Za Gazetą Wybiórczą i www.hokej.net
Pięciu hokeistów Dworów Unii Oświęcim zostało nieoficjalnie oskarżonych o sprzedanie finałowego meczu o mistrzostwo Polski z GKS Tychy. Na trzeci mecz trener Andriej Sidorenko nie wystawił czterech czołowych zawodników.
Finałowa rywalizacja o mistrzostwo kraju jest w tym roku zacięta, ale Unia przegrywa już 0:3. Do mistrzostwa tyszanom brakuje jednego zwycięstwa. W Oświęcimiu wszyscy są w szoku, bo od 1998 r. nieprzerwanie Unia zostawała mistrzem.
Po pierwszych dwóch porażkach (pierwsza po karnych 2:3 w Oświęcimiu, druga w Tychach 2:5) Sidorenko odstawił reprezentantów Polski: bramkarza Tomasza Jaworskiego, czołowego obrońcę Jacka Zamojskiego i napastnika Marcina Jarosa, który w meczu z Gwiazdami NHL dwukrotnie pokonał samego Dominika Haszka. Zabrakło też miejsca dla środkowego pierwszego ataku, 40-letniego Marka Stebnickiego.
Dowiedzieliśmy się, że zawieszenie hokeistów spowodował telefon do klubu od człowieka, który jest przekonany, że cała czwórka sprzedała mecz. - Nikt nikogo nie oskarża, chociaż po analizie kasety wideo z drugiego meczu w Tychach trener miał pewne wątpliwości co do postawy niektórych graczy. Podzielił się nimi z zarządem i poinformował nas o zmianach w składzie - powiedział "Gazecie" prezes Dworów/Unii Kazimierz Woźnicki.
Zapytany o tajemniczy telefon odparł: - Docierają do nas pewne sygnały. Nikt ich nie lekceważy. Podjeżdżały pod klub samochody z Tychów, a ich pasażerowie rozmawiali z naszymi hokeistami w przeddzień meczu. Ludzie to widzą i mówią nam. Ale o czym rozmawiali, tego nie wiemy.
Liderami GKS są napastnik Adrian Parzyszek i obrońca Sebastian Gonera, którzy jeszcze rok temu zdobywali mistrzostwo dla Unii. - Z odejściem Parzyszka i Gonery było tak samo. Działacze GKS zamiast oficjalnie podjąć o nich starania, prowadzili potajemne negocjacje z hokeistami. Później wyszło szydło z worka. Gdyby rozpoczęli rozmowy od ustalenia odstępnego z naszym klubem, to przecież i tak byśmy tych chłopaków puścili, bo niewolnictwa nie ma - dodaje prezes Woźnicki.
Odsunięci hokeiści są rozgoryczeni, choć nikt z klubu nie oskarżył ich oficjalnie o sprzedanie meczu. - Gdyby mi ktoś tak powiedział w oczy, oddałbym go do sądu, ale i tak cała sprawa jest żenująca - denerwuje się jeden z nich. Oficjalnie nie chcą się wypowiadać. - Zawarliśmy dżentelmeńską umowę, że nie będziemy zabierać głosu w tej sprawie - powiedział Jacek Zamojski. - W czwartek w klubie czeka nas spotkanie. Może ono coś wyjaśni.
Andriej Sidorenko
trener reprezentacji i Unii
- Dlaczego odsunąłem tych graczy? Cała czwórka grała najwięcej w każdym meczu, zmęczenie się skumulowało i dałem im odpocząć. Trzeba było szukać wyjścia po przegraniu dwóch meczów. Tomek Jaworski jest obciążony wyjątkowo, bo broni niemal w każdym meczu Unii i w każdym reprezentacji. Zamojski jest w słabszej dyspozycji, po "piątce" Stebnickiego też się więcej spodziewałem. Jaros zawodzi mnie zwłaszcza w grze obronnej. A że ludzie gadają, że chłopaki mecz sprzedali? Niech sobie gadają. Języków im przecież nie utnę, ale nie wierzę w te brednie. Zobaczę po czwartkowym treningu, czy ta czwórka wróci do gry. Muszą grać najlepsi.
