luka Iwan kontuzjowany jest - runde ma z glowy - chyba cos z zerwanymi sciegnami :(
Swoja droga Swierczewski juz prochu nie wymysli i Stawowy ma racje pod wzgledem nie wpuszczania go w podstawowym skladzie. Tyle ze w sytuacjach kiedy zespolowi nie idzie moglby zaryzykowac i sprobowac co Swierszczu wniesie.
-
-
Dlaczego nie Świerczewski?
A skoro Iwan jest chory to niech sobie dalej jezdzi tym fajnym samochodzikiem-może nawet zabrać Manuelę.
Piotrek jak Cie nie chce Stawowy to odejdź po rundzie do innego pierwszoligowca , a na wiosne wygraj /i tak o nic nie gramy - grajki maja to w dupie, nas kibiców mają w dupie, właściciela Filipiaka mają w dupie i wszystko mają totalnie w dupie - TYLKO BALETÓW NA RYNKU NIE MAJĄ W DUPIE/ przeciwko nam mecz swojej przyszłej drużynie i zadedykuj ją trenerowi Stawowemu /jak jeszcze u nas bedzie/.
K...a, i tak oto Świr został języczkiem u wagi - ludzie idźcie już spać, może ta dodatkowa godzina snu sprawi że porażka z GKS nie będzie dla Was powodem do wywalenia wszystkiego i wszystkich na bruk. Łaska kibica na katowickim ( w tym przypadku ) koniu jeździ.
Swierszczu nie gniewaj sie ale Przytul Dudzio Swistu sa lepsi od Ciebie.
Niestety oni sa wirtuozami...Stawowego.
A może my o czymś nie wiemy?
[img]http://img.interia.pl/sport/nimg/Piotr_Swierczewski_Tomasz_580313.jpg[/img]
Świerczewski tylko na trybunach
31.10.2004 11:25
Piotr Świerczewski i Tomasz Iwan na stadionie w Katowicach / INTERIA.PL
Piotr Świerczewski wciąż nie zadebiutował w barwach Cracovii. Sobotni mecz z GKS-em Katowice pomocnik "Pasów" oglądał z trybun stadionu przy ul Bukowej.
"Świr" w towarzystwie Tomasza Iwana obserwował przegrany przez Cracovię 0:1 mecz z młodzieżą z Katowic.
Po meczu trener Wojciech Stawowy przyznał, że pominięcie Świerczewskiego przy ustalaniu kadry na mecz jest wynikiem pozasportowych zachowań byłego reprezentanta Polski.
- Zawodnicy, którzy trafiają do Cracovii muszą spełniać pewne wymogi - sportowe, ale także inne. Jeśli je spełnią mają szansę na grę. Nie chcę o tych wymaganiach pozasportowych więcej mówić, bo są to wewnętrzne sprawy drużyny i rozstrzygamy je we własnym gronie - powiedział Wojciech Stawowy.
Świerczewski był również obecny na piątkowym meczu Wisła - Legia. Tam też miał stwierdzić, że w barwach "Pasów" już nigdy nie zagra.
Szkoda Piotrka - ale co z tego że odszedł od nas reprezentant Polski - przecież mamy inne gwiazdy...
Szkoda tylko że nie walczą w meczach które nie są w telewizji...
Ktoś podesłał opinie Kowala o Marku Citce. To może do kompletu też o Piotrku Świerczewskim (wybrane fragmenty).
==
Na olimpiadzie
Ten cały PZPN wiecznie robił problemy. Tuż przed olimpiadą chciano zwolnić trenera Wójcika. Bo niby za mało doświadczony na tak poważną imprezę. No i wypłynęła nagle sprawa rzekomego dopingu. To było typowe podłożenie świni. Doping u bramkarza (niby po co?) defensywnego pomocnika i rezerwowego bez szans na grę. Już widzę jak Kłak, Świerczewski i Koseła szprycowali się po nocach a potem w czasie olimpiady byli sprawdzani po czterysta razy i nikt niczego nie wykrył. Wszyscy braliśmy odżywki jak to w profesjonalnej drużynie. Jednak to były typowe witaminy. I jeśli ktokolwiek jechałby na dopingu to by złapano 23 piłkarzy. Tymczasem niby złapano bramkarza z rezerwowym. I dziwnym trafem potem się okazało że nie ma pewności że cokolwiek brali. No i dziennikarze nagle o sprawie zapomnieli i nie pociągnęli tematu. Ktoś chciał narobić niedobrego szumu wokół nas i tyle. Nie każdemu na rękę były sukcesy Wójcika. Misie z PZPN też nie czuły się z tym dobrze.
