Pavele Napisał(a):
> - jak szanowni znajduja powrót Jacka Kurskiego?
Myśle, że nie ma sensu zajmować się "aferą" szeregowego posła. Warto tylko porównać przedwyborcze deklaracje PiS z taką decyzją Sądu partyjnego.
Pytanie dla wyborców PiS: czy po tej akcji z Kurskim wierzycie jeszcze w dobre intencje Kaczorów?
> - co sadzicie o zapłodnieniu in vitro?
Skomplikowana sprawa, właściwie dyskusja polega na pytaniu: czy zapłodniona komórka jajowa jest już człowiekiem? Wiadomo, że przy sztucznym zapłodnieniu ginie kilka takich właśnie zapłodnionych komórek. Nie odważę się wchodzić w szczegóły medyczne, bo nie mam wystarczających kompetencji, ale temat jest niewątpliwie ciekawy.
-
-
Spory polityczno - ideowe
Co do Jacka Kurskiego to mam ambiwalentne odczucia. Stad zreszta ciekawy jestem zdania innych. Dla dobra dyskusji podziele się taka oto refleksją:
czy to mozliwe, że tak inteligentny i sprawny polityk, znajacy media i potrafiący z nich korzystać - o czym świadczy choćby jego zachowanie dziś i żelazan konsekwencja z jaką tłumaczy 'aferę' - pozwolił sobie na nieprzemyslana 'wpadkę' (znaczy dał się ponieść emocjom) i to w samym środku kampani wyborczej? Moim zdaniem nie. Moim zdaniem żadnego przypadku w zachowaniu Jacka Kurskiego nie było, ale ciekawy jestem co inni o tym sądzą.
Zapłodnienie in vitro to niezwykle ciekawy temat etyczny.
Metoda umożliwiająca bez ingerencji w materie a jedynie w sposób ;) parom bezdzietnym staranie się o dzieci. Ale mimo wszystko kilka zygot jest po prostu hmmm - wyrzucanych?
Jesli przyjmiemy, iż zygota to człowiek to rzeczywiście z etycznego punktu widzenia jest to trochę wątpliwe. Ale przecież również organizm kobiety wielokrotnie odrzuca zygotę nie doprowadzając do jej rozwoju. Przecież to ten sam mechanizm co w metodzie in vitro - słabe owoce odrzucać.
Nie jestem etykiem więc nie oceniam ale temat ciekawy.
i jeszcze co do Kurskiego - bardzo ciekawy wywiad w Co z ta Polską - jak na człowieka, który sprawe dziadka Tuska ma w nosie i powiedział to co powiedział bo był zirytowany, ze po raz 30 został spytany o 'pogłoskę' o dziadku, dziwne jest, ze był w stanie stwierdzić, ze nie ma żadnych dowodów, ze dziadek Tuska uciekł z Wehrmachtu, żadnych danych, że został wcielony wbrew własnej woli, żadnych danych gdzie póxniej słuzył etc. Skąd on to wie? - jak na człowieka, którego nic to nie obchodzi zadał sobie naprawde duzo pracy by móc to wiarygodnie stwierdzić. A jesli w ogole sie tym nie interesował to nie ma prawa tak mówić i nadal insynuuje...
Pavele, daj spokój
nie można miec watpliwości, ze akcja "Dziadek" był duzo wczesniej przygotowana i w zasadzie bez wpadek przeprowadzona; nie wiem co tu można analizowac
Maniex, masz racje. Chyba mnie skrzywiło - dziś wracajac z Poznania słuchałem przez jakiś czas Radia Maryja. Zdaje sie dalej jestem w szoku.
czasami słuchaj, ale w rozsądnych dawkach ;-)
a Radio Maryja transmituje nasze mecze? jak tak, to może zaczne słuchać ;)
co do Kurskiego - w PiS chyba nic nie dzieje się bez zgody szefa. to nie jest partia indywidualistów...
PiS łamie obietnice
17.11.2005 06:33 (aktualizacja 07:04)
Wbrew wcześniejszym zapowiedziom Prawa i Sprawiedliwości, podatek od oszczędności nie zostanie zniesiony. Jak dowiedziała się "Rzeczpospolita", najnowsze plany rządu Kazimierza Marcinkiewicza przewidują zwolnienie z tego podatku tylko zysków osiąganych na giełdzie oraz odsetek od oszczędności na długoterminowych lokatach bankowych.
Natomiast Teresa Lubińska, minister finansów, chce zniesienia już tylko opodatkowania dochodów z giełdy.
W planie rządowym nie zdecydowano, czy ulga obejmie obligacje i jaka lokata zostanie uznana za długoterminową - czy będzie to rok, a może dwa albo trzy lata.
Wiadomo natomiast, że nie będzie dotyczyła wszystkich. Według informacji gazety, ze zwolnienia nie będą mogły skorzystać osoby fizyczne prowadzące działalność gospodarczą.
- Na razie niestety nie ma jednej, spójnej koncepcji zmian, które chce się wprowadzić - ocenia dobrze poinformowane źródło. Potwierdza to jeden z posłów PiS. - Cały czas trwa wewnętrzna batalia w rządzie i jego otoczeniu politycznym - mówi prosząc jednak o anonimowość. - Jedna z ostatnich znanych mi koncepcji zakłada zwolnienie od podatku samych tylko zysków giełdowych, a reszty już niekoniecznie - dodaje anonimowy informator "Rzeczpospolitej".
