gazeta.pl (18.10.2004)
======================
autor: Wojciech Czuchnowski
W aferze Kulczyk - Ałganow pojawiają się nazwiska kojarzone od końca lat 80. z grą wywiadów na styku polityki i biznesu. Osoby te należą do tzw. układu wiedeńskiego, czyli grupy Polaków prowadzących interesy i rezydujących w stolicy Austrii. Bardzo różne biografie ludzi tworzących układ łączy wspólny mianownik - współpraca ze służbami specjalnymi PRL zarówno w Polsce, jak i za granicą.
Kuna i Żagiel
Organizatorami spotkania najbogatszego Polaka z rosyjskim szpiegiem-dyplomatą byli [b]Andrzej Kuna i Aleksander Żagiel[/b]. Są związani z osobą Władimira Ałganowa od początku lat 90. - był ich pracownikiem w firmie Polmarck mającej swoje biura w Warszawie i Wiedniu.
- Wtedy wyglądało to tak, że to oni wyciągnęli do Ałganowa pomocną dłoń i po upadku ZSRR zapewnili temu zdolnemu człowiekowi pracę. Taka była oficjalna wersja - naprawdę układ między nimi był dokładnie odwrotny, co pokazuje obecna sytuacja. Ałganow jest wyznaczonym przez Kreml członkiem rady nadzorczej w wielkim koncernie energetycznym, a oni zaledwie pośrednikami w kontaktach austriackich potentatów stalowo-paliwowych ze stroną rosyjską - tłumaczy rozmówca "Gazety".
Nazwiska [b]Kuny i Żagla[/b] związane są z firmami obracającymi majątkiem po byłej PZPR. Do czego jednak [b]Kuna i Żagiel[/b] potrzebni byli przy spotkaniu Kulczyka z Ałganowem? Przecież Jan Kulczyk ma w Wiedniu swoje biuro zatrudniające ludzi, którzy z łatwością mogliby zorganizować takie rozmowy. Z jakiegoś powodu Ałganow wolał użyć sprawdzonych od lat współpracowników i sięgnął po stare kontakty.
superexpress.pl (12.05.2003)
============================
autorzy: Maciej Duda, Daniel Walczak, Robert Zieliński
W świetle reflektorów: zastrzelony minister rządu RP, Jacek Dębski. Samobójca-wisielec Jeremiasz Barański ps. Baranina. Zastrzelony generał policji Marek Papała. Afera FOZZ-u. W cieniu tych pozornie odległych zbrodni: wciąż te same nazwiska ludzi z peerelowskich służb specjalnych.
Na pierwszy rzut oka te sprawy dzieli wszystko. Afera FOZZ to rok 1990, zabójstwo Papały - 1998, Dębski został zastrzelony w 2001 roku, a "Baranina" zginął w ubiegłą środę w Austrii. Gospodarczy przekręt, zabójstwa i wątpliwe samobójstwo. Odkryliśmy wspólny mianownik obu śmierci i afery gospodarczej. W otoczeniu głównych bohaterów każdej z tych spraw pojawiają się ci sami ludzie: [b]Edward Mazur (obywatel USA), Aleksander Żagiel (Niemcy), Andrzej Kuna (Austria)[/b].
Od "Baraniny"...
Jeremiasz Barański to rezydent "Pruszkowa", zleceniodawca zabójstw, w tym śmierci Jacka Dębskiego, przemytnik narkotyków. Ale uznawany był za biznesmena. Był znajomym Edwarda Mazura, polonijnego biznesmena z Chicago. Dlaczego to ważne? Bo wg świadków to Mazur mógł zlecić zabójstwo gen. Marka Papały!
- Mazur i "Baranina" poznali się na początku lat 90. Byli wtedy mile widziani w towarzystwie byłych wysokich rangą funkcjonariuszy SB - mówi oficer Komendy Głównej, rozwikłujący tajemnicę śmierci gen. Papały. - Wiemy też, że ostatni miesiąc przed śmiercią "Baraniny" Mazur spędził w Wiedniu. To może zbieg okoliczności, ale jaki znamienny - dodaje.
Do Mazura z Ameryki
Właśnie przez osobę Mazura zabójstwo min. Dębskiego i zagadkowe samobójstwo "Baraniny" wiążą się z niewyjaśnionym mordem na gen. Papale. Mazur to ostatni człowiek - poza killerem - który widział Marka Papałę żywego! "Super Express" kilka miesięcy po zamachu rozmawiał z Mazurem.
- Papała był moim przyjacielem - mówił wtedy. Czy prawdziwym? W lutym 2002 r. Artur Z., gdański płatny morderca, stwierdza, że Mazur nakłaniał go do "wzięcia zlecenia" na Papałę!
Prokurator zatrzymuje Mazura, jednak po naradzie w Ministerstwie Sprawiedliwości biznesmen... odzyskuje wolność! A na drugi dzień jak gdyby nigdy nic idzie na imieniny Romana Kurnika (b. oficer SB) - dyrektora administracyjnego w MSW! Wśród 300 gości są m.in. szef MSWiA Krzysztof Janik i jego zastępca Zbigniew Sobotka. Dopiero po imprezie Mazur odlatuje do USA.
I FOZZ-u
Śledząc znajomości Edwarda Mazura i Jeremiasza Barańskiego okazuje się, że obaj znali także kolejnych biznesmenów polskiego pochodzenia: [b]Andrzeja Kunę (obywatel Niemiec) i Aleksandra Żagla z Austrii[/b].
Przed osiedleniem się w Austrii Barański mieszkał w Hamburgu, skąd swe interesy prowadzili [b]Kuna i Żagiel[/b]. To szczególni biznesmeni. Ich nazwiska łączą się z gigantyczną aferą Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego. FOZZ został powołany w 1989 r., aby wbrew prawu międzynarodowemu, wykupywać polski dług zagraniczny. Jego dyrektorem został Grzegorz Żemek - kadrowy oficer wywiadu. Jemu i jego ludziom przekazano dziesiątki milionów dolarów i dano ogromne kompetencje. W gąszczu firm i spółek zaginęły według prokuratury 354 miliony złotych!
Śladów zostało niewiele, m.in. zeznania[b] Kuny[/b]. Stwierdza on, że jego znajomy Edward Mazur poznał go z Grzegorzem Żemkiem. To Mazur namówił [b]Kunę[/b], by ten za drobne 20 milionów dolarów kupił od FOZZ belgijską spółkę SEPP produkującą m.in. animowany serial "Smurfy". Ale co robił Mazur w FOZZ? Według dokumentów, do których dotarliśmy, pośredniczył w operacjach finansowych - np. za pieniądze Funduszu budował polskie lobby w USA.
[b]Kuna i Żagiel[/b] na początku lat 90. robili też inne interesy. Mieli np. spółkę Pol- marck, w której schronienie i pracę znalazł słynny Władimir Ałganow - etatowy szpieg KGB, który miał prowadzić agenta "Olina". W 1991 roku prowadzili też wspólne interesy ze... Sławomirem Wiatrem, dziś zastępcą ministra ds. integracji europejskiej! [b]Kuna, Żagiel i Wiatr[/b] sprowadzili do Polski austriacką sieć supermarketów Billa.
- Skąd miałem to wiedzieć? Dopiero zaczynałem biznes, nie miałem doświadczenia - tłumaczył w lutym 2002 roku Wiatr w "Rzeczpospolitej". W sierpniu tego samego roku przyznał się jednak do... współpracy z PRL-owskim wywiadem wojskowym.
Bez odpowiedzi
Za aferę FOZZ do dziś nikt nie został skazany. Za to pracownik Najwyższej Izby Kontroli Michał Faltzmann, bez którego afery FOZZ by nie wykryto, zmarł na zawał tuż po jej ujawnieniu - w lipcu 1991.
Za śmierć gen. Marka Papały prokuratura przedstawiła zarzuty współudziału tylko jednemu z zabójców - Ryszardowi B. O zleceniodawcach - oficjalnie nic nie wiadomo. Nieoficjalnie prokuratorzy zebrali dowody przeciw wysokim rangą oficerom PRL-owskich służb specjalnych. Nie żyje Jacek Dębski. Jego zabójca Tadeusz M. powiesił się w warszawskim areszcie. Zleceniodawca Barański też się powiesił.
[b]Kuna, Mazur i Żagiel[/b] mają się dobrze. W ich gronie nie należy się spodziewać tajemniczych samobójstw. Tak samo, jak nie można spodziewać się, że kiedykolwiek te trzy wielkie afery zostaną do końca wyjaśnione. Zbyt wielu ważnym ludziom zależy na zachowaniu tajemnicy.