=
Wwiosce olimpijskiej w każdym mieszkaniu były trzy pokoje i wspólny salon. Ja dzieliłem pokój z Piotrkiem Świerczewskim. W zasadzie wszyscy dobierali się według pewnych podobieństw - grupa palaczy razem, grupa karciana razem. W pokojach nie jaraliśmy, żeby nie smrodzić tym, którzy tego nie lubili. Paliliśmy przede wszystkim na balkonach. To chyba lepsze niż chowanie się po kiblach?
- Przyjechaliśmy tu po medal. Co ja gadam?! Przyjechaliśmy tu po złoty medal. Zakodujcie to sobie raz na zawsze, bo nie mam zamiaru powtarzać - złoty medal! Wygramy, bo jesteśmy tu zdecydowanie najlepsi. Jak ktokolwiek nam podskoczy, to się mocno zdziwię. No kto zdobył komplet punktów w eliminacjach? My czy ci frajerzy, którzy są tu poza nami? Na pewno nie ci frajerzy! Oni są tu tylko po to, bo kogoś musimy ogolić. Opierdolimy tych kelnerów! - przekonywał nas trener Wójcik. A drużyna w oczach nabierała wiary. Czasami o tym rozmawialiśmy z Piotrkiem Świerczewskim.
- Wiesz, tu są różne drużyny. Jak się dobrze ułoży, to rzeczywiście mamy szansę na medal - mówiłem.
- No tak, ale w grupie mamy Włochów. Mistrzowie Europy. Chodzi o to, żebyśmy trafili na kogoś łatwego, jeśli wyjdziemy z drugiego miejsca. Pierwsze trzeba zostawić tamtym.
- Jasne, że tak. Jeszcze mnie nie pogięło, żeby się zaraz przed Włochami ustawiać.
Byliśmy realistami, a przynajmniej tak nam się wtedy wydawało. Optymizm, że możemy być pierwsi, raczej byłby odbierany jako szaleństwo. A co myślał trener Wójcik, nie wiem. Momentami się nad tym zastanawiałem. Z jednej strony nie mógł sądzić, że ogramy Włochów. Dopiero co przeczołgali nas Duńczycy. Z drugiej strony, był tak piekielnie pewny siebie. - Ogolimy frajerów, opierdolimy ich - i tak w kółko. Każdy dla niego był kolejnym frajerem do ogrania - nieważne, czy to akurat Włochy, czy też Kuwejt. Frajer to frajer. Każdy jest taki sam, każdemu tak samo strzela się gole. A może coś jednak w nas jest? Może rzeczywiście świat dzieli się na Polskę i kelnerów? Trzeba spróbować, olimpiada w Barcelonie rozpoczęta!
==
W kadrze Apostela
Gdy niektórych chwyciła fantazja, to zrobiło się naprawdę wesoło. Jednego dnia Andrzej Juskowiak z Tomkiem Wałdochem nawet wynajęli sobie jacht, żeby pobawić się w wielkim stylu. Ja powiedziałem, że w to nie wchodzę, bo na bank zwymiotuję. Zostałem z Piotrkiem Świerczewskim na plaży. Zaczęliśmy sączyć jakieś ekskluzywne drinki z ananasowych skorup i tak nas trzepnęło, że zanim się zorientowaliśmy... skończyła się plaża. Gdy zaczynaliśmy tę fazę przyjmowania trunków, mieliśmy do morza dobre pięćdziesiąt metrów. Musiało nam się dobrze rozmawiać, bo zabrał nas przypływ!
Widząc, co się dzieje, trener Apostel oświadczył: - Panowie, zdaję sobie ze wszystkiego sprawę. Mam tylko jedną prośbę. Tego i tego dnia wyjeżdżamy z hotelu na lotnisko. Chciałbym, aby wszyscy byli obecni.
=
Ze Świerszczem w samolocie
Wylot mieliśmy o jakiejś skandalicznej porze, czwarta czy piąta rano. Na wstępie stewardessa nas poinformowała: - Drodzy państwo, będziemy lecieć około 24 godzin.
