Z ciekawostek... Bochum sie utrzymalo w Bundeslidze po" remontadzie " Fortuny Dussedorf... w pierwszym meczu bylo 3-0 dla Fortuny ktora wygrala w Bochum a wczoraj Bochum wygralo 3-0 w Dusseldorfie i wygralo po karnych co dalo utrzymanie...
-
-
EUROPEJSKI Futbol [Temat zbiorczy]
4 dni później
Qrwa sport oszustów, Mendy udaje, bramkarz B udaje, wszyscy na każdym kroku oszukują
Sędzia też słaby.
Hummels przy straconej bramce chyba chciał ręką wybić piłkę.
Stalówkę z Kaliszem musiał oglądać chyba ;)
Santo napisz przychody z transferow przez te dwa sezony jesli moge prosic.. jak to wychodzi na minusie??
[img]https://cracovia.krakow.pl/uploads/media/2024-06/445793449-867439235407257-3059019679652009638-n-jpg-33196708.jpg[/img]
jesteśmy sporo na minusie za ostatnie dwa lata. to powinno się zmienić jeśli mają nam się zgadzać księgi finansowe. w tym sezonie prawdopodobnie dojdzie do dużej ilości sprzedaży. głównie zawodników wychowanych z akademii bo oni mają dobry scoring. poza tym kontrakty są długoterminowe więc te inwestycje (konieczne) rozkładają się na lata.
city w ciągu ostatnich 18 lat było tylko raz na plusie. rok temu. jak żeśmy z Arsenalem kupili od nich dwóch grajków. i takiej grafiki nie widziałem jeszcze.
jak zrobimy tabelkę za ostatnie 10 lat to się okaże, że gorszy bilans od nas ma też Arsenal i Looserpool
Mi nie chodzi o 18 lat czy 10 tylko ostatnie dwa.. nakupowali jak szaleni a sprzedażowa bylo slabo i zastanawiam się jak sie to ma.do tego finansowego fair play.. przeciez z 500 baniek na minusie jaak nic i gdzie tu to finansowe fair play? Nie ze sie czepiam bo poprostu o chuj chodzi w tym wszyztskim ze jedni moga wydawać ile chca a drugim odejmuja punkty bo maja za duzo wydatków o 10milionow... kurwa .
to nie tylko wydatki na transfery. to generalnie różnica w sumie ogólnych wydatków i przychodów. dlatego siti ma zarzuty bo nie ma wielkich minusów za same transakcje ale wiadomo, że Norweg nie gra tam za grosze przykładowo, chociaż kosztował "ledwie" - jak na dzisiejsze czasy - 40 baniek
Mbappe oficjalnie w Realu Madryt, ale będzie paka.
Ciekawostki na podsumowanie klubowego sezonu.
[img]https://cracovia.krakow.pl/uploads/media/2024-06/1000011442-jpg-55917761.jpg[/img]
A tu historycznie, liczba triumfów w Pucharze Europy, LM czy jak jeszcze się te rozgrywki nazywały.
[img]https://cracovia.krakow.pl/uploads/media/2024-06/1000011443-jpg-25816353.jpg[/img]
Fajna anegdotka, historyjka.
Robin van Persie on the influence Dennis Bergkamp had on him:
🗣️“Robin van Persie is in the jacuzzi. He's finished training for the day and is enjoying a relaxing soak. The gym and recovery facilities at Arsenal's training ground were designed by Arsène Wenger for maximum light.
There's lots of glass and windows. From the hot tub, Van Persie is looking out onto the training pitch and watching Dennis Bergkamp. The Dutchman is on his way back from injury, practicing with two youth team players and the fitness coach.
It's a complicated exercise involving shooting and giving and receiving passes at speed. Van Persie tells himself that he'll get changed when Bergkamp makes a mistake. "It was a 45-minute session and there wasn't one pass Dennis gave that wasn't perfect. He did everything 100%, to the max, shooting as hard as possible, controlling, playing, direct passing... That was so beautiful! To me, it was plainly art.
My hands got all wrinkled in the bath but I just stayed there. I sat and watched and I waited, looking or one single mistake. But the mistake never came. And that was the answer for me. Watching that training session answered so many questions I had. I can pass the ball well, too. I'm a good football player as well. But this man did it so well and with such drive.
He had such total focus. I found myself thinking, 'OK, wait a minute, I can play football well enough but I've still got an enormous step to take to get to that level.' And that's when I realized if I want to become really good, then I have to be able to do that, too.