Andtrzej Skowroński
prezes GKS Tychy
Gdybym pomyślał, że w sporcie można kupowąć wynik, to bym się w życiu tym nie zajmował. Hasło "sprzedany mecz" brzydzi mnie. Wydaje mi się, że oskarżenia o rzekome sprzedanie biorą się z tego, że jak się nie potrafi wygrać na lodzie, to się szuka pretekstów. Po pierwszym meczu wygranym przez nas w Oświęcimiu prezes Woźnciki oskarżał mnie, że manipuluję kibicami, nazywał ich głąbami. Z całą stanowczością mogę powiedzieć, że jeżeli usłyszę oficjalne stanowisko Unii, że my kupiliśmy mecz, to oddam sprawę do sądu. Poza tym, jeżeli działacze Unii mają dowody, to niech zgłoszą sprawę do proktury. Handlowanie meczami jest przecież karalne.
-
-
Unia Oświęcim umiera
Unia jak nie przekupi sędziego to przegrywa
Smiesza mnie takie stwierdzenia! Nie potrafia sie przyznac do tego ze mieli slbszy sezon ze GKS jest lepszy to wymyslaja jakies bajki! To typowe dla takich prowincjonalnych malomiasteczkowych klubikow bez historii! Nic dodac nic ujac taka jest prawda!
A prawda jest taka ze Puzio j.... Klisiaka!
moralnie już dawno temu umarła !!!
Ha ha ha ha ludziska chyba trzeba się cieszyć, że GKS Tychy zmierza z ogromnych impetem po złoto a Unia płynie!!!
MISTRZ MISTRZ GKS!!!
Bardzo sie ciesze że wreszcie ktos bedzie lepszy hokejowo od Unii (jeśli nie w piatek to w niedzielę ).Bo jeśli chodzi o układy to chyba Unia nie ma sobie równych.Mam nadzieje że GKS wygra i bedzie to początek odrodzenia PLH , które ustawili sobie działacze, w szczególności Woźnicki.
Do boju GKS!!!
[b]Woźnicki, a to dla ciebie z dedykacją...[/b]
[img]http://overkill.superhost.pl/plik/tapety/mini/To_Live.jpeg[/img]
Wiadomość zmieniona (17-03-05 16:24)
Unia Unia szczel se Kunia!!!
EHHE NIE ZDYCHA
dzisiaj juz mniej radykalnie plota 3 po 3 w Wyborczej. Szkod jednak narobili. Wczoraj prawie wszystkie media informowaly o korupcyjnym problemie w lidze hokejowej. Trzeba byc "mialkim na umysle" by takiego smoboja strzelac, sobie , klubowi i calej PLH...
Wiadomość zmieniona (18-03-05 01:08)
Zawodnicy Dworów/Unii chcą oczyszczenia z zarzutów
mb 18-03-2005 , ostatnia aktualizacja 18-03-2005 00:48
Czwórka graczy Unii oczekuje, że klub zdecydowanie oczyści ich z podejrzeń o sprzedanie drugiego meczu finałowego z GKS-em Tychy. W czwartek zarząd klubu spotkał się z hokeistami. W piątek o godz. 18 Dwory/Unia podejmują GKS w czwartym meczu finałowym.
Przypomnijmy: po porażce w Tychach 2:5 do oświęcimskiego klubu zadzwonił kibic i oskarżył hokeistów. Nie miał "mocnych papierów" (widział, jak ludzie z samochodu na tyskich numerach rejestracyjnych rozmawiają z jednym z zawodników), ale klub wziął to za dobrą monetę. Czwórka graczy - bramkarz Tomasz Jaworski, obrońca Jacek Zamojski oraz napastnicy Marek Stebnicki i Marcin Jaros - została odsunięta od trzeciego meczu.
Dowiedzieliśmy się, że Zamojskiemu szefostwo klubu kazało się wynosić, choć łączy go z Unią kontrakt do końca lipca 2005 r. Prezes Kazimierz Woźnicki nie chciał potwierdzić tej informacji. Po wczorajszym spotkaniu, gdy emocje opadły, nikt już nie wyrzucał reprezentanta Polski Zamojskiego. Ale atmosfera w ekipie jest daleka od bojowej. Hokeiści są załamani. - Wyszło na to, że jesteśmy winni, a wcale tak nie jest - powiedział grobowym głosem Jaworski.
