- Edytowany
To on wiosną ma zdobywać gole dla ŁKS. Beniaminek zakontraktował napastnika z Hiszpanii .
Czwartym sprowadzonym do ŁKS w trakcie przerwy zimowej zawodnikiem został hiszpański napastnik Samuel Corral, który związał się z beniaminkiem ekstraklasy umową obowiązującą do 30 czerwca 2022 roku. Piłkarz ma pełnić rolę klasycznej dziewiątki i stanowić receptę na kłopoty łodzian w ofensywie. Wydaje się, że to na niego postawi wiosną trener Kazimierz Moskal.
Zaczęło się w piątek przed południem, gdy prezes Tomasz Salski zamieścił lakoniczną wiadomość na Twitterze składającą się z czterech symboli. Pierwszy z nich sugerował podpisanie kontraktu, drugi – piłkę nożną, trzeci – Hiszpanię, a ostatni – podróż samolotem. Nietrudno było się domyślić, że za pomocą tej zakamuflowanej informacji szef ŁKS dał do zrozumienia sympatykom dwukrotnego mistrza Polski, iż szykuje się kolejny transfer do klubu.
I faktycznie, w piątkowy wieczór, o godzinie dziewiątej wieczorem, czyli podobnie jak dzień wcześniej, gdy ŁKS poinformował o pozyskaniu Jakuba Wróbla, beniaminek ekstraklasy przedstawił kolejnego już czwartego nowego zawodnika.
Trener Kazimierz Moskal wiosną będzie miał do dyspozycji Samuela Corrala i ponoć łódzki klub wiąże z tym piłkarzem ogromne nadzieje. Wygląda na to, że 27-letniego Hiszpana sprowadzono ni mniej, ni więcej po to właśnie, by zajął w wyjściowej jedenastce „Rycerzy Wiosny” miejsce wysuniętego napastnika. Szkoleniowiec beniaminka stawia konsekwentnie na jednego snajpera i w tę rolę - klasycznej dziewiątki - w rundzie rewanżowej ma się wcielić Samuel Corral.
Urodzony w Alicún de Ortega piłkarz w przeszłości grał w występujących w niższych ligach Giadix CF, Recre Grande, Atarfe CF, UD Maracena, Loja CD, CD El Ejido (z tym zespołem zanotował dwa awanse z rzędu – w tym do Segunda Division – w 71 meczach zdobywając 22 gole), a ostatnio w CF Talavera (Segunda División B - Grupo IV czyli trzecia liga hiszpańska). Jesienią snajper w 17 spotkaniach zdobył 6 goli. Portal transfermarkt.pl wycenia zawodnika na 250 tys. euro.
Atutami Samuela Corrala są ponoć gra zarówno tyłem do bramki, jak i przodem, co w połączeniu z szybkością i siłą (184 cm wzrostu), ma przekładać się na łatwość w dochodzeniu piłkarza do sytuacji bramkowych.
Ulubioną drużyną nowego ełkaesiaka jest FC Barcelona, choć w dzieciństwie największe wrażenie robił na nim piłkarz Realu Madryt – Ruud van Nistelrooy. Od dłuższego czasu natomiast numerem jeden w świecie piłkarskich napastników jest dla Hiszpana Zlatan Ibrahimović.
Samuel Corral to czwarty nowy zawodnik, który dołączy do drużyny ŁKS tej zimy i zarazem już drugi Hiszpan. Pod koniec zeszłego roku beniaminek podpisał umowy z 26-letnim obrońcą Carlosem Morosem Gracia, a niedługo po tym także z doświadczonym 32-letnim Maciejem Dąbrowskim. W czwartek wieczorem klub poinformował o zakupie Jakuba Wróbla, 26-letniego napastnika, który jesienią występował w pierwszoligowym GKS Jastrzębie.
