Jestem wprawdzie już zanikającym forumowiczem (otwieram Blog), pozwoliłem sobie jednak stworzyć nowy wątek. Porada u prawnika kosztuje, a tu może ktoś pomóc komuś jeżeli się ktoś zna na rzeczy, bo jest prawnikiem lub biegłym (formalnym lub faktycznym) w jakiejś sprawie. Oczywiście nic tu nie jest zobowiązujące, żeby się ktoś czepiał, że mu złej porady udzielili. Są argumenty za takim wątkiem i przeciw, diecezja o jego kontynuacji należy do Adminów.
[Jak się przyjmie, to następnie założy się wątek "Porady lekarskie" ;)]
-
-
Porady prawne
Fajny pomysl. A adresem bloga sie pochwal, jak juz zalozysz. :)
Nie zapomnijcie o poradach dla gospodyń domowych :D
Dem, jest tu gdzies temat Kacik Kucharek ;)
No to jak nikt nie chce zaczynać, a wręcz przeciwnie, to ja zacznę.
Jak się prawo ustosunkowuje do tzw. autoplagiatu. Moim zdaniem słowo "autoplagiat" jest oxymoronem i absurdem zarazem. Skoro plagiat to kradzież czyjejś własności, no to ja się pytam, jak można okraść samego siebie. Chodzi o to, że ktoś nie cytując powiela wielokrotnie swoje własne dzieło lub jego część. Nie wiem czy to jest karalne, ale jeżeli tak, to byłby to nonsens. To tak jakby np. malarzowi zabraniać namalować 2x lub 3x ten sam obraz. Mój wykład z danej dziedziny, który sam sobie układam, jest też sui generis dziełem naukowym. No to jak ja ten sam wykład, w podobnej postaci wygłaszam 10x, to co, popełniam autoplagiat?
Jest jeden przypadek, kiedy autoplagiat może być rzeczywiście przestępstwem/wykroczeniem czy jak się to tam nazywa. Wydawnictwo życzy sobie, żeby moje dzieło nie było nigdzie dotychczas publikowane i by poza nim nie było publikowane w przyszłości i podpisuję taką umowę. No to jak postąpię niezgodnie z tą umową, na przykład wyślę im text już gdzieś publikowany, albo opubliqję go gdzieś później, no to zrywam umowę, czyli zgodnie z prawem powinni mnie za to ścigać. Logiczne, nie? Wyjaśniać tego nie trzeba. Ale uwaga! Powinni mnie ścigać nie za autoplagiat jako taki, ale za postąpienie niezgodnie z umową!!!!
Inwestor może sobie zażyczyć, by architekt zaprojektował dom, jakiego jeszcze nie było nigdzie (a więc życzenie to dotyczy też tych domów zaprojektowanych przez tegoż architekta). Jeżeli architekt podpisał taką umowę z inwestorem, to nie może projektować domu który już kiedyś zaprojektował. Ale jakim prawem ktoś może zabronić architektowi zaprojektować dziesięć domów różniących się tylko kształtem klamki u drzwi??????
Natomiast dobry smak, poczucie honoru artysty/naukowca to inna sprawa. Oczywiście głupio by było przed kolegami i expertami wykazywać się przez 10 lat tym samym dziełem w 10 lekko zmienionych wersjach, czyli upodabniać się do Jasia Pawlicy (ubecka xywa "Filozof"). Poza tym mogę być oceniany z tego co napisałem, np. przy doktoracie, habilitacji, konqrsie na stanowisko profesora etc. Gdy przedstawię 10 wersji tego samego dzieła różniących się tytułami rozdziałów, to gremium oceniające może mój dorobek odrzucić, mówiąc: Pan to pisze ciągle to samo, więc tak właściwie, to nam pan dał do oceny nie 10 artyqłów, ale jeden.
Ale nawet w tym wypadq, chodzi nie o autoplagiat jako taki, ale o zawartość merytoryczną dzieł. Więc odrzucenie takiego dorobq, to nie jest odrzucenie go za autoplagiatyzm, ale za merytoryczność.
