
Wykonawcą kontraktu na 3 okręty jest Konsorcjum PGZ-Miecznik, wspierane przez partnerów krajowych – Remontowa Shipbuilding – i zagranicznych. Wśród nich znajduje się m.in. Babcock International Group, który jest dostawcą projektu fregaty Arrowhead 140, a także Thales UK, który dostarczy Zintegrowany System Walki Tacticos. Program ma pozwolić na utworzenie ok. 2000 miejsc pracy w przemyśle stoczniowym. Pierwsza fregata ma zostać zbudowana do 2026 a pozostałe do 2032. Wartości programu resort obrony nie ujawnił.
Dzięki wskazaniu wykonawcy, możliwe było opracowanie Projektu Wstępnego okrętu i dokonanie aktualizacji Przemysłowego Studium Wykonalności z Analizą Techniczno-Ekonomiczną. Zgodnie z powyższymi dokumentami wynikowymi oraz w celu zapewnienia jednolitości zastosowanego wyposażenia i przyspieszenia budowy drugiej i trzeciej jednostki, wykonawca zaproponował realizację budowy fregat Miecznik w wariancie kaskadowym, tj. poprzez pozyskanie gotowych elementów, które w trakcie realizacji projektu nie będą podlegały dalszym modyfikacjom, co przełożyło się na połączenie fazy dotyczącej projektowania i rozwoju pierwszej jednostki oraz fazy dostaw kolejnych dwóch jednostek seryjnych.
Uzgodniono również, że pierwszy okręt z serii, który zostanie wyposażony w systemy rozpoznania i uzbrojenia oraz ZSW, zostanie poddany badaniom kwalifikacyjnym, a dwa pozostałe okręty z serii będą sukcesywnie doposażane, po pozytywnym zakończeniu badań. Należy zaznaczyć, że zamówienie obejmuje szeroką gamę wyposażenia dla pierwszej jednostki, którego funkcjonalności, jako w pełni zintegrowanego systemu, zostaną zweryfikowane szczegółowo w ramach badań, w tym badań kwalifikacyjnych.
[img]https://cracovia.krakow.pl/uploads/media/2023-08/miecznik-wizualizacja-jpg-10004558.jpg[/img]
Fregaty z programu Miecznik będą najnowocześniejszymi i najsilniej uzbrojonymi okrętami Marynarki Wojennej. Będą to okręty o wyporności pełnej do ok. 7000 t, długości ok. 138 m i szerokości ok. 20 m. Ich napęd będą stanowić 4 tłokowe silniki wysokoprężne w układzie CODAD z 2 śrubami nastawnymi. Napęd pozwoli osiągać fregatom prędkość 28 w i zasięg ok. 8000 Mm. Załogę okrętów ma stanowić 120 oficerów i marynarzy z opcją zaokrętowania ok. 60 dodatkowych osób.
Przyszłe polskie okręty będą miały bogaty zestaw uzbrojenia i środków obserwacji technicznej. W docelowym ukompletowaniu uzbrojenie lufowe będzie stanowić armata morska Leonardo Super Rapid Strales kal. 76 mm, 2 krajowe moduły uzbrojenia OSU-35K z 35-mm armatą automatyczną i zdalnie sterowane moduły uzbrojenia z wkm. Do zwalczania celów powietrznych będą służyć pociski przeciwlotnicze rodziny CAMM (CAMM, CAMM-ER a docelowo także o większym zasięgu) wystrzeliwane z wyrzutni pionowych Mk 41. Na fregatach Miecznik możliwe jest zamontowanie do 4 ośmiokomorowych modułów Mk 41 (łącznie 32 komory wyrzutni). Do zwalczania celów nawodnych i lądowych posłużą pociski przeciwokrętowe rodziny RBS-15 a do zwalczania celów podwodnych 2 podwójne wyrzutnie torped.
W skład zestawu sensorów Mieczników wejdą wielofunkcyjne stacje radiolokacyjne średniego i dalekiego zasięgu i radar kierowania ogniem. Oprócz tego znajdą się na nich środki rozpoznania obrazowego, sonar kadłubowy i holowany, środki walki elektronicznej i środki samoobrony.