(PAP)
zauważcie, ze koncepcje rządu to raczej punkt stratu danej ustawy: rząd jest mniejszosciowy wiec do każdej ustawy musi zgromadzić wiekszość, czyli musi negocjowac z innymi klubami
a wiec nie ma zanczenia jakiego narysują konia bo po poprawkach wyjdzie
albo wielbłąd albo lama albo osioł albo....
O rzetelności opiniotwórczego tygodnika "Der Spiegel" i gorliwości "Gazety Wyborczej"
==
[b]Spiegel o "wiedeńskim zjeździe europejskich partii populistów i skrajnej prawicy" i o tym, że PiS jako jedyna licząca się europejska partia przesłała pozdrowienia uczestnikom tego zjazdu.[/b]
[...]Wien - Die Freiheitliche Akademie, Denkschule der österreichischen FPÖ, hatte geladen und sie kamen in Scharen: illustre Personen, mit eindeutig rechter politischer Gesinnung. Insgesamt waren 60 Vertreter an die Donau gereist - die Top-Riege von Europas Rechtsaußen. Aus Deutschland war niemand gekommen, zu den deutschen Rechtspopulisten pflegt die Europäische Rechte seit geraumer Zeit keine engen Kontakte. [b]Die neu gewählte nationalkonservative Regierungspartei Recht und Gerechtigkeit von Polens frisch gewähltem Ministerpräsidenten Kazimierz Marcinkiewicz, soll immerhin mit herzlichem Wohlwollen eine Grußnote an die Versammelten verfasst haben.[/b]
źródło:
Wytłuszczone zdanie można przetłumaczyć:
[b]
"Zwycięska narodowo-konserwatywna partia rządząca Prawo i Sprawiedliwość
świeżo obranego szefa rządu Kazimierza Marcinkiewicza miała podobno sformułować ciepłe życzenia dla wszystkich zgromadzonych."
==
[b]"Gazeta Wyborcza" jako jedyny dziennik wydawany w Polsce podała za Spieglem tą informację w następującej formie:[/b]
Niemiecki "Der Spiegel" poinformował wczoraj w serwisie internetowym o zjeździe szefów europejskich partii skrajnej prawicy w Wiedniu. Już na wstępie niemiecki tygodnik podał, że polski premier Kazimierz Marcinkiewicz wysłał serdeczne pozdrowienia uczestnikom zjazdu. Rzecznik rządu zaprzecza.
Niemiecki tygodnik nie podał terminu zjazdu. Według "Spiegla" do Wiednia na zaproszenie FPÖ, populistycznej partii Jorga Haidera, zjechało 60 delegatów. Wśród nich wnuczka Benito Mussoliniego Alessandra - założycielka populistycznej partii Alternativa Sociale, Bruno Golnisch - prawa ręka Jean Marie Le Pena, szefa francuskiego Frontu Narodowego, czy flamandzki nacjonalista Flip Dewinter. Zabrakło natomiast przedstawicieli niemieckiej skrajnej prawicy.
Podczas zjazdu dyskutowano o przyszłości nacjonalizmu w UE. Zdaniem delegatów skrajną prawicę powinien w Parlamencie Europejskim reprezentować wspólny klub. O dziwo, prawicowcy opowiedzieli się za przyjęciem do Unii Rumunii i Bułgarii (delegaci z tych krajów wzięli udział w zjeździe). - To historyczne wydarzenie - komentowano w kuluarach.
"Der Spiegel" nie cytował treści rzekomego listu polskiego premiera. Podał tylko, że Marcinkiewicz życzył delegatom "pomyślności". Zapytany przez nas wieczorem rzecznik rządu Konrad Ciesiołkiewicz zaprzeczył rewelacjom "Spiegla". - Premier nie wysyłał żadnego listu. Nie wiedział nic o takim zjeździe. Nawet nie mógłby wysyłać takiego pisma, bo jest premierem, a nie liderem partii.
===
[b]Dzień później pojawiło się w "Gazecie Wyborczej" sprostowanie:[/b]
Politycy PiS nie pozdrawiali zjazdu europejskiej skrajnej prawicy w Wiedniu
Wbrew doniesieniom tygodnika "Der Spiegel" politycy PiS nie pozdrawiali uczestników zjazdu skrajnej prawicy w Wiedniu. - Dostaliśmy tylko kurtuazyjną odmowę wzięcia udziału w imprezie - twierdzi organizator zjazdu. Dziennikarka "Spiegla" mówi, że to ją wprowadzono w błąd
O odbywającym się w zeszły weekend zjeździe "partii i ruchów patriotycznych oraz nacjonalistycznych" poinformował przedwczoraj internetowy serwis niemieckiego tygodnika "Der Spiegel". Tygodnik napisał, że politycy Prawa i Sprawiedliwości, partii premiera (a nie sam Kazimierz Marcinkiewicz, jak wczoraj podaliśmy) przesłali uczestnikom pozdrowienia. Na zjazd przybyło 60 delegatów z całej Europy. Wśród nich Alessandra Mussolini, wnuczka włoskiego dyktatora Benito Mussoliniego, założycielka postfaszystowskiej partii "Alernativa sociale". Był także eurodeputowany Bruno Gollnisch z francuskiego Frontu Narodowego, któremu francuski wymiar sprawiedliwości zarzuca "kłamstwo oświęcimskie", oraz Filip Dewinter, szef partii flamandzkich nacjonalistów.