W ŁKS będzie więc czterech Hiszpanów i w sumie już aż pięciu zawodników z Półwyspu Iberyjskiego (oczywiście o ile żaden z nich nie odejdzie z klubu) - Portugalczyk Ricardo Guima, a poza nim Hiszpanie Daniel Ramirez, Jose Pirulo, Carlos Moros Gracia i sprowadzony właśnie Samuel Corral.
za https://gol24.pl/to-on-wiosna-ma-zdobywac-gole-dla-lks-beniaminek-zakontraktowal-napastnika-z-hiszpanii/ar/c2-14695537
**************************************************************************************************************************************************
Igor Angulo tylko do czerwca? Toczą się rozmowy z Kurzawą .
Piłkarze Górnika Zabrze wrócą do treningów 8 stycznia. Wznowienie przygotowań może przynieść odpowiedź na kilka kluczowych pytań.
Coraz mniej prawdopodobne wydaje się przedłużenie kontraktu z Igorem Angulo. Stanowiska piłkarza i klubu są dość rozbieżne zarówno pod względem finansowym, jak i długości nowej umowy.
Hiszpański snajper otrzymał propozycję z klubu dwa dni przed ostatnim jesiennym meczem. Oferta jest roczna, z opcją przedłużenia na kolejne dwanaście miesięcy w przypadku spełnienia określonych warunków. Piłkarz twardo domaga się jednak kontraktu na dwa lata, z podwyżką dzięki której byłby w tym czasie zdecydowanie najlepiej zarabiającym zawodnikiem w zespole.
W negocjacjach problemem jest wiek Angulo. 26 stycznia skończy 36 lat, co oznacza, że w przypadku podpisania umowy na jego warunkach Górnik za dwa lata miałby w składzie ponad 38-letniego, świetnie zarabiającego piłkarza, który kończyłby karierę. Takie rozwiązanie, biorąc pod uwagę możliwości finansowe klubu z Roosevelta, oznaczałoby m.in. sporo oczywistych komplikacji dla prowadzącego drużynę szkoleniowca.
Nieoficjalnie wiadomo, że Górnik prowadzi poszukiwania potencjalnego następcy Angulo, w grę wchodzi też wystawienie na środku ataku Jesusa Jimeneza, który na takiej pozycji grał w swojej karierze przez długi czas, a jego jesienna skuteczność jako bocznego pomocnika pokazuje, że wyraźnie odradza się w nim strzelecki instynkt.
Kolejne spotkanie szefów klubu z Angulo odbędzie się po powrocie Hiszpana z zimowych wakacji. Jeden z najskuteczniejszych napastników w historii Górnika kontrakt ma ważny do czerwca. Na Roosevelta nie wpłynęła żadna oferta, która dotyczyłaby dokonania transferu przed startem rundy wiosennej.
Do Zabrza nie napłynął także żaden sygnał od Lukasa Podolskiego, który żegna się z ligą japońską. Były reprezentant Niemiec zna warunki, na jakie mógłby liczyć w Zabrzu, ale nic nie wskazuje na to, by zamierzał z nich skorzystać w dającym się przewidzieć czasie.
Wraca natomiast temat powrotu do Górnika Rafała Kurzawy. Przed sezonem było blisko podpisania umowy, teraz rozmowy zostały wznowione. Były reprezentant Polski w Amiens nie potrafi przebić się do składu, a Górnik wciąż ma sponsora, który byłby w stanie pokryć koszty związane z tym wypożyczeniem, co ułatwia negocjacje.
Niejasny jest status bramkarza Dawida K. Podejrzany o gwałt golkiper został wypuszczony z aresztu, ale decyzję tę zaskarżyła prokuratura. Zawodnik był na Roosevelta, ale żadne decyzje nie zapadły. Wiele zależy od rozpatrzenia wspomnianego zażalenia, czyli od faktu, czy K. pozostanie na wolności czy wróci za kratki. W tym pierwszym przypadku jest rozpatrywana opcja powrotu do treningów, ale nie można wykluczyć także rozwiązania umowy.