Ukraińska modyfikacja challangera
[img]https://cracovia.krakow.pl/uploads/media/2023-08/f3l4zzkweaevyb4-jpg-58873478.jpg[/img]
Czyli coś tam działa? Wcześniej wyśmiewano ten pomysł:
[img]https://cracovia.krakow.pl/uploads/media/2023-08/fe6dmjjx0amnuck-jpg-60919308.jpg[/img]
[img]https://cracovia.krakow.pl/uploads/media/2023-08/fe7gl7axwam8d-l-jpg-41572179.jpg[/img]
Z cała pewnością podnosi morale załóg . Podczas operacji berlińskiej ruscy czołgiści osłaniali swoje T 34 i Staliny siatkami wyjętymi a łóżek , miały one zapewnić ochronę przed Panzerfaustami i Panzerschreckami . Oczywiście nie chroniły, czego dowiodły amerykańskie testy .
Czy teraz , gdy środki przeciwpancerna są znacznie nowocześniejsze siatki bądz kartownice dadza ochronę ? Szczerze wątpię .
- Edytowany
My w ten sposób drogi @hank#159 wzmacnialiśmy Rosomaki w Afganie. Opinie były pozytywne.
[img]https://cracovia.krakow.pl/uploads/media/2023-08/oz568e-307235fb638263ca21969903213e51bc-jpg-09819520.jpg[/img]
A tutaj coś mocniejszego. Pancerz prętowy na PT 91M
[img]https://cracovia.krakow.pl/uploads/media/2023-08/lpxnrchv9guhrnujo2ho-jpg-77485207-jpg-29455791.jpg[/img]
Podobne siatki jak te na Rosomaku , Niemcy zastosowali zamiast stalowych , bocznych ekranów n czołgach Panzer IV , zwane były ekranami Thoma . Ostrzeliwano zdobyty czołg z Panzerfaustów, Panzerschrecków a także i z bazook . Efekty byly takie same -- penetracja siatki oraz pancerza .
Dzisiejsze wyrzutnie moga przebijać znacznie grubsze pancerze , ponadto mają nie jedna głowicę .
Odnośnie pancerza prętowego - po prostu jest tańszy aniżeli reaktywny . Być może nie wszędzie da się zainstalować kostki pancerza reaktywnego .
Mnie te pręty jakoś nie przekonują .
- Edytowany
Tandemowe głowice kumulacyjne pewnie wejdą jak w masło. Oprócz tego wóz można spalić, wysadzić na minie, uszkodzić optoelektronikę i staje się złomem. Widziałem filmy z rosyjskimi powolnymi dronami. W tym przypadku ma to sens.
[img]https://cracovia.krakow.pl/uploads/media/2023-08/f6a63e102bb2c3ff-jpg-14532093.jpg[/img]
[img]https://4.bp.blogspot.com/-ivFSdaJDOvk/VvmnUFLdAYI/AAAAAAAALo0/i_BIIcECCK8BSREZFw_j2xxcCpHIUJjTQ/s1600/563b193790218_3.e6e6p6q8k408kogs4gc80koo4.ejcuplo1l0oo0sk8c40s8osc4.th.jpeg[/img]
Tak wygladał Panzer IV z ekranami typu Thoma po ostrzale Z ręcznych wyrzutni ppanc .
Czeska minister obrony Jana Czernochova powiedziała w czwartek, że finalizowane są rozmowy o zakupie 24 amerykańskich samolotów F-35. W ciągu kilku tygodni szefowa resortu ma poinformować rząd o rezultatach negocjacji. Kontrakt ma być realizowany przez 10 lat.
Na zakup amerykańskich myśliwców wielozadaniowych przeznaczona została nieprzekraczalna kwota 5,62 mld dolarów. Władze USA zatwierdziły sprzedaż samolotów piątej generacji w czerwcu.
