brameczki z meczu z KSP juz mozna spokojnie sciagac
zapraszam na ;-)
-
-
Cracovia - Polonia 2:1
Gizmo jest WIEKI....Na meczu przeoczyłem tą bramkę,za to na kompie oglądałem ją już ze 30 razy :- P....
PRZYBYŁEM - ZOBACZYŁEM - CRACOVIA ZWYCIĘŻYŁA
POZDRO Z JAWORZNA
TYLKO PASY!!!
POZDROWIENIA DLA PASÓW OD SCYZORÓW
FAJNY MECZ SPOKO ATMOSFERA I FAJNIE BYŁO
DZIEKI ZA UGOSZCZENIE
POZDRO
W pomeczowych opiniach zwracano uwagę na to, że przyjaźń pomiędzy Cracovią i Polonią nie przeszkodziła obu zespołom pokazać na boisku jak wygląda gra na pograniczu faulu. W Krakowie oczywiście dostrzegają głównie tę nadmierną ostrość w grze polonistów, ale trener Wojciech Stawowy nie kryje, że jego piłkarze nie byli dłużni rywalom w tej ostrości nawet na krok.
- Wiadomo jaki styl prezentuje Polonia, więc jeżeli chcieliśmy z nimi nawiązać walkę, to musieliśmy na ich ostrość w grze odpowiedzieć nie mniejszą ostrością - mówi Wojciech Stawowy. - Na pewno graliśmy agresywniej niż zazwyczaj, ale daleki jestem od stwierdzenia, że ta gra była brutalna. Po prostu tak wygląda walka o punkty.
- W tej walce niektórzy się zapominali. Pan dostrzegł takie symptomy u Drumlaka i stąd ta jego zmiana?
- Paweł pierwszą kartkę może i dostał niesłusznie, ale potem miał takie starcie, że absolutnie na karę zasługiwał. Bałem się, że w ferworze walki trochę zagotowała mu się głowa, a nie chciałem byśmy znów kończyli mecz w dziesiątkę. Dlatego podjąłem decyzję o zmianie, z czym zresztą Paweł nie mógł się pogodzić. Emocje wzięły u niego górę, ale myślę, że jak na spokojnie spojrzał na sprawę, to musi przyznać mi rację.
- Właściwie wszystkie piątkowe zmiany były wymuszone. Drumlaka zdjął pan z boiska w obawie o to, by nie zrobił tego sędzia, a Baran i Dudziński nie wytrzymali "polowania" na kości.
- Może to za ostre stwierdzenie. Ale rzeczywiście uraz Barana wyglądał bardzo źle, podejrzewano pęknięcie kości strzałkowej, na szczęście wszystko skończyło się tylko na silnym stłuczeniu. Dudziński dostał w oko i ma zarysowaną rogówkę. Mamy teraz przerwę od ligi, obaj powinni wydobrzeć na czas.
- Te przerwy trochę destabilizują prace nad utrzymaniem formy. Tym większy żal, że nie udało się awansować w Pucharze Polski...
- Puchar na pewno pozwoliłby zachować ciągłość gry. Ale akurat ta przerwa jest nam bardzo potrzebna, wreszcie będzie można wszystkich doprowadzić do pełnej sprawności. We wtorek jedziemy na zgrupowanie do Wisły, a na sobotę przewidziałem sparing z Odrą Wodzisław.
- Na ławce rezerwowych usiadł w piątek Piotr Świerczewski. Jest to ukłon w jego stronę czy kolejny krok zbliżający go do gry?
- Przed tym meczem odbyłem długą rozmowę z Piotrem. On musi się określić czy chce odejść czy też walczy o miejsce w zespole. Jeżeli ktoś gwarantuje mu grę od zaraz, to ja na siłę nie będę go zatrzymywał. Ale jeżeli wykaże jeszcze trochę cierpliwości, to naprawdę jest coraz bliżej zespołu. Gdy wróci do pełnej dyspozycji, zrzuci trochę z wagi, to jego doświadczenie może być dla nas bardzo cenne. Ale ja też muszę mieć jasność sytuacji, czy pracujemy z nim z myślą o Cracovii, czy też on tylko blokuje miejsce innym. Wolałbym, żeby to była praca na konto naszej drużyny.
Źródło: Gazeta Krakowska - JK
Ten tekst Stefana Szczepłka z dzisiejszej "Rzepy" zasługuje moim zdaniem na szersze rozpropagowanie. Może także w "Teraz.Pasy" ?