A dzisiaj o godz. 18 w Oświęcimiu czwarte starcie o mistrzostwo Polski. Jeśli goście wygrają, będą mistrzem. - Czy odsunięta od poprzedniego meczu czwórka zagra? Przemyślę to. Na treningu prezentowali się dobrze. Jestem za tym, żebyśmy doprowadzili do siódmego meczu - mobilizuje zespół trener Andriej Sidorenko.
Prezes Woźnicki: Gra na niewinność
Michał Białoński: Co Pan powiedział hokeistom?
Kazimierz Woźnicki, prezes Dworów/Unii: Wyjaśniliśmy chłopakom, że zmiany w składzie są spowodowane tylko i wyłącznie argumentami sportowymi. To normalna decyzja trenera i nie ma żadnych podtekstów. W czwartek sytuacja wróciła do normy. Ci, którzy rozsiewają pogłoski o rzekomym sprzedaniu meczu, wyrządzają wielką krzywdę hokeistom.
Ale sami ich odsunęliście!
- Po pierwszym meczu, który przegraliśmy po rzutach karnych, nikt niczego nie mówił. Analiza drugiego spotkania wykazała, że kilku zawodników jest zmęczonych. Dlatego doszło do roszad.
Wczoraj mówił Pan też o "sygnałach", których nie lekceważycie.
- Nadal to potwierdzam. Otrzymujemy różne sygnały od anonimowych kibiców. Nie lekceważymy tych doniesień, ale też nikogo nie obciążamy.
A nie powinniście się od nich odciąć?
- Można powiedzieć, że to robimy. Przecież ludzie plotą różne bzdury. Zauważą, że do kogoś z hokeistów podjeżdża samochód na śląskiej rejestracji i dorabiają sobie do tego całą historię. A przecież to nic nie znaczy. Nawet nasz trener ma samochód kupiony w Bielsku-Białej i ma śląskie numery. Do Tychów jest zaledwie 20 km, więc po Oświęcimiu jeździ wiele samochodów z tego miasta.
Musimy też jednak dmuchać na zimne. We współczesnym sporcie nie brakuje afer. Podkreślam jednak, że my nikogo nie posądzamy. Oskarżenia hokeistów o rzekome sprzedanie meczu to działanie osób spoza klubu. Niech działacze z Tychów nie mają pretensji, że ich pomawiamy, bo akurat o kupienie meczu oskarżają ich osoby, które nie powinny się mieszać do klubu.
Zresztą najlepszym dowodem na niewinność zawodników jest gra. Czy ktoś po trzecim meczu cokolwiek mówił? Przegraliśmy 0:2, była wyrównana walka. Tylko ten drugi wzbudził tyle zastrzeżeń...
Komentarz Michała Białońskiego
Złe języki
Kibice w Oświęcimiu tak bardzo przyzwyczaili się do zdobywania mistrzostwa Polski, że teraz, gdy tytuł się wymyka, nie potrafią tego zrozumieć. Część z nich wypatruje samochodów z Tychów, a jak jeszcze zobaczą zaparkowany w pobliżu domu hokeisty, to już znajdują powód do snucia spiskowych teorii. Jaworski, Zamojski, Jaros, Stebnicki to profesjonaliści w każdym calu. Może im się zdarzyć porażka, ale nigdy nie będzie ona spowodowana pozasportowymi względami.
G.W.
W Tychach zastosowali prostą metodę - chcesz zostać mistrzem, to zmontuj mocny skład. W Oświęcimiu postawili na wariant oszczędnościowy - klasowy, dobrze opłacany trener pracujący z rewolucyjnie odmłodzonym składem
Andriej Sidorenko dokonał cudu, bo w rundzie zasadniczej zdeklasował konkurencję (wyprzedził ją o 10 pkt), ale w finale ligi jego czary trenerskie przestały już działać.
Zadyszka finansowa Unii
Znamiona problemów z pieniędzmi w Oświęcimiu widać było już ponad dwa lata temu. Choć prezes Kazimierz Woźnicki skrzętnie to ukrywał, na fecie po zdobyciu przez Unię Pucharu Polski w grudniu 2002 r. hokeiści skarżyli się dziennikarzom na kilkumiesięczne zaległości w wypłacie premii. Zakłady chemiczne Dwory SA, które są właścicielem hokejowej spółki, w pojedynkę mają kłopoty, żeby utrzymać profesjonalną drużynę, choć dochody hokeistów wahają się na poziomie zarobków przeciętnych drugoligowych piłkarzy (góra 5-6 tys. zł miesięcznie). Budżet gwarantujący walkę o medale wynosi 1,5-2 mln zł. Żaden z zawodników nie może marzyć, że na hokeju zarobi tyle, że do końca życia nie będzie musiał nic robić.