Zresztą autoplagiat może być zrobiony w całkiem słusznej sprawie, ze szlachetnych pobudek i nie musi tkwić w nim zła intencja. Na przykład ktoś napisał artyqł po polsku. Chce go przedstawić publiczności hiszpańskiej. Uznaje, że właściwie nie trza go poprawiać, bo po co, za wyjątkiem pewnych szczegółów. Znając mentalność hiszpanską, pewne różnice pojęciowe między polską i hiszpańską wersją danej nauki, autor dostosowuje artyqł do potrzeb Hiszpanów zmieniając tytuł (na bardziej przyswajalny przez hiszpańską publikę) i 5% textu. Albo jakiś poeta robi przedsięwzięcie happening, jak Opałka, który pisze codziennie kolejne liczby. (Sam doliczyłem pisemnie do 1.000.000, jak ktoś nie wierzy to mu mogę pokazać.) Tenże poeta postanawia wydawać przez całe życie, co miesiąc, w duchu opałkowskim, ten sam wiersz, zmieniając za każdym razem jedną linijkę.
Jeszcze raz podkreślam: nie chodzi mi o kwestię dobrego smaku, użyteczności, poczucia własnej wartości artysty/naukowca. No bo to jest inna sprawa. Chodzi mi tylko o prawo. Jak ktoś może komuś zabronić okraść samego siebie. Czy jak mam taki kaprys, to wolno mi nałożyć na głowę pończochę, podkraść się do mojego własnego domu, wybić szybę i wynieść z niego telewizor? Wolno mi czy nie?
No to querva niech mi ktoś wytłumaczy dlaczego nie mogę sam siebie okradać z mojego własnego dzieła.
Ktoś, kto twierdzi, że autoplagiat jest przestępstwem, musi być nieźle poyebany.
np szachista - kompozytor startuje w konkursie kompozycji szachowej - zadan oryginalnych. powiedzmy, ze wygral, jednak potem okazuje sie, ze juz kiedys publikowal zadanei o tym samym temacie blizniaczo zrealizowane. popelnil wiec autoplagiat i powinien zostac zdyskwalifikowany.
Geoś, jesli coś już było publikowane, zakładam odpłatnie, to w takim razie tzw. majątkowe prawa autorskie już zapewne należą do pierwszego wydawnictwa, bo podpisano już wcześniej umowę o przeniesieniu tych praw, przynajmniej w istotnym zakresie, z twórcy na wydawnictwo.
Autor sobie może siebie cytować, ale płynną jest granica, między całkowitym powieleniem dzieła a cytatem.
Gdyby można byłoby autorowi wszystko z tym dziełem robić, to w ten sposób Pani Rowlings zbyłaby za kupę szmalcu prawa do "Chorego Portiera" na rzecz jednego wydawnictwa a następnie napisałaby jeszcze raz to samo z taką samą akcją ale z użyciem innych słów, napisałaby i spyliła za jeszcze większą górę szmalcu kolejnemu wydawnictwu itd.
Jesli nie ma umowy o przeniesieniu praw albo pisemnego oświadczenia o przeniesieniu takowych na wydawnictwo to można robić absolutnie wszytko i jedynie obawiać się, że kolejny wydawca wytoczy armatki, że przedmiot kolejnej pracy nie jest już unikatem.
bylem niedawno w Stambule. mialem ze soba przewodnik Bezdrozy sprzed paru lat. przed odlotem rozważałem kupno przewodnika wydanego w tym roku, żeby mieć najświeższe dane. w końcu się nie zdecydowałem, ale zauważyłem, że teraz na rynku są dwa przewodniki po Turcji: Bezdroża (autor: Witold Korsak) oraz Pascal (autor: Witold Korsak).
ciekawe byłoby porównanie obu :)
Jak to jest z zamowieniami przez internet?
Jesli przykladowo zamawiam cos w sklepie internetowym i po ponad tygodniu okazuje sie, ze nie posiadaja danej rzeczy w magazynie to mnie jako kupujacego to raczej nie powinno obchodzic, tak? Tymbardziej, ze transakcja zostala zawarta i za towar zaplacilem :>
233 dni później
poszukuje osoby ktory zna sie na prawie bankowym, powiedzmy, nie wiem jak to nazwać, sprawa mocno osobista związana właśnie z bankami, prosze o kontakt prv
Napisz do Robinaksc na prv, powinien jeśli nie pomóc to przynajmniej doradzić.
Zapraszam na http://www.kscracovia.com/
w menu po lewej dostępny jest dział: [b]ZNAJ SWOJE PRAWA[/b]
"Prawo do bezpieczeństwa to również prawo do tego, by nie być kontrolowanym, legitymowanym, jeżeli nie przemawiają za tym usprawiedliwione okoliczności. Legitymowanie jest więc również ingerencją w sferę wolności obywatelskich.
Uprawnienie do legitymowania, a więc sprawdzania dokumentów przysługuje policjantom na podstawie ustawy o Policji. Ustawa stanowi, że policjant ma prawo do legitymowania osób w celu ustalenia ich tożsamości."