___________________________________________________________
Wiadomość zmieniona (18-10-04 17:13)
-
-
Skojarzenia
Pierwszymi ofiarami spotkania Kulczyk-Ałganow są dziennikarze radia RMF, którzy dociekali, co łączy prezydenta z tą sprawą. Kwaśniewski obraził się na reporterów i zapowiedział, że nie będzie z nimi współpracował.
- Proszę was o konsekwencję, a nie opowiadanie, że stoicie przed cyrkiem prezydenckim, jak pan z RMF-u powiedział. I o to będę mieć żal, bo pan psuje polskie obyczaje - usłyszał dziś reporter RMF od prezydenta.
Ale najwidoczniej Aleksander Kwaśniewski RMF-u słuchał nie dość uważnie. Tomasz Skory, kończąc kilka dni temu swoją relację, użył bowiem innych słów. Ale Kwaśniwski nie potraktował tego ani jako żartu, ani tym bardziej jako pomyłki. Stwierdził bowiem: "Z panem nasza współpraca się skończyła".
Radio RMF będzie jednak bardziej wyrozumiałe i potraktuje to jako prezydencką pomyłkę. Bo przecież to niemożliwe, by głowa państwa nie chciała mówić do milionów słuchaczy RMF FM.
Przyznać jednak trzeba, że dociekliwość reporterów RMF można już uznać za "szczególne udręczenie" prezydenta Kwaśniewskiego. Jan Mikruta pytał na jednej z konferencji, czy prezydent udzielał jakichkolwiek pełnomocnictw Janowi Kulczykowi. Wtedy głowa państwa była obrażona. Ale to przecież nie jest obrażanie, to dociekliwość! Problem w tym, że prezydent odpowiada na coraz mniej pytań, twierdząc, że wszystko wokół to zmowa dziennikarska.
I to na pewno ta zmowa doprowadziła do spotkania Kulczyk-Ałganow...
Źródło: (RMF)
Prokurator Zygmunt Kapusta został we wtorek rano napadnięty na Pradze Północ - poinformował rzecznik komendanta stołecznego policji Mariusz Sokołowski. Prokuratorowi Zygmuntowi Kapuście ukradziono notes zawierający informacje istotne między innymi dla sprawy PKN Orlen. Członek sejmowej komisji śledczej, Zbigniew Wassermann powiedział, że mógł on mieć duże znaczenie procesowe i powinien być zabezpieczony jako materiał dowodowy.
Zbigniew Wassermann podkreślił, że prokurator Kapusta w tym notesie zapisywał ważne wydarzenia służbowe i był w stanie odtwarzać na tej podstawie daty, nazwiska i polecenia służbowe. Dodał, że w notesie znajdowały się między innymi notatki dotyczące zabójstwa generała Papały. " Mógł mieć znaczenie procesowe w wielu głośnych sprawach, co do których istniały zastrzeżenia, czy były prawidłowo prowadzone przez prokuraturę" - podkreślił Zbigniew Wassermann.
Odnosząc się do kradzieży laptopa Wiesława Kaczmarka, Zbigniew Wassermann podkreślił, że jest możliwe, iż mamy do czynienia z serią działań mających na celu z jednej strony zastraszenie właścicieli tych przedmiotów, a z drugiej strony zabranie im argumentów, które liczą się w konfrontacji ze światem przestępczym.
Napad na Kapustę miał miejsce w okolicach dworca Warszawa- Wschodnia. "Podbiegł do niego nieznany sprawca i wyrwał mu z ręki teczkę" - relacjonował Sokołowski.
Źródło: PAP
"Pierwszy", wymieniony w notatce ze spotkania Jana Kulczyka z Władimirem Ałganowem, to wcale nie musi być prezydent - przekonuje Aleksander Kwaśniewski. Między wierszami sugeruje, że może chodzić o premiera Leszka Millera. Zapewne dziś opinia publiczna pozna odtajnione notatki na temat wiedeńskich rozmów najbogatszego Polaka z rosyjskim szpiegiem.
Prezydent złożył wczoraj nieoczekiwaną wizytę w Sejmie i rozmawiał z marszałkiem Józefem Oleksym.[...]
Atmosfera wczorajszego przedpołudnia w Sejmie nie wskazywała na to, że może się wydarzyć coś istotnego. Wszystko zmieniło się krótko przed 12. Zdumieni dziennikarze zobaczyli prezydenta, piechotą zmierzającego do sejmowego wejścia, a następnie kierującego się do gabinetu marszałka Józefa Oleksego. Nim zniknął za drzwiami, wyjaśnił jedynie, że był akurat w pobliżu, w siedzibie swojej kancelarii przy ul. Wiejskiej, więc wpadł do Oleksego. Podczas spotkania pod gabinetem marszałka zdążył zgromadzić się tłumek dziennikarzy. Spekulacjom nie było końca. Jaki ważny powód sprowadza prezydenta, bodaj pierwszy raz w historii jego prezydentury, z nieoficjalną wizytą do Sejmu? Może chce zobaczyć materiały, jakie na temat spotkania Kulczyk - Ałganow otrzymała komisja śledcza?[...]
Po spotkaniu powiedział dziennikarzom: - Jak przeczytacie, co jest w tych notatkach, zobaczycie, że nic tam wielkiego nie ma.
- Jest tam sformułowanie, że Jan Kulczyk powołuje się na "pierwszego" - zwracali uwagę dziennikarze. - A ja wcale nie uważam, że "pierwszy", szczególnie wobec kompetencji, musi oznaczać prezydenta - odpowiedział Kwaśniewski. - A kogo? - padło pytanie. - A jak po łacinie jest pierwszy? Primus - podpowiadał prezydent. I po chwili dodał: - Nie może być tak, że nagle facet, który uznawany jest za tego, który na nic nie ma wpływu, bo w Polsce rządzi kanclerz, premier, rząd, miałby mieć nie wiadomo jakie wpływy. Ja tych wpływów nie mam i nie chcę mieć - mówił coraz bardziej zdenerwowany Kwaśniewski. Zaatakował opozycję i dziennikarzy.[...]
Dlaczego prezydent był aż tak zdenerwowany? Wczoraj w sferze zainteresowań komisji śledczej znalazła się kolejna osoba z bliskiego otoczenia Kwaśniewskiego - doradca głowy państwa Stanisław Ciosek.
Źródło: Rzeczpospolita - Piotr Śmiłowicz, Luiza Zalewska, Michał Majewski
Wiadomość zmieniona (21-10-04 07:10)
Prokurator Zygmunt Kapusta został we wtorek napadnięty. Złodzieje ukradli mu teczkę, w której był jego prywatny notes z zapiskami na temat afer Orlenu i Rywina. Najwięcej notatek dotyczyło jednak nieznanych dotąd okoliczności ze sprawy zabójstwa generała Papały. Samemu byłemu szefowi Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie nic poważnego się nie stało, ale ma zwolnienie lekarskie i nie chce rozmawiać z dziennikarzami. - Z uwagi na wagę sprawy śledztwo prowadzi Wydział ds. Walki z Przestępczością Zorganizowaną - mówi Maciej Kujawski, rzecznik prasowy warszawskiej Prokuratury Okręgowej.
- Do napaści doszło we wtorek wcześnie rano (ok. godz. 5) na ul. Kijowskiej na warszawskiej Pradze Południe, w pobliżu domu Kapusty. Złodziej popchnął go i wyrwał mu niesione w rękach teczkę z dokumentami i reklamówkę - opowiada "Rz" jeden z policjantów. W bramie stało jeszcze dwóch mężczyzn, prawdopodobnie wspólników złodzieja.
Z ustaleń "Rz" wynika, że Zygmunt Kapusta szedł na dworzec, wybierał się bowiem na przesłuchanie do prokuratury w Katowicach, prowadzącej śledztwo w sprawie Orlenu. Był tam umówiony wyłącznie na przekazanie notatnika, w którym miał m.in. zapisane rozmowy z przełożonymi z Ministerstwa Sprawiedliwości - Karolem Napierskim i Ryszardem Stefańskim - podczas których miało dochodzić do nacisków w sprawie Orlenu.
Kapusta mówił o swoich notatkach podczas przesłuchania przed komisją śledczą. Wtedy także zeznał, że zauważył, iż jest obserwowany przez jakichś ludzi. Mieli mu oni m.in. z daleka towarzyszyć podczas wyjazdów na przesłuchania do Katowic.
