Nie wiem czy był kiedyś podobny temat na forum, ale ostatnio zaintrygowało mnie parę rzeczy, które zaczynają się dziać na świecie. Ludzie hodowani genetycznie, kataklizmy na wielką skalę, sztucznie generowane kryzysy, oraz wojny rozpętywane przez zachłannych finansistów. Na początek:
http://www.youtube.com/watch?v=evhfLvejYPg&feature=related
wersja Polska
http://www.youtube.com/watch?v=cf96on0Uvyw
-
-
O co chodzi? Niezwykli ludzie, tajemnicze zjawiska.
Zasadniczo to wszystko co piszesz było od zawsze różnica jest taka ze dawniej do pewnych info miałeś mniejszy dostęp no i z uwagi na technologie odbywało z się to z mniejszym rozmachem ... kataklizmy , wojny , zabawy w boga przy pomocy nauki = historia ludzkości
Wiem, ze internet robi swoje, ale te dzwieki pojawily sie pare lat temu i nie mozna tlumaczyc ze byly od zawsze. Zadna instytucja nie wyjasnila do tej pory genezy tych dzwiekow. podejrzewa sie, ze dzwieki te powstaja jako efekt uzywania broni o nazwie haarp, ale oczywiscie nikt nie jest w stanie tego potwierdzic.
oficjalnie HAARP to amerykański projekt badań nad jonosferą ;)
Musieli pod cos podpiac cala ta instalacje dziwnych anten na Alasce, bo przeciez nikt oficjalnie nie powie, ze jest to bron. Kiedy media, lub tez inne instytucje panstowe powiedza ze badaja tylko jonosfere to zaraz Kowalski lyknie wszystko jak mlody pellikan. Wszystko co jest niewygodne dla wladz zaraz jest dementowane i slyszymy tlumaczenia w stylu "rozbil sie balon meteorologiczny".
zabawie sie w adwokata diabla :)
skoro twierdzisz ze nie jestes tym typowym Kowalskim to na jakiej podstawie wysuwasz takie teorie ? no bo chyba nie opierasz swojej wiedzy na filmikach z YT ? ktore jezeli byly by grozne lub niewygodne dla kogokolwiek juz dawno by znikly ...
Zwykle spekulacje dla ludzi lubiacych teorie spiskowe :)
myslisz ze inne kraje np Rosja czy Chiny pozwolily by na zabawe w manipulacje np pogoda czy w trzesienie ziemi na odleglosc jezeli mieliby jakiekolwiek dowody ze ta "bron" moze to robic ?
A może zostawiają takie filmiki na youtube i informacje na ten temat w internecie po to żeby ludzie używali tego argumentu co Ty teraz wiLLu? :) Wiadomo, że nie da się ocenzurować całego internetu, a usuwanie niewygodnych informacji byłoby podejrzane. Łatwiej jest robić przecieki kontrolowane i ośmieszać niewygodne informacje stawiając je w jednym rzędzie np z UFO, teoriami o ludziach-jaszczurach itd.
Tak samo jak np z katastrofą w Smoleńsku. Wiele osób widzi, że coś jest nie tak ale ludzie są manipulowani przez media i polityków. Przez to jeśli nie wierzysz w oficjalną wersję jesteś stawiany w jednym rzędzie z oszołomami od Macierewicza i zwolennikami teorii o zamachu.
Swoja wiedze poniekad oparlem wlasnie ma YT i artykulach. Tego udowodnic jako zwykly Kowalski nie jestem w stanie, jednak za niektorymi spekulacjami stoja ludzie majacy z tym do czynienia, ale nikt nie bierze ich slow na serio. Wezmy np. WTC, ktore jest dla mnie klasycznym przykladem manipulacji faktami. Dwa samoloty uderzyly w wieze, ktore pod wplywem ciepla od pozarow nagle runely w sposob, ktory wielu ekspertow uznalo za kontrolowane. No i byl przeciez jeszcze jeden budynek WTC ktory nie oberwal, a zawalil sie w podobny sposob. Mimo tego, ze oficjalnie twierdzi sie, ze za zamachami stoja terrorysci wiele poszlak wskazuje, ze to bylo cos bardziej zlozonego. Mozna jeszcze mowic o pozostalycha samolotach, z ktorych jedeen uderzyl podobno w pentagon, a drugi zostal podobno zestrzelony, tylko wrakow nigdy nie pokazano. Po tych wydarzeniach zostala wydana wojna terroryzmowi, z ktorym USA wczesniej wspolpracowalo. Wiecej ludzi w ameryce ginie rocznie od orzeszkow ziemnych, niz od zamachow terrorystycznych, a ludzie zostali nakreceni aby przychylic sie do wojny z pseudoterroryzmem. A kto na tym najwiecej zyskal? Odpowiedz jest prosta - cala smietanka bankiersko - finansowa, ktora udziela kredytow aby wojny mogly sie toczyc. Oczywiscie nikt nie jest w stanie tego udowodnic.
