Niemiecki przemysł obronny otrzymał zamówienie warte ponad 200 mln EUR na dostawy amunicji do armat średniokoalibrowych do bojowych wozów piechoty do jednego z państw europejskich. Dostawy zaplanowano na lata 2023-2025
Nie ujawniono jakie typy amunicji zostały zamówione. W ofercie niemieckiego przemysłu znajduje się szereg rodzajów amunicji do armat automatycznych średniego kalibru od 20 do 35 mm (dla bwp Marder, Puma lub wozów przeciwlotniczych Gepard). Ponadto oferowana jest amunicja czołgowa kal. 105 mm (dla czołgów Leopard 1) i 120 mm (dla Leopardów 2) i artyleryjska kal. 155 mm.
Nie można wykluczać, że amunicja została zamówiona przez Ukrainę (poprzez finansowanie z innych państw) lub inne państwo ją wspierające, próbujące odbudować zapasy amunicji
-
-
WOJSKOWOŚĆ
@-Robert-#53 możesz podesłać rysunek takiego jelczowego dywizjonu, bo nie wiem czy się rozumiemy?
@Hrabia#3138 nie pisałem o Patriotach tylko o małych mobilnych zestawach.
Wszędzie gdzie czytam o Miecznikach, chwali się głownie to, że się dobrze bronią, ale IMHO, one mają bronić polskiego wybrzeża i przestrzeni powietrznej a nie "się".
- Edytowany
Małe, mobilne zestawy nie zapewnią takiej ochrony jak baterie Patriot lub Fregaty (wykrywają cel później i mają rakiety krótszego zasięgu do zestrzelenia celu).
Fregaty "Miecznik" będą w stanie zarówno się bronić jak i bronić polskiego wybrzeża, oraz atakować cele na morzu i na lądzie. Mają mieć 16 rakiet manewrujących do zwalczania okrętów nawodnych, 128 rakiet do zwalczania celów powietrznych (samolotów, dronów, rakiet) i atakowania przeciwnika na lądzie (proporcja rakiet jednych i drugich może być dowolna) oraz dodatkowo lekkie torpedy do zwalczania okrętów podwodnych (nie wiem w jakiej ilości). Do tego mają mieć 3 działa okrętowe. Do wykrywania celów fregaty będą miały 2 radary (jeden do wykrywania celów morskich, a drugi powietrznych) oraz 2 sonary do wykrywania okrętów podwodnych (jeden pokładowy, drugi holowany za fregatą). Dodatkowe plusy - fregaty będą mogły przebywać do 30 dni ma morzu bez zawijania do portu. Będą miały helikopter na pokładzie i motorówki, oraz możliwość transportu komandosów gdyby zaszła potrzeba akcji komandosów przeciwko jakiemuś statkowi np. podejmującemu działania hybrydowe.
Tu jeszcze polemika komandora rez. Mirosława Ogrodniczuka z raportem, z którego wynikało, że fregaty mogą bronić tylko siebie:
https://www.dziennikzbrojny.pl/artykuly/art,2,4,11161,armie-swiata,wojsko-polskie,morska-tarcza-moze-obronic-sie-sama
Generał broni Piotr Błazeusz, I zastępca Szefa Sztabu Generalnego WP i prof. dr hab. Grzegorz Wrochna, prezes Polskiej Agencji Kosmicznej oraz generał James Dickinson, dowódca Wojsk Kosmicznych USA podpisali polsko-amerykańskie porozumienie o współpracy wojskowej w kosmosie.
Umowa, podpisana podczas 38. Sympozjum w Colorado Springs zapewni wymianę informacji dotyczących Świadomości Sytuacyjnej w Przestrzeni Kosmicznej, w ramach tzw. USSPACECOM Data Sharing Programme. Umożliwia ono zwiększenie bezpieczeństwa i stabilności, a także zrównoważony rozwój operacji w domenie kosmicznej.