From that moment on I started doing every exercise with total commitment. With every simple passing or kicking practice, I did everything at 100 percent, just so I wouldn't make mistakes. And when I made a mistake I was angry. Because I wanted to be like Bergkamp.”
szkoda że moi zawodnicy nie potrafią po angielsku bo bym im puścił :P
to u piłkarzy jest ciekawe zjawisko, bo bez względu na jakim poziomie grają to towarzyszy im raczej przekonanie, że oni są bardzo dobrzy na ligę, w której występują. a prawie zawsze się mylą
Zaskakuje nie powolanie Grealisha czy jak mu tam czy Sancho ktory odzyl w Dortmundzie..
[img]https://cracovia.krakow.pl/uploads/media/2024-06/447893090-855537416601516-1777810838178389159-n-jpg-52009093.jpg[/img]
Grealish robił popisy jak Góralski a to już nie te czasy
9 dni później
- Edytowany
Trochę racji op ma.
Skandowanie nazwisk piłkarzy nie ma sensu. To jakby wejść do banku i fetować kasjera. Prof. Rafał Chwedoruk wyjaśnia, dlaczego jako fan piłki nożnej nie ogląda Euro 2024.
Rafał Stec: We współczesnym futbolu w obłędnym tempie przybywa pieniędzy, kontrakty piłkarzy są już zwyczajnie nieprzyzwoite. Słychać więc, że ten sport sprzedał swoją duszę. Co to właściwie znaczy?
Prof. Rafał Chwedoruk, politolog: Światowa gospodarka stała się poniekąd fikcją, ponieważ w ponad 90 procentach składa się z obrotu akcjami, walutami, derywatami i innymi instrumentami finansowymi, czyli czymś, co realnie nie istnieje. Trend finansyzacji musiał dotrzeć również do piłki nożnej, która jest fragmentem rzeczywistości jak inne – tyle że bardzo spektakularnym.
169
EURO 2024 KOMERCJALIZACJA SPORTU LIGA MISTRZÓW PIŁKA NOŻNA SUPERLIGA TYLKO NA WYBORCZA.PL
Pieniądze były w niej zawsze, ze względu na popularność, masowość oraz skalę wywoływanych przez tę grę emocji. Nigdy nie była to dziedzina transparentna, szybko oddaliła się od ideałów XIX-wiecznych arystokratów, którzy byli pierwszymi sportowcami. Dawno, dawno temu piłka wyrażała jednak różne formy zbiorowej tożsamości czy wręcz organizowała społeczności, co wiązało się z terytorializmem. Gdy Buenos Aires i okolice rodziły się jako nowoczesna aglomeracja, to o drużynach Independiente Avellaneda czy San Lorenzo mówiono „Gallego", bo współtworzyli je Hiszpanie, zaś w Boca Juniors czy w Velez Sarsfield liczni byli Włosi, a w Banfield czy Quilmes – Brytyjczycy. W bliższej nam Pradze mieliśmy Slavię, która była związana z nacjonalizmem i burżuazją, oraz Spartę, którą popierała klasa robotnicza. Można by tę wyliczankę ciągnąć, przesuwać palcem po mapie bez końca.
Dzisiaj ten kontekst zaniknął całkiem lub prawie całkiem, chodzi już tylko o pieniądze. Kluby przeobraziły się w zwykłe przedsiębiorstwa – zresztą m.in. dzięki wsparciu naukowców, bo badacze z Leicester dowodzili, że część publiczności piłkarskiej to grupa niezdolna do ucywilizowania się, skazana na stosowanie przemocy. To była jedna z zachęt do eliminowania z trybun mniej zamożnych kibiców, skupienia się na rozwijaniu biznesu. Rozwijaniu przy wykorzystaniu specyfiki sportu, w którym zwycięstwa skłaniają tłum do skandowania nazwiska piłkarzy, trenera, czasami nawet prezesa. A przecież to trochę tak, jakby wejść do banku i fetować kasjera albo dyrektora.
Wspólnotowa tożsamość kibica stała się kolejnym kapitałem, który można zamienić na twardą walutę.
– Ba, odwołując się do takiej tożsamości, łatwo stworzyć zupełnie nową. Przecież Red Bull, przejmując Austrię Salzburg, unicestwił tradycję jednego z najbardziej zasłużonych klubów w kraju, pierwszego, który awansował do Ligi Mistrzów. Następnie koncern ruszył do Niemiec, gdzie przepisy powstrzymywały ekspansję, więc kupił klubik z niskiej ligi i nazwał go RasenBallsport, by skrót kojarzył się z marką właściciela.