Po przesłuchaniu przed komisją śledczą, Kapusta w rozmowach m.in. z prokuratorami utrzymywał, że znalazł się w sytuacji, która zmusza go do ujawnienia informacji o kulisach także innych śledztw prowadzonych pod jego nadzorem w Warszawie. Kapusta w notesie miał m.in. zapisane rozmowy, podczas których wydawano mu polecenia w sprawach Rywina i zabójstwa generała Papały. Prokurator odnotował m.in. informacje o naradzie w ministerstwie, podczas której zapadła decyzja o wypuszczeniu polonijnego biznesmena Edwarda M., zatrzymanego w związku z podejrzeniem zlecenia zabójstwa Marka Papały. Kapusta miał też zanotowane inne rozmowy z szefami Zarządu Śledczego UOP oraz Prokuratury Krajowej na ten temat, w tym żądania zmiany prokuratora prowadzącego sprawę.
O dziwnych zdarzeniach dotyczących swojej osoby Kapusta powiedział nie tylko podczas przesłuchania przed komisją. Od pewnego czasu zgłaszał niepokojące go sygnały także swoim przełożonym. Np. dwa tygodnie temu od dozorcy praskiej kamienicy, w której mieszka, nieznani mężczyźni żądali informacji na temat jego córki. Interesowało ich, kiedy wraca ze szkoły do domu, z kim się przyjaźni.
Źródło: Rzeczpospolita - Maciej Duda, Anna Marszałek
Salon ustępuje. To już nie on decyduje o tym, jak uprawia się politykę, biznes, czy dziennikarstwo. [...]
Co takiego się stało, że nagle towarzystwo znalazło się w defensywie? Otóż nie nagle - jesteśmy świadkami ewolucji, powolnej erozji niegdyś wszechwładnych, samozwańczych autorytetów moralnych i klęski ich pomysłu na Polskę. Zdarzyły się przede wszystkim dwie afery: Rywina i Orlenu. Postponowane przez wielu komisje śledcze ujawniły to, o czym dotychczas głośno mówiły tylko oszołomy. Że świat polskiej polityki i biznesu przypomina przeżartą korupcją kamarylę i nie ozdrowieje. Trzeba go po prostu wymienić. Mieliśmy też farsę, kiedy wyszło na jaw, że dziennikarstwo w Polsce jest salonowe do tego stopnia, iż Dziennikarka Roku nie zadaje premierowi pytań o aferę Rywina, bo wywiady w "Polityce" autoryzuje naczelny Gazety Wyborczej.
Źródło: Wprost - Robert Mazurek, Igor Zalewski
Pierwszy to bez wątpienia Prezydent
Protokół sie kłania ;)
Wiadomość zmieniona (21-10-04 21:07)
Maniex:
[i]Pierwszy to bez wątpienia Prezydent. Protokół sie kłania ;)[/i]
Nie ma żadnych wątpliwości, że tak jest. A poniżej trochę o przyjaźni Olka z Jasiem.
~~
Kontakty z Janem Kulczykiem ściągają kłopoty na Aleksandra Kwaśniewskiego. Bardzo ciepłe stosunki.
[img]http://www.rzeczpospolita.pl/teksty/wydanie_041022/kraj_a_3-1.jpg[/img]
Obchody święta 3 Maja przed dwoma laty. Uroczysta odprawa wart przed Grobem Nieznanego Żołnierza. Na zdjęciu od lewej: prezydent Aleksander Kwaśniewski, Jolanta Kwaśniewska, Jan Kulczyk z żoną Grażyną.
Ujawnienie notatek na temat wiedeńskiego spotkania Kulczyk -Ałganow z lipca 2003 r. stawia w bardzo niezręcznej sytuacji Aleksandra Kwaśniewskiego. Prezydent już na początku sierpnia zeszłego roku poznał notatkę oficera wywiadu, w której jest napisane, że Kulczyk powoływał się na jego poparcie w biznesowych rozmowach z rosyjskim szpiegiem. Wątek ten w ogóle nie zainteresował głowy państwa. Na zeszłotygodniowej konferencji Kwaśniewski stwierdził, że nawet nie zapytał Kulczyka, czy ten rzeczywiście się na niego powołał. Co więcej, po wiedeńskich rozmowach Kulczyk - Ałganow nie nastąpiło oziębienie w stosunkach między prezydentem a najbogatszym Polakiem.
19 kwietnia tego roku, przy okazji wizyty w Poznaniu, Kwaśniewski odwiedził Stary Browar należący do Kulczyka, gdzie, jak sam przyznał, zjadł smaczny obiad. - Miło mu się też zapewne rozmawiało, bo wyszedł stamtąd po dwóch godzinach wyjątkowo uradowany, w asyście Jana Kulczyka z żoną. Atmosfera musiała być wyjątkowa, skoro prezydent spóźnił się na kolejny ważny punkt swojego dnia, czyli spotkanie, w czasie którego zachęcał do głosowania na Marka Siwca w wyborach europejskich - relacjonowało Radio RMF FM w kwietniu.
Ciepłe stosunki obozu prezydenckiego z Kulczykiem, który zbił fortunę na interesach ze skarbem państwa, są coraz bardziej kłopotliwe dla Kwaśniewskiego. Były minister skarbu Wiesław Kaczmarek przed komisją śledczą zeznał, że w lutym 2002 r. Marek Ungier (szef gabinetu Kwaśniewskiego) w Pałacu Prezydenckim dał mu do przeczytania listę 9 osób, które powinny znaleźć się w radzie nadzorczej PKN Orlen. Jako szef przyszłej rady wymieniony był tam właśnie doktor Kulczyk.
We wrześniu tego roku PiS zadało sobie trud przeanalizowania sprzecznych opinii Pałacu Prezydenckiego i samego Kwaśniewskiego na temat afery Orlenu i relacji z Kulczykiem. 17 kwietnia Kancelaria Prezydenta wydała komunikat, z którego wynika, iż o kształcie rady nadzorczej Orlenu Kwaśniewski rozmawiał tylko raz: z Wiesławem Kaczmarkiem 20 lutego 2002 r. - Prezydent RP nie brał udziału w żadnych innych naradach czy spotkaniach dotyczących tych kwestii - informowała kancelaria głowy państwa.
2 września w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" Kwaśniewski mówił co innego. Wyjawił, że w lutym 2002 r. odwiedził Leszka Millera w jego siedzibie ("Byłem wtedy na mieście i po prostu było wygodniej po drodze przyjechać do premiera"). Rozmowa dotyczyła tego, czy Kulczyk może zostać szefem rady nadzorczej płockiego koncernu. "Obok innych spraw pojawił się temat Orlenu i Kulczyka. Premier zaproponował więc, abyśmy zapytali o to samego Kulczyka. I on się wtedy pojawił" - opowiadał Kwaśniewski.
We wrześniu żona prezydenta, naciskana przez posłów z komisji śledczej, ujawniła kilku donatorów Fundacji Porozumienie bez Barier. Padły nazwy Warta, Polkomtel, Orlen, czyli firm, w których Kulczyk, pośrednio lub bezpośrednio, ma zaangażowany kapitał. 13 września Jerzy Urban w wywiadzie radiowym ostro zaatakował Kwaśniewską za dawanie patronatu i udział w balu arystokracji, który organizowała córka najbogatszego Polaka. W czasie imprezy w stylu lat 20. towarzystwa Kwaśniewskiej dotrzymywał sam doktor Kulczyk. - Ten cały klimat dworu, pierwsza dama, suknie balowe, Maria Teresa z brylantami - to wszystko jest dosyć komiczne - zgryźliwie komentował Urban.
- Z tego balu wpłaciliśmy pół miliona złotych dla Kliniki Hematologii i Onkologii Dziecięcej - odpowiadała mu następnego dnia prezydentowa.
Źródło: Rzeczpospolita - Michał Majewski
Fragment wczorajszej rozmowy Katarzyny Kolendy-Zaleskiej ze Zbigniewem Wassermannem:
Zbigniew Wassermann:
[...]jak źle wskazuje przykład dzisiaj nie budzący wątpliwości, że te organy które powinny ścigać, które powinny zwalczać przestępczość zostały użyte do bezprawnego pozbawienia wolności. Trzeba sobie jeszcze odpowiedzieć, dlaczego to było robione. To nie jest tylko epizod, jak stara się to przedstawić prokuratura, nic się nie stało pozbawiliśmy kogoś wolności, to się zdarza. Trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, po co to było.
Katarzyna Kolenda-Zaleska:
Właśnie, po co?
Zbigniew Wassermann:
Proszę zobaczyć do dokumentacji Orlenu nie ma dostępu nie tylko komisja, ale także prokuratura, po prostu tego nie dostaje. Ta dokumentacja zawiera dokumentację kontraktową. Dokumentacja kontraktowa jest robiona przez zaufanych członków zarządu, walka o ustanowienie własnego członka zarządu czy rady nadzorczej daje dostęp do ogromnej kasy. Czy to jest teza uprawniona, ja uważam, że mogę ją postawić, ja uważam że jestem obowiązany ją wyjaśnić, to trzeba zrobić w interesie Polski.