Miejsce, podczas którego podpisano dokument, jest nieprzypadkowe – 38. Sympozjum Kosmiczne to najważniejsze międzynarodowe wydarzenie, dotyczące polityki i programów kosmicznych, skupiające przedstawicieli sektora rządowego i wojskowego z całego świata. Podczas jego trwania, polska delegacja podpisała ze stroną amerykańską „[i]Statement of Intent on Cooperation in the Space Domain[/i]” - oświadczenie woli współpracy w domenie kosmicznej. Jej usługi obejmują: rozwiązywanie anomalii, wsparcie w zakresie unikania kolizji, ocena koniunkcyjna, wsparcie w zakresie deorbitacji, ponownego wejścia w atmosferę oraz utylizacji, wyjaśnianie zakłóceń elektromagnetycznych i wsparcie startu. To pierwszy tego typu dokument, który tworzy polityczne ramy dla kooperacji obu krajów.
Przy okazji udziału w 38. Sympozjum Kosmicznym w USA, gen. P. Błazeusz spotkał się z gen. J. Dickinsonem dowódcą U.S. Space Command. Rozmowa dotyczyła planów polsko-amerykańskiej współpracy w dziedzinie kosmicznej, a także aktualnego stanu bezpieczeństwa w naszej części Europy, ze szczególnym uwzględnieniem bieżącej sytuacji w Ukrainie.
W ramach [i]Space Chief’s Forum[/i], w którym uczestniczył I zastępca szefa SGWP, rozmawiano o szansach i wyzwaniach w operacjach wielodomenowych i rozwoju zdolności w tej dziedzinie. Poruszono także temat postępującego trendu światowych zbrojeń i rosnącej kreatywności militarnej państw w przestrzeni kosmicznej.
@Hrabia#3138 ten wywiad Wojczala z generałem ciekawy, ale argument, że fregaty są dobre, bo dwóch pilotów, bez wcześniejszego doświadczenia, nie potrafiło umieścić jednej bomby w celu słaby.
Miecznik będzie dobry jak odeprze atak saturacyjny 20 samolotów, które wystrzelą w jego kierunku 100 rakiet, ale tu ciągle kręcimy się wobec jego zdolności defensywnych.
Dalej uważam, że to biały słoń za miliardy złotych, zbędny przy tym jak szwedzka marynarka zamknie środkowy Bałtyk.
Tamta fregata, o której mówił generał Nowak, miała wyłączoną część systemów żeby ułatwić pilotom zadanie, a i tak nie wykonali zadania. Poza tym generał Nowak pewnie ma kontakt z pilotami bardziej doświadczonymi w ćwiczeniach w atakach na okręty, więc gdyby innym, bardziej doświadczonym, szło lepiej to pewnie by o tym wspomniał. Jako pilot nie ma interesu w promowaniu marynarki wojennej.
Do odparcia takiego ataku, o jakim piszesz, fregaty będą miały 128 rakiet. W dodatku mogą manewrować, a samolot nie podejdzie bliżej niż na kilkadziesiąt kilometrów (inaczej niemal na pewno zostanie trafiony), więc jest czas na manewr zanim doleci rakieta, przy prędkości fregaty ok. 55 km/h. Poza tym nawet trafienie w okręt nie oznacza automatycznie jego zatopienia. Zależy w jaką część okrętu się trafi. Większość trafień okrętu przez samolot kończy się tylko jego uszkodzeniem. Łatwiej zatopić przestarzałe okręty rosyjskie, bo część amunicji mają na pokładzie, a nic nie powoduje takiego wybuchu jak trafienie w skład amunicji. W naszych fregatach amunicja będzie w całości przechowywana pod pokładem. Przestarzałe rosyjskie radary na okrętach mają też tylko 25 % skuteczności wykrywania celów w porównaniu do fregat Miecznik (są w stanie widzieć w jednej chwili tylko 1/4 obszaru wokół okrętu, a nasze fregaty widzą w każdej chwili cały obszar dookoła).
Wreszcie, fregaty mają walczyć nie pojedynczo, lecz wspólnie, co zwiększa potencjalnie liczbę rakiet przeciwlotniczych do 3 x 128 = 384. Może ich być mniej, bo zamiast części rakiet przeciwlotniczych, będą umieszczone rakiety do atakowania celów na lądzie. Jeśli każdy okręt będzie miał np. po 20 rakiet do atakowania celów lądowych i po 108 rakiet przeciwlotniczych, to 3 x 108 = 324 rakiety przeciwlotnicze.