==
STEFAN SZCZEPŁEK Z KRAKOWA
Mecz Cracovii z Polonią Warszawa był pierwszym spotkaniem tych drużyn w ekstraklasie od 52 lat. Żyjący w przyjaźni kibice obydwu klubów usiedli obok siebie. Trybunę honorową zajęli znani ludzie, a uroczystości przypominały o galicyjskich tradycjach futbolowych, mających blisko sto lat. Czegoś takiego w polskiej piłce zawodowej jeszcze nie było.
Po raz ostatni w I lidze Polonia i Cracovia grały we wrześniu i listopadzie 1952 roku. W Warszawie wygrały Czarne Koszule 2:1. Jedną z bramek strzelił aktor Teatru Polskiego Marian "Makuś" Łącz, a drugą inżynier Andrzej Zelenay. W Krakowie zwyciężyły Pasy 3:0. Oficjalnie Polonia była wtedy Kolejarzem, a Cracovia - Ogniwem. Mało tego, w tym samym roku grupa aktywistów robotniczych wyszła z oddolną inicjatywą przekształcenia Ogniwa w terenowe koło sportowe Stal przy kombinacie im. Lenina - Nowa Huta i tylko cudem udało się tego uniknąć. Być może dzięki temu Cracovia nie odeszła w przeszłość, z której udałoby się klub reanimować dopiero po przemianowaniu huty Lenina na Sendzimira.
Nawet PZPN wtedy nie istniał. Zastąpiła go Sekcja Piłki Nożnej Głównego Komitetu Kultury Fizycznej. Wszystko po to, żeby zbliżyć się do Kraju Rad. W lecie 1952 hasło spartakiady ludowego Wojska Polskiego brzmiało: "Celny strzał to twój udział w walce o pokój". Ksiądz Karol Wojtyła był jeszcze wikarym w Niegowici, a może już w kościele św. Floriana w Krakowie. Kto wie, może oglądał mecz z Polonią, ale raczej nie, bo jego termin wyznaczono na Dzień Zaduszny.
Polonia została skazana na powolną śmierć w Warszawie, gdzie liczyły się wojskowa Legia i milicyjna Gwardia. Cracovia musiała stracić swoją pozycję na rzecz sąsiadki z drugiej strony Błoń, której do historycznej nazwy Towarzystwo Sportowe Wisła dodano przymiotnik - Gwardyjskie. Jesienią 1952 roku Jerzy Pilch miał niecałe trzy miesiące, a Macieja Maleńczuka i Nigela Kennedy'ego nie było na świecie.
W piątek te wspomnienia wróciły. Ponad 250 kibiców Polonii, którzy przybyli do Krakowa specjalnym pociągiem, piło wspólnie z kibicami Cracovii piwo w barze pod stadionem. Połączyła ich, oprócz tego piwa, tradycja i wspólne losy klubów prześladowanych. Cracovia wydała z okazji meczu trzykolorowy biało-czerwono-czarny szalik z herbami obydwu klubów. Na środku boiska rozłożono olbrzymią koszulkę Cracovii, a poniżej - równie duży herb Polonii. Spiker przypomniał, że czarny kolor warszawskiego klubu, to znak żałoby za utraconą wolnością Polski. Prezes Cracovii prof. Janusz Filipiak i honorowy prezes Polonii Jerzy Piekarzewski wymienili się na środku boiska szalikami. Wychodzącym na boisko piłkarzom towarzyszył transparent: "Są dwa koronne kluby - Cracovia i Polonia".
Kazimierz Górski, który po południu, w klubie dziennikarzy Pod Gruszą podpisywał swoją książkę, powitany został na stadionie burzą braw. Jerzego Pilcha już nie witają, ponieważ on stanowi integralną część Cracovii. Poza tym z Pilchem jest pewien problem - kiedy pisarz przyjeżdża, Cracovia przegrywa. Dopiero w piątek wygrała i Pilch odetchnął. "Ale w drugiej połowie ciężko było" - powiedział drżącym głosem. Leszek Mazan pytał mnie: "A wiem pan, że członkiem sekcji kolarskiej Cracovii był Roman Polański?". Zrewanżowałem się: "A wie pan, że pływanie i boks uprawiał w Polonii Janusz Głowacki?".