Smiem twierdzic, ze Rosja, Chiny i USA sa tylko czescia jakiejs wiekszej ukladanki i nie porzebna jest ich zgoda na bron typu haarp dla innego mocarstwa.
widze ksckscksc ze ogladales wiekszosc filmikow o teoriach spiskowych ;] tez je ogladalem i o ile z tymi o WTC sie zgadzam bo sa przedstawione rzeczowo i na opiniach ludzi z branzy tak ten caly HAARP wydaje mi sie szukaniem sensacji nic wiecej :)
polecam film o dwutlenku wegla :) http://www.youtube.com/watch?v=yql2Rtg1paA
PS: Miszczu2007 mysle ze jezeli ktos dysponuje bronia zaglady ;) o ktorej nawet takie potegi jak Chiny i Rosja nic niewiedza to taka instytucja jest wstanie wymusic na wlascicielach pewnych serwisow natychmiastowa cenzure. Ten filmik odnosnie Harpa bardziej przypomina mi nasze rodzime produkcje typu Strefa 11.
A skąd wiesz, że nie wiedzą? Na właścicielach serwisów można wymusić cenzurę ale ogólnie w internecie już niekoniecznie. Zresztą natychmiastowej cenzury się nie da zrobić bo wtedy wszystkie filmiki musiałyby czekać na akceptację i ktoś musiałby oglądać wszystko co jest wrzucane do internetu. Dlatego nie opłaca się taka cenzura ponieważ ludzie zobaczyliby, że to rzeczywiście niewygodne informacje skoro są usuwane. Dużo łatwiej i taniej jest wymieszać prawdziwe informacje z fałszywymi brzmiącymi niewiarygodnie przez co te prawdziwe informacje też stają się dla większości ludzi niewiarygodnymi teoriami spiskowymi.
Zresztą niektórzy w ogóle się nie kryją i np takie Illimunati wszędzie gdzie się da umieszcza swoje symbole.
2009
http://deser.pl/deser/1,97052,6678187,Naukowcy_odkryli_nowy_rodzaj_chmur.html
2012
http://nauka.gadzetomania.pl/2012/04/22/asperatus-zupelnie-nowy-rodzaj-chmury
Zobaczymy jaki będzie efekt całej komisji. Zakładając, że nie wierzymy w haarpopodobne wynalazki, to mimo wszystko ciekawy przypadek gdy po 59 latach globalnego uprzemysłowienia całego świata, w naszym środowisku pojawia się nowy rodzaj chmur. Jeżeli nic takim zjawiskom nie pomaga, to możemy stwierdzić duże zmiany zachodzące w naszym eko-systemie i to bardzo szybko! Niektóre z tych chmur wzbudziły wielkie zainteresowanie ludzi, ale są to zjawiska w 100% naturalne (nie wliczając tych z powyższych artykulów):
http://img406.imageshack.us/img406/4971/chmuranadmontan.jpg
http://img842.imageshack.us/img842/3388/3717821515bd28360e11b.jpg
http://img251.imageshack.us/img251/1472/pinkufo.jpg
http://img411.imageshack.us/img411/4406/kelvind.jpg
Zastanowić się musimy dlaczego od pewnego czasu mamy do czynienia z występowaniem różnych zjawisk na dużą skalę!
http://pracownia4.wordpress.com/2011/01/24/silna-aktywnosc-sejsmiczna-rozdziera-afryke/
Przykładów można przytoczyć wiele, a szukać daleko nie musimy:
Najniższa temperatura 2012 - -36°C Jabłonka małopolsk 3 lutego 2012
Najwyższa temperatura 2012 - +32.6°C 1/7/2012°C
Różnice w temperaturze według mnie są wyższe niż zazwyczaj. Przydładem może być 03.02.2012 gdy w Jabłonce mamy -36°C, a 2012.03.18 mamy 21,9°C, co dajem nam 57,9°C różnicy w przeciągu trzydziestu paru dni.