Katarzyna Kolenda-Zaleska:
Wczoraj prezydent Kwaśniewski przyjechał do Sejmu z niespodziewaną wizytą, bardzo zdenerwowany odpowiadał na pytania dziennikarzy i powiedział, że wypowiada walkę wszystkim, którzy chcą zdestabilizować państwo, między innymi posłom opozycji, PO, PiS, Samoobrony.
Zbigniew Wassermann:
Proponuję jeszcze ze dwie takie opinie żeby rozwiązać komisję, powołać niezależnego prokuratura, może pana Stefańskiego, może pana Kapustę.
Katarzyna Kolenda-Zaleska:
Dopowiem, że pan żartuje.
Zbigniew Wassermann:
Nie chciałbym płakać, dlatego trochę, w sposób smutny żartuje, ale nie chcę się denerwować i w ten sposób odreagowałem.
Katarzyna Kolenda-Zaleska:
Prezydent mówi, że chcecie zdestabilizować państwo, że wszystko ma doprowadzić do tego żebyście wszyscy brodzili w mętnej wodzie.
Zbigniew Wassermann:
Ja się zastanawiam, dlaczego prezydent wczoraj tak gwałtownie zareagował. Tak sobie myślę, Kulczyk? Na Kulczyka już reagował, ale się pojawiły inne nazwiska, Kuny, Żagla.
Katarzyna Kolenda-Zaleska:
Nazwisko pana Cioska pojawiło się wczoraj.
Zbigniew Wassermann:
I też bardzo znaczące, i też człowieka, który bardzo dużo wie w tej sprawie.
Katarzyna Kolenda-Zaleska:
Ale pan Ciosek zaprzeczył stanowczo, że był organizatorem jakiegokolwiek spotkania.
Zbigniew Wassermann:
Dajmy ludziom prawo do obrony, i nie dziwmy się że to robią. Myślę, że tutaj więcej powinno być przekładane na prace komisji, a mniej na śledztwo dziennikarskie. Zwróćcie państwo uwagę, że do tych przecieków, emocji, do tych spekulacji niekoniecznie dochodzi w wyniku prac komisji, tylko dopiero wówczas gdy jest upublicznione to trzecie śledztwo, nie prokuratorskie, nie komisji, a dziennikarskie. Zastanówmy się jak tu proporcje wyważyć, żeby właśnie uspokoić to, pozostawić organom do tego powołanym wyjaśnienie sprawy. A ja myślę, że jak będzie sytuacja, że nas będą chcieli rozwiązywać, to my sami do państwa przyjdziemy, a są już pewny symptomy że nie będziemy mieli komfortu działania.
Źródło: [url=http://serwisy.gazeta.pl/tokfm/1,53880,2349514.html?as=1&ias=3]Radio Tok-FM[/url]
Audio: [url=ftp://ftpbi.gazeta.pl/im/2349/m2349416.mp3]Nagranie[/url]
Wiadomość zmieniona (22-10-04 11:01)
Inny, uzupełniający wywiad posła Wassermanna dla Dziennika Polskiego.
==
- Dlaczego Andrzej Modrzejewski został zatrzymany?
- Zrobiono to, by dostać się do władz Orlenu - obsadzić ważne stanowiska w radzie nadzorczej spółki i zarządzie, zwłaszcza funkcję prezesa. To daje możliwość niemal niekontrolowanego wpływu na zawierane kontrakty. Można to robić według przez siebie ustalonych reguł, do których nie ma dostępu minister skarbu ani komisja śledcza, jak wykazuje praktyka. Nie ma go też lub uzyskuje z trudem prokuratura. W takich warunkach ogromne dochody z żyły złota, jaką jest ropa naftowa, nie trafiają do skarbu państwa, lecz do prywatnych kieszeni. Pośrednicy mają bowiem siedziby w rajach podatkowych i unikają płacenia obciążeń w Polsce. To nie przypuszczenia, ale teza, jaką pozytywnie weryfikuje prokuratura, przede wszystkim krakowska, w prowadzonych śledztwach.
[...]
Spotkanie Kulczyk - Ałganow odbyło się w lipcu 2003 roku, a do dziś nie wiemy, czy i jakie postępowanie wszczęto w tej sprawie. To niepokojące. Kiedy przesłuchiwałem prokuratora krajowego Karola Napierskiego, ten oświadczył, iż prokuratura czeka na zażalenia w tej sprawie. Powiedział też, by wskazać mu zagrożenie, a dopiero potem mieć do niego pretensję. To absurdalne, jeżeli organ, który ma uprawnienia właśnie po to, by wszczynać śledztwo i w jego wyniku ustalić, czy są zagrożenia, mówi: pokaż zagrożenia, to będę z tobą dyskutować, czy miałem wszcząć śledztwo. Taka postawa jest niebezpieczna. Zresztą od tego jest komisja, by i w takim zakresie kontrolowała organy ścigania.
Źródło:
Fragment rozmowy w Radio PiN 102 FM.
~~
Gromosław Czempiński:
Panie pośle, cóż ja wyrażam taki pogląd, że jeżeli już ktoś mówi o drugiej osobie w sposób dający podstawę do formułowania zarzutów, to powinien mówić w rygorach procesowych. Powinien być uprzedzony o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania i za fałszywe oskarżenia. Nie wiem czy w tej sprawie zrobiono, jeśli nie, to uważam, że jest to błąd podstawowy. Dalsza kwestia to ogromny błąd czynienia rozstrzygnięć, oceny całej sytuacji na tak fragmentarycznym i nie kompletnym materiale. Ten materiał, tak naprawdę, pomimo, że składa się z dwóch notatek to jest ze sobą sprzeczny. W pierwszej, bowiem notatce mamy do czynienia z sytuacją, kiedy kogoś obciąża się konkretnie pewnymi faktami. A w drugiej notatce mamy taką, sytuację, kiedy ktoś mówi o kimś, że on proponował rozwiązanie sprawy, która może być przestępstwem. To samo zdarzenie, te same osoby, ta sama data i miejsce a dwie różne sytuacje.
Zbigniew Wassermann:
Akurat podzielam tutaj, bo te notatki na pozór kompatybilne nie są do końca kompatybilne- jest wiele sprzeczności, co do tego ile było tych spotkań. Właściwie, kto mówił, jak mówi. A do tego wszystkiego z tego, co ja wiem jest zasadnicza sprzeczność, co do tego, kiedy się to spotkanie odbyło. Bo z tego, co wiem to Kulczyk się pomylił, co do daty spotkania i spotkanie się odbyło siedemnastego.
Czempiński:
No, jeżeli Kulczyk się przejęzyczył to musiał się także przejęzyczyć, to znaczy "źródło", bo nie wiem czy to agent czy oficer. Czyli ja bym nie zrozumiał, że rzeczywiście spotkanie odbyło się siedemnastego, dlaczego dwie osoby pomyliły się jednakowo. To świadczyłoby o tym, że co najmniej "źródło" nie do końca miało pełny przegląd o tym jak to naprawdę się odbywało a dostał informację o takim spotkaniu. To jest jak gdyby pierwsze. Drugie: oczywiście mogę się zastanawiać nad tym, dlaczego pan minister Siemiątkowski tak formułował tą notatkę a nie inaczej. Oczywiście ona mnie najbardziej "boli" w tej części mojej. Bo ja mówiąc uczciwie w ogóle znikąd się znalazłem- raptem, prawda, oczywiście poza jedną rzeczą, że tutaj Łukoil ma jakieś znaczenie. Ale znając prawdę i zresztą nie bojąc się tej prawdy zaczynam wątpić. W takim razie skoro ta notatka jest tak sformułowana to, kto tu konfabuluje i czemu to wszystko ma służyć? Bo tak przy okazji popatrzmy na jedną rzecz jak się popatrzy na dzisiejszą prasę i wczorajsze wiadomości to sprawa Modrzejewskiego, Orlenu właściwie przestaje istnieć. Jest w tej chwili zupełnie inna sprawa- sprawa Czempińskiego, jego pośrednictwa, jego roli w tym wszystkim. No i oczywiście cały czas sprawa Kulczyk-Ałganow.
Red. Cezary Szymanek:
Panie generale, powiedział pan, że z tego, co pan wie to spotkanie odbyło się siedemnastego lipca w Wiedniu. Co pan wie jeszcze o tej sprawie w takim razie?
Czempiński:
Przede wszystkim to, że była inna data.
Redaktor:
I co jeszcze?
Czempiński:
I drugie, że nie do końca jest prawdą to, co jest tam napisane.
Redaktor:
To znaczy?