Organizatorzy, wiedeńska Akademia Wolnościowa, szkoleniowa przybudówka populistycznej partii FPO (dawna partia Jörga Haidera) przyznaje, że zaprosiła także Polaków: eurodeputowanych Macieja Giertycha z LPR oraz Michała Kamińskiego i Konrada Szymańskiego z PiS. Wszyscy oni odmówili przyjazdu. [b]Szymański poprosił swą asystentkę Agnieszkę Biegaj, by kurtuazyjnie odmówiła w jego imieniu. Wysłany przez nią e-mail kończył się zwyczajową formułką "with kind regards" (z uprzejmymi wyrazami szacunku), której na pewno nie można było wziąć za przesłane pozdrowienia.[/b]
- Podczas obrad organizatorzy powiedzieli, że otrzymali depesze z pozdrowieniami z Włoch, Danii oraz Polski - twierdzi Marion Kraske, wiedeńska korespondentka hamburskiego tygodnika "Der Spiegel", autorka relacji ze zjazdu. Robert Stelzl, szef Akademii Wolnościowej, zaprzecza: - Eurodeputowany Szymański bardzo uprzejmie podziękował za zaproszenie. Nie mógł przyjechać bo miał inne terminy. "Spieglowi" proszę nie wierzyć. O naszej działalności pisze niestworzone rzeczy.
- Słyszałam wyraźnie. Gdyby chodziło o zwykłą odmowę nikt nie mówiłby o pozdrowieniach - replikuje Kraske. Wczoraj internetową wersję jej artykułu zaktualizowano, dodając dopisek, że "centrala PiS zdementowała informacje o pozdrowieniu".
Sam Szymański tłumaczył wczoraj "Gazecie", że odmówił przyjazdu na zjazd, gdyż firmowała go partia izolowana w Europie. - Nie mamy i nie chcemy mieć nic wspólnego z dawną partią Haidera, trudno mi wciąż tłumaczyć, że nie jestem wielbłądem - mówił. Nie wykluczył, że jego biuro będzie domagało się wyjaśnień od niemieckiego tygodnika.
Szczyt prawicowców zakończył się w zeszłą niedzielę. Zebrani uchwalili deklarację współpracy. Zamierzają koordynować działalność w ramach Unii Europejskiej, walczyć z niżem demograficznym i nie dopuścić do rozszerzenia wspólnoty o Turcję. - Chcemy stworzyć polityczną platformę, na której w przyszłości powstanie wspólny klub w Parlamencie Europejskim - zapowiada Stelzl. - Bardzo żałujemy, bo między PiS a FPÖ nie ma różnic programowych. Mam nadzieję, że w przyszłości nasze organizacje będą współpracowały - twierdzi.
==
[b]I komentarz "Gazety Wyborczej" z kolejnego dnia[/b]
Zbyt łatwa pokusa "Spiegla"
Fatalnie się stało, że opiniotwórczy tygodnik "Der Spiegel" podał fałszywą informację, iż rządząca w Polsce partia Prawo i Sprawiedliwość przesłała serdeczne pozdrowienia uczestnikom zjazdu europejskich partii populistów i skrajnej prawicy ["Spiegel" pisał o PiS - partii Kazimierza Marcinkiewicza, a nie o samym premierze - za ten błąd w "Gazecie" przepraszamy Pana Premiera i Czytelników]. Nikt nie sprawdził, że rzekome "serdeczne pozdrowienia" partii polskiego premiera były w rzeczywistości grzecznościową formułką "with kind regards" ("z uprzejmymi wyrazami szacunku"), kończącą e-mail od asystentki Konrada Szymańskiego, eurodeputowanego PiS, do organizatorów imprezy. W liście tym Szymański grzecznie, ale wyraźnie odmówił wzięcia udziału w konferencji skrajnej prawicy.
"Der Spiegel" uległ zbyt łatwej pokusie zestawiania PiS z partią skrajnej prawicy Austriaka Jörga Haidera. Wcześniej dopuściło się tego kilka innych niemieckich gazet. Takie nieuczciwe porównania dotykają nie tylko PiS, obecnego premiera czy prezydenta, ale wszystkich Polaków.
Trzeba się jednak zastanowić, dlaczego PiS znajduje się w kręgu zainteresowań europejskiej skrajnej prawicy i nacjonalistów. Rząd Kazimierza Marcinkiewicza powinien udowodnić konkretnymi posunięciami, że polska partia władzy nie ma nic wspólnego ze skrajną prawicą.
===
I w związku z powyższym dzisiejszy felieton okolicznościowy Rybińskiego w "Rzepie".
==
Kusa pokusa
Dotychczas było tak, że za treść listu odpowiadał autor, a nie adresat. Przestępca mógł napisać list do arcybiskupa, arcybiskup mógł nawet złoczyńcy uprzejmie odpowiedzieć i nie stawał się przez to podejrzanym o uczestnictwo w szajce. Nikt go też nie wzywał, aby na przyszłość zrobił wszystko, żeby kryminaliści nie pisali do niego nawet życzeń świątecznych. Ale to było w sielankowych czasach, w których Polską nie rządziło Prawo i Sprawiedliwość, a domaganie się od członków władz państwowych tłumaczenia z osobistego biesiadowania z Ałganowem uważane było za akt barbarzyństwa.