Mówi pan o drużynie RB Lipsk, co do której mam ambiwalentne odczucia. Najpierw się buntowałem, odstręczała mnie wizja firmy, która organizuje duży futbol w celach marketingowych – żeby sprzedawać jeszcze więcej puszek ze słodkim, gazowanym napojem. Aż pojechałem na miejsce. Spotkałem się z szefem klubu kibica, wszedłem w tłum, odbyłem mnóstwo rozmów. I zetknąłem się z wdzięcznością ludzi mieszkających w smutnej postenerdowskiej rzeczywistości, w której sport nie istniał, okoliczne kluby dzieliły się na zrujnowane i zbankrutowane. Ci kibice wzrastali z drużyną budowaną od zera, wspinającą się w hierarchii od piątej ligi. To nie jest przypadek szejka, który z dnia na dzień zrzuca fortunę na egzotyczny dla niego klub z innego kontynentu...
– Tak, za pieniądze można wszystko. Poza zapewnieniem sobie wieczności.
Pamiętam rozmowy sprzed lat z kolegą, który przyszłość polskiej piłki widział w Dyskobolii Grodzisk Wielkopolski – po przejęciu przez Zbigniewa Drzymałę, producenta akcesoriów samochodowych, przemianowaną na spółkę akcyjną Groclin. Zanosiłem się wtedy od śmiechu, mówiłem, że za 10 lat nikt nie będzie o tym klubie pamiętał. Miałem rację, Groclin został przeniesiony do Warszawy, nazwę spółki zmieniono na KSP Polonia. Klub z Grodziska zniknął tak, jak zniknęła Amica Wronki...
...albo Tygodnik Miliarder Pniewy, moje ulubione kuriozum nazewnicze.
– Można wymienić takich przypadków znacznie więcej, również z naszej części Europy. Duża marka bierze mały klub, podarowuje mu chwilowy sukces, potem się ewakuuje. Kto pamięta dzisiaj o istnieniu serbskiego Obilicia Belgrad i jego właściciela osławionego zbrodniarza wojennego Željko Ražnatovicia, pseud. „Arkan"? Przyszłość RB Lipsk też jest niepewna. Kto zależy od sztucznego, przywiezionego z oddali sponsora, ten zawsze ryzykuje, bo nie wiadomo, jakie decyzje udziałowcy Red Bulla podejmą za parę lat.
A Chemie Lipsk pozostaje legendą. W NRD piłką nożną sterowano w stopniu u nas niewyobrażalnym i przed dekadami miejski komitet partii postanowił, że wielkim futbolem zajmie się w tym mieście Lokomotiw, a Chemie skupi się na szkoleniu młodzieży. I przerzucił najlepszych zawodników z klubu do klubu. Mimo to Chemie Lipsk przetrwało i zdobyło mistrzostwo kraju w 1964 roku. Choć dzisiaj obie drużyny rywalizują na czwartym poziomie rozgrywkowym, to derby wciąż wyzwalają spore emocje. Oczywiście rozumiem poczucie krzywdy mieszkańców wschodnich Niemiec, o którym pan się nasłuchał pod stadionem RB Lipsk, ale ja w tym przedsięwzięciu widzę także przejaw źle pojętej amerykanizacji. Jak wiadomo, w USA przenosi się kluby z miasta do miasta – we wszystkich dyscyplinach, czasami na drugi kraniec kontynentu...
...i nazywa się je franczyzami. Język handlu, nie sportu.
– Europa, wyrosła z zupełnie innej tradycji, się do tego zbliża. Niemniej dostrzegam, co zresztą mnie bawi, jak kibice z bogatego zachodniego Londynu – Chelsea czy Fulham – intensywnie poszukują proletariackich korzeni. A zarazem świadczy to o tym, że pewne wartości zachowują swoją wagę nawet w tak skomercjalizowanych czasach.
O piłkę można zadać te same pytania, które padają w innych dziedzinach życia. Czy ja jako profesor świadczę tylko czysto komercyjne usługi, czy przede wszystkim jestem naukowcem, nauczycielem akademickim, może kiedyś dla kogoś mistrzem? Czy wykonuję misję nieprzeliczalną na pieniądze? Przeciwko futbolowi jako czystej komercji buntują się kibice wrażliwi na niuanse, kibice, którym zależy – inni niż konsumenci, którzy wczoraj oglądali Małysza, dzisiaj siatkarską Ligę Narodów, a jutro pójdą na polskiego Red Bulla. Wszystko zależy od tego, gdzie zobaczą sukces.
Mam ochotę spojrzeć jeszcze szerzej i dorzucić kolejne pytanie – czy demokracja jest możliwa w globalnym kapitalizmie. Autorytaryzm jest – dziś widzimy to po Chinach, kiedyś po Korei Południowej generała Parka czy Chile Pinocheta etc.
W piłce nożnej obserwujemy likwidację wspólnot, wszyscy mają być zindywidualizowanymi, zatomizowanymi konsumentami, którzy będą kupowali usługi i staną się absolutnie bezwolni wobec komercyjnego podmiotu.