Niedawno przed meczem Cracovii dał koncert Nigel Kennedy. W piątek Maciej Maleńczuk zaśpiewał ze środka boiska klubowy hymn, do którego napisał słowa i muzykę: "Cracovia i jej barwy dwie, Cracovio po prostu kocham cię, Cracovia, cóż bardziej polskie jest, niż twoja czerwień i biel" - ten refren śpiewał z nim cały stadion. Po Maleńczuku trębacz z wieży mariackiej zagrał hejnał i dopiero wtedy rozpoczął się mecz.
Z trybun słyszeliśmy doping raz dla jednych, raz dla drugich. Sędzia był beznadziejny. Cracovia wygrała 2:1, a kibice znów razem poszli na piwo.
Źródło: Rzeczpospolita (18.10.2004)
Jerzy Pilch dla "Życia Warszawy"
==
- Po raz pierwszy w życiu widziałem pierwszoligowy mecz Polonii z Cracovią - przyznał Jerzy Pilch, urodzony w roku, w którym oba zespoły zagrały w ekstraklasie po raz ostatni (czyli w 1952). - Szkoda tylko, że przyjazne stosunki między klubami wpłynęły negatywnie na poziom meczu. Po świetnym spotkaniu z Wisłą piłkarze Cracovii byli trochę rozprężeni.
Bałem się, że swoją obecnością na trybunach przyniosę Cracovii pecha. Prawie przyniosłem (śmiech). Przy stanie 2:1 truchlałem, że coś się stanie. Po raz kolejny przekonałem się, że "przyjacielskie mecze" nie mają odpowiedniej temperatury. W futbolu musi być wróg. Gdy czuje się krew w powietrzu, emocje sięgają zenitu. Tak jak na Reymonta (siedziba stadionu Wisły - przyp. red.). Dzisiaj, gdy przyjacielska atmosfera udzieliła się piłkarzom, gra była nijaka. Szkoda... - zakończył znany pisarz i publicysta.
Rozmawiał: Maciej Białek
Źródło: [url=http://www.zw.com.pl/apps/a/tekst.jsp?place=zw2_a_ListNews1&news_cat_id=13&news_id=50050]Życie Warszawy[/url]
Niniejszym oświadczam, że życzę sobie zawsze takiej beznadziejnej gry Pasów, jak w piątek i takich beznadziejnych bramek jak Gizmowatego!
:)))))
[...]
Epokę PRL oba kluby zniosły troszkę inaczej. Cracovii udało się spędzić kilka sezonów w piłkarskiej ekstraklasie i chyba głównie dzięki temu cały czas stała za nią połowa starego Krakowa. Gorzej, że już w latach 90. legenda Cracovii padła łupem hochsztaplerów, którzy doprowadzili klub do dramatycznego kryzysu organizacyjnego. Polonia szybko zaginęła w zupełnie nowej Warszawie blokowisk, ale za to po roku 1989 równie szybko skorzystała z dynamiki stołecznego miasta i znalazła się na powrót w piłkarskiej lidze.
Dziś "Czarne Koszule" wprawdzie mają na koncie nowe tytuły, ale wciąż o wiele mniej kibiców niż Legia i coraz to nowe kryzysy finansowe. Na Cracovii stadion bywa niemal tak pełen jak na Wiśle, ale to dopiero pierwszy rok w ekstraklasie.
[...]
Źródło: gazeta.pl - Kamienny [Felieton kibica Polonii]
Piotr Giza. Powrót do korzeni
Eksreprezentanci w barwach Cracovii to dziś żadna nowość. Lista tych, którzy w przeszłości ubierali koszulkę z orzełkiem, dziś zaś przywdziewają trykoty w biało-czerwone pasy, jest długa: Kazimierz Węgrzyn, Piotr Świerczewski, Marek Citko, nawet Paweł Drumlak. Mało kto wie, że jest jednak w Cracovii i inny reprezentant kraju. Zagrał w niej nawet w międzynarodowym turnieju we Włoszech. Nie była to jednak kadra narodowa, ale reprezentacja... polskich amatorów. Taki był bowiem oficjalny status zespołu, złożonego z najlepszych zawodników III i IV ligi z terenu Małopolski, który reprezentował nasz kraj w organizowanej pod auspicjami UEFA rywalizacji "RegionŐs Cup". To wtedy zapewne nazwisko Piotra Gizy po raz pierwszy pojawiło się w mediach ogólnopolskich. Od minionego piątku 24-latek spod Wawelu jest już - trudno nie użyć tego pojęcia - gwiazdeczką naszej ekstraklasy. Wszystko za sprawą przepięknej akcji - minął w niej bodaj pięciu zawodników Polonii Warszawa - zakończonej golem.