1072 dni później
Orientuje się ktoś z Was jak wygląda sytuacja z ubezpieczeniem u osoby uczącej się (przed 26 rokiem życia), zatrudnionej na podstawie umowy zlecenia?
Ma ubezpieczenie z miejsca pobierania nauki.
Dotyczy to każdego rodzaju szkół, czy tylko uczelni wyższych? Na jakiej podstawie lekarz stwierdza, że jestem osobą ubezpieczoną? Czy ubezpieczenie nabywam "z automatu" z racji pobierania nauki, czy muszę powiadomić o tym szkołę?
Na takiej samej podstawie jak masz zniżkę na przejazdy. Na podstawie ważnej legitymacji, podbitej. W indeksie wbijają ubezpieczenie dodatkowo na ostatniej stronie. Przynajmniej tak było na AGH. W szkole jakoś na początku roku się zawsze płaciło. Chociaż, trzeba się zapoznać z tym jakie okoliczności wystąpienia wypadku podlegają ubezpieczeniu bo z tym może być różnie akurat chyba.
Jak w 2000r. miałem operacyjnie składany obojczyk będąc w liceum to nic nie musiałem donosić, chyba tylko pokazałem legitymacje czy podałem do jakiej szkoły chodzę.
Jak idę do lekarza specjalisty to wymagają ode mnie podbitej legitymacji studenckiej i potwierdzenia wpłaty za ubezpieczenie zdrowotne mojej mamy w której książeczkę jestem wbita (w przypadku kiedy rodzic nie ma własnej działalności, to dokument w którym jest potwierdzenie, że jest się osobą ubezpieczoną ten sam który rodzic okazuje idąc do lekarza). Jeśli rodzice nie są ubezpieczeni, to chyba szkoła, jako insytucja powinna wydawać takie zaświadczenia ale własnie... chyba.
Siya przypuszczam, że jesteś studentką dziennej uczelni, w dodatku niepracującą. Jest ten sam przypadek co u ucznia szkoły średniej.
Jak trafiłem do szpitala jako uczeń ogólniaka, to podlegałem ubezpieczaniu rodzica (na podstawie podbitej legitymacji ubezpieczeniowej dla członków rodziny pracownika), ale to jest zupełnie inna para kaloszy, ponieważ jako osoba ucząca się (niepracująca) podlegałem pod świadczenia rodziców.
Sęk w tym, że problem ten dotyczy osoby pracującej. Gdyby była ona zatrudniona na podstawie umowy o pracę w ogóle nie byłoby problemu, ponieważ pracodawca zobligowany byłby do odprowadzania wszystkich składek wynikających ze stosunku pracy.
Natomiast w przypadku umów cywilno - prawnych (umowy zlecenia) zleceniodawca nie musi odprowadzać składki zdrowotnej (ZUS) osobom którym przysługują te świadczenia z innego tytułu (np. stosunku pracy). Podobnie jest z osobami posiadającymi status ucznia / studenta przed 26 rokiem życia.
Ponieważ następuje częściowa deregulacja rynku gazu i powstają nowe przedsiębiorstwa konkurencyjne do PGNIG-e, to mam pytanie czy ktoś się orientuje czy jest legalne że dotychczasowy monopolista dofinansowuje nowe przyłącza nowym klientom? Czy to nie jest sprzeczne z uczciwą konkurencją? Gdzie szukać takich danych?
Wydaje się, że powinno być tak jak z telefonia czy prądem. Wydzielenie spółki odpowiedzialnej za infrastrukturę i za sam gaz. Niestety wszystko to prowadzi do podniesienia rachunków a nie ich obniżki wolnorynkowej. Przecież nowa zarząd musi doić gdzieś kasę. W innym wypadku powinno być to nie zgodne z prawem na chłopski i nie tylko chłopski rozum w stosunku do innych dostawców. Coś mi się kojarzy, że tak samo było na początku wejścia Netii na rynek łączy internetowych które były dzierżawione od TP, a nie spółki operującej infrastrukturą.
Cześć, wygląda na to, że interesuje Cię ten temat!
Kiedy utworzysz konto, będziemy w stanie zapamiętać dokładnie to, co przeczytałeś, dzięki czemu możesz kontynuować dokładnie w miejscu, w którym skończyłeś. Otrzymasz również powiadomienia, gdy ktoś Ci odpowie. Możesz także użyć „Lubię to”, aby wyrazić swoje uznanie. Kliknij przycisk poniżej, aby utworzyć konto!
Aktualnie przeglądający (1 użytkowników)
Goście (1)