Bardziej bezwolni niż klienci przeciętnego sklepu. Nie mają alternatywy, bo drużyny nie wybiera się jak szamponu, a co mogą zrobić, gdy wchodzi do niej przypadkowy kapitał zagraniczny?
Sytuacja eskaluje. Nawet w Niemczech, w których według zasady „50+1" kluby muszą być kontrolowane przez posiadające większość udziałów stowarzyszenia kibicowskie, średniacy w rodzaju Hannoveru czy Herthy Berlin chcą wpuścić nieograniczony niczym zagraniczny kapitał, bo nie są w stanie konkurować już nie tylko z wszechpotężnym Bayernem Monachium, ale także Borussią Dortmund.
We Włoszech trwa inwazja funduszy inwestycyjnych z USA, które zajmują się masowym skupowaniem spółek we wszelkich branżach. Należą do nich nawet najsłynniejsze kluby. Właścicielem Milanu jest instytucja o nazwie RedBird, a sąsiedni Inter właśnie wszedł w ręce Oaktree, ponieważ poprzedni właściciele – chińscy – byli ich wierzycielami i nie spłacali zadłużenia.
– W Anglii to już norma, a kiedy Malcolm Glazer kupował Manchester United – za kredyty pod zastaw klubu! – to protestujący fani okazali się bezsilni. I nadal będą, nawet jeśli władzę w kraju przejmą wygrywający wszystkie wybory w tym mieście laburzyści.
Zresztą brytyjska piłka nożna jest strukturalnym bankrutem sztucznie podtrzymywanym przy życiu przez inwestorów bardzo podejrzanej konduity – i z autorytarnego Bliskiego Wschodu, i z demokratycznego Zachodu. To kasyno przedstawiane wszystkim jako wzorowy model biznesowy, tak jak kasyno przypomina cała globalna gospodarka. Nawet z perspektywy neoliberalnej, która stała za komercjalizacją futbolu, ten system jest bez sensu. Zaprzecza całej neoliberalnej racjonalności ekonomicznej – bilansu zysków i strat, walki z inflacją itd.
Futbol na pewno nie zarabia tyle, ile wydaje – na transfery, kontrakty, prowizje pośredników – bo rachunek wykrzywiają choćby miliardy płynące od szejków, którzy nie chcą zysków, lecz upiększania swojego wizerunku i załatwiania geopolitycznych interesów. A wypada zakładać, że o wielu rzeczach nie mamy pojęcia. Kiedy przed rokiem Katarczycy, do których należy Paris Saint-Germain, za wszelką cenę chcieli zatrzymać w klubie Kyliana Mbappé, największą megagwiazdę młodego pokolenia, to jego mama i zarazem agentka poleciała do rządzącego tym kraikiem emira Al-Thaniego. Nie wiadomo, ile wynegocjowała, ale każdy znający rynek domyśla się, że znacznie więcej niż stoi w oficjalnych dokumentach. Bo gdyby umieścić prawdziwe kwoty w sprawozdaniach, to PSG nie miałby szans utrzymać się w ryzach finansowego fair play, czyli regułach wprowadzonych przez UEFA, by przynajmniej częściowo powstrzymywać inflacyjne szaleństwo. Ten klub musi być sezon w sezon na gigantycznym minusie.
– A liga francuska straciła swój sens, została totalnie zmonopolizowana przez Katarczyków. Dlatego takie kluby będą dążyły do zorganizowania własnych rozgrywek – międzynarodowych, zamkniętych dla wszystkich poza najbogatszymi.
W mojej hierarchii na szczycie patologii znajdują się właśnie Katarczycy w Paryżu, Saudyjczycy w Newcastle i Zjednoczone Emiraty Arabskie w Manchesterze City. Pozwoliliśmy na to, by europejskie kluby stały się przedsięwzięciami państwowymi, i to kontrolowanymi przez okrutne dyktatury, programowo łamiące prawa człowieka. Ich sport nie obchodzi, służy im za instrument do załatwiania strategicznych interesów – biznesowego scalania się z Zachodem. Właściciel Manchesteru City przyleciał na trybuny swojego klubu raz, 14 lat temu.
– To jest chore, choć trzeba pamiętać o relatywności pojęcia klubu państw demokratycznych. Co począć z Indiami, które teoretycznie do niego należą, choć pozostają społeczeństwem kastowym?
Może to wszystko jest nieuniknione, bo w piłce odbija się cały świat? Wpływy Wschodu rosną, Katarczycy wykupują połowę butików na Polach Elizejskich, robimy interesy z najbardziej brutalnymi reżimami – nikt nie zarabia na eksporcie broni do Arabii Saudyjskiej więcej niż Amerykanie.