Kolejna kwestia. Dlatego mamy pewne zobowiązania w ramach NATO dotyczące marynarki wojennej, bo inne państwa nie mają ochoty brać na siebie całego ciężaru walk na Bałtyku żeby Polacy cwaniaczki nie musieli ponosić żadnych kosztów morskich, a inne państwa żeby ponosiły takie koszty za nich. Dodatkowo, o czym pisałem już kilka razy, Polska nie może się ośmieszać przed całym światem brakiem możliwości odparcia zagrożeń hybrydowych na morzu. Nie możemy się kompromitować brakiem okrętów wojennych, w sytuacji gdy np. rosyjska fregata zablokuje nam handel morski, nie będzie przepuszczać naszych statków handlowych gdzieś na północnym Bałtyku, a telewizje na całym świecie będą mówić o tym, że Polacy nie są w stanie nic z tym zrobić, bo mają tylko kutry przybrzeżne. Żadne zatopienie fregaty nie będzie taką kompromitacją dla Państwa Polskiego jak brak możliwości eskortowania statków handlowych w sytuacji działań hybrydowych przeciwko tym statkom. Zatamowało by to także handel na Bałtyku (9,5 % całości handlu - tak wiem, że wcześniej pisałem błędnie o 85 %, w tym większość dostaw gazu idzie przez Bałtyk).
To stara ruska fregata zablokuje nam handel na Bałtyku? A skąd ona się na tym Bałtyku znajdzie?
Blokada Bałtijska czy Zat. Fińskiej to bedka. A nasze wspaniałe samoloty V generacji pozwolą tej ruskiej łajbie na życie dłuższe niż kilka godzin?
Blokada statku była by działaniem poniżej progu art. 5 NATO, więc nie uruchomiła by tego artykułu. Samolot musiał by zaatakować fregatę, bo w inny sposób nie przełamie blokady, a gdyby trafiona została fregata rosyjska to Polska została by uznana za agresora. Inna sprawa, że chwilę później samolot został by strącony. Otwierając jako pierwsza ogień Polska została by wyizolowana.
Czym zablokujemy porty rosyjskie? Kutrami? NATO nie ma obowiązku pomagać gdy nie zaatakowano Polski, więc to byłby nasz problem. Inne państwa mogły by pomóc, ale nie muszą. Nawet jeśli by pomogły przełamać blokadę to ośmieszenie Polski przed całym światem gwarantowane. Już widzę te nagłówki gazet "Tak wygląda polska flota wojenna" i zdjęcia kutrów.
Natomiast fregata polska mogła by konwojować statek handlowy ustawiając się między nim a okrętem rosyjskim.
Te wszystkie wrogie działania odbywałyby się na wodach duńskich i szwedzkich lub w ich najbliższym sąsiedztwie.
Nie wierzę ślepo w traktaty, ale co do Szwedów to jestem pewien, że nie pozwolą sobie na to, aby Rosja u ich wybrzeży prowadziła takie działania.
Różne rzeczy można napisać o polskiej flocie, ale akurat okrętów do stawiania min nam nie brakuje, a co najważniejsze są to dość nowoczesne jednostki, tak więc nie żadnymi kutrami.
Bałtyk jest płytkim talerzem, budowanie wielkiej floty jest marnotrawieniem sił i środków. Kluczowa dla losów Polski jest równina między Brześciem, a Warszawą.
II RP też budowała wielką flotę, jak na swoje możliwości i czym to się skończyło?
Na wodach międzynarodowych, a nie na szwedzkich lub duńskich. Dlaczego niby Szwedzi mieli by przełamywać blokadę polskich statków handlowych skoro Rosjanie szwedzkie statki by przepuszczali?
Jak te okręty do stawiania min miały by bezpiecznie podpłynąć w pobliże rosyjskich portów? Pod eskortą kutrów? 😉 I jak zareagowała by społeczność międzynarodowa na fakt, że w czasie pokoju Polska używa broni w postaci rozmieszczania min?