Jak dla mnie większość teori spiskowych jest wygenerowana sztucznie, o czym w pewnym sensie wspomniał wcześniej Miszczu, że usuwanie niekorzystnych materiałów na szeroką skalę stało by się błędem, gdyż wzbudziłoby za dużo podejrzeń. Media i inne źródła podają nam prawdę tylko w jakimś ułamku, reszta jest przeinaczona w celu dezinformacji.Każdy z was zna zabawę w głuchy telefon i wiecie jak to się kończy... Sęk tkiw w tym, aby selekcjonować ziarna prawdy i starać się je układać, aby miało to sens. Mi do sensu brakuje miliony lat świetlnych, jednak intensyfikacja niektórych zdarzeń, wzbudziła we mnie ciekawość i jest to naturalny ludzki odruch.
Dla ciekawości powiem, że w Alwernii znajdują się tereny po-wulkanowe, więc mamy lipe:)
edit.
Filmik wiLLu oglądnę jutro i się do niego ustosunkuję, bo niestety chodzę wcześniej spać z racji zawodu, ale widzę że to coś o czym wiedziałem, ale potraktowane w miarę "fachowo".
Co do takich różnych zjawisk i rzeczy o których nie mówią w TV polecam stronkę - [url=http://zmianynaziemi.pl/aktualnosci][zmianynaziemi.pl][/url] . Pewnie niektóre informacje mogą być przesadzone ale i tak warto poczytać, chociażby żeby porównać z informacjami, które słyszymy na co dzień.
wiLLu Napisał(a):
-------------------------------------------------------
> widze ksckscksc ze ogladales wiekszosc filmikow o
> teoriach spiskowych ;] tez je ogladalem i o ile z
> tymi o WTC sie zgadzam bo sa przedstawione
> rzeczowo i na opiniach ludzi z branzy tak ten caly
> HAARP wydaje mi sie szukaniem sensacji nic wiecej
> :)
> polecam film o dwutlenku wegla :)
> http://www.youtube.com/watch?v=yql2Rtg1paA
>
>
Co do haarpa, to jak dla mnie jest to urządzenie, które może służy do badania jonosfery, ale ma też jakieś inne zastosowanie, dlatego napisałem, że te dzwieki mogą pochodzić od tej maszyny.
Odnośnie co2 to lekko aktorskie to wszystko, ale nie mijające się z niektórymi faktami, chociażby nazwisko Rothschild, któremu jakby się przyjrzeć to wzbudza wiele niejasności w dziejach, zresztą jak i inne nazwiska wielkiej finansjery. zawsze stoją za ważnymi wydarzeniami, ale zawsze stojacy w cieniu...
A tu coś odnośnie niezwykłych ludzi.
http://www.paranormalne.pl/tutorials/article/285-peter-hurkos-fenomenalny-jasnowidz/
Mnie najbardziej elektryzuje temat UFO, a w szczegóności w obliczu wrzucanych ostatnimi czasy na bieżąco na Youtube bardzo licznych i bardzo dobrej jakości filmów z obserwacji tego zjawiska, kręconych nowoczesnym sprzętem.
A do tego dochodzi fakt, że kiedyś widziałem dziwne zjawisko, o którego zbieżnych w miejscu i czasie innych obserwacjach i możliwych faktycznych efektach i konsekwencjach tego zjawiska pisano za kilka tygodni w prasie lokalnej, jak również fakt, że słyszałem również i z innego źródła o obserwacji podobnego rodzaju, zbieżnej w miejscu i czasie ze zjawiskiem widzianym przeze mnie i tym opisanym w prasie, co dowodzi, że nie byłem jedynym obserwatorem tego zjawiska i że faktycznie ono zaszło w tym określonym miejscu i czasie !