A teraz było tak. Niemiecki tygodnik "Der Spiegel" podał informację, że PiS przekazało serdeczne pozdrowienia uczestnikom zjazdu europejskich partii prawicy. "Gazeta Wyborcza" powtórzyła tę wiadomość, choć sprawdzenie jej prawdziwości nie było trudne, dodając od siebie, że populistów pozdrowił osobiście premier Kazimierz Marcinkiewicz. Potem okazało się, że organizatorzy zjazdu usiłowali zaprosić do udziału jednego z eurodeputowanych PiS, którego asystentka zakończyła list z odmową rutynowym sformułowaniem grzecznościowym zamiast tradycyjnego: "walcie się" albo "na drzewo", co pozwoliłoby uniknąć afery.
Jacek Pawlicki w tekście "Zbyt łatwa pokusa "Spiegla"" w sobotniej "Gazecie" wyjaśnił to wszystko, nawet przeprosił, ale dodał na zakończenie, że jest zastanawiające, dlaczego PiS interesują się skrajna prawica i nacjonaliści.
No właśnie, musi być jakiś powód, dla którego skrajna prawica usiłuje zapraszać na swój zjazd posła PiS do PE. Być może czyta nie tylko "Spiegla", ale nawet "Gazetę Wyborczą", i uwierzyła, że od paru tygodni ustrojem politycznym w Polsce jest faszyzm. Tak więc to nie Marcinkiewicz, jak życzy sobie Pawlicki, lecz polskie media powinny wybić z głowy zachodnim nacjonalistom polski faszyzm. Ale tego się raczej nie da zrobić. Idzie to w odwrotną stronę. Rząd będzie oskarżany o wszystko, co najgorsze, łącznie ze śniegiem i mrozem. Jeśli nie wiadomo jeszcze, kto odpowiada za ptasią grypę, to moim faworytem jest Marcinkiewicz. "Gazety Wyborczej" chyba też.
Źródło: Rzeczpospolita - Maciej Rybiński
11 dni później
Polska nominacja w Watykanie
Brat kandydata Ligi Polskich Rodzin na prezydenta w ostatnich wyborach Macieja Giertycha dominikanin Wojciech Giertych został wczoraj mianowany teologiem Domu Papieskiego, czyli doradcą Ojca Świętego do spraw doktrynalnych. Zastąpił 83-letniego Szwajcara kardynała Georgesa Cottier.
Będzie jednym z najbliższych współpracowników i domownikiem Benedykta XVI. Do jego obowiązków będzie należało czytanie wszystkich tekstów związanych z misją apostolską papieża oraz interpretowanie w jego zastępstwie dokumentów doktrynalnych.
[img]http://www.rzeczpospolita.pl/teksty/wydanie_051202/publicystyka_a_10-1.F.jpg[/img]
Fot. KAI
Ojciec Wojciech Giertych ma 54 lata. Przyszedł na świat w Londynie jako najmłodszy z dziewięciu dzieci emigracyjnego działacza Jędrzeja Giertycha. Jest profesorem teologii moralnej w Angelicum Papieskim Uniwersytecie św. Tomasza z Akwinu w Rzymie, członkiem Rady Generalnej zakonu i asystentem generała dominikanów. Mówi biegle sześcioma językami: rosyjskim, angielskim, niemieckim, hiszpańskim, francuskim i włoskim. Swoje prace drukował m.in. w "Tygodniku Powszechnym" i w "Znaku".
Źródło: Rzeczpospolita - Andrzej Kaczyński/KAI
To jak na Giertychów, to jakiś renegat, bo pisywał w Tygodniku Powszechnym :D:)
Obaj bracia: znacznie starszy Maciej pozostający długo pod wpływem ojca i młodszy Wojciech różnią się dość wyraźnie poglądami politycznymi. Pluralizm rodzinny :)
Ja kiedyś czytywałem Jędrzeja Giertycha i mówię szczerze: komparatystycznie Ojciec Rydzyk to wulkan intelektu.
Czy to stary Jędrzej napisał dzieło ''masoni w Watykanie ''??
Jeśli mnie pamięc nie myli to Jędrzeja wyrzucono przedwojną ze SN a na emigracji był pokłócony prawie ze wszystkimi narodowcami .
Poniewaz eszło na Giertycha to może trochę Ziemkiewicza o Giertychu no i oczywiscie o Gazecie Wyborczej :-)
06.07.2005
Rafał A. Ziemkiewicz
Czyżbym odniósł sukces? Przez lata wojowałem (fakt, z niewielkim oddźwiękiem, bo jako publicysta oszołomskich, niszowych gazetek prawicy) z pobłażliwością, jaką nasze salony, a zwłaszcza ten główny, skupiony wokół Unii Demokratycznej i "Gazety Wyborczej" traktowały różne przejawy kolaboracji z komunizmem.
Irytowało mnie wybielanie przez te środowiska ludzi, którzy pomagali peerelowskim specsłużbom, skwapliwe wybaczanie różnym "autorytetom moralnym" pisanych niegdyś peanów na cześć Stalina i Bieruta czy bredni o wyższości realnego socjalizmu nad "zgniłym kapitalizmem". No i patrzcie państwo, ostatnio wypisywanie bredni uznały te środowiska za rzecz hańbiącą! Co prawda, tylko w wypadku jednej osoby. Jędrzej Giertych, o którym do niedawna słyszeli tylko bardzo drobiazgowi badacze dziejów polskiej emigracji i niedobitki najstarszego pokolenia endeckich działaczy, stał się nagle autorem modnym i cytowanym. Cytowanym oczywiście po to, aby skompromitować jego syna Macieja, kandydata LPR na prezydenta, i wnuka Romana, szefa tejże LPR.