Czempiński:
To znaczy, że po tych wszystkich doniesieniach Kulczyk do mnie zadzwonił i powiedział, że on mi oświadcza, że wiele ze sformułowań, które tam zostały użyte a przede wszystkim to, że jest pośrednikiem Łukoila jest nieprawdziwych.
Redaktor:
Wczoraj rozmawiał pan z Janem Kulczykiem na ten temat?
Czempiński:
Tak, dzwonił do mnie oburzony tym, co się ukazało. Nie miałem okazji rozmawiać, bo też byłem wzburzony tym wszystkim. Tyle tylko, że on do mnie zadzwonił
Redaktor:
I co, powiedział, że on tego nie powiedział? Jak to powiedział, jak wyglądała ta rozmowa?
Czempiński:
Mnie tylko krótko poinformował, że to jest nieprawdziwe, że ktoś próbuje tutaj "sypać piasek" między nami a nasze sprawy się dawno zakończyły, więc ktoś tutaj coś odgrzebuje i że to jest nieprawdziwe. Właściwie na tym się nasza rozmowa skończyła. Ja tylko jedyne, co go prosiłem to mówię: będę wdzięczny, jeśli będziesz miał okazję to oświadczyć publicznie. Bo na dzisiaj to ja tylko mam do czynienia z jednej strony z notatką, z drugiej strony z jego stwierdzeniem i chciałbym się dowiedzieć gdzie jest prawda. Także czując się z tym wszystkim totalnie zamieszany niepotrzebnie
Redaktor:
Chce pan powiedzieć, że czuje się pan "wrobiony" w całą sprawę?
Czempiński:
Dokładnie tak, bo nawet niech pan popatrzy- ta wczorajsza moja dyskusja w TVN. No fatalna - atak na mnie. Za co! Że ja nie mogę pracować, nie mogę nic robić, nie mogę siedzieć w domu i kopać ogródka, czy co?! Nie mogę tego zrozumieć. Czyli zupełnie jakiś wątek, który mnie poraża. Bo po prostu jest to odwrócenie uwagi, jest to próba, jeśli tak można powiedzieć znowu zmieszania kolejnej osoby z błotem. Ale tak na dobrą sprawę jeszcze nie miałem okazji zastanowić się nad tym, czemu to służy. Oczywiście nie chcę za dużo mówić, bo jeśli stanę przed komisją będę miał okazję szczerzej to powiedzieć, ale boleję nad tym, że członkowie komisji na żywo komentują, różnego rodzaju wydarzenia w środkach przekazu. Tak długo jak się jest członkiem komisji powinno się milczeć i czekać na ostateczne rozstrzygnięcia wspólne w komisji, ale ta praktyka niestety przeniosła się w komisji do spraw tak zwanej afery Rywina.
Redaktor:
Panie pośle, czy generał Czempiński będzie miał okazję stanąć przed komisją?
Wassermann:
No tak dziękuję za głos, bo chciałem się do tego odnieść. Panie generale, pana uwagi o tym, że nie powinno się tak szeroko komentować są słuszne, ale zwracam uwagę, że pan też nie powinien brać udziału w publicznej dyskusji na ten temat tej sprawy, bo będzie pan świadkiem. Można by zatem uznać, że dochodzi do pewnej formuły uzgadniania stanowisk pomiędzy bardzo istotnymi osobami tego wydarzenia a osobami, których nie wiadomo czy w przyszłości któraś nie stanie przed wymiarem sprawiedliwości.
Redaktor:
Panie pośle, czy chce pan powiedzieć, że mamy do czynienia w tym momencie z uzgadnianiem zeznań świadków?
Wassermann:
Jeżeli jedna istotna osoba wydarzenia, o którym można powiedzieć, że powinna budzić zainteresowanie organów ścigania dzwoni do drugiej osoby i mówi z nią jak było i jak nie było, ona to powinna tam powiedzieć w rygorach odpowiedzialności karnej przed prokuratorem przed komisją śledczą a nie w rozmowie telefonicznej przed mediami. No panowie to jest przecież jakiś absurd! Postępowanie publiczne przed mediami wyprzedza postępowanie karne i postępowanie przed śledczą komisją. Przecież to jest właśnie poptawierdzenie tutaj niezrozumiałej postawy organów ścigania. Czy one w ogóle chcą się zająć tym zdarzeniem skoro po czternastu miesiącach dyskusja się toczy na takim forum a nie przed organami ścigania?
Czempinski:
Panie pośle, niech pan pozwoli jedną uwagę
Wassermann:
Panie generale, bo ja ze spokojem słuchałem pana bardzo długiej wypowiedzi. Proszę pozwolić mi chyba, że ja tu jestem po to żeby słuchać a nie mówić.
Czempiński:
Przepraszam, proszę bardzo.
Wassermann:
Jednak mimo wszystko z całym szacunkiem, jeżeli jest taka sytuacja, w której są wątpliwości to ja bardziej oczekiwałem, że pan generał poprosi komisję żeby go w miarę szybko przesłuchała, bo
Redaktor:
Panie generale, poprosi pan?
Czempiński:
Ja się już wypowiedziałem w tej sprawie publiczne, że chciałbym, chociaż ja nie bardzo rozumiem, bo komisja jest powołana do spraw Orlenu, a tutaj się toczy wątek dotyczący Rafinerii Gdańskiej.
Wassermann:
Panie generale, jeśli pan nie widzi związku pomiędzy Rafinerią Gdańską, Naftoportem, nadzorem właścicielskim, suwerennością, bezpieczeństwem energetycznym, to jakieś nieporozumienie!
Czempiński:
Dobrze ja zrozumiałem, że komisja dotyczy głównie działań UOP-u wobec prezesa Modrzejewskiego.
Wassermann:
To jest jeden z pięciu wątków i myślę, że istotny, ale nie najważniejszy. Właśnie ten, który dotyczy suwerenności Polski, bezpieczeństwa energetycznego moim zdaniem jest kapitalny i najważniejszy. I to właśnie tego wątku dotyczy to zdarzenie, o którym dzisiaj rozmawiamy. Dlatego bardzo proszę właśnie do tego podchodzić z taką powagą, ale nie, dlatego że twierdzę, że pan w tą prawdę jest uwikłany, że pan się musi z niej bardzo tłumaczyć. Ale dlatego, że pan może mieć istotne informacje, bo rzeczywiście na pewnym etapie pomysłów prywatyzacyjnych ta prywatyzacja poprzez Rotch Energy i Łukoil był rozważana bardzo poważnie.
Czempiński:
Ja się tutaj zgadzam z panem, że lepiej by było ja sam dzisiaj w ogóle żałuję, że wdałem się w dyskusję z mediami.
Wassermann:
No, po co?
Czempiński:
Tylko muszę powiedzieć, że moje wzburzenie było tak duże, że po prostu dałem komentarz może niepotrzebny.
Wassermann:
Może właśnie komuś zależy na tym
Czempiński:
I zaatakowałem w tej swojej wypowiedzi i pana Kulczyka. Ja rozumiem jego reakcję, gdy zadzwonił do mnie wzburzony, że to są nie jego słowa. To nie można powiedzieć uzgodnienia, bo on powiedział do mnie: to nie są moje słowa!
Źródło: [url=http://gospodarka.gazeta.pl/gospodarka/1,58880,2352193.html]Tekst rozmowy[/url]
Bezradni
Jan Kulczyk nie stanie w czwartek przed sejmową komisją śledczą, ponieważ nie zdołano ustalić jego adresu, na który miałoby trafić wezwanie. Podpowiadamy więc komisji, że Kulczyk przechadza się nocną porą w okolicach Pałacu Namiestnikowskiego lub w pobliżu Kancelarii Premiera. W ostateczności można zadzwonić do Ałganowa, który bez trudu potrafi zorganizować z poznańskim biznesmenem spotkanie.
Źródło: Dziennik Polski - Tomasz Domalewski
5 dni później
Słucham właśnie dyskusji w radiowej trójce. Szefowa kancelarii prezydenta pani minister Szymanek-Deresz oznajmiła, że doktor Kulczyk wyjechał do Stanów odwiedzić żonę. Niezłe.
6 dni później
Państwo się nam sypie, proszę państwa. Najwyżsi urzędnicy państwowi przysięgają mówić prawdę i kłamią. Kłamią, bo nie mają innego wyjścia. Nie odpowiadają na pytania albo udają, że ich nie rozumieją. Gdy w "Polityce" spytano prezydenta Kwaśniewskiego, czy spytał Kulczyka o powołanie się na niego, to prezydent odpowiedział: "Dla mnie samo spotkanie i fakt rozmowy Kulczyka z Ałganowem miały znaczenie pierwszorzędne i budziły sprzeciw". We mnie zaś taka odpowiedź prezydenta budzi sprzeciw. Ktoś się na mnie powołuje, żeby mnie w błocku uwalać, a ja go nawet nie spytam, kto mu dał prawo szafować kłamliwie moim nazwiskiem? [...]