Dla mnie osobiście największą teorią spiskową są (poza)ziemskie cywilizacje. Ja też ostatnio widziałem dziwne zjawisko na niebie, ale oprócz mnie widziało to jeszcze 5 innych osób, wiec o zamroczeniu umysłu nie ma mowy. Temat obcych istot przewija się już od czasów pierwszych ludzkich cywilizacji - przykład Puma Punku, jedno z najstarszych jak do tej pory odkrytych miast. Nie wiem jak trzeba być ślepym, ażeby tego nie widzieć! Jak dla mnie ufo stało się elementem naszej pop-kultury. Widzimy to w filmach, czytamy książki, kupujemy dzieciom kosmiczne zabawki itd., ale większość ludzi chyba nie chce wiedzieć co się tak naprawdę dzieje. Skoro wiemy że obce cywilizacje istnieją, to trzeba uwierzyć w to, że oficjalny kontakt miał już dawno miejsce, tylko pytanie jakie były tego efekty? Moim zdaniem, głównym elementem tej sprawy jest alternatywne źródło energi, które zrewolucjonizowałoby życie na ziemi.
Fragment większego artykułu R.Cedric Leonard'a
Tiahuanacu
Tiahuanacu (Tiahuanaco lub Tiwanaku) zostało okrzyknięte "Baalbekiem Nowego Świata". To prehistoryczne zrujnowane miasto o portowym charakterze (Posnansky, 1945) leży w boliwijskich Andach w odległości 22 krn od jeziora Titicaca na wysokości przeszło 4000 metrów n.p.m. Po co ktoś miałby budować morski port 4 kilometry nad poziomem morza? Jest kilka teorii na ten temat i jedną z nich zajmiemy się tutaj dokładniej.
Tereny portowe Tiahuanacu (niegdyś traktowane jako odrębne ruiny) noszą nazwę Puma Punku (Port Pumy). Na całym tym obszarze, w pobliżu śladów dawnej linii brzegowej, widać porozrzucane niczym zapałki potężne kamienne bloki. Ich ciężar waha się od 100 do 150 ton, zaś waga jednej z brył szacowana jest nawet na 450 ton! Geolodzy ustalili, że część tych bloków pochodzi z kamieniołomów oddalonych o 300 krn (Hemming, 1979). Nasuwa się oczywiście pytanie, w jaki sposób wykuto te bloki bez użycia metalowych narzędzi, jak przetransportowano je na plac budowy i, wreszcie, jak wbudowano je w portowe nabrzeże. Jeszcze większe zdumienie budzi siła, która rozrzuciła je w wielkim nieładzie po całej okolicy. Czy kryje się za tym jakiś geologiczny kataklizm?
Przejdźmy do ceremonialnego centrum miasta, gdzie stoją piramidy, świątynie, kamienne bóstwa, a także dziesięciotonowa Puerto dcl Sol (Brama Słońca). Ten ogromny monolit, pęknięty pośrodku, w chwili odkrycia był niemal całkowicie pogrążony w zaschniętym mule. Wykuty z jednego bloku andezytu ma ponad 3,3 metra wysokości i 4 metry szerokości (Mason, 1968). Jego górną część zdobią piękne rzeźby o zawiłym rysunku. Pełno tam różnych symboli, kondorów, toxodonów i słoni. W centralnej części widzimy postać człowieka interpretowaną jako Bóg Słońca, Wirakocza, bądź też "Płaczący Bóg" (gdyż na obu jego policzkach widać coś, co przypomina łzy). W obu dłoniach trzyma stylizowane berła, z których jedno może przedstawiać błyskawice. Po bokach centralnej postaci występują niedokończone wizerunki ptaków, co skłoniło niektórych badaczy (Mason, 1968) do wniosku, że coś zmusiło budowniczych do przerwania prac (być może jakaś katastrofa). Brama Słońca znajduje się obecnie w północno- zachodnim zakątku Świątyni Kalasasaya (Bennctt, 1934).