Pism Jędrzeja Giertycha łatwo do tego użyć, bo tezy, jakie ich autor stawiał, były iście horrendalne. Wyrywając z pierwotnego kontekstu tezę Dmowskiego z 1906 roku, że Polska powinna szukać zbliżenia z Rosją przeciwko Niemcom, doszedł on do absurdalnej wręcz czołobitności wobec Moskwy i zajadłego potępienia wszelkiej działalności antykomunistycznej w peerelu, w której upatrywał prowokacji Niemiec, a także Żydów i masonów kierujących polityką amerykańską. Zbliżyło go to do PZPR, z którą gotów był, pod pewnymi warunkami, działać wspólnie na rzecz "sojuszu" polsko-sowieckiego (nic z tego nie wyszło, czerwony nie potraktowała propozycji poważnie) oraz skłoniło do wysyłania działaczy tworzącej się opozycji kuriozalnych listów, ostrzegających, że są manipulowani przez spisek wrogich Polsce sił i wzywających do posłuszeństwa wobec władz.
Nieodżałowanej pamięci Kisiel pisał o nim per "stary endecki wariat z Londynu", i jest to bez wątpienia najtrafniejsze podsumowanie tej osoby. Ale wariactwo a kolaboracja to jednak dwie różne rzeczy. Jędrzej Giertych ze swoich promoskiewskich obsesji nie czerpał żadnych profitów. Przeciwnie, był z ich powodu izolowany przez emigrację, która uważała go w przytłaczającej większości jeśli nie wprost za zdrajcę, to za niebezpiecznego świra. Żył bardzo ubogo z posady subiekta, a swe horrendalne dzieła wydawał własnym sumptem. Od komunistów nie wziął nigdy ani grosza, choć chcieli dać. Potępianie go dziś przez środowiska tak zawsze wyrozumiałe dla ludzi, którzy podlizywali się czerwonym za partyjne i ZLP-owskie apanaże, którzy brali od pierwszych sekretarzy ordery, mieszkania i samochody, a potem, gdy zaczęło się to bardziej opłacać, gładko weszli w rolę opozycjonistów - to po prostu grube draństwo.
O. Wojciech Giertych opowiada o intelektualnym wymiarze dominikańskiego kaznodziejstwa
==
Świat współczesny cechuje się brakiem zaufania co do możliwości poznawczych rozumu. Człowiek jest jak ameba, bez określonego kształtu. Czuje się zagubiony. Nie ma pewnych punktów odniesienia. Dawniej ludzie wiedzieli, kim są, do jakiego narodu przynależą, jakiego są wyznania, mieli jasność, co do podstawowych wartości.
W odpowiedzi na to, niektórzy chcieliby, aby Kościół człowiekowi narzucił z zewnątrz określoną jakość. Dawniej w formacji zakonnej kładziono mocny akcent na sprawy zewnętrzne: określony ubiór, zachowanie obserwancji monastycznych, zewnętrzne rygory. Niektóre nowe wspólnoty mają podobną propozycję. Dominikańskie wychowanie nie zmierza do nałożenia z zewnątrz skorup na człowieka, ale do wyrobienia osobistego kręgosłupa. Dla wytworzenia tego życiowego kręgosłupa, potrzebna jest filozofia, potrzebne jest życie duchowe, oraz potrzebna jest teologia, która karmi życie duchowe i prowokuje do działań w imię Ewangelii.
Od Oświecenia ciągnie się europejskiej kulturze - co szczególnie wyraziście da się zaobserwować w Polsce - sceptyczne podejście do możliwości poznawczych rozumu, oraz sentymentalne podejście do wiary. Jeśli myślenie oraz decydowanie dokonuje się poza wiarą, a wiarą jest zepchnięta do świata nastrojów i przeżyć, czasem zbiorowych, ale zawsze płytkich, źle to wróży Kościołowi. Wychowanie kręgowców wymaga wychowania umysłu, oraz zaprawienia go do przyjęcia tajemnicy wiary.
Kiedyś bracia postawili pytanie ojcu Damianowi Byrne OP, ówczesnemu Generałowi Zakonu, dlaczego w naszej tradycji niewielką rolę przypisuje się osobistemu kierownictwu duchowemu. Ojciec Damian odpowiedział, że w zamian, w dominikańskiej formacji wielką rolę przypisuje się życiu wspólnotowemu oraz formacji intelektualnej. Jeśli jednak nasze wspólnoty staną się niewymagające wobec siebie oraz jeśli zabraknie wysiłku w poznawaniu naszej wielkiej tradycji intelektualnej, to pozostaniemy bezbronni. Studia są istotnym elementem kształtowania naszej dominikańskiej formacji.
Jak one mogą się odbywać?