W tej sytuacji Unię zaczęli opuszczać kolejni wartościowi zawodnicy. Do emigracji na masową skalę doszło przed obecnym sezonem. Po zdobyciu siedmiu z kolei złotych medali ekipę mistrzów Polski opuściło ośmiu graczy, w tym czterech kluczowych: napastnicy Leszek i Daniel Laszkiewicz (pierwszy był najlepszym polskim ligowcem, teraz gra w Milano Vipers), Miroslav Javin, Adrian Parzyszek (najlepszy ligowy środkowy) i czołowy obrońca Sebastian Gonera. Dwaj ostatni próbowali uwolnić się z Unii już dawno, w końcu doczekali się tego, że wykupił ich GKS Tychy.
W tej sytuacji struktura Unii była następująca - podstarzali liderzy (pierwszy atak ze średnią wieku 39 lat), druga formacja bazująca na obiecujących Marcinie Jarosie (24 lata) i Mariuszu Jakubiku (23), trzecia to najgorsi od lat obcokrajowcy (załatwieni rzutem na taśmę w trakcie sezonu Michaił Klimin i Jewgienij Młynczenko), a motory napędowe czwartej linii to Wojciech Stachura (23 lata) i junior Sebastian Kowalówka (18). Pod batutą Białorusina Sidorenki młodzież grała bez kompleksów, zrobiła ogromny postęp, ale w walce o mistrzostwo zabrakło jej doświadczenia. Niezniszczalni Mariusz Puzio (39 lat), Waldemar Klisiak (38) i Marek Stebnicki (40) momentami sprawiali wrażenie, jakby byli jak wino, ale czas pracuje na ich niekorzyść.
O wiele słabsi niż w latach poprzednich obcokrajowcy to ogólna tendencja w lidze. Patrząc na rozwój sytuacji w play-off, można dojść do wniosku, że tylko czesko-słowacka para ComArchu/Cracovii Karel Horny - Roman Tomas spełniła oczekiwania. Obok Damiana Słabonia czy Piotra Sarnika ci gracze byli wiodącymi postaciami "Pasów".
Będą jeszcze mocniejsi
Prezes GKS Tychy Andrzej Skowroński to stosunkowo nowa postać w rodzimym środowisku hokejowym. I dobrze, że tacy ludzie się w nim pojawiają. Skowroński systematycznie wzmacniał skład, lokalnemu rywalowi z Oświęcimia podkupił Parzyszka i Gonerę, jeszcze wcześniej zaangażował najbardziej utalentowanych adeptów sosnowieckiej SMS: Artura Ślusarczyka, Sławomira Krzaka i Jarosława Kuca, z USA sprowadził nieźle wyszkolonego, choć nieskutecznego Czecha Robina Bacula. - Te transfery w końcu przyniosły efekt. W przyszłym sezonie będziemy jeszcze mocniejsi - obiecuje Skowroński.
Tychy wygrały w finale, bo były bardziej umotywowane. - Czuliśmy większy głód sukcesu niż koledzy z Oświęcimia. Większość z nich miała kilka tytułów mistrzowskich na koncie. My żadnego. Absolutnie nie satysfakcjonował nas srebrny medal - zauważył Ślusarczyk po pierwszym w historii mistrzostwie dla GKS.
W Tychach ludzie chcą hokeja. Na pierwszy mecz finałowy zabrakło biletów już kilka godzin przed spotkaniem. Ponad dwa tysiące osób odeszło z kwitkiem spod okienka kasowego, a i tak hala pękała w szwach - zasiadł na niej nadkomplet - 4,5 tys. widzów. - Przyjechaliśmy do Tychów dwie godziny po zdobyciu mistrzostwa, bo jeden z kolegów miał kłopoty z oddaniem moczu na kontroli antydopingowej, a i tak czekało na nas z szampanami 4 tys. kibiców - cieszył się Ślusarczyk.