Budowle stojące w centrum to właśnie Świątynia Kalasasaya, Półpodziemna Świątynia, tak zwany "Pałac" i piramida Acapana. Użyte do ich budowy kamienne bloki ważą często blisko 200 ton (Posnansky, 1945). Piramida Acapana jest piramidą schodkową i podobnie jak Wielka Piramida jest usytuowana idealnie względem stron świata. Kiedyś cała była oblicowana gładkimi płytami andezytu, z których do dziś przetrwało zaledwie 10 procent. Swój fatalny stan zawdzięcza rabusiom, którzy wykorzystali jej licówkę jako materiał budowlany przy wznoszeniu La Paz.
Pośrodku Półpodziemnej Swiątyni znajdował się wysoki na 8 metrów monolityczny posąg z czerwonego piaskowca. Dolną część ciała wyrzeźbionej postaci pokrywają rybie łuski, co przywodzi na myśl mezopotamskiego boga Oannesa, który przekazał ludziom swoją wiedzę. O istnieniu tego wielkiego monolitu dowiedziano się dopiero w roku 1934 dzięki wykopaliskom Bcnnetta. Posąg przewieziono następnie do La Paz i ustawiono na miejskim placu (Mason, 1968).
Bennett odkopał również o wiele mniejszy, wysoki na 2,3 metra posąg brodatego mężczyzny o dużych, okrągłych oczach, prostym, wąskim nosie i owalnych ustach. Na jego czole wyrzeźbiono błyskawice, zaś wokół głowy trudne do rozpoznania zwierzęta. Ubrany jest w sięgającą do kostek tunikę, której skraj zdobią pumy. Po jego bokach wznoszą się węże, co rodzi skojarzenia z Quetzalcoatlcm z mitologii Tolteków.
Konwencjonalna metoda określania wieku Tiahuanacu opiera się na datowaniu węglowym fragmentów ceramiki, małych figurek i szeregu innych zabytków. Oczywistym faktem ignorowanym przez ortodoksyjnych archeologów jest zwyczaj przejmowania przez późniejszych przybyszów (oszołomionych ogromem ruin i często przypisujących im nadprzyrodzone pochodzenie) wzornictwa z ceramiki lub odzieży poprzedników i uznawania go za własne. To oznacza, że łatwo
popełnić dużą pomyłkę, traktując różne kultury jako jedną i manipulując wiekiem megalitycznych kamiennych ruin, tak by pasował do młodszych znalezisk.
Nic zatem dziwnego, że wobec takich problemów nawet wśród uznanych archeologicznych autorytetów można spotkać się z opinią, że datowanie budowli oraz rzeźb w Tiahuanacu jest "niepewne" (Mason, 1968; Willey, 1971; i inni). Kamiennych ruin nie da się datować metodą węglową. Staje się to możliwe jedynie wtedy, gdy pomiędzy kamienie wznoszonej budowli trafia przypadkiem materiał organiczny, gdyż tylko on może być poddany badaniu tą metodą.
Z faktu, że niektórzy "odszczepieńcy" nie odnoszą uzyskanych metodą węglową dat do kamiennych ruin, wcale nie wynika, że ignorują także inne rezultaty wieloletnich prac archeologicznych. Jednak ostrożność w podejściu do dat jest z pewnością wskazana, gdy natrafiamy na wizerunki wymarłych zwierząt z plejstocenu, o czym większość ekspertów nie wspomina ani słowem. Jak bowiem można było wyrzeźbić zwierzę, którego nigdy się nie widziało? Dodatkowo mamy jeszcze do dyspozycji pewne dane geologiczne i archeoastronomiczne, o czym archeolodzy w ogóle nie chcą słyszeć.
Z punktu widzenia przydatności do datowania najważniejsza wydaje się Kalasasaya (Miejsce Pionowych Kamieni). Świątynia ta nie jest usytuowana zgodnie z głównymi kierunkami, lecz została lekko przesunięta na północny zachód. W jej południowo-zachodnim narożniku, naprzeciwko Bramy Słońca, znajduje się wielki posąg zwany "Idolem". Wiedząc, że wiele starożytnych kultur korzystało z wiedzy astronomicznej przy wytyczaniu najważniejszych świątyń, trudno przypuszczać, żeby takie odchylenie było dziełem przypadku. Ta sprawą zainteresował się badający ruiny profesor Arturo Posnansky (Hancock, 1995).