– Jestem na tyle sędziwym człowiekiem, że pamiętam niejedno „nie ma wyjścia". W czasach zimnej wojny mówiono, że istniejącego wówczas globalnego podziału nie da się niczym zastąpić, że dojdzie do konwergencji systemów, potem thatcheryści wołali „there is no alternative". Aż nastąpił krach 2008 roku. Nawet bardziej szokujący niż ten z gospodarek centralnie planowanych, bo tam było z grubsza wiadomo, że dzieje się źle, a tu można było pompować bilanse, jak w klubach piłkarskich stojących na progu bankructwa.
Nie sądzę, byśmy oglądali całkiem naturalny proces rozwoju. Raczej sztucznie stymulowany. Zmiana nie zacznie się w futbolu, ale generalnie musi nadejść, bo obecny system jest niewydolny, ekonomicznie nie do utrzymania, a kultura również nie jest czymś statycznym. Gusty konsumentów ewoluują, rzeczywistość jest przeobrażana przez postęp technologiczny. Kibice niektórych niemieckich klubów zdołali zablokować nie tylko wejście obcego kapitału, ale nawet reklamodawców – np. w imię demokratycznych wartości zmusili szefów Bayernu do nieprzedłużania umowy z Qatar Airways.
W ostatnich latach jeszcze bardziej spektakularny był nieszczęsny epizod z Superligą. Większość najbogatszych klubów ogłosiła w środku nocy, że zakłada zamknięte dla innych rozgrywki – z których się nie spada, nie trzeba też awansować – ale sprzeciw fanów był tak gwałtowny, że błyskawicznie wycofały się z rozłamu.
– Zabawne było oglądanie min pomysłodawców. Zachowywali się jak politycy partii, której członka przyłapano na przyjmowaniu łapówek, a oni przysięgają, że zawsze zwalczali korupcję, potępiają swojego kolegę. Szefowie klubów też w głębi duszy od początku byli przeciwni idei Superligi. Jak Jarosław Gowin, który głosował w Sejmie „za", ale się nie cieszył.
Wielopoziomowa walka trwa, a żeby zorientować się, że współczesny świat jest w strukturalnym kryzysie, wystarczy spojrzeć choćby na skalę zadłużenia USA i Chin. Stąpamy po bardzo kruchym lodzie, finał może być dramatyczny. Dla świata może oznaczać wojny, głód i podobne katastrofy, dla futbolu – falę bankructw. Światowe gospodarki polegają na dodruku pieniądza, a piłka jest częścią tych zjawisk. Mam gorzką satysfakcję, że przed laty wyprorokowałem krach polskich klubów. Wprawdzie do jednoczesnego, totalnego załamania nie doszło, ale nastąpiła seria małych katastrof ekonomicznych – upadku Ruchu Chorzów, ŁKS-u Łódź, Widzewa, Pogoni Szczecin. Niedawno w niebezpieczeństwie znalazła się też gts-u (zmiana by DiegoKSC). Dotujące kluby samorządy w Polsce będą teraz musiały liczyć się z pieniędzmi.
To zresztą chore, że u nas ligowcy zarabiają znacznie lepiej niż w Czechach, które są bogatsze i mają futbol na wyższym poziomie.
Zarabiają lepiej, choć piłka generalnie nie cieszy się prestiżem, historycznie przedstawiciele inteligencji i elit często nią gardzili.
Pan odrzuca tę na najwyższym poziomie. Naprawdę nie oglądał pan niedawnego finału Ligi Mistrzów, w którym Real Madryt pokonał Borussię Dortmund?
– Ostatni finał tych rozgrywek widziałem pewnie w połowie lat 90., gdy kwalifikowały się do nich Legia i Widzew. Już kilka sezonów wcześniej zorientowałem się, że nadciąga przyspieszona komercjalizacja i amerykanizacja piłki nożnej – europejskie rozgrywki w starej formule były bardzo ciekawe, bo różnorodne, oferowały wielkie niespodzianki, trofea zdobywały niekiedy Steaua Bukareszt czy Crvena Zvezda Belgrad, telewizja pokazywała mecz Realu z Torpedo Moskwa. Teraz takie spotkanie jest nierealne. Kolejne reformy wszystko zlikwidowały, pozwalały zagarniać coraz więcej przestrzeni kaście najbogatszych. Legia nie ma żadnych szans konkurować z Realem, który przeobraził się w globalną markę poszukującą konsumenta wszędzie. Również w Polsce – zawsze bawiła mnie nasza płytka, bezrefleksyjna fascynacja Zachodem, a jej przejawem w piłce jest właśnie miłość do wielkich klubów zagranicznych, pozbawiona świadomości, że one działają przeciw interesom naszych drużyn. Przypomina to trochę radość najradykalniejszych kibiców z powstawania nowych stadionów, za którą krył się brak zrozumienia, że nowoczesne obiekty buduje się nie dla nich, lecz przeciw nim. By ich „ucywilizować", kontrolować, podnieść ceny biletów etc. Zresztą pierwsze protesty na trybunach Legii w XXI wieku dotyczyły właśnie tego ostatniego.