W starej żydowskiej anegdotce o nocy poślubnej młoda żona leży obok swego męża i już trzecią godzinę czeka niecierpliwie na jakąś z jego strony męską inicjatywę. Ale tej nie ma i nie ma. Choć noc ciemna, sytuacja staje się wyjątkowo jasna. I żona wypowiada słowa: - Coś wisi w powietrzu. Otóż ja też dziś tak twierdzę: Coś wisi w powietrzu.
W takiej sytuacji aż ręce świerzbią, by jakiś szyderczy żarcik wysmażyć na temat na przykład panów Kuny i Żagla, z którymi od wielu lat wspólne interesy prowadzi Sławomir Wiatr (też ze wspomnianego syndykatu). Wiatr i Żagiel? Już jest początek! A gdy jeszcze pamiętać, że prezesem Polskiego Związku Żeglarskiego jest minister Wiesław Kaczmarek właśnie! Tyle tylko, że żartować się nie chce, choć dotąd wydawało mi się, że ja się z żartów utrzymuję.
Źródło: Rzeczpospolita - Stanisław Tym
11 dni później
Słucham właśnie w radiowej jedynce wywiadu marszałka senatu - Pastusiaka. Mówi, że w przypadku niejakiego Pęczaka z Łodzi jego partia (czyli SLD) się sama oczyściła.
Bezczelność tej wypowiedzi jest chyba zbyt daleko posunięta.
13 dni później
Skandal wokół fundacji wiedeńskiego gangstera, działającej przy Ministerstwie Spraw Wewnętrznych. Niebezpieczna służba Baraniny
Bezpieczna Służba - to nazwa fundacji, za sprawą której nie doszło do przesłuchania Jana Kulczyka. Jej nazwa nie bardzo pasuje do tajemniczej organizacji, którą powołali ludzie z najbliższego otoczenia Jeremiasza Barańskiego, gangstera znanego bardziej jako "Baranina".
Zbigniew Wassermann, powołując się na tajne dokumenty komisji, stwierdził, że w 1991 roku u Jana Widackiego, ówczesnego wiceszefa MSW, pojawił się, powiązany z "Baraniną", człowiek o nazwisku Herszmann. W rzeczywistości chodzi o Zdzisława Herszmanna, emigranta z Polski zamieszkałego w Wielkiej Brytanii i Monte Carlo, który legitymuje się szwedzkim paszportem. Herszmannowi miał towarzyszyć Andrzej Kuna bądź Aleksander Żagiel (raz Wassermann mówił Kuna, innym razem Żagiel), słynni już uczestnicy wiedeńskich rozmów Kulczyk - Ałganow. Mężczyźni mieli przekonywać Widackiego do pomysłu powołania prywatnej fundacji, która udzielałaby pomocy policjantom, poszkodowanym podczas pełnienia służby. Fundacja powstała przy MSW w lutym 1991, a pierwsze skrzypce grały w niej Bożena Tykwińska i Krystyna Barański - siostra i żona wiedeńskiego gangstera. Siostra znalazła się w zarządzie, żona oprócz tego jest założycielką i członkinią rady Bezpiecznej Służby. Założycielem i członkiem rady fundacji jest również Herszmann.
Kuna i Żagiel zaprzeczają, by mieli cokolwiek wspólnego z powołaniem fundacji. Napisali wcześniej w tej sprawie oświadczenie do posłów komisji. Żagiel, z którym wczoraj rozmawialiśmy, utrzymuje, że ani on, ani jego biznesowy partner nigdy nie byli w MSW, by lobbować na rzecz Bezpiecznej Służby. Okazuje się jednak, że Żagiel dobrze zna Herszmanna. Opowiada o nim w charakterystyczny dla siebie sposób: - Jeździł z żoną na wrotkach po Warszawie, ale potem musiał wyemigrować do Szwecji. Już w latach 90. budował dla szwedzkiego inwestora hotel w Giżycku na Mazurach.
Z "Grubym Markiem" do ministra
Żagiel przypomniał sobie też, że na początku lat 90. był z Herszmannem w MSW przy Rakowieckiej. Mówił, że poszli w innej sprawie. - Był z nami "Gruby Marek". Chodziło o załatwienie koncesji na kasyno w Warszawie dla "Grubego Marka".
Biznesmen nie mógł sobie przypomnieć, kto to jest "Gruby Marek", ani osoby, która przyjęła ich w ministerstwie.
- To chyba był wiceminister, może minister - zastanawia się Żagiel.
- Widacki?
- Nie pamiętam - zarzeka się biznesmen.
W akcie notarialnym, powołującym fundację Bezpieczna Służba, obok nazwiska Herszmanna widnieje nazwisko Romualda Marka Minchberga. - Minchberg to "Gruby Marek"? - pytamy Żagla. - Dokładnie! - ucieszył się biznesmen. Warto dodać, że w zarządzie fundacji zasiada niejaka Maria Minchberg.
O Bezpiecznej Służbie w zeznaniach przed austriackimi śledczymi mówił w 2001 roku sam "Baranina" (powiesił się w celi w maju 2003 roku): - W latach 90. popełniłem wielki błąd i zaangażowałem się w przemyt alkoholu. Zarobiłem na tym dobrze i kierownik tajnych służb pułkownik Nóżka zagadnął mnie, abym założył fundację. Ta fundacja miała udostępniać funkcjonariuszom polskiego MSW kantyny i mieszkania.
O Jerzym Nóżce w związku z fundacją Bezpieczna Służba mówił zresztą sam mecenas Widacki. Stwierdził, że w 1991 r. odesłał pomysłodawców powołania fundacji właśnie do Nóżki (wówczas wiceszefa biura prawnego MSW), by ten pomógł stworzyć statut fundacji.
W innych zeznaniach z 2001 "Baranina" określa Kunę i Żagla jako swych "znajomych z Wiednia". Obaj protestują i trzymają się wersji, że nie znali Barańskiego.
Fundacja od gier losowych
Zdziwienia całą sytuacją nie kryje Marek Biernacki, szef MSW w rządzie Jerzego Buzka. - Żona gangstera w fundacji, która pomaga policjantom?! To się w głowie nie mieści. Przecież Barański nie stał się gangsterem w drugiej połowie lat 90. Był nim, kiedy ta fundacja powstawała. To znaczy, że ktoś w resorcie dopuścił do tej skandalicznej sytuacji - komentuje.
Działalność organizacji, która powstała 15 lutego 1991 r. w apartamencie nr 110 Hotelu Europejskiego (tak wynika z aktu notarialnego), okryta jest tajemnicą. W sądzie rejestrowym nie ma żadnych dokumentów świadczących o jej aktywności.
W 2002 roku MSWiA zwróciło się do sądu z prośbą o pomoc w ustaleniu aktualnego adresu Bezpiecznej Służby, bo nie złożyła ona sprawozdania ze swej działalności. Sąd odpowiedział, że z akt niestety nie wynika, gdzie mieści się jej siedziba. W lipcu materiał o organizacji i jej związkach z Barańskim pokazały telewizyjne "Wiadomości". - MSWiA nie otrzymało żadnych środków z tej fundacji - mówił wówczas rzecznik resortu Jarosław Skowroński.
Jak na fundację, która ma pomagać poszkodowanym policjantom, szefowie Bezpiecznej Służby zaplanowali szeroką i dość zaskakującą działalność gospodarczą. W akcie notarialnym jest napisane, że organizacja ma się zajmować obrotem wyrobami z metali szlachetnych oraz dziełami sztuki. W kontekście "załatwiania koncesji na kasyno dla ÇGrubego MarkaČ" ciekawie brzmi również wpis mówiący o organizowaniu gier losowych.
Źródło: [url=http://www.rp.pl/gazeta/wydanie_041201/kraj/kraj_a_2.html]Rzeczpospolita[/url] - Michał Majewski, Ola Wójcik, A.M.
Ciekawe o co chodzi z tym salonem i z tymi samozwańczymi autorytetami moralnymi?:) Ciekawe którzy to :)
Roman
Może ty coś wiesz na ten temat? I nam wyjaśnisz jak powinniśmy się zachować żeby nie być oszołomami tylko "nowoczesnymi"....
A tak poważnie to c..j im w d.pe.
Mam nadzieje że ich guru pewien redaktor wreszcie zdechnie i przestanie niszczyć Polskę....
6 dni później
Czy biznesmen chciał sprzedać Łukoilowi polskie rafinerie? - Dziś przesłuchanie przed komisją śledczą.