Oś Ziemi jest nachylona pod pewnym kątem do płaszczyzny Układu Słonecznego, który nosi nazwę nachylenia ekliptyki. Dzisiaj wynosi on 23 stopnie i 17 minut, ale nie zawsze tak było. Nachylenie ziemskiej osi oscyluje pomiędzy 22 stopniami i 1 minutą, a 24 stopniami i 5 minutami. Jeden pełny cykl trwa około 41 000 lat. Posnansky poprosił kilku astronomów, aby sprawdzili jego teorię. Po analizach stwierdzili oni, że orientacja Swiątyni Kalasasaya odpowiada nachyleniu osi Ziemi o wartości 23 stopni 8 minut i 48 sekund (Posnansky, 1945). Takie nachylenie wystąpiło około 15000 lat p.n.e.
Ta data tłumaczy obecność wśród rzeźb sylwetek zwierząt, które wyginęły przed 12000 lat. Z uwagi na to, że dzisiejsze Tiahuanacu wznosi się prawie 4 kilometry nad poziomem morza, niektórzy archeolodzy usiłują przekonywać, że zdolne przyjąć setki statków portowe nabrzeża zbudowano w jakimś innym celu.
No i wreszcie, transport 400-tonowych głazów na wielkie odległości mógł być dokonany wyłącznie przez cywilizację (jak dotąd nieznaną), która dysponowała zaawansowanymi technologiami.
Nie można wykluczyć, że jakiś ogólnoświatowy kataklizm wypiętrzył w pewnych miejscach góry niemal z dnia na dzień. To mogło sprawić, że morski port zawędrował wysoko w góry, zaś słone jezioro Titicaca, którego linia brzegowa rozciąga się dzisiaj w odległości 18 krn od portu, stanowi wolno wysychającą pozostałość oceanu. Czy ten sam proces geologiczny spowodował zagładę plejstoceńskich gatunków, zakończył epokę
lodowcową, zdziesiątkował paleolityczną ludzkość i jakieś 12000 lat temu zatopił Atlantydę?
Nexus. Lipiec-sierpień'09
Jeśli chodzi o UFO to mało prawdopodobne jest to żeby to byli przybysze z kosmosu. Nielogiczne wydaje się to, że mieliby się oni ujawnić ludziom rządzącym, a ci mieliby to ukrywać przed ludźmi.
[quote]Informacje przedstawione w tym tekście pochodzą z tajnego archiwum Hitlera odnalezionego kilka lat po wojnie w Wiedniu. Nie wszystkie dokumenty z tego archiwum zostały udostępnione, ale nawet to, co opublikowano, zawiera takie rewelacje, że aż strach pomyśleć, co znajduje się w utajnionej części. Nie wiadomo, czy te nie znane obecnie informacje kiedykolwiek ujrzą światło dzienne. Adolf Hitler był człowiekiem bardzo przesądnym i głęboko wierzył w zjawiska nadprzyrodzone. To na jego rozkaz niemieccy żołnierze pod okiem poważnych naukowców prowadzili poszukiwania Świętego Graala (i domniemanego grobu Chrystusa) w Langwedocji, to on wysłał ekipę badaczy w niedostępne góry Tybetu, by zgłębili tajemnicę reinkarnacji, podróży astralnych i przechodzenia w inne wymiary. Czy ekspedycje te przyniosły rezultaty? Wydaje się, że tak. Odnalezione w Wiedniu dokumenty zdają się potwierdzać, że dzięki zdobytym na Wschodzie informacjom, niemieckim naukowcom udało się skonstruować pojazdy, które można by określić mianem UFO, a więc takie, o jakich mówimy "niezidentyfikowane obiekty latające" (które niekoniecznie muszą być wytworem obcych cywilizacji).