A telewizja chce 20 tys. zł
Szansę na pokazanie emocjonującego widowiska przegapiła telewizja. - Nie wiem, jak to jest, że nie ma transmisji nawet w lokalnej stacji. Przecież to są niepowtarzalne mecze. W Stanach byłoby to nie do pomyślenia - dziwił się wychowanek GKS Tychy Krzysztof Oliwa. - Robiliśmy wszystko, żeby zachęcić telewizję do przeprowadzenia transmisji, ale usłyszeliśmy, że musielibyśmy pokryć jej koszty, czyli 20 tys. zł. Nie mogliśmy sobie na to pozwolić - przyznał prezes Skowroński. Taką samą ofertę z TVP 3 odrzucił ComArch/Cracovia. - To pomieszanie z poplątaniem. Zamiast telewizja nam płacić, to my mamy jej - dziwił się wiceprezes "Pasów" Paweł Misior.
Nadzieja z Krakowa
Drużyna z Krakowa była rewelacją rozgrywek - beniaminek zdobył brązowy medal. To pierwszy sukces hokeistów spod Wawelu po 56 latach. Świetny bramkarz (Rafał Radziszewski), zgrane ataki i perfekcyjne przygotowanie taktyczne to atuty krakowian. Czeski szkoleniowiec Rudolf Rohaczek nauczył ich czeskiego hokeja - cierpliwość i rozwaga w obronie oraz błyskawiczne kontrataki to tajemnica sukcesu.
Pojawienie się w hokeju takich firm jak ComArch to nadzieja na przełamanie niemocy finansowej polskich klubów. Cracovia jest już bogatsza od PZHL. Gdy związek obiecywał za awans do igrzysk (a trzeba było pokonać o wiele mocniejsze Łotwę i Białoruś) 100 tys. zł, prof. Janusz Filipiak (prezes Cracovii i ComArchu) zapłacił swoim hokeistom 150 tys. tylko za przejście ćwierćfinału (wygrana 3:0 z Wojasem/Podhalem Nowy Targ). Za zdobycie brązowego medalu ComArch zapłacił dodatkowe 100 tys. zł. GKS Tychy za mistrzostwo dostanie 150 tys. zł. - Dzięki profesorowi Filipiakowi Cracovia to taka polska hokejowa Chelsea - porównuje Ślusarczyk. - Inne kluby w Europie mają pretensje do Abramowicza, że zawyża stawki, ale prawda jest taka, że dzisiaj bez pieniędzy nie ma sukcesu. Dobrze wiemy, że budżet klubu hokejowego to ledwie jedna dziesiąta czołowego piłkarskiego. W Cracovii chłopaki nie muszą się o nic martwić - ani o sprzęt, ani o wypłaty. Zawodowstwo pełną gębą.
Kilka czołowych klubów ekstraklasy (GKS Tychy, Cracovia, Wojas/Podhale i czwarty w zakończonym sezonie TKH/ThyssenKrupp Energostal Toruń) chcą przeprowadzić rewolucję w organizacji Polskiej Ligi Hokejowej. Właściciel Podhala Wiesław Wojas od tego wręcz uzależnia dalsze inwestowanie w hokej. - Rozgrywki muszą być lepiej przemyślane, żeby gra toczyła się o stawkę, również finansową. Tylko wtedy przyciągniemy na trybuny kibiców - tłumaczy. - Nie może dalej trwać sytuacja, że liga nie ma sponsora tytularnego. W ten sposób marnujemy potencjał - dodaje wiceprezes Cracovii Paweł Misior, który szacuje, że za sprzedanie reklamy tytularnemu sponsorowi każdy klub mógłby zyskać minimum 100 tys. zł. Jak na nasze warunki - całkiem spore pieniądze.
Trener tylko dla reprezentacji
Z kolei PZHL musi przerwać chorą sytuację, że Sidorenko jest równocześnie selekcjonerem reprezentacji i szkoleniowcem Unii. - Na turniej przedolimpijski do Rygi nie zabrał Artka Ślusarczyka, który w walce o mistrzostwo Polski pokazał, że zasługuje na reprezentowanie kraju. Przez takie decyzje kadrowe później przegrywamy nawet ze Słowenią - argumentuje prezes GKS Tychy Andrzej Skowroński.
- Czy walkę o mistrzostwo z Unią traktowałem jak zemstę na Sidorence? - zastanawia się Ślusarczyk. - Raczej nie. Ja i kilku kolegów mieliśmy za to podrażnione ambicje. Chcieliśmy udowodnić, że jesteśmy przydatni polskiemu hokejowi. To była supermotywacja.