Nowi właściciele klubu chcieli przyciągnąć na trybuny wielkomiejską klasę średnią i na dzień dobry podnieśli ceny wejściówek o 40 proc.
Model angielski. Dlatego kibice strajkowali. Zbierali się w trakcie meczów pod Torwarem, na stadion wchodziło od kilkuset do dwóch tysięcy osób.
Kiedy komercjalizacja nabrała rozpędu i wszyscy najwybitniejsi piłkarze zaczęli skupiać się w kilku najbogatszych ligach, przegraliśmy konkurencję z Zachodem już na starcie. Z lat 80. pamiętam wyrównane mecze Legii z Interem Mediolan. Dzisiaj to nierealna wizja, emerytowany Portugalczyk z Łazienkowskiej nie sprosta gwiazdom Ligi Mistrzów. Płacimy cenę za naiwność. Piłka nożna udowadnia, że w realiach niekontrolowanego rozwoju stosunków rynkowych demokracja, równość szans są niemożliwe.
To jakie pan ostatnio mecze oglądał, w telewizji lub z trybun?
– W telewizji baraże o awans na drugi poziom ligowy KKS-u Kalisz z Polonią Bytom i Stalą Stalowa Wola. Na żywo – spotkanie Drukarza Warszawa z Unią Warszawa w piątej lidze oraz Delty Warszawa z rezerwami Świtu Nowy Dwór w okręgówce.
Pierwszy raz w życiu spotykam człowieka, który ma tak imponującą wiedzę o piłce nożnej, a zarazem całkowicie ignoruje ją w wydaniu, by tak rzec, mainstreamowym. I oferującym szczytowy poziom sportowy.
– Bo to już nie jest piłka, tylko notowania giełdowe. Ale wyniki znam, tabele przeglądam. Jestem z pokolenia gazetowego i znikanie kiosków uważam za upadek cywilizacji.
Nie łaknie pan delektowania się grą na wirtuozerskim poziomie?
– Nowoczesna piłka, ta telewizyjna, zaczęła być nudna. Bardzo atletyczna, bardzo szybka, opiera się na przesuwaniu stref – w tempie niespotykanym nawet w złotej erze Milanu Arrigo Sacchiego. I też, jak wiele innych dziedzin, ulega matematyzacji. Dlatego prawdziwego futbolu szukam od czwartej ligi w dół. Nie mam satysfakcji z oglądania meczów drużyn tworzonych za setki milionów euro, z boiskową taktyką doprowadzoną niemalże do perfekcji, tak jak nie czerpię przyjemności z czytania książek naukowych napisanych tak wyrafinowanym slangiem, jakby autor robił wszystko, by nikt go nie zrozumiał. Na boisku nie chcę widzieć supergraczy faszerowanych od dziecka farmakologią – w duchu, powiedziałbym, szkolenia sztangistów w socjalistycznej Bułgarii – i wkomponowywanych w sztywne schematy, lecz ludzi z krwi i kości. Niedoskonałych, popełniających błędy. Chcę też widzieć spontaniczną radość i autentyczny smutek, które nie wynikają z tego, że się zarobi albo nie zarobi dużych pieniędzy.
Jak się ta miłość do futbolu zaczęła?
– Typowo, od grania. Dla mojego pokolenia w młodości piłka była bardzo ważna, wysokie umiejętności przynosiły swoisty prestiż. Trenowałem w trampkarzach Legii – proszę mi wierzyć, że w czasach PRL-u to był bardzo biedny klub. Tak wyglądał od środka – miał nędzną infrastrukturę, zaplecze – bo oczywiście kilkunastu piłkarzy na oficerskich etatach żyło na wysokim poziomie. Ale wielką frajdę dawały zajęcia z trenerem, który pół roku wcześniej zdobył z seniorami Puchar Polski. Potem trenowałem w warszawskim Orle, który obecnie nie ma już sekcji piłkarskiej. I oczywiście chodziłem na stadion na Łazienkowskiej, jak cała okolica.
Ostatni romantyczny kibicowski zryw miałem po upadku komuny. Wojsko przestało sponsorować klub, Janusz Romanowski jeszcze do niego nie wszedł, Legia była kompletnie bez pieniędzy, pierwszy raz po wojnie groził jej nawet spadek z ligi. Ale potem zacząłem się z dużym futbolem rozstawać. Powstała Liga Mistrzów i w ogóle kształtowały się tendencje, o których rozmawialiśmy. Do Polski zaczęli masowo napływać przeciętni piłkarze z zagranicy. Po co? Nie rozumiałem tego.