W świecie śródziemnomorskim, jak i w Polsce, studiowanie w dużej mierze polega na słuchaniu wykładów. To jest w sumie dość bierny system studiowania. Dominikanie w Oksfordzie mają od średniowiecza tutorialny system studiów. Student wyjątkowo słucha wykładów, natomiast, zamiast tego, ma co tygodniowe spotkania z profesorem, w trakcie których przedstawia pracę pisemną, jaką w ciągu tygodnia napisał w oparciu o zadaną lekturę. Ma się on wykazać znajomością źródeł, zdolnością do samodzielnego stawiania sądów, ustosunkowania się do pozycji podanych w zadanych lekturach.
Studia, oparte na lekturach, na pisaniu, na dialogu z profesorem, wyrabiają u studenta zdolność do stawiania trudnych pytań. Oczywiście, taki system wymaga dobrych i licznych profesorów, oddanych nauczaniu, oraz znakomitej biblioteki. Angielska prowincja Zakonu o to zadbała, ponieważ stawia sobie za cel formowania intelektualistów dla Kościoła, i robi to kosztem, ubogiego stylu życia. Dominikanie w Oksfordzie nie mają samochodu, nie mają kucharki, ale za to mają braci, którzy piszą znaczące książki. To jest bardzo dominikański sposób głoszenia.
Źródło:
Wojciech Giertych OP
"Rewolucja w moralności"
==
winien jest Ockham
Najważniejszą rzeczą, którą odkrył Pinckaers jest to, że w XIV wieku dokonała się pewna rewolucja. Była to rewolucja chyba większa i bardziej znacząca dla Europy niż rewolucja francuska czy bolszewicka. Była to rewolucja w filozofii i w teologii. Dotyczyła rozumienia tego, czym jest ludzka wola. Jako winowajcę Pinckaers wskazuje angielskiego franciszkanina Wilhelma Ockhama, który wprowadził nowe rozumienie tego, czym jest ludzka wola, czym jest wolność. Ockham nigdy nie został oficjalnie potępiony przez Kościół, mimo że jego myślenie spowodowało zmianę w całej dotychczasowej refleksji na temat moralności.
Św. Tomasz (1225-1274) naucza, że człowiek ma dwie władze duchowe: rozum i wolę. Rozum jest władzą poznawczą a wola pożądawczą. Określenie "pożądawcza" znaczy tyle co "dążeniowa", czyli że człowiek w życiu czegoś pragnie, do czegoś dąży. Św. Tomasz twierdzi, że wola człowieka ma w sobie pewną naturalną skłonność do dobra. Ta skłonność do dobra jest trochę przytłumiona przez skutki grzechu pierworodnego, ale dzięki łasce może zostać odbudowana. Za każdym razem, kiedy człowiek wybiera w życiu dobro, staje się coraz bardziej wewnętrznie wolny. Wolność to nie jest coś, z czym się człowiek rodzi, człowiek dopiero uczy się wolności wybierając dobro, podejmując wartość.
Wilhelm Ockham (1300-1349) pojmował wolność zupełnie inaczej. Dla niego wolność jest wyłącznie aktem woli, a nie rozumu. Uważał, że w człowieku nie ma skłonności do dobra, że jest całkowicie niezdeterminowany. Gdyby człowiek miał jakąś skłonność do dobra nie byłby wolny. Według Ockhama w człowieku nie ma również wzrostu wolności, rodzi się od razu całkowicie wolny. Jest skrępowany jedynie przez Boga, który również jest całkowicie wolny i na zasadzie czystego przypadku dał nam prawo moralne, które określa co wolno, a czego nie wolno (nie cudzołóż, nie kradnij, nie mów fałszywego świadectwa, itd.). Ale jutro Bóg może to prawo zmienić. Bo jest wolny. Nie ma żadnej zasady w Jego postanowieniach. Jest absolutnie wewnętrznie wolny i na tym polega Jego wszechmoc. Wolność Boża jest w ten sposób aktem woli Bożej, a nie Bożej mądrości.
Człowiek również jest wolny, ale tylko do momentu, kiedy spotyka się z tym co Bóg nakazał i zakazał, czyli do chwili spotykania z powinnością. Na styku powinności, która spada z nieba, i człowieka, który tą powinność nakazaną przez Boga odczytuje, rozgrywa się cały nasz dramat. Sumienie jest tylko pieczątką, przypieczętowuje rozpoznanie powinności, niczym więcej.
zafałszowano myśl Kościoła
Ojciec Pinckaers pokazuje, jak bardzo takie myślenie, całkowicie błędne, przeniknęło do teologii od XIV wieku. Po Soborze Trydenckim, kiedy Kościół nakazał zakładać seminaria duchowne, kiedy trzeba było szybko formować księży do pracy w konfesjonale, pisano podręczniki teologii moralnej, w których głównym tematem było to co wolno i czego nie wolno. Cała refleksja teologii moralnej została w ten sposób zbudowana na powinności. Dlatego dzisiaj ludzie często stawiają pytania, które są pytaniami o grzech. Np. "Czy to jest grzech jeżeli ją pocałuję w policzek? A jeżeli w usta?" To jest właśnie myślenie tylko w kategoriach powinności. Takie myślenie bardzo wypacza obraz Boga. Bóg przestaje być Ojcem, który asystuje rozwojowi wewnętrznego wolności człowieka, a staje się potworem, który nakazuje i zakazuje. Wszyscy myślą, że tak głosi Kościół. Nie wiedzą, że w Kościele istnieje tradycja starsza i głębsza, licząca prawie 15 wieków, kiedy tak nie uczono.