Chwila, zaraz, o co chodzi? Dookoła świata zasuwamy, czy jak? Droga pani, to jakaś pomyłka, nie pracuje pani w sterowcu! Później się okazało, że mamy trzy międzylądowania. No ładnie, w takim razie trzeba się zaszczepić. Zaczęliśmy pić piwo, ale ile można to robić, skoro kolejka do ubikacji się wydłuża? Przerzuciliśmy się na drinki mocniejsze, ale mniej moczopędne. 24 godziny w samolocie! Pierwsze międzylądowanie - wyspa, a na niej lotnisko, sklep bezcłowy i kibel. Tak, piękne miejsce. Cały samolot ruskich zrobił zakupy, ciekawe czy chociaż piloci lecieli na trzeźwo? Znowu startujemy, znowu ulga, że się udało. Poszedłem spać. Każdy może się zmęczyć w samolocie.
- Kiedy następne międzylądowanie? - spytałem Piotrka Świerczewskiego po przebudzeniu.
- Już było!
- Jak to było? Przecież nie wysiadałem.
- Słuchaj, Kowal, to było tak. Nie mogliśmy cię obudzić i powiedzieliśmy, że zostajesz. Przyszła stewardessa, też nie dała rady, w końcu przyniosła latarkę, podniosła ci powiekę i sprawdziła, czy żyjesz! Wszyscy poza tobą wyszli, wrócili po kilkudziesięciu minutach, a ty tu lizałeś rany. Chyba wbrew przepisom, ale nikt cię nie chciał nosić.
Trener nie miał pretensji, bo każdy zachowywał się spokojnie. Nikt nie tańczył, nie rzucał butelkami, nie wymiotował. Po prostu z czasem kolejne osoby się wyłączały i szły spać. Kto miał dość podróży - skracał ją sobie wszystkimi dostępnymi środkami. Cóż, wybór środków nie był zbyt bogaty, ale to już nie była nasza wina.
==
O Citce i Świerczewskim
Przypomina mi się zgrupowanie przed meczami z Włochami. Taki Citko - patrzyłem, ten słynny Citko!!! - bierze piłkę i jeździ z nią w kółko. Jak chce, to niech jeździ. Nikt mu nie będzie przeszkadzał. I tak stoi dwudziestu ludzi i patrzy, jak się Citko kiwa sam ze sobą. Duża klasa, Piechniczek wniebowzięty zaciera ręce - cóż za technika! A tak na serio podszedłby "Świerszczu", puknął barkiem i by był koniec jazdy. Wysiadka!
==
O przytomności umysłu Świerszcza
Nadchodził konflikt z trenerem - to też czułem. Było tylko kwestią czasu, kiedy któryś z nas wybuchnie. Zła organizacja, beznadziejne treningi, latanie po kilka tysięcy kilometrów tylko po to, żeby kibicować kolegom, brak atmosfery - to wszystko się nakładało. Konflikt nadchodził. Wielkimi krokami.
Kwestia organizacji ujawniła się zaraz po przylocie do Neapolu. Wchodzimy do hotelu, część chłopaków głodnych, więc padło hasło: "Od razu na obiad!". Kilku zdążyło już pobiec, a w tym momencie jeden z lekarzy dostał... ataku padaczki! Wszyscy w szoku, drugi doktor też w szoku, nie wie, co robić, tylko się patrzy. Większość jak to zobaczyła, to... "O Jezus Maria!" i w nogi. W całym tym towarzystwie był jeden przytomny człowiek, Piotrek Świerczewski. Wsadził palce w usta chorego, przytrzymał wszystko tak, aby pacjent się nie udusił. Nie wiem, czy uratował mu życie. Okiem laika wyglądało, że tak - uratował. A drugi lekarz stał i się patrzył. Ładna kadra - wszystko do góry nogami. Lekarz zamiast leczyć, to jest leczony, drugi nie ma pojęcia o zawodzie... A "Świerszcz" jak gdyby nigdy nic, gdy już było po wszystkim, poszedł i zjadł obiad, na który tak się wszystkim spieszyło. Zachowywał się, jakby codziennie kogoś ratował.
W przypadku doktora o mały włos, a sprawdziłoby się powiedzenie "Zobaczyć Neapol i umrzeć". Zapewniam, że nie warto. Jeden wielki brud, syf i malaria. Tak paskudnego miasta w życiu nie widziałem.