Jak Kulczyk grał z Rosjanami
Jan Kulczyk obiecał szefowi Łukoilu, że pomoże rosyjskiemu koncernowi przejąć polski rynek naftowy - wynika z kolejnej tajnej notatki wywiadu, której treść poznała "Rzeczpospolita". To może być klucz do rozwikłania głównego wątku afery PKN Orlen.
Nowe dokumenty polskiego wywiadu, tak jak dwie notatki o wiedeńskim spotkaniu Kulczyk - Ałganow, zawierają rewelacje. Wynika z nich, że w październiku 2002 r. w Londynie Jan Kulczyk spotkał się z Wagitem Alekperowem, prezesem Łukoilu. Rozmawiali o planach połączenia PKN Orlen i Rafinerii Gdańskiej i szansach na to, by kontrolny pakiet w tej połączonej spółce zdobyli Rosjanie. Tym samym mieliby szansę przejąć kontrolę nad kluczowym dla bezpieczeństwa energetycznego Polski portem naftowym Naftoport.
Kulczyk miał zapewnić Alekperowa, że może mu załatwić kupno połączonych polskich rafinerii. W notatce pada kwota 1 miliarda dolarów - to za mało, by chodziło o cenę obu firm; być może to suma, jaką miałby zarobić pośrednik za pomoc w przejęciu obu polskich spółek przez Rosjan.
Z naszych informacji wynika, że to nie jedyne spotkanie Kulczyka z szefostwem Łukoilu; miało dojść w sumie do kilku, niektóre - według polskich służb - próbowano utajnić (zmieniano miejsca spotkania, gubiono "ogon").
Kulczyk prawdopodobnie nie miał pojęcia, jak dobrze jest obserwowany. W łódzkiej prokuraturze 26 listopada 2004 r. oświadczył kategorycznie: "Nie znam Alekperowa ani Chodorkowskiego, właściciela Jukosu. Nigdy się z nimi nie spotkałem. Nie prowadziłem żadnych rozmów z Łukoilem, żadnych negocjacji i nic mi nie wiadomo na ten temat, aby Kulczyk Holding prowadził rozmowy z Łukoilem".
Kulczyk cały czas trzyma się tej wersji. Wczoraj zapytany przez "Rzeczpospolitą" powtórzył, że nigdy nie spotykał się z Alekperowem.
Dlaczego Kulczyk nie chciał się przyznać prokuraturze do swych kontaktów z Łukoilem? Bo to prawdopodobnie klucz do zrozumienia afery PKN Orlen. Coraz więcej wskazuje na to, że wybuchła ona nie tylko z powodu sporu o to, która firma (J&S czy Petroval) dostarczać będzie rosyjską ropę dla płockiego koncernu naftowego. Prawdopodobnie poszło o to, kto pomoże Rosjanom przejąć PKN Orlen i Rafinerię Gdańską i zarobi na tym krocie.
Tajną notatkę o londyńskim spotkaniu Agencja Wywiadu przekazała sejmowej komisji śledczej.
Do tajnej narady Jana Kulczyka z szefem Łukoilu Wagitem Alekperowem w Londynie w październiku 2002 roku dochodzi w kluczowym dla polskiego sektora naftowego momencie. Wcześniej, w lutym 2002 r., czyli niedługo po wygranych przez lewicę wyborach, na posiedzeniu Rady Gabinetowej po raz pierwszy pada pomysł sprzedaży rynku naftowego Rosjanom. Nikt nie oponuje, pojawiają się jedynie głosy, by przeprowadzić to tak, by nie wzbudzić przy okazji popularnych w Polsce "antyrosyjskich fobii".
Ale na początku września 2002, Łukoil (występujący wspólnie z firmą Rotch) przegrywa walkę o Rafinerię Gdańską. Decyzję o niesprzedawaniu spółki z Wybrzeża podjął osobiście premier Leszek Miller, mimo pozytywnej opinii Wiesława Kaczmarka, ówczesnego ministra skarbu. Pojawiły się wówczas komentarze, że na rozstrzygnięcie premiera miała wpływ opinia Jana Kulczyka. Biznesmen miał inny pomysł - promował koncepcję połączenia Rafinerii Gdańskiej z PKN Orlen, sprzedanie Rosjanom samej gdańskiej firmy było mu więc nie na rękę.
24 września 2002 r. Rada Ministrów podejmuje decyzję, która dokładnie pasuje do koncepcji Kulczyka. Niedługo potem polski biznesmen spotyka się w Londynie z Alekperowem. Polski wywiad szczegółowo opisuje rozmowę obu panów. Nie wiadomo, czy źródłem jest podsłuch, czy też relacja osoby, która brała udział w spotkaniu.
Biznesmen umawia się z Rosjanami
Z notatki wynika jasno, iż biznesmen zobowiązuje się przed Rosjaninem do przeforsowania koncepcji łączenia PKN Orlen i Rafinerii. Dalsza część planu Kulczyka ma polegać na odsprzedaniu kontrolnego pakietu nowo powstałego koncernu Łukoilowi. Wynika z tego, że - jeśli tylko taki pomysł zatwierdzi rząd - w ręce Łukoilu trafić miał także kluczowy dla bezpieczeństwa polski Naftoport (PKN Orlen i Rafineria mają w nim bowiem większość udziałów). Kulczyk, co wynika z notatki wywiadu, przedstawia się Alekperowowi jako osoba władna do przeprowadzenia wyżej opisanego przedsięwzięcia.
Kulczyk nie chce się przyznać do znajomości z rosyjskim prezesem. Zaprzeczał miesiąc temu w wywiadzie dla "Polityki", wczoraj zaprzeczył pytany przez "Rzeczpospolitą". Zaprzeczał nawet w łódzkiej prokuraturze, której protokoły ujawnił niedawno TVN 24.
Minister wypada z gry
To nie jedyny dowód na kontakty Kulczyka z rosyjskim koncernem, do komisji śledczej trafiły też inne notatki AW i ABW, opisujące kontakty Kulczyka z Łukoilem. Dzięki tym dokumentom rysuje się hipoteza, która może wyjaśnić wydarzenia z ostatnich dwóch lat.
Dwa miesiące po spotkaniu Kulczyk - Alekperow posadę ministra skarbu niespodziewanie traci Wiesław Kaczmarek. (Nie jest tajemnicą, że jest on głównym oponentem Kulczyka; Kaczmarek nie godził się na połączenie Orlenu i Rafinerii. Był za istnieniem dwóch rywalizujących ze sobą ośrodków naftowych w Polsce).
W grze pozostawał jednak ciągle stronnik i dobry znajomy Kaczmarka - Maciej Gierej, prezes Nafty Polskiej i szef Rady Nadzorczej Orlenu. Wiosną 2003 Gierej, podobnie jak wcześniej Kaczmarek, lansował pomysł istnienia dwóch ośrodków - PKN Orlenu i grupy Lotos (jej filarem miała być właśnie Rafineria Gdańska). Ta koncepcja cały czas była nie po myśli Kulczyka. Na dodatek dzień 14 lipca 2003 r. przynosi złą wiadomość dla poznańskiego biznesmena. Nowy minister Piotr Czyżewski (bliski Kaczmarkowi i Gierejowi) ogłasza, że PKN Orlen (wspólnie z Rotchem) nie kupi większościowego pakietu akcji rafinerii. Oznacza to, że odsuwa się bliska Kulczykowi idea połączenia obu ośrodków.
Ałganow wątpi w moc doktora
Trzy dni później, czyli 17 lipca dochodzi do wiedeńskiego spotkania Kulczyka z Ałganowem, rosyjskim agentem służb specjalnych, wpływową postacią w energetyce rosyjskiej. Jest na nim mowa o decyzji Czyżewskiego sprzed trzech dni: "W trakcie spotkania J. Kulczyk, pomimo podjętej ostatnio przez Ministerstwo Skarbu RP decyzji w sprawie Rafinerii Gdańskiej, przekonywał W. Ałganowa, iż ma wszelkie pełnomocnictwa na dalsze prowadzenie z Rosjanami negocjacji w sprawie sprzedaży tego zakładu" - głosi notatka Agencji Wywiadu.
Ale z tego dokumentu wynika też, że Ałganow nie wierzył w pełnomocnictwa Kulczyka. W notatce czytamy: "Uważa (Ałganow - red.), iż skompromitowało go (Kulczyka - red.) forsowanie prywatyzacji przy współudziale Rotch Energy".