Już za niespełna miesiąc przed reprezentacją kolejny ważny sprawdzian - Mistrzostwa I Dywizji w Debreczynie. Jeśli chcemy wrócić do światowej elity, nie możemy zostawiać w domu takich napastników jak Ślusarczyk.
gazeta.pl
Ciąg dalszy tej przykrej sprawy. Za www.hokej.net:
Czterej hokeiści Dworów Unii Oświęcim, którzy zostali pomówieni o sprzedaż finałowego meczu PLH z GKS Tychy, skierowali sprawę do prokuratury.
- Nie wiemy z czyich ust wyszły takie "rewelacje". Niech właściwy organ znajdzie ich autora - stwierdził jeden z zawodników, Marek Stebnicki.
Zawiadomienie o przestępstwie zniesławienia wpłynęło wczoraj do Prokuratury Rejonowej w Oświęcimiu.
Czterej zawodnicy Unii: Stebnicki, Jacek Zamojski, Tomasz Jaworski i Marcin Jaros nie wystąpili w trzecim meczu finałowym z GKS-em Tychy. Dwa dni później prezes klubu z Oświęcimia, Kazimierz Woźnicki, poinformował media o anonimowych doniesieniach telefonicznych, sugerujących, że wymieniona czwórka sprzedała mecz numer dwa.
DO PIEKŁA Z NIĄ HEHE
Niestety nie tylko ta szmata ma problemy
W obozie"mistrza Polski";) też nie za ciekawie
[b]Krajobraz po spadku hokeistów GKS-u Katowice[/b]
W Katowicach rozpacz: po 25 latach nieprzerwanej gry w ekstralidze hokeiści GKS-u zostali zdegradowani. Teraz działacze mocno zadłużonego klubu zastanawiają się, w jaki sposób uratować hokej w stolicy województwa.
Kiedy w poniedziałek po południu rozmawiałem z Jackiem Zającem, nadal płakał. - Łzy lecą mi od niedzieli wieczór i wcale się tego nie wstydzę... Jestem wychowankiem GKS-u i to moja wina, że spadliśmy... Nie wolno było mi puścić tej bramki w dogrywce... Chciałem pokonać sanocką drużynę, graliśmy super... Nie udało się, to jest moja wina... Nie mogłem jej puścić, nie mogłem... - łkał Zając. Było mi go autentycznie żal.
- Jestem w Katowicach zaledwie od kilku miesięcy, ale zdążyłem się zżyć z tą drużyną i miastem. Jestem mocno rozgoryczony tą porażką i nie potrafię w to uwierzyć, jak mogliśmy przegrać, prowadząc rywalizację 2:0. To jest wielki dramat dla każdego z nas. Nigdy wcześniej w życiu nie zdarzyło mi się nic takiego przykrego - stwierdził przygnębiony napastnik Jaroslav Filo.
W najbliższych dniach zbierze się zarząd i podejmie decyzje dotyczące kolejnego sezonu. - To jest sport. Spadliśmy z ligi, ale gramy dalej - zapewnia prezes Tadeusz Burzyński. GKS przegrał mecze o utrzymanie w ekstraklasie z KH Sanok. - Mamy żałobę, to, co się stało, jest po prostu straszne - mówi Dariusz Domogała, kierownik GKS-u. - Kiedy wygraliśmy dwa mecze, byłem przekonany, że zespół wygra jeszcze jedno spotkanie i się utrzyma. Stało się jednak inaczej. Od porażki w czwartym meczu u siebie zaczął się dramat. Przegraliśmy rywalizację o włos - żałuje prezes Burzyński.
[b]Życie na kredyt[/b]
Jeszcze niedawno hokeiści z Katowic rywalizowali z Unią Oświęcim o mistrzostwo Polski, a teraz taki upadek. Co się stało?