- I liga była dla mnie czymś zupełnie nowym. Gdzież tam jeszcze kilka lat temu mogłem przypuszczać, że kiedyś w niej zagram... Do dziś zresztą na każde spotkanie wychodzę z dużą tremą - mówi Piotr Giza, który po dziewięciu kolejkach jest w Cracovii zawodnikiem niezastąpionym. Rozegrał wszystkie dotychczasowe mecze I-ligowe w pełnym wymiarze czasowym. Trener Wojciech Stawowy - jak widać - ma pełne zaufanie do tych ludzi, z którymi przeszedł długą drogę od III ligi do ekstraklasy. - Były chwile zwątpienia po trzech porażkach z rzędu. Ale trener wierzył w nas niezłomnie. Nie zmienił składu, nie zmienił sposobu gry. No i wreszcie "się przełamało" - uśmiecha się Giza.
A pokusę szkoleniowiec "pasów" musiał mieć wielką. Przecież do miejsca w środku pola - w którym Giza dzieli miejsce ze swym przyjacielem, Arkadiuszem Baranem - jest w Cracovii wielu chętnych. Chociażby wspominani na wstępie reprezentanci: Świerczewski, Citko, Drumlak. - Może nie gram tak dobrze w piłkę, jak oni. Staram się to nadrabiać walką - deklaruje krakowianin. A walczył o pozycję defensywnego pomocnika i w III lidze (z mistrzem Europy juniorów, Dariuszem Zawadzkim), i w II (z byłym reprezentantem "młodzieżówki", Łukaszem Kubikiem). Walkę ma więc rzeczywiście we krwi. Pewnie dlatego, że kiedyś był napastnikiem, potem - ofensywnym pomocnikiem, w "pasach" został jeszcze bardziej cofnięty na boisku. "W czasie" przebywa więc drogę odwrotną do swego starszego o trzy lata brata Marcina, który najpierw był stoperem, a teraz - w Kmicie Zabierzów - jest pomocnikiem. - Graliśmy wiele lat wspólnie w Kablu. Teraz podpowiadam trenerowi Stawowemu, że jest "taki zdolny chłopak" w niższej lidze - śmieje się Giza.
Kabel, w którym spędził 9 lat, nigdy nie był filią żadnego z możnych krakowskich klubów. Ale pracowali tam zazwyczaj ludzie związani z Cracovią (pierwszym trenerem Piotra był Maciej Podsiadło, brat Marka, piłkarza "pasów"). Dziś nie ma już klubu, ale jego obiekty służą właśnie beniaminkowi ekstraklasy za bazę treningową. - Wróciłem do korzeni - podkreśla zawsze Giza, gdy wkracza na murawę albo do siłowni swej dawnej drużyny.
Co robi w wolnych chwilach? Namiętnie ogląda mecze - zwłaszcza te ze swym idolem, Zinedinem Zidanem. Po drugie - chodzi do kina; ostatnio był na "krakowskiej" z treści i charakteru komedii "Vinci". Po trzecie - adoruje swą dziewczynę Monikę. - Wciąż nieżonaty, ale już nie do wzięcia - śmieje się, rozglądając po krakowskich sklepach za pierścionkiem... Aha - i jeszcze jedno: - Dużo śpię - mówi. W to jednak - patrząc nań na boisku - uwierzyć doprawdy trudno...
(C) Dariusz Leśnikowski, Sport
http://kreator82.w.interia.pl/ksp.AVI
hihi :)
Adriano jak Giza
Zupełnie inaczej wygląda sytuacja Interu Mediolan, który dwa tygodnie temu po dobrej grze zremisował z Romą 3:3, a w niedzielę pokonał Udinese 3:1. Bohaterem spotkania był Adriano. Brazylijczyk strzelił dwie bramki, z których jedna może śmiało kandydować do miana gola sezonu. Napastnik Interu przejął piłkę na własnej połowie, ograł kilku przeciwników i pięknym strzałem pokonał bramkarza gości Morgana de Sanctisa. [...] Fanom Cracovii, jeśli widzieli tę akcję, mogło nasunąć się porównanie do trafienia... Piotra Gizy z piątkowego meczu z Polonią.