Przykład II wojny światowej jest słaby, bo Polska nie miała wtedy sojuszników na Bałtyku, a teraz kilka sojuszniczych państw NATO leży na Bałtykiem. Wtedy też kompletnie inaczej wyglądała walka na morzu, łatwiej było samolotom atakować okręty, bo były strącane za pomocą działek przeciwlotniczych a nie rakiet. Czyli samoloty mogły podchodzić na dosyć bliskie odległości do okrętu.
prawda jest taka że z chwilą przystąpienia Finlandii i Szwecji do NATO Bałtyk dla Rosji przestał istnieć jako akwen na którym ona może cos znaczyć ...
cały Kaliningrad znajduje się w zasięgu naszej artylerii wszelkiego rodzaju więc nawet w Bałtijsku ruska flota nie jest bezpieczna ...
juz teraz w przypadku konwencjonalnego konfliktu zajęcie obwodu kliningradzkiego to dla NATO ledwie kilka dni ...
owszem mogą się tam bronić dłużej jakieś wyizolowane punkty oporu ale bez znaczenia strategicznego ...
wszystko co pływa pod ruska banderą pozbawione dostępu do bałtyckich baz jest stracone ...
natomiast możliwości mieczników polegające na bardzo szybkim przemieszczaniu się i tym samym zajmowaniu pozycji ogniowych wzdłuż całego polskiego wybrzeża jest bardzo ważna ...
i to zarówno w aspekcie defensywnym jak i ofensywnym ...
Rosja planuje zwiększenie liczby swoich wojsk i utworzenie nowych oddziałów przy granicy z Estonią oraz Finlandią - ostrzegł w piątek szef sztabu generalnego Estońskich Sił Obronnych płk Eero Rebo.
[i]Program przewiduje znaczne zwiększenie liczby rosyjskich żołnierzy przy naszych granicach do 2026 roku. Rozpocznie się to prawdopodobnie połączeniem 25. i 138. brygady, które utworzą dywizję. Obie formacje zostały skierowane na Ukrainę i mają doświadczenie bojowe[/i] - powiedział na antenie telewizji ERR Rebo.
Dodał, że wysoce prawdopodobne jest również zwiększenie zdolności artyleryjskich Rosji w okolicy Ługi i w reszcie obwodu petersburskiego.
[b]Mnożenie przez dzielenie[/b]
[i]Zachodni Okręg Wojskowy zostanie podzielony na dwa sektory - jeden będzie odpowiadał za granice z Białorusią i Ukrainą, drugi, w okolicach Petersburga, za Finlandię i państwa bałtyckie. Zmiana strukturalna pozwoli reżimowi Putina wywierać konkretną presję militarną w większej skali[/i] - zauważył Estończyk.
[i]Ogólnie rzecz biorąc, można powiedzieć, że Rosja powraca do formacji wojskowych z czasów sowieckich[/i] - dodał.
To Hrabio zdecyduj się czy my mamy tych sojuszników czy nie, bo w zależności od tego jak Ci to pasuje do argumentacji to ich zauważasz lub lekceważysz.
Mieczników nie ma, a Szwecja i Finlandia są.
- Edytowany
Przecież wyraźnie napisałem, że "Blokada statku była by działaniem poniżej progu art. 5 NATO, więc nie uruchomiła by tego artykułu.". Skoro nie uznano by tego za atak na NATO to dlaczego sojusznicy mieli by interweniować? Sojuszników mamy w przypadku uruchomienia art. 5 NATO, czyli gdyby był atak zbrojny Rosji na Polskę, a nie tylko blokada statków.
Szwecja i Finlandia nie będą wyręczać Polski w przełamywaniu opisanej blokady, zwłaszcza jeśli Polska sama sobie będzie winna z powodu braku floty.
Nie dyskutujemy o braku floty, tylko o wstawianiu wielkich, drogich okrętów na bajoro jakim jest Bałtyk.
Szwedzi, którzy mają kilkakrotnie dłuższe wybrzeże od naszego, na obecną chwilę nie posiadają żadnych fregat.
Dlatego szwedzka marynarka wojenna będzie miała mniejsze możliwości niż nasza w zakresie floty nadwodnej. Ich korwety będą miały trudności w działaniu podczas większych sztormów i będzie łatwiej je zatopić. Natomiast Szwedzi będą mieli więcej od nas okrętów podwodnych.