Pojawienie się w klubie przed pięcioma laty Burzyńskiego miało być wprowadzeniem do katowickiego hokeja nowej jakości. - Najpierw GKS, a potem cały polski hokej poukładamy jak należy - podkreślał wtedy Burzyński. Mimo trzech prób nie udało się jednak zdobyć mistrzowskiego tytułu. Katowiczanie trzykrotnie zajęli w lidze drugie miejsce (2001-2003), dwa razy zagrali w Pucharze Kontynentalnym. Jednak już wtedy klub żył na kredyt. Kontrakty zawodników nie miały pokrycia, a długi rosły. Nie płacono składek ZUS-owi i Urzędowi Skarbowemu, a także pensji dla zawodników i pracowników klubu. Do dzisiaj z tamtego okresu pozostały kilkumilionowe długi. - Ponoszę za to winę, bo kiedy pojawiłem się w katowickim hokeju, nie znałem realiów i płaciłem zbyt wygórowane pensje. Teraz to się zmieniło, ale jest już za późno - przyznaje Burzyński, podkreślając jednocześnie, że zainwestował w GKS sporo prywatnych pieniędzy. Nie chciał zdradzić ile.
Kryzys sportowy w GKS-ie rozpoczął się po trzeciej, nieudanej próbie zdobycia mistrzostwa Polski. Falowe odejścia hokeistów, którzy nie mogli się doczekać na wypłaty swoich należności, spowodowały, że w zeszłym sezonie GKS szczęśliwie utrzymał się w lidze po zaciętym boju z KTH Krynica. - Teraz wiem, że prywatna osoba, tak jak ja, nie jest w stanie utrzymać klubu hokejowego. To nierealne. Niestety, nie mamy pomocy ze strony miasta. Trzy lata temu podczas finału z Unią Oświęcim prezydent Katowic Piotr Uszok gratulował mi sukcesu i obiecywał pomoc. Niestety, na obietnicach się skończyło - podkreśla Burzyński.
Nieoficjalnie mówi się o konflikcie Burzyńskiego z władzami miasta. Prawdopodobnie kością niezgody jest hotel Olimpijski na zapleczu Spodka, dzierżawiony przez Burzyńskiego, z którego prezes GKS-u jest właśnie eksmitowany.
[b]Zawodnicy bez ambicji [/b]
Podstawowym powodem spadku z ligi była jednak bez wątpienia najsłabsza od kilkudziesięciu lat drużyna, jaką zebrano w pośpiechu, w sierpniu ubiegłego roku. Jeszcze w pierwszych dniach września nie było do końca wiadomo, czy klub w ogóle wystartuje w rozgrywkach. Katowiczanie byli słabsi organizacyjnie i personalnie nawet od biednego beniaminka z Sanoka. W drużynie GKS-u tylko kilku zawodników, z Markiem Trybusiem, Jackiem Zającem, Jaroslavem Filo i Pavlem Mareczkiem na czele, zasługiwało na grę w ekstralidze. - Zrobiliśmy i tak bardzo dużo w tej trudnej sytuacji. Kiedy pojawiłem się w tamtym roku po raz pierwszy, to na treningu miałem zaledwie trzech zawodników. Trudno w takiej rzeczywistości było osiągnąć założony cel, a mimo wszystko byliśmy o krok od tego, żeby się udało - mówi Andrzej Tkacz, trener GKS-u, który powrót z ostatniego meczu z Sanoka przypłacił... poważną kontuzją. - Na jednym z postojów wysiadałem z autokaru i poślizgnąłem się na schodach. Mam bardzo mocno stłuczone mięśnie pleców i nie mogę się ruszać - opowiada trener.
Mimo spadku z ligi Tkacz nadal widzi się w katowickim klubie. Nie wiadomo jednak, czy zarząd klubu będzie chciał przedłużyć umowę z trenerem, który również ponosi odpowiedzialność za spadek drużyny. - Jeżeli udałoby się utrzymać większość tej drużyny, to jest szansa na zbudowanie ciekawego zespołu, który normalnie przepracuje okres przygotowawczy i będzie się liczył w walce o awans. W zespole potrzeba jednak zmian. Nie można w nim trzymać zawodników, na których nie można liczyć, bo nie mają ambicji [wyjazdu na decydujący mecz do Sanoka odmówili Plutecki i Labryga - pierwszy zgłosił niedyspozycję, drugi kontuzję - przyp. red.]. Dla nich nie powinno być miejsca w drużynie - dodaje Tkacz.