To akurat jest jasne. Im więcej transferów, tym więcej po rynku krąży pieniędzy, a one oznaczają odpalanie prowizji pośredniczącym w transakcjach menedżerów.
– I znów wracamy do niszczącej siły pieniądza.
Tęsknię za takimi historiami jak postawa Alana Shearera, który odrzucił kiedyś ofertę Barcelony, tłumacząc, że jest synem robotnika z Newcastle – i wolał grać w tym mieście.
Nie podobało mi się też wprowadzenie prawa Bosmana, które spowodowało, że zawodnik po wygaśnięciu kontraktu ma prawo odejść z klubu jak z każdej firmy – i klub nie otrzymuje za niego ani grosza od następnego pracodawcy. To było kolejne wsparcie dla bogatych, które uderzyło w średnich i małych. Co z tego, że działa na rzecz jednostek, skoro uderza we wspólnotę? Rozbito naturalną podstawę systemu, gwarancję przetrwania dla biedniejszych klubów, co było po prostu niesprawiedliwe społecznie. A ja uświadamiałem sobie, że istnieją dwie piłki nożne. Ta autentyczna, należąca do zwykłych ludzi, i ta tworzona przez przypadkowych działaczy, którzy wczoraj sprzedawali samochody czy kredyty w banku, a dzisiaj się zajęli sportem i chcą w nim narzucić te same reguły, którymi kierowali się w tamtych branżach. Z reguły nie łączy ich nic ze sportem, w każdej chwili mogą przejść do innej branży i zacząć np. handlować odkurzaczami.
Właścicielami zwłaszcza angielskich klubów coraz częściej są zagraniczni miliarderzy, którzy mają też drużyny w innych sportach – przede wszystkim w USA – i w ogóle mnóstwo innych interesów. Chelsea czy Liverpool to dla nich tylko jeden elemencik w obszernym portfolio.
– Dywersyfikują portfel. Obserwacja takiej inżynierii finansowej pozwoliła mi uzmysłowić sobie już dawno temu, że więcej łączy mnie z kibicem z innego miasta, który chodzi na inny stadion, niż z obcym inwestorem rządzącym moim klubem i sąsiadem wiedzionym na moje trybuny przez reklamę, kolejnym klientem.
To może powie pan coś ciepłego o Realu Madryt? Tam prezesa wybierają socio, czyli członkowie klubu; legitymację dziedziczy się z pokolenia na pokolenie; na prezesa mogą kandydować tylko jej posiadacze, płacący składki od przynajmniej 20 lat. I kibice mogą w każdej chwili odwołać szefa. To nie jest taka patologia jak kluby szejków czy Inter Mediolan, z którym były już prezes Steven Zhang przez cały miniony sezon łączył się z Chin poprzez wideokonferencje.
– A pamięta pan, jak Real Madryt za gigantyczne pieniądze sprzedał miastu tereny pod ośrodkiem treningowym, żeby spłacić długi? Zresztą liga hiszpańska też jest aberracją, hegemonia Madrytu i Barcelony osiągnęła skalę absurdalną. Jeśli siła nabywcza dwóch podmiotów jest większa niż wszystkich innych razem wziętych, to demokracja jest niemożliwa.
Nie mam szans. Nie wyduszę z pana ani jednego dobrego słowa o nowoczesnym futbolu.
– W piłce lepiej już było. Wiem, że nie doczekam się w Lidze Mistrzów meczów Rapidu Bukareszt z Rapidem Wiedeń. Każdy przejaw oporu wydaje mi się jednak cenny, bo nawet jeśli zawiera kontrowersyjne elementy, to burzy logikę systemu, logikę konsumpcji.
A rywalizacja drużyn narodowych? Ona chyba cząstkę poszukiwanej przez pana autentyczności zachowała – reprezentacje pozostają emanacją swoich systemów szkolenia, kształtujących się od dekad futbolowych kultur.
– Ale również dotknęły ją szkodliwe procesy. Wracając do historii mojego rozstawania się z boiskowym mainstreamem – wstrząsem był dla mnie także kazus urodzonego w Nigerii reprezentanta Polski Emmanuela Olisadebe. Oczywiście nie dlatego, że był czarny – chodziło o to, że syn bogatych urzędników niezbyt demokratycznego kraju dostaje obywatelstwo w imię komercyjnego interesu. Potem nastąpił wysyp takich przypadków, w kadrze Anglii można zobaczyć Declana Rice’a z Arsenalu, który do niedawna grał dla Irlandii. Reprezentacje stają się klubami bis, przecież to nie ma sensu.