[b]Zamiast dzierżawy[/b]
Praga rozpoczęła negocjacje po analizie, według której tylko samoloty piątej generacji będą mogły spełniać wymagania czeskich sił powietrznych po 2040 roku. Obecnie Czesi latają na szwedzkich samolotach Gripen, które są dzierżawione, a umowa kończy się w 2027 roku. Strona czeska będzie ją mogła przedłużyć o dwa lata.
[b]Viper i Venom konta sowieckie Mi[/b]
Czernochova uczestniczyła w czwartek w ceremonii przekazania dwóch kolejnych egzemplarzy zakupionych w USA śmigłowców. Jeden z nich to helikopter bojowy AH-1Z Viper, który produkuje firma Bell. Takie same dwie maszyny dotarły już do Czech pod koniec lipca, a armia czeka na jeszcze jeden taki śmigłowiec.
Druga z prezentowanych w czwartek maszyn to wielozadaniowy śmigłowiec UH-1Y Venom. Czesi zamówili osiem takich maszyn. Obok nowych 12 śmigłowców zakupionych w USA Czesi otrzymają jeszcze jako dar osiem starszych, ale zmodernizowanych. Są rekompensatą za pomoc i przekazane Ukrainie uzbrojenie.
[b]Postsowiecki sprzęt dla Ukrainy[/b]
Według Czernochovej do Sił Zbrojnych Ukrainy mogą także trafić z Czech, wycofywane wraz z przejmowaniem amerykańskiego sprzętu bojowego, śmigłowce sowieckiej konstrukcji Mi-24V/35.
18 sierpnia Ministerstwo Obrony Narodowej poinformowało o podpisaniu międzyrządowej umowy LOA ze Stanami Zjednoczonymi w sprawie zakupu 34 optoelektronicznych zasobników obserwacyjno-celowniczych Lockheed Martin AN/AAQ-33 Sniper. Mają one stanowić wyposażenie dla zamówionych w Republice Korei samolotów KAI FA-50 Fighting Eagle.
Informacja o planowanym zakupie została upubliczniona przez amerykański Departament Stanu 9 maja bieżącego roku. Wówczas koszty transakcji zostały oszacowane na maksymalną kwotę 124,7 mln USD. Komunikat Agencji Uzbrojenia wskazuje, że ostatecznie kosztowały 105 mln USD. Zasobniki mają stanowić wyposażenie odrzutowych samolotów szkolno-bojowych KAI FA-50 Fighting Eagle Block 20, które zostały zamówione we wrześniu ubiegłego roku w Republice Korei w liczbie 48 sztuk. Będą to kolejne AN/AAQ-33 Sniper w Siłach Powietrznych – partia tych urządzeń została zakupiona wraz z flotą 48 wielozadaniowych Lockheed Martin F-16C/D Jastrząb. Poza funkcją zasobnika celowniczego dla systemów klasy powietrze-ziemia są wykorzystywane jako system obserwacyjno-rozpoznawczy. Taką funkcję pełniły m.in. w czasie misji Jastrzębi na Bliskim Wschodzie.
Wykorzystanie tego typu zasobników ma umożliwić precyzyjne namierzanie i użycie uzbrojenia klasy powietrze-ziemia. Zgodnie z deklaracjami resortu obrony, misje uderzeniowe będą jednymi z kluczowych dla floty FA-50 Fighting Eagle Block 20, które mają być dostarczane w latach 2025-28. Poza zasobnikami AN/AAQ-33 Sniper mają być wyposażone w stacje radiolokacyjne RTX PhantomStrike.
[img]https://cracovia.krakow.pl/uploads/media/2023-08/11166669816-eefd38bd2c-b-1-jpg-47112316.jpg[/img]
Cześć, wygląda na to, że interesuje Cię ten temat!
Kiedy utworzysz konto, będziemy w stanie zapamiętać dokładnie to, co przeczytałeś, dzięki czemu możesz kontynuować dokładnie w miejscu, w którym skończyłeś. Otrzymasz również powiadomienia, gdy ktoś Ci odpowie. Możesz także użyć „Lubię to”, aby wyrazić swoje uznanie. Kliknij przycisk poniżej, aby utworzyć konto!
Aktualnie przeglądający (2 użytkowników)
Goście (2)