Jak się potem okazało, "Świerszcz" uratował lekarza, a lekarz nie uratował "Świerszcza". Sytuacja była dziwna i wydaje mi się, że wszystko zaczęło się na treningu dzień przed meczem. Już wtedy widać było, kto zagra. Ci, którzy mieli wystąpić, trenowali strzały na bramkę. A reszta miała się patrzeć. Ponieważ wydawało mi się, że także rezerwowym trening mógłby się przydać, bo przecież kto powiedział, iż nie wejdą na boisko, wraz z kilkoma innymi osobami poszedłem na drugą bramkę i "ćwiczyłem" Grześka Szamotulskiego. Piechniczek przybiegł z krzykiem: "Kto wam pozwolił strzelać?!". Zaraz, zaraz. Skoro oni mogą, to i my możemy. "Szamo" też stwierdził, że jemu to pasuje. I nie zważając na wiele, trenowaliśmy dalej. W końcu to chyba obowiązek piłkarzy, tak?
Następnego dnia okazało się, że obejrzę mecz z trybun. Informację taką przekazał mi kierownik drużyny. Po chwili do pokoju przyszedł "Świerszcz".
- Nie gram, wysłał mnie na trybuny.
- Czemu?
- Powiedzieli, że jestem chory.
- Jak to "powiedzieli"?
- No, powiedzieli. Nawet kataru nie mam! Ale lekarz powiedział, że jestem chory i nie mogę grać. Kurwa, kabaret!
Pięknie - teraz jeszcze piłkarzom choroby wymyślają. Moim zdaniem Piotrek podpadł głównie tym, że mieszkał ze mną w pokoju. To była jego największa wada - w pokoju z tym wstrętnym "Kowalem"! Nie czekając na nic, spakowaliśmy wszystkie rzeczy i opuściliśmy zgrupowanie! Po prostu przenieśliśmy się do innego hotelu, za który sami zapłaciliśmy, sami potem wykupiliśmy sobie takie bilety lotnicze, jakie nam pasowały i sami dzień później pojechaliśmy na lotnisko. W całej kadrze nikt z kierownictwa się tym nie przejmował. Że dwóch piłkarzy wyszło i nie wiadomo, gdzie są? Trudno. To tylko "Kowal" i "Świerszcz".
Mecz oczywiście obejrzeliśmy. Kupiliśmy bilety w kasie i usiedliśmy pomiędzy kibicami. Wiedzieliśmy, czego możemy się spodziewać - wyglądało to mało poważnie. Włosi na luzie zwyciężyli 3:0.
==
O pijackiej dyskotece
Po kilku latach Piechniczek powiedział, że mi przebaczył. Dziękuję bardzo, choć nie bardzo wiem, za co. To nie ja pana obraziłem, nazywając szczurem, tylko pan mnie. Dorosłych ludzi obowiązują takie same reguły, niezależnie, czy jest się trenerem, czy piłkarzem. To nie ja zacząłem wyzywać. To też nie ja kłamałem, gdy pożegnałem się z kadrą. Przypomnę panu na przykład, iż powiedział pan dziennikarzom, iż kiedyś w pokoju hotelowym zrobiłem sobie pijacką dyskotekę. A akurat wtedy Piotrek Świerczewski dolatywał później i mieszkałem sam. Do lustra nigdy nie piłem. Pan zresztą zna prawdę. Prawda jest taka, że dyskotekę zrobił pan, wraz z resztą sztabu. Obok w pokoju mieszkał Andrzej Woźniak. Mówił mi potem, że nie mogł spać w nocy, bo do czwartej słyszał ryki trenerów. Tak właśnie przygotowywał się do meczu - słuchając Piechniczka. A pan później własne ryki przypisał mnie.
==
O stosunkach z dziennikarzami
Pewnego dnia w końcu mieliśmy czas dla siebie. O tak, można wreszcie nic nie robić! - Kowal, jest pomysł, żeby zrobić spotkanie z dziennikarzami. Wiesz, tymi, co nas tak oczerniają - wypalił jeden z kolegów. No nie, panowie, tak się nie będziemy bawić. Raz w życiu dostaliśmy wolne i mamy spotykać się z dziennikarzami? Idźcie sami, ja do nich nic nie mam. Oczywiście tyle moje, co sobie pogadałem. Musieliśmy iść wszyscy. Apelowałem: - Mamy wolny wieczór. Kto chce, niech idzie na piwo, kto chce - na film, a kto woli się spotkać z dziennikarzami, droga wolna.