Inna sprawa, że w narodowym szowinizmie nie widzę niczego pożytecznego, za to dużo niebezpieczeństw. Z lokalnych animozji niewiele wynika. Od tego, że kibice Warty Sieradz i Pogoni Zduńska Wola się nie lubią – bo miasta się nie lubią – wojna nie wybuchnie, nikt nie zginie. Ale wrogość między narodami ma zupełnie inną skalę.
Euro 2024 będzie pan oglądał?
– Absolutnie nie, nie obejrzę żadnego meczu. Nie wiem nawet, z kim grają Polacy. Wiem o tym turnieju tyle, ile była minister sportu wiedziała o trzeciej lidze hokeja, która nie istnieje.
W niedzielę nasza reprezentacja zagra po raz pierwszy, z Holandią.
– O godz. 10 rano sam będę biegał za piłką na świeżym powietrzu. I na tym mój mariaż z futbolem się tego dnia skończy.
Rafał Chwedoruk
Politolog, profesor Uniwersytetu Warszawskiego. Naukowo zajmuje się myślą polityczną, ruchami społecznymi i protestami kibiców skierowanymi przeciw właścicielom klubów, komercjalizacji sportu i polityce państwa
https://wyborcza.pl/7,154903,31050361,prawdziwej-pilki-noznej-juz-nie-ma.html#commentsAnchor:undefined,sortBy:Popularity-Desc
Prawdziwa piłka dalej jest. Np. na meczach Topora Aleksandrowice z Potokiem Więckowice.
Ale generalnie dużo racji w tym co pisze.
Pisze wszystko to co my (starsi, którzy wychowali się jeszcze na "normalnym" futbolu) wszyscy wiemy tylko próbujemy się oszukiwać i emocjonować tym co już dawnym futbolem nie jest. Ja podobnie jak on oglądałem wszystkie baraże o awans do 1. ligi i naprawdę oglądałem z zaciekawieniem. Meczy Euro w zasadzie nie oglądam tylko słucham bo interesują mnie wyniki w kwestii typera 😋
Nasz mecz z Holandią w dużych fragmentach tylko obejrzałem.
Jest kalendarz Premier League taki zarys bez godzin jeszcze ale to telelwija ustala...
Ciekawostka jest to e West Ham pierwsze 9 spotkan rozegra w Londynie... jak nie u siebie to u ligowego rywala w meczu derbowym :)
Dopiero w listopadzie wyjada poza Londyn do Nottingham..
[img]https://cracovia.krakow.pl/uploads/media/2024-06/448563624-1667615130309193-8157615325834395648-n-jpg-94742815.jpg[/img]
Nasza Ewa Pajor po latach spędzonych w Wolfsburgu przechodzi do Barcelony 😊
Lewy na ławkę.
10 dni później
Ciekawostka.
Wayne Rooney - "I remember Fergie's team talk before playing AC Milan. He literally said to Park: 'Your job today is not about touching the ball, it's not about making passes, your job is Pirlo. That's all: Pirlo."
"At the time Andrea Pirlo was averaging 110 passes per game, something stupid like that, and out of those, about 60-70 were forward passes, passes that could hurt you. He had this trick: when the ball came to him from the full-back, he would play it first time over your centre-back's head, for Andriy Shevchenko or Kaka to run through. Pirlo was the best I've seen at that pass."..
"So Fergie said to Park: 'He cannot be allowed that pass. You cannot be one yard or one second late.' And I think Pirlo barely had 40 passes in that game, and 95 per cent were backwards because Park was so unbelievable at carrying out his orders. The rest of us appreciated that, physically and mentally, what Park managed to do that night was so difficult."🔥
🗣️Andrea Pirlo on that fateful night - "At Milan, he [Ferguson] unleashed Park Ji-sung to shadow me. He rushed about at the speed of an electron. He'd fling himself at me, his hands all over my back, trying to intimidate me. He'd look at the ball and not know what it was for. They'd programmed him to stop me. His devotion to the task was almost touching. Even though he was a famous player, he consented to being used as a guard dog."
Three-Lung Park:🇰🇷
Cześć, wygląda na to, że interesuje Cię ten temat!
Kiedy utworzysz konto, będziemy w stanie zapamiętać dokładnie to, co przeczytałeś, dzięki czemu możesz kontynuować dokładnie w miejscu, w którym skończyłeś. Otrzymasz również powiadomienia, gdy ktoś Ci odpowie. Możesz także użyć „Lubię to”, aby wyrazić swoje uznanie. Kliknij przycisk poniżej, aby utworzyć konto!
Aktualnie przeglądający (1 użytkowników)
Goście (1)