co z tego wynika dla nas dzisiaj
Jeżeli ujmujemy problemy moralne w sposób, który proponuje Ockham, najważniejszy staje się Stary Testament i Dekalog. Nie ma miejsca dla św. Pawła, który mówi o wolności, o tym, że ci są dziećmi Bożymi, którzy dają się prowadzić przez Ducha Świętego. Cały rozdział ósmy Listu do Rzymian opisujący dynamikę działania w nas Ducha Świętego, cała nauka św. Jana o miłości i Jezusowe Kazanie na Górze - to wszystko przy nieustannym nastawieniu na powinność, wyparowało gdzieś z naucznia Kościoła.
cnotliwy znaczy twórczy
U św. Tomasza, a także w starożytności chrześcijańskiej, odnajdujemy zupełnie inny obraz moralności. Tomasz nie buduje teologii moralnej w oparciu o przykazania, ale omawia cnoty. Cnoty są u niego przejawem twórczości. Człowiek posiada cnotę, kiedy łatwo, szybko, z przyjemnością i w sposób twórczy reaguje na dobro, które warto zrobić. Cnota to nie jest katalog powinności. Cnota to umiejętność podjęcia dobra, umiejętność podjęcia wartości.
Spójrzmy na Kazanie na Górze. Znajdziemy w nim odpowiedź na głód szczęścia, który w nas jest. Szczęście realizuje się poprzez otwarcie na łaskę Ducha Świętego, która jest nam dana dzięki wierze. Kazanie na Górze daje opis różnych sytuacji, w których łaska Ducha Świętego porusza człowieka od wewnątrz i prowadzi ku dobru. Ta perspektywa starożytna zupełnie zanikła i Pinckaers ją odgrzebuje.
po co nam wolna wola
Każda rzecz, która istnieje, ma w sobie jakąś rację bytu, jakiś sens, celowość. Nowożytne nauki uciekają od pytania o celowość. Dziecko, kiedy coś zobaczy pyta: "co to?", ale tak naprawdę chce wiedzieć "do czego to służy?", czyli pyta o przyczynę celową. Np. "długopis służy do pisania". Pytania o to jakie to "coś" jest i co z tym można zrobić, to są późniejsze pytania.
Nauki dzisiejsze boją się pytania o celowość rzeczy, bo mówiąc o celowości musiałyby powiedzieć o jakimś podłożu, o umyśle. Dlatego, jeśli zapytamy np. "co to jest płciowość?", to ujrzymy księgarnie pełne książek, które mówią o tym co, gdzie i jak przepływa, natomiast nie znajdziemy pytania o celowość, czyli: "ku czemu to służy?". Bo odpowiadając na takie pytanie trzeba by było powiedzieć o jakimś Stwórcy. A jednak wszystkie rzeczy stworzone mają w sobie jakiś zamysł Stwórcy. Również wola ludzka ma wpisaną w siebie celowość. Można by tę celowość określić tak: wola, na najgłębszym poziomie, jest zdeterminowana do dobra. Jest władzą daną nam po to, byśmy mogli kochać i przylgnąć do dobra.
szczęście czy powinność
Poprzez poszczególne nasze wybory, poszczególne decyzje, uczymy się wolności. To nie jest tak, że coś nam wolno, a czegoś nie wolno, bo Pan Bóg nam tego zakazał. On chce, żebyśmy byli szczęśliwi. Zarówno dla starożytnej filozofii pogańskiej, jak i dla Ojców Kościoła było rzeczą oczywistą, że człowiek zmierza do szczęścia, skoro ma w swojej naturze wpisane zmierzanie do dobra. Najwyższe dobro jest dla nas najwyższym szczęściem. Chcemy być szczęśliwi i nie ma w tym nic złego.
Najwyższe szczęście, które Chrystus proponuje w błogosławieństwach wypowiedzianych na początku Kazania na Górze, wydaje się czasem paradoksalne: błogosławieni, którzy płaczą, ubodzy w duchu, cisi, czystego serca, itd. A jednak te błogosławieństwa wskazują właśnie na największe szczęście. Nauczanie Kościoła ma pomagać człowiekowi właśnie w drodze do takiego szczęścia, czyli ma uczyć wzrastania w wolności. Ma pokazać, że człowiek za każdym razem, kiedy wybiera dobro, staje się bardziej dojrzały i wolny. Dlatego warto pamiętać, że panorama cnót, które św. Tomasz opisuje, to nie jest katalog powinności, ale pochwała Boga, który Swoją łaską wyzwala w wolnych ludziach zdolność do wytrwałości, cierpliwości, do uśmiechu, ofiarności i do męstwa. Panorama cnót to panorama dobra, które ludzie wybierają w sposób wolny, podążając za sugestią łaski Bożej, czyli za natchnieniem Ducha Świętego.
czy wolność to posłuszeństwo?
Pinckaers zestawia razem te dwie koncepcje: wolność ockhamowską, która zapanowała w teologii po Soborze Trydenckim i wolność u św. Tomasza. Zwraca uwagę na to, że wolność ockhamowska jest obojętna wobec wartości: nie ma żadnych wartości, musisz być jedynie posłuszny Panu Bogu. Dlatego jeśli Pan Bóg ci czegoś nie nakazał, to jesteś wolny i możesz robić co chcesz. To jest właśnie konsekwencja wykluczenia istnienia w człowieku naturalnej skłonności do dobra. Natomiast Tomasz mówi, że wolność to jest "zdolność do działania w dowolnym czasie zgodnie z wartością i doskonałością". Taka wolność należy równocześnie do rozumu i woli, bo wybrałem dobro, mam wrodzoną skłonność do dobra, ale najpierw to dobro rozpoznałem w jakiejś konkretnej rzeczy.