Chodziło o to, że kilku piłkarzy - z tego co pamiętam, głównie Tomek Hajto, Tomek Iwan, Piotrek Świerczewski i Kazek Węgrzyn - miało wielkie pretensje do dziennikarzy, co też oni wypisują o nich w prasie. Zgłosili się do trenera Wójcika z propozycją zorganizowania spotkania. Sprawę wziął na siebie trener - będziemy tworzyć pozytywny klimat wokół reprezentacji! - Tylko czemu ze mną? - pomyślałem. Cały czas marudziłem, żeby nie robić żadnego spotkania, bo to nic nie da. Zawsze uważałem, że każdy będzie pisać to, co będzie chciał. I tak naprawdę piłkarzowi nic do tego. Nie ingeruj w ich pracę, jak mówią ci, że zagrałeś ich zdaniem słabo, to przyjmij to do wiadomości. Ale nie, "Hajtowy" tak dobrze gra, a oni - chamy jedne - piszą, że jest drewniany. Taki boski technik i drewniany. To się w głowie nie mieści!
Siedzieliśmy tak wszyscy i zaczęła się dyskusja, a z czasem kłótnia. Ze strony dziennikarzy w rolach głównych Paweł Zarzeczny i Janusz Atlas. Kolejno usadzają nowych to piłkarzy, wskazują im miejsca w szeregu. To przynajmniej było choć trochę zabawne, bo od tych wszystkich gadek szmatek można było usnąć. Ja przez półtorej godziny nie odezwałem się ani razu, co kompletnie nie leży w mojej naturze. A po wszystkim powiedziałem: - Nie kłóćcie się, bo jeszcze gorzej z wami pojadą. Nieobiektywnie o was piszą? To zobaczycie jutro.
Następnego dnia śmiać mi się chciało do rozpuku. Po treningu chłopaki polecieli czytać polską prasę, a tam przywalono dokładnie tym samym, a już najwięcej tym, którzy się odzywali. Ooo, wtedy już wkurzenie totalne. Hajto wkurzony, "Świerszcz" wkurzony, Iwan wkurzony. - I po cholerę się odzywacie, jak to oni mają atut w ręku? - pytałem. Krytyka jest w całą tę zabawę wliczona, nawet pomaga. Na stadionie też połowa kibiców lubi, jak grasz, a połowa nie. Co nie znaczy, że co drugiemu kibicowi pokażesz wała.
==
O tym czy Świerczewski nadaje się na lidera
Zawsze mieliśmy kłopoty ze względu na przeświadczenie, że kadra może mieć jednego lidera. Wypada Brzęczek i zaczyna się szukanie, panika. Piotrek Świerczewski to super kumpel, super pomocnik, ale defensywny. Do czyszczenia, do biegania, do bicia łokciami. Rozegrać też potrafi, ale z tyłu, na uspokojenie, do najbliższego. Predyspozycji do rozgrywania jako główny nigdy nie miał. Moim zdaniem bardzo dużo stracił, chcąc być w pewnym momencie liderem kadry za wszelką cenę. Nigdy. Nigdy w życiu. Nie nadaje się do tego. Gdyby policzył, ile miał w całej karierze tak zwanych ostatnich podań, może by zrozumiał. Im szybciej przypomni sobie o pozycji defensywnego pomocnika, tym lepiej dla niego.
==
Porównanie z Piotrkiem
Trzydzieści dziewięć meczów, ale tu nie chodzi o matematykę. Nie czuję się gorszy od Piotrka Świerczewskiego z tego powodu, że on ma tych występów ponad sześćdziesiąt i strzelił jednego gola, gdzieś tam z szóstym garniturem Brazylii, w meczu, na który nie poleciałem, bo Legia miała ważniejsze spotkanie w lidze.
==
Źródło:
Cześć, wygląda na to, że interesuje Cię ten temat!
Kiedy utworzysz konto, będziemy w stanie zapamiętać dokładnie to, co przeczytałeś, dzięki czemu możesz kontynuować dokładnie w miejscu, w którym skończyłeś. Otrzymasz również powiadomienia, gdy ktoś Ci odpowie. Możesz także użyć „Lubię to”, aby wyrazić swoje uznanie. Kliknij przycisk poniżej, aby utworzyć konto!
Aktualnie przeglądający (1 użytkowników)
Goście (1)