Z tym, że Szwedzi te korwety mają, a my fregaty mamy mieć.
Nie demonizowałbym tego działania podczas sztormów, jak będzie sztormowa pogoda to i wrogie lotnictwo będzie działało w ograniczonym zakresie.
- Edytowany
Sojusz Północnoatlantycki zdał egzamin w obliczu wojny. Ale napięcia między krajami członkowskimi są duże. I szybko nie znikną.
Tym razem flag państwowych będzie co najmniej 31. Podczas lipcowego spotkania przywódców NATO w Wilnie po raz pierwszy jako pełnoprawny członek organizacji wystąpi Finlandia. Oprócz Stanów Zjednoczonych i Kanady tworzy ją obecnie 29 państw europejskich.
Przystąpienie Finów do Sojuszu to bezpośredni efekt rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Wcześniej przez lata społeczeństwo kraju (mającego ponad 1,3 tys. km granicy lądowej z Rosją) nie paliło się do wejścia w struktury sojusznicze, m.in. dlatego, że nie chciało drażnić wschodniego sąsiada. [i]Atak na Ukrainę był dla nas dużym zaskoczeniem, ponieważ jest zupełnie nieracjonalny. Dla Finów to szok. Stąd ta decyzja[/i] – wyjaśniał rok temu, krótko po ogłoszeniu decyzji o akcesji, Juha Ottman, ówczesny ambasador Finlandii w Polsce. Jego kraj od lat blisko kooperował z NATO, tak więc pod względem militarnym to powiększenie będzie łatwe. Dużo prostsze niż choćby 20 lat temu przystąpienie do Sojuszu Polski i naszych sąsiadów.
[b]Własne granice[/b]
Ta akcesja jest w pewien sposób potwierdzeniem trendu: po latach walki z terroryzmem i zaangażowania ekspedycyjnego, głównie w Afganistanie, Sojusz znów zaczął się skupiać na zabezpieczeniu własnych granic, czytaj: obronie przed zagrożeniem ze strony Rosji. Ta zmiana jest widoczna już od prawie 10 lat, czyli od szczytu przywódców Sojuszu w 2014 r. w Walii – krótko po aneksji Krymu. Dwa lata później, na spotkaniu w Warszawie, podjęto decyzję o utworzeniu batalionowych grup bojowych w Polsce, Litwie, Łotwie i Estonii. Każda z nich liczyła ok. 1 tys. żołnierzy. W tym samym czasie Amerykanie przerzucili do Polski brygadę pancerną.
Już po 24 lutego 2022 r. zdecydowano o utworzeniu kolejnych czterech batalionowych grup bojowych w państwach wschodniej flanki – tym razem są to Rumunia, Słowacja, Bułgaria i Węgry. Pojawiły się także zapowiedzi zwiększenia tych grup w niektórych państwach do poziomu brygady, czyli do 4–5 tys. żołnierzy. Ale skończy się na tym, że w państwach położonych dalej na zachód zostaną przygotowane jednostki, które w razie kryzysu w ciągu kilku dni powinny się pojawić w wybranych wcześniej krajach na wschodzie. Tak ma to funkcjonować np. w przypadku Niemiec i Litwy. Wzór: zdecydowana reakcja Amerykanów na rosyjską agresję – oprócz wspierania niebędącej członkiem NATO Ukrainy przerzucili na wschodnią flankę kilka tysięcy żołnierzy. Do Polski trafiło kolejnych 5 tys. mundurowych zza Atlantyku, a baterie systemu Patriot strzegące lotniska w Rzeszowie są obrazkiem wręcz symbolicznym.
Widać także, że zmienia się to, jak Sojusz traktuje odstraszanie. Tak tłumaczył to na naszych łamach dr Wojciech Lorenz z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych: [i]To koncepcja zakładająca, że przeciwnika mającego cele polityczne, które może próbować realizować za pomocą siły militarnej, można do tego zniechęcić. A można to zrobić na dwa sposoby. Po pierwsze, przez pozbawienie korzyści, spowodowanie, że rywal nie będzie w stanie np. wejść na nasze terytorium lub zostanie z niego szybko wyrzucony. Po drugie, można odstraszać poprzez kary, nałożenie nieakceptowalnych kosztów, co łączy się z odstraszaniem jądrowym[/i].