[b]Sam nie złoży broni [/b]
W najbliższych dniach zarząd klubu będzie zastanawiał się, w jaki sposób uratować hokej w Katowicach. Dojdzie również do podsumowania właśnie zakończonych rozgrywek. Burzyński podkreśla jednak, że nie ma zamiaru się poddawać i podać do dymisji. - O tym oczywiście zdecyduje zarząd klubu. Sam nie złożę broni, bo wciąż wierzę, że można coś uratować - dodaje. Trudno jednak wyobrazić sobie sytuację, że prezesa odwoła zarząd, który liczy dwie osoby, a jedną z nich jest właśnie Burzyński. Na razie prezes nie chce niczego prorokować, ale wiele wskazuje, że mimo sportowego upadku klub nadal będzie funkcjonował i najzwyczajniej w świecie wkrótce rozpocznie przygotowania do nowego sezonu. - Do spokojnego utrzymania w lidze było potrzebne 700 tys. zł. Niestety, tyle nie mieliśmy, więc spadliśmy. Teraz trzeba szukać możliwości dalszego finansowania klubu - dodaje Burzyński.
Paradoksalnie, właśnie zakończony sezon był pierwszym od wielu lat, kiedy katowicki klub starał się rzetelnie płacić swoje rachunki. Budżet klubu był jednak tak ustalony, że pensje dla hokeistów były naprawdę niskie. - Było tyle, na ile nas stać. Mamy praktycznie uregulowane wszystko. Właściwie to nie mamy długów za ten sezon. Drobne zaległości mamy wobec zawodników, ale z tym wkrótce powinniśmy się uporać - mówi Marta Szymkowska, dyrektorka klubu. Wiele wskazuje, że uda się jednak zatrzymać wielu hokeistów z obecnej kadry, bo mało kto chce zawodników, którzy właśnie spadli z ekstraligi.
[b]W oczekiwaniu na cud [/b]
Żałobną atmosferę, jaka panuje w Katowicach, rozwiała trochę informacja, jaka pojawiła się jeszcze w niedzielę wieczorem. Być może GKS w przyszłym sezonie nadal będzie występował w... ekstralidze! To może sprawić tylko cud, ale taki ma właśnie się zdarzyć podczas środowego spotkania przedstawicieli klubów hokejowych, do którego dojdzie w Krakowie. To właśnie tam może dojść do powiększenia ligi, o którym w środowisku hokejowym mówi się już od dawna. Wtedy GKS mógłby zostać w gronie najlepszych. - Na pewno będziemy głosować za. Bardzo liczymy też na poparcie innych klubów. Jeśli się to nie uda, to po prostu będziemy wszystko budowali od nowa. W pierwszej lidze... - mówi Domogała.
[i]DLA GAZETY
Jan Novotny
były trener GKS-u, z którym trzy razy zdobył wicemistrzostwo Polski
Upadek katowickiego hokeja rozpoczął się już kilka lat temu i jego przyczyny są bardzo złożone. Na pewno zabrakło wsparcia ze strony miasta. To chyba jednak nie przypadek, że tak samo piłkarze z Katowic są na ostatnim miejscu w pierwszej lidze. Kłopoty personalne, organizacyjne i finansowe nawarstwiały się od dawna.
Pełen obaw zasiadłem w niedzielę przed komputerem i obserwowałem relację on-line z decydującego meczu o utrzymanie. Nie chciało mi się wierzyć, ale to naprawdę stało się faktem - GKS spadł z ekstraligi. Nie rozumiem jednak, jak do tego można było dopuścić. Prowadzić 2:0 i przegrać rywalizację 2:3?! Gdzie była mobilizacja ze strony trenera i działaczy? Nie można dopuścić do tego, żeby zawodnicy mieli 'miękkie' nogi, kiedy wystarczy wygrać mecz u siebie. Wiem, że może to zabrzmieć jak przechwałki, ale proszę mi uwierzyć - ja nie dopuściłbym do takiej sytuacji!
[/i]
Cześć, wygląda na to, że interesuje Cię ten temat!
Kiedy utworzysz konto, będziemy w stanie zapamiętać dokładnie to, co przeczytałeś, dzięki czemu możesz kontynuować dokładnie w miejscu, w którym skończyłeś. Otrzymasz również powiadomienia, gdy ktoś Ci odpowie. Możesz także użyć „Lubię to”, aby wyrazić swoje uznanie. Kliknij przycisk poniżej, aby utworzyć konto!
Aktualnie przeglądający (1 użytkowników)
Goście (1)