W skłonności do dobra, o której mówi Tomasz, mieści się zarówno to, że człowiek pragnie szczęścia i prawdy, jak i to, że pragnie życia społecznego, pragnie założyć rodzinę, pragnie przekazywać życie. Ockham by powiedział: to jest jakieś ograniczenie, to są jakieś dynamizmy cielesne, od których człowiek się musi uwolnić, bo one nim miotają, a więc są wrogiem wolności. Tomasz powie zupełnie inaczej: wolności nie osiągamy przez zanegowanie naszego ciała, naszej ciekawości świata, głodu prawdy, pragnienia życia w społeczności, ale właśnie przez rozpoznanie tych podstawowych skłonności naszej natury. Gdy je rozpoznamy i dokonamy wyboru dobra, które w nich jest, stajemy się bardziej ludzcy. Zmierzanie do prawdy i dobra wzmaga naszą wolność.
quo vadis?
Według Ockhama wolność jest dana cała od początku, nie ma wzrostu wolności. Natomiast Tomasz mówi, że konieczne jest wychowanie do wolności. Np. dobry wychowawca będzie umiał tak poprowadzić uczniów, że będą w życiu dokonywali dobrych wyborów nie dlatego, że się boją piekła, czy przełożonego, ale ze względu na samo dobro. Według Ockhama cała wolność zawiera się już w samym wyborze powinności, narzuconej z góry przez Boga. Tomasz mówi, że nie tyle indywidualny wybór jest ważny, co pytanie: "Dokąd zmierzasz?"
Cała kazuistyka przez wieki analizowała konkretne grzechy i ludzie często się spowiadają z konkretnych grzechów. A te konkretne grzechy najczęściej są mało ważne, ważniejsze jest pytanie: "Człowieku, o co ci chodzi w życiu, do czego zmierzasz?"
Czyli ważniejsze jest pytanie o celowość, o to, czy poszczególne rzeczy, które robisz zmierzają do czegoś. Czy też tak sobie wstajesz codziennie i nie wiesz, co będziesz robił. A potem czujesz się grzesznie, bo się zdenerwowałeś na kogoś, bo się pokłóciłeś i z tego się spowiadasz. To jest mniej ważne. Ważniejsze jest pytanie: "Do czego zmierzasz?"
prawo drogowskazem, niczym więcej
W ujęciu Ockhama cnota nie jest potrzebna. Rozumiana jako czysto zewnętrzny mechanizm ogranicza jedynie wolność człowieka. Wrogiem człowieka jest, w rozumieniu Ockhama, również prawo Boże, które nie jest wyrazem mądrości Bożej, a jedynie woli Bożej. Tomasz powie zupełnie inaczej: cnoty są ważne, bo nas usprawniają, człowiek, mając cnotę, ma tę wewnętrzną sprawność, że wybiera dobro. Cnota jest więc wewnątrz człowieka, natomiast prawo jest na zewnątrz. Dlatego w rozumieniu Tomasza, prawo jest jedynie pomocą, drogowskazem, który nie odgrywa roli fundamentalnej. Prawo jest jak znaki drogowe, które pokazują np., gdzie jest Warszawa. Ale ja sam decyduję o tym, jak pojadę, czy w ogóle pojadę i kiedy pojadę.
W ujęciu Ockhama wolność zamyka człowieka na sobie samym, człowiek broni się jak przed wrogiem przed tymi, którzy mu coś każą. W ujęciu Tomasza wolność nas otwiera - ja się nie boję innych ludzi, nie boję Kościoła, nie boję papieża, nie boję się Boga w postępowaniu. Dlatego w ujęciu Ockhama teologię buduje się na Dekalogu, na przykazaniach kościelnych, a dla Nowego Testamentu nie ma miejsca.
dla kogo głębia w Kościele?
Dobra teologia moralna nie jest minimalistyczna. Nie mówi tylko o grzechach, o tym co wolno i czego nie wolno, nie traktuje życia duchowego jako odrębnej dyscypliny, czyli czegoś dla sióstr zakonnych i charyzmatyków, a nie dla normalnych ludzi.
W dawnych w podręcznikach uczono minimalizmu i dziś ciągle jeszcze niektórzy tak myślą i tak uczą. Mówią: najważniejsze to nie łamać przykazań, a ci, którzy chcą czegoś więcej, to są jakieś dziwolągi w Kościele i dla nich wymyślono jakąś teologię duchowości. Nie trzeba ulegać takim teoriom. Ci są dziećmi Bożymi, którzy dają się prowadzić przez Ducha Świętego.
==
źródło:
Cześć, wygląda na to, że interesuje Cię ten temat!
Kiedy utworzysz konto, będziemy w stanie zapamiętać dokładnie to, co przeczytałeś, dzięki czemu możesz kontynuować dokładnie w miejscu, w którym skończyłeś. Otrzymasz również powiadomienia, gdy ktoś Ci odpowie. Możesz także użyć „Lubię to”, aby wyrazić swoje uznanie. Kliknij przycisk poniżej, aby utworzyć konto!
Aktualnie przeglądający (1 użytkowników)
Goście (1)