Przez ostatnie lata na wschodniej flance Sojusz bazował raczej na koncepcji odstraszania poprzez karę. Ciche założenie było takie, że w razie czego będziemy odbijać zajęte tereny. Wojskowi mówili wprost, że np. państw bałtyckich bronić będzie bardzo trudno. By ułatwić decyzję polityczną o przyjściu z pomocą innym sojusznikom, na wschodniej flance utworzono właśnie batalionowe grupy bojowe. Miały one działać na zasadzie „angażującego potykacza”. W wypadku agresji Rosji i śmierci choćby jednego żołnierza rządowi danego kraju byłoby trudno przejść nad taką sytuacją do porządku dziennego. Teraz trwają przygotowania, by wojsk przeciwnika na terytorium krajów członkowskich nie wpuścić, by móc go od razu odeprzeć.
Efektem wywołanej przez Rosję wojny jest kolejne zwiększanie wydatków na obronność, przynajmniej nominalne. I deklaracje, że ten proces jeszcze przyspieszy. Być może na szczycie w Wilnie padnie zobowiązanie, że wydatki na obronność na poziomie 2% PKB to niezbędne minimum, a nie cel, do którego państwa członkowskie powinny dążyć (do czego już się zobowiązały na szczycie w Walii). Zapewne zostaną również przedstawione plany nowego modelu sił, czyli przeorganizowania wojsk sojuszniczych i znaczącego podniesienia poziomu ich gotowości, co poprawi zdolności państw sojuszniczych do reagowania na zagrożenie.
Tu tweet jak NATO zdaje egzamin
https://twitter.com/BartosiakJacek/status/1652544600689524738
Ministerstwo obrony Litwy w ramach wzmacniania systemu obrony narodowej zamierza zrealizować inwestycje w rozbudowę zapasów amunicji różnych kalibrów. Przewiduje na ten cel wydatkowanie 3,1 mld EUR (14,2 mld PLN), co ma stanowić co najmniej 12% rocznych budżetów obronnych w ciągu najbliższej dekady.
Zdaniem ministra obrony Arvydasa Anušauskasa, budowa zapasów amunicji jest jednym z priorytetów w ostatnich latach. Z roku na rok poświęcane jest temu zagadnieniu coraz więcej uwagi, czego powodem są zmiany w środowisku bezpieczeństwa. Wpływ na budowę zapasów ma też modernizacja techniczna i pozyskiwanie nowych systemów uzbrojenia produkcji Zachodniej. Wśród głównych zakupów wymieniane są systemy przeciwlotnicze NASAMS, zestawy rakietowe HIMARS, armatohaubice samobieżne PzH 2000 i CAESAR, kbwp Vilkas, pojazdy opancerzone JLTV, bsl i inne. Sprzęt ten wymaga zakupów nowej amunicji.
Większość pozyskiwanych przez Litwę zapasów to amunicja, która stanowi 90% zakupów. Pozostałe 10% to sprzęt inżynieryjny i materiały wybuchowe. Trzy czwarte amunicji stanowi zaś amunicja do kluczowych środków rażenia. Pod względem zakupów rekordowy był dla Wilna 2022, kiedy na amunicję wydano 18,3% budżetu (w porównaniu do 11,2% w 2020 i 17,7% w 2021). W tym roku będzie to zaś 13,4% budżetu. Zakupy amunicji uwzględniają potrzeby szkoleniowe, jednak zasadnicza część zapasów jest magazynowana
Cześć, wygląda na to, że interesuje Cię ten temat!
Kiedy utworzysz konto, będziemy w stanie zapamiętać dokładnie to, co przeczytałeś, dzięki czemu możesz kontynuować dokładnie w miejscu, w którym skończyłeś. Otrzymasz również powiadomienia, gdy ktoś Ci odpowie. Możesz także użyć „Lubię to”, aby wyrazić swoje uznanie. Kliknij przycisk poniżej, aby utworzyć konto!
Aktualnie przeglądający (2 użytkowników)
Goście (2)