Źróło: Przegląd Sportowy - Maciej Kaliszuk
Go Cha:
[i]Adriano przejął piłkę na własnej połowie, ograł kilku przeciwników i pięknym strzałem pokonał bramkarza gości Morgana de Sanctisa. [...] Fanom Cracovii, jeśli widzieli tę akcję, mogło nasunąć się porównanie do trafienia... Piotra Gizy z piątkowego meczu z Polonią.[/i]
Adriano nie próżnuje. Polsat Sport pokazał kilka jego akcji wczoraj w Walencji. Miejmy nadzieję, że tym razem jego wzorem Piotrek też nie będzie zasypywał gruszek w popiele. :-)
==
Historycy piłki długo będą musieli szukać w archiwach ostatniego meczu, w którym Valencia przegrała różnicą czterech goli. Zespół słynący w ostatnich czterech latach z żelaznej obrony, dwukrotny finalista Ligi Mistrzów, zdobywca Pucharu UEFA i urzędujący mistrz Hiszpanii był całkowicie bezradny wobec Interu. Do przerwy było 0:0, ale w drugiej połowie włoski zespół starł Valencię na miazgę. [b]Szalał Adriano, o którym już teraz można powiedzieć, że jest jednym z najlepszych napastników świata. Jaka szkoda, że golem nie zakończyła się jego akcja, w której, będąc w pełnym biegu, stanął na piłce i natychmiast zagrał piętą między nogami Davida Navarro, by strzelić następnie z ostrego kąta w boczną siatkę. Ten zwód powinni oglądać do znudzenia wszyscy, którym się wydaje, że są nieźle wyszkoleni technicznie.[/b]
źródło: Rzeczpospolita - kg
8 dni później
Poniżej dotyczące sędziowania tego meczu fragmenty felietonu Stefana Szczepłka w dzisiejszej "Rzepie". I uogólnienia...
==
Golenie, strzyżenie
Koledzy z dziennika "Fakt" chwycili za gardło osobnika, znanego w środowisku piłkarskim jako "Fryzjer", od zawodu, jaki wykonywał, nim stał się jednym z najbardziej odrażających typów polskiego futbolu. Redaktor Dariusz Łuszczyna dokonał prowokacji dziennikarskiej, w wyniku której złapał "Fryzjera" na próbie wręczenia łapówki.
To jest bardzo ładna historia, a będzie jeszcze ładniejsza, jeśli skończy się dożywotnim zakazem działalności tego osobnika w sporcie. Niestety, może to się okazać niemożliwe, ponieważ nie pełni on formalnie żadnych funkcji. Można powiedzieć, że jest niezależnym lobbystą, wiążącym się z tymi, którzy więcej zapłacą, ze szczególnym uwzględnieniem środowiska sędziów piłkarskich i ich kwalifikatorów. [...]
Niedawno, na meczu Cracovii z Polonią, widziałem sędziego, który nie umiał sędziować. To nawet w naszej ułomnej lidze jest zjawiskiem niecodziennym, więc spojrzałem na nazwisko arbitra - Marek Ryżek z Wielkopolskiego OZPN.
- Skąd on się wziął? - spytałem szefa polskich sędziów Janusza Hańderka.
- To protegowany "Fryzjera". Nic nie mogę na to poradzić, bo jestem od niedawna - usłyszałem w odpowiedzi.
Kiedy powiedziałem o tym znajomemu, pracującemu w Wiśle Kraków, wcale nie był zdziwiony.
- Ryżek? Aa, to ten od "Fryzjera".
Bliski znajomy "Fryzjera", Wiesław K. był kwalifikatorem na tym meczu i wystawił Ryżkowi ocenę dobrą.
Takie teksty o "Fryzjerze" jak ten w "Fakcie" nie mogłyby się ukazać w "Przeglądzie Sportowym" w niezbyt odległych czasach poprzedniego kierownictwa, a i próżno by ich szukać w dzisiejszej "Piłce Nożnej".
Pozostaje pytanie bez odpowiedzi - jak potraktować tych wszystkich, którzy latami żyli z "Fryzjera"? Czy tylko dziennikarze muszą wyjmować kasztany z ognia?
Źródło: [url=http://www.rp.pl/gazeta/wydanie_041029/sport/sport_a_3.html]Rzeczpospolita[/url]
Cześć, wygląda na to, że interesuje Cię ten temat!
Kiedy utworzysz konto, będziemy w stanie zapamiętać dokładnie to, co przeczytałeś, dzięki czemu możesz kontynuować dokładnie w miejscu, w którym skończyłeś. Otrzymasz również powiadomienia, gdy ktoś Ci odpowie. Możesz także użyć „Lubię to”, aby wyrazić swoje uznanie. Kliknij przycisk poniżej, aby utworzyć konto!
Aktualnie przeglądający (1 użytkowników)
Goście (1)