Z Górnikiem na pewno żegna się AdamOern Anarson. Kolejne decyzje będą zapadały w pierwszych dniach po powrocie zespołu Marcina Brosza do treningów.
za https://gol24.pl/gornik-zabrze-igor-angulo-tylko-do-czerwca-tocza-sie-rozmowy-z-kurzawa/ar/c2-14694247
******************************************************************************************************************************
I niestety , niewesołe wieści z Gdyni :
Rezygnacja prezesa, mającego długofalowy plan. Odwołana wigilia. Właściciele, którym nie wiadomo, o co chodzi, mogący sprzedać klub. Niska pozycja w tabeli i być może brak transferów zimą. Sytuacja Arki Gdynia, mimo ostatnich niezłych wyników, nie jest najlepsza. Ciężko mówić w jej przypadku o poukładanym klubie z perspektywami.
Arka Gdynia z 21 punktami na koncie zajmuje 13. miejsce w tabeli PKO Ekstraklasy
Trener Aleksandar Rogić, który jest ceniony przez piłkarzy potrzebuje trzech, a najlepiej czterech wzmocnień - pisze dziennikarz Przeglądu Sportowego Jakub Radomski
Latem Arka ściągnęła 10 zawodników i z tej grupy dobrą, równą formę prezentował tylko Gruzin Dawit Schirtladze
Jest połowa grudnia. Do kończącego rok spotkania ligowego z Lechem w Poznaniu zostało kilka dni. Prezes Arki Grzegorz Stańczuk chce porozmawiać z piłkarzami. Mówi im, że rezygnuje ze stanowiska, a jako powód podaje rozbieżności między nim, a właścicielem klubu, dotyczące wizji i dalszego rozwoju Arki. Piłkarze są zaskoczeni. Ich relacje ze Stańczukiem na początku nie były najlepsze – zwłaszcza po tym, jak ten, po objęciu funkcji pod koniec sierpnia, wprowadzając w klubie nowe zasady, zablokował występ Michała Nalepy w programie „Liga+ Extra”, tłumacząc, że niedopuszczalna jest sytuacja, w której nikt w Arce nie ma o nim pojęcia. Stańczuk odbierany był wtedy jako ktoś z zewnątrz, kto ma średnie pojęcie o funkcjonowaniu klubu, ale to zaczęło się zmieniać. Prezes sam kiedyś uprawiał sport, w 2016 roku dostał czarny pas w brazylijskim jiu-jitsu, startował w różnych zawodach. Starał się rozmawiać z zawodnikami, budować z nimi relacje, opowiadał o swoim pomyśle na Arkę. To przyniosło efekt. Gdy postanowił odejść, w klubie zapanowało przygnębienie. I lęk.
Zwłaszcza, że następowały kolejne wydarzenia. Piłkarze dowiedzieli się, że klubowa wigilia, będąca coroczną tradycją, tym razem się nie odbędzie. Rozmowy dotyczące przyszłości Arki stały się tematem numer jeden w szatni, troskę i chęć dowiedzenia się, co naprawdę się dzieje, wyrażał też trener Aleksandar Rogić. Dzień przed meczem w Poznaniu z drużyną spotkał się właściciel Dominik Midak. 22-latek wyjaśniał piłkarzom, co się stało. Zaczął od ogólnych stwierdzeń o dwóch różnych wizjach, a później przedstawił Stańczuka jako człowieka, który nie był konsekwentny, doprowadził do popsucia relacji między nimi i podążał w niewłaściwą stronę. Midak uspokajał też graczy. Mówił, że przyszłość klubu nie jest zagrożona, przelewy będą przychodziły na czas. Jednych przekonał, inni mieli poczucie niesmaku po słowach na temat prezesa.