Plotką w Giereja
Po powrocie do Warszawy 1 sierpnia 2003 Kulczyk zgłasza się do Zbigniewa Siemiątkowskiego, szefa Agencji Wywiadu. Donosi mu, że i Kaczmarek i Gierej mieli wziąć od Łukoilu 5 mln dolarów łapówki. Wiadomość ta przecieka natychmiast na warszawskie salony i do najwyższych urzędników w państwie. Kaczmarek i Gierej zaczepiani są w tej sprawie przez polityków i dziennikarzy. Postawione w stan gotowości polskie służby specjalne przez wiele miesięcy inwigilują obu panów (ostatecznie niczego nie potwierdzają). "To była gabinetowa prowokacja" - ocenia potem były minister skarbu i jej autorstwo przypisuje Kulczykowi.
Po koniec stycznia 2004 Czyżewskego zastępuje w resorcie skarbu Zbigniew Kaniewski, nazwany przez opozycję "automatyczną sekretarką Millera". Opozycja oskarża Kaniewskiego o sprzyjanie interesom Kulczyka w sprawach nafty i energetyki. Wkrótce posadę w Nafcie Polskiej i w Radzie Nadzorczej PKN Orlen traci Gierej.
Kaczmarek odpala bombę
19 marca Kaniewski ogłasza w Sejmie, że Orlen powinien mieć możliwość wzięcia udziału w prywatyzacji Rafinerii Gdańskiej. Minister mówi również o tworzeniu silnego, transgranicznego koncernu naftowego. Obie koncepcje są zgodne z planami Kulczyka.
2 kwietnia Kaczmarek udziela "Gazecie Wyborczej" wywiadu, który daje początek aferze Orlenu. Powstaje komisja śledcza, pada rząd Millera, a Kulczyk całkowicie traci wpływy w nowym rządzie.
Źródło: Rzeczpospolita, 8.12.2004 - Michał Majewski, Luiza Zalewska
87 dni później
Kłopotliwy lot Celińskiego
[b]Na czyj koszt i dlaczego Andrzej Celiński (SdPl), członek sejmowej komisji śledczej, poleciał kilka lat temu do Monte Carlo na spotkanie z lobbystą Markiem Dochnalem, jeszcze nie wiadomo. Wiadomo natomiast, że szykuje się skandal w komisji śledczej. Andrzej Celiński nie wycofał się z przesłuchiwania Marka Dochnala mimo niejasnych relacji z lobbystą. Nie widzi w tej sprawie konfliktu interesów.[/b]
Dziś przed komisją stanie aresztowany lobbysta Marek Dochnal. Zatrzymano go we wrześniu 2004 r., podejrzewając o wręczenie łapówki byłemu łódzkiemu baronowi SLD Andrzejowi Pęczakowi w zamian za cenne informacje oraz lobbing w kilku procesach prywatyzacyjnych.
W aferze PKN Orlen Marek Dochnal pojawił się w jednej z tajnych notatek Agencji Wywiadu. Miał negocjować z Janem Kulczykiem kupno jego akcji w płockim koncernie. Ponieważ wymieniane w notatce sumy nijak się miały do realnej wartości pakietu Kulczyka, posłowie zastanawiali się, czy nie chodzi tu raczej o formę łapówki. Za co - nie wiadomo. (Kulczyk kilkakrotnie zapewniał komisję, iż Dochnala w ogóle nie zna.)
Wiadomo natomiast, że Marek Dochnal żywo interesował się polskim rynkiem naftowym i próbował pomóc rosyjskiemu Łukoilowi przejąć jego część. Z dokumentów (m.in. podsłuchów rozmów telefonicznych) wynika, że sprawdzał, czy Rafineria Gdańska jest na sprzedaż, sondował również możliwość przejęcia przez Łukoil udziałów w Grupie Lotos.
Zajmował się tym głównie Konrad Urbański, prawa ręka Marka Dochnala, wiceprezes jego spółki Larchmont Capital. To zarazem dobry znajomy Andrzeja Celińskiego, jednego ze śledczych w komisji ds. PKN Orlen. Gdy Celiński był ministrem kultury (październik 2001 - lipiec 2002), Urbański pracował dla niego (nieodpłatnie).
Te związki wyszły na jaw, gdy do komisji śledczej dotarły podsłuchy rozmów Dochnala, ale Celiński publicznie zapewniał, że nie wiedział, iż w tym samym czasie Urbański pracował u Marka D. Twierdził nawet, że ostrzegał swego znajomego przed Dochnalem.
Jeden dzień w Monte Carlo
Tymczasem w minioną środę - jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie - Celińskiego przesłuchała łódzka prokuratura, która prowadzi postępowanie w sprawie Marka Dochnala. Celiński zeznał m.in., że w październiku 2002 r. poleciał razem z Urbańskim do Monte Carlo na spotkanie z lobbystą (Marek Dochnal ma status rezydenta Monaco). Wyjazd trwał zaledwie jeden dzień. Kto za to płacił, po co Celiński leciał do Monaco i na czym polegały jego kontakty z Dochnalem? Nie wiadomo. Jeśli przeloty finansował Dochnal lub jego firma, to Celiński powinien wpisać bilety lotnicze do rejestru korzyści, a nic takiego tam nie figuruje.
Celiński przyznał wczoraj w rozmowie z "Rz", że został przesłuchany przez prokuraturę, ale odmówił wyjawienia szczegółów. - Moje przesłuchanie objęte jest tajemnicą państwową - twierdzi. Gdy zwróciliśmy mu uwagę, że pytamy o wyjazd do Monte Carlo, a nie postępowanie prokuratorskie, nie zmienił zdania.
Dowiedzieliśmy się za to od niego, że planuje dziś uczestniczyć w przesłuchaniu Dochnala na normalnych zasadach. - Przecież znam też wielu innych świadków, którzy byli już przesłuchiwani, na przykład Jana Kulczyka - mówi.
Choć Celiński nie widzi w sprawie nic niewłaściwego, jego koledzy w komisji przyznają, że sprawa jest co najmniej niestosowna. Gdy przesłuchiwano Kulczyka, z zadawania pytań zrezygnował Roman Giertych (LPR), bo obaj panowie donieśli na siebie do prokuratury. Gdy przesłuchiwano Gromosława Czempińskiego, z pytań zrezygnował Konstanty Miodowicz (PO), bo na początku lat 90. Czempiński był jego szefem. - To kwestia etyki, która musi być ważona w sumieniu posła Celińskiego. Widocznie na jego sumienie składają się inne wartości niż moje - podsumowuje Miodowicz.
Specjaliści od "mokrej roboty"
Niejasne stosunki między Celińskim a Markiem Dochnalem to niejedyna sensacja, jaka może zdominować dzisiejsze posiedzenie komisji. Jeśli tylko świadek zechce odpowiadać na pytania, na pewno zostanie zapytany o ściśle tajne fragmenty stenogramów z podsłuchów z 2002 r. Ogromna część stenogramów została przekazana komisji śledczej jako jawny dokument, ale cztery strony opatrzono klauzulą "ściśle tajne", zalakowano i złożono w tajnej Kancelarii Sejmu. Na tych czterech stronach - ustaliliśmy w kilku źródłach - Marek Dochnal miał powiedzieć, że w latach 1996 - 1997 dotował jedną z fundacji, w której "wykonuje się mokrą robotę". Z dalszych zapisów wynika, że miałaby to być fundacja związana z ośrodkiem prezydenckim.
Przesłuchają go w sądzie
D. zostanie przepytany przez posłów wyjątkowo w gmachu sądu, bo Sejm nie dysponuje odpowiednią salą, w której bezpiecznie można przesłuchiwać osoby aresztowane. - Świadka powinno się rozkuć. A kto mi pomoże, gdyby coś wywinął? - pyta szef komisji Józef Gruszka.
Na prośbę prokuratury przesłuchanie będzie zamknięte dla prasy, prokuratura obawia się bowiem, że ujawnienie niektórych faktów mogłoby zaprzepaścić dotychczasowe ustalenia śledztwa.
Źródło: [url=http://www.rzeczpospolita.pl/gazeta/wydanie_050305/kraj/kraj_a_5.html] Rzeczpospolita - Luiza Zalewska[/url]
skojarzenia :
cracovia- pasy
pasy- psy
psy- buda
buda-piec
piec- nic.
Cześć, wygląda na to, że interesuje Cię ten temat!
Kiedy utworzysz konto, będziemy w stanie zapamiętać dokładnie to, co przeczytałeś, dzięki czemu możesz kontynuować dokładnie w miejscu, w którym skończyłeś. Otrzymasz również powiadomienia, gdy ktoś Ci odpowie. Możesz także użyć „Lubię to”, aby wyrazić swoje uznanie. Kliknij przycisk poniżej, aby utworzyć konto!
Aktualnie przeglądający (1 użytkowników)
Goście (1)