Już 14 grudnia 1944 r "New York Times" podawał, że z terytorium Rzeszy startują okrągłe, pozbawione skrzydeł pojazdy: "Pojawiają się pojedynczo lub w formacjach. Niektóre są metaliczne, inne wydają się przezroczyste". Sposób poruszania się tych pojazdów sugerował, że Niemcom udało się odkryć i ujarzmić antygrawitację. W jaki sposób? Tego chyba nikt nie wie. Wywiad angielski zlokalizował miejsca, z których startowały tajemnicze obiekty. I choć alianci panicznie bali się nowej, niemieckiej broni, to miejsc tych nigdy nie zbombardowano. Dlaczego? No cóż, to chyba jasne - do dziś są to pilnie strzeżone bazy wojskowe, objęte klauzulą najwyższej tajności. Z wiedeńskiego archiwum wynika, że podczas wojny udało się Niemcom wyprodukować, oprócz ogólnie znanych V-1 i V-2, również V-4 i V-7. Prawdziwą rewelacją okazał się Vril-1. Być może właśnie ten pojazd (lub bardzo do niego podobny) zauważył i sfotografował na Księżycu amerykański kosmonauta Edwin Aldrin. Nadal wielu ludzi pragnie się dowiedzieć, co oznaczały słowa pierwszego człowieka na księżycu, Armstronga, który przekazał na Ziemię bulwersujące zdanie: "Nie jesteśmy tu sami". Co takiego zobaczył Armstrong i dlaczego nie poinformowano o tym opinii publicznej? Wiadomo, że Hitler marzył o podboju kosmosu. Czyżby mu się to częściowo udało? Niemiecki wynalazca Victor Schauberger, skonstruował podobno pojazdy latające o napędzie elektrograwitacyjnym Vril -1, Vril-2. Vril-1 przeszedł ponoć pomyślnie próby lotu.
Tajemnica utrzymywana za wszelką cenę
W utajnianiu wszelkich wiadomości o UFO biorą udział praktycznie wszystkie rządy świata, nawet nasz. Poczynają sobie przy tym wyjątkowo perfidnie. W 1968 r dwóch zaprzyjaźnionych kalifornijskich przemysłowców było świadkami lądowania UFO. Oznajmili potem zgodnie, że ubrani w skafandry pasażerowie dziwnego pojazdu porozumiewali się ze sobą najczystszą niemczyzną... Reakcja rządu była natychmiastowa. Obydwaj mężczyźni zostali zatrzymani i chociaż badania lekarskie potwierdzały, że ich zdrowie psychiczne nie budzi żadnych zastrzeżeń, zostali na wiele lat umieszczeni w szpitalu psychiatrycznym o zaostrzonym rygorze. Kiedy stamtąd wyszli, byli już tylko wrakami ludzi. Jeszcze bardziej tajemnicza jest powzięta przez Niemców w 1938 r. wyprawa na Antarktydę pod dowództwem kapitana Ritshera. Do dziś wiadomo jedynie, że misja miała charakter militarny. Ale nie tylko. Czego Niemcy szukali na tych niedostępnych terenach? Tuż przed zakończeniem wojny admirał Donitz wysłał lakoniczny rozkaz do stacjonujących u wybrzeży Antarktydy okrętów podwodnych: "Zostać i kontynuować misję". Rozkaz nie był zaszyfrowany, a jednak do dziś nie wiadomo, o jaką misję chodziło. A co ciekawsze, wszystko wskazuje na to, że ta tajemnicza misja nigdy nie została zakończona i że trwa nadal.
Baza na Antarktydzie
W 1947 r. wysłano w ten rejon kilka okrętów Marynarki Wojennej USA. Czytając dziennik pokładowy admirała Byrda, można odnieść wrażenie, że począwszy od zapisków opatrzonych datą przybycia na miejsce, dziennik zaczyna przypominać powieść science-fiction. Przede wszystkim, Amerykanie zauważyli kilka jednostek podwodnych, z którymi nie zdołano nawiązać żadnego kontaktu radiowego. Podczas prób zbliżenia znikały w niewytłumaczalny sposób. Wysłane na ich poszukiwania małe łodzie podwodne nigdy nie powróciły. Grupa żołnierzy mających za zadanie spenetrowanie odcinka lądu, gdzie zauważono startujące UFO, także przepadła jak kamień w wodę. Odebrano tylko urwany w pół słowa meldunek o dziwnych tunelach w lodzie i zapadła cisza. Admirał Byrd stracił około 100 żołnierzy i ku jego zdziwieniu dowództwo w Stanach nakazało mu przerwać misję