Arka w Poznaniu zremisowała 1:1, mimo że od 24. minuty, po wyrzuceniu z boiska Damiana Zbozienia, grała w dziesiątkę. W ostatnich czterech spotkaniach w tym roku dwa razy wygrywała i remisowała. Wywalczyła osiem punktów i dziś zajmuje 13. miejsce, jest nad strefą spadkową. Czy jednak dzięki ostatnim wynikom można stwierdzić, że sportowa przyszłość klubu rysuje się nieźle? Po rozmowach z różnymi osobami wewnątrz klubu odpowiedź jest jednoznaczna: „nie”.
Gdy Stańczuk w sierpniu dostał propozycję pracy w Arce, potraktował ją jak wielkie wyzwanie. Miał dobrą pracę w spółce Ekstraklasa SA, gdzie był menadżerem do spraw sponsoringu, ale zrezygnował z niej i przyjechał do Gdyni. Pracę zaczął od przeglądania wielu dokumentów na temat klubu. Doszedł do wniosku, że Arka powinna rozwijać się metodą małych kroków. Miał plan rozpisany na siedem lat, o którym zresztą mówił właścicielom i piłkarzom. Ten sezon? Spokojne utrzymanie. Kolejny? Nieco wyższe miejsce. Przekonywał, że za pięć, sześć lat Arka będzie zespołem, który gra w górnej ósemce i raczej jeszcze nie awansuje do pucharów, ale będzie zajmować miejsca między piątym a siódmym. Wymagało to oczywiście pewnych działań. Przede wszystkim – rozwoju sieci skautingu. Dziś formalnie skautem klubu jest tylko legenda Arki Janusz Kupcewicz, który czasem ogląda na żywo zdolnych piłkarzy z regionu. Kolejny punkt – stworzenie akademii. Nie ma przypadku w tym, że w żadnym innym klubie ligi młodzieżowcy nie spisywali się jesienią tak źle, jak w Arce. Mateusz Młyński? Zagrał jeden bardzo dobry mecz przeciwko Zagłębiu Lubin (2:1). Kamil Antonik? Nieźle zaprezentował się w dwóch pierwszych kolejkach, ale później mocno obniżył loty. Jakub Wawszczyk? Popełniał sporo błędów, niektóre kosztowały Arkę stratę gola.
Właścicielom spodobała się strategia Stańczuka. Wymagała wydatków, ale nie szalonych, a raczej takich, które miały dać owoce w przyszłości. Nagle jednak podejście rządzących Arką zaczęło się zmieniać. Byłemu już prezesowi zasugerowano, że klub nie będzie rozwijany. Że Arka ma po prostu trwać, cokolwiek by to znaczyło. Dziś nie do końca wiadomo, o co chodzi właścicielom. Wiele osób w Gdyni, znających realia, jest przekonanych, że Midakowie chcą jak najszybciej sprzedać klub.
Zwrot „Midakowie” jest zresztą nieprzypadkowy, bo w klubie nie jest jakąś wielką tajemnicą, że tak naprawdę o wszystkim decyduje nie Dominik, a jego ojciec Włodzimierz, który dorobił się dużych pieniędzy, zajmując się recyklingiem i gospodarowaniem odpadów.
Stańczuk zrezygnował 19 grudnia, a do dziś nie poznaliśmy nowego prezesa. Nie słychać nawet, by negocjowano z kimś branym pod uwagę na to stanowisko. Żeby nie dopuścić do żadnych szalonych sytuacji, w klubie w roli prokurenta, pełniącego w zasadzie obowiązki prezesa, pojawił się Dariusz Schwarz. To człowiek, który wcześniej pracował we władzach miasta, a teraz ma nie dopuścić do podpisywania szkodliwych umów, których konsekwencje byłyby bardzo poważne. Miasto ma tytuł partnera strategicznego Arki i w ostatnich latach mocno ją wspiera – w ubiegłym roku przeznaczyło na klub ponad sześć milionów złotych brutto – dlatego w ostatnich dniach trwają rozmowy, dotyczące unormowania sytuacji. W przyszłym tygodniu mogą zapaść konkretne decyzje.
Choć drużyna jest nad strefą spadkową, trudno o optymizm, bo w ostatnich latach Arka najczęściej prezentowała się na wiosnę gorzej niż jesienią. Nasi rozmówcy przekonują, że największy wpływ miała na to infrastruktura – klub ma do dyspozycji tylko jedno boisko treningowe z naturalną trawą, w dodatku bez podgrzewanej murawy, na którym ciężko trenować zimą. Niektórzy nie pojmują, dlaczego Arka po zdobyciu Pucharu i Superpucharu Polski w 2017 roku nie poszła za ciosem i nie zdecydowała się zainwestować w nowoczesne boiska. Stworzenie obiektu, na którym można trenować zimą, było jednym z priorytetów w planie Stańczuka.
Kolejnym problemem w klubie jest podział kompetencji. Nie ma w nim logiki. Latem Arka ściągnęła 10 zawodników i z tej grupy dobrą, równą formę prezentował tylko Gruzin Dawit Schirtladze. Marko Vejinović dostał kontrakt, dzięki któremu zarabia w Gdyni około 130 tysięcy złotych miesięcznie, ale Holender – choć nikt nie ma wątpliwości, że jest świetnym w realiach naszej ligi piłkarzem - nie gra w tym sezonie tak, jak w rundzie wiosennej ubiegłych rozgrywek. Jego rodak, napastnik Fabian Serrarens, który zasłynął tym, że potrzebował 660 minut, by oddać celny strzał na bramkę przeciwnika, dostał kontrakt gwarantujący około 50 tysięcy, a kilkanaście tysięcy więcej od niego zarabia Bośniak Azer Bušuladžić, który miał odmienić grę Arki w środku pola, tymczasem w ostatnich meczach głównie jest rezerwowym. Nie mówiąc już o innych sprowadzonych latem, którzy albo grają bardzo źle, albo w ogóle nie zaprezentowali się dotąd w lidze. Za nieudane ruchy transferowe najbardziej dostało się dyrektorowi sportowemu Antoniemu Łukasiewiczowi. Trochę niesprawiedliwie, bo w Arce niektóre transakcje odbywały się chaotycznie, np. ze względu na nagłą decyzję właścicieli klubu.
Trener Aleksandar Rogić, który w październiku objął stanowisko i jest ceniony przez piłkarzy (za warsztat, wiedzę i podejście do graczy) uważa, że drużyna, jeśli ma utrzymać się w lidze, potrzebuje trzech, a najlepiej czterech wzmocnień. Na razie nie zanosi się jednak na jakiekolwiek transfery. „Na razie”, bo właściciele przyzwyczaili już wszystkich, że ich punkt widzenia w tej kwestii może się zmienić w jednej chwili.
W klubie są zawodnicy, którym latem kończy się kontrakt. Dwaj z nich – Pavels Šteinbors i Michał Nalepa – to najlepsi gracze Arki w tym sezonie. W momencie, gdy powstaje ten tekst, ani oni, ani pozostali piłkarze, których przyszłość wypadałoby wyjaśnić, nie rozpoczęli nawet rozmów na temat nowych umów.. „Podczas urlopów skontaktujemy się z wami, a zaraz po nich podejmiemy konkretne decyzje” - usłyszeli w grudniu, ale żaden kontakt nie nastąpił. - Telefony dzwonią – przyznał łotewski bramkarz, dla wielu najlepszy gracz na tej pozycji w lidze, gdy spytano go, czy dostaje oferty z innych drużyn. Działacze z Gdyni mają co prawda zapisaną w kontrakcie możliwość przedłużenia z nim umowy o rok, ale nie wiadomo, czy z niej skorzystają. Być może któryś klub, ściągając go, zrobi świetny ruch, wykorzystując przy okazji marazm, w jakim znalazła się Arka.
za https://sport.onet.pl/pilka-nozna/ekstraklasa/arka-gdynia-sytuacja-w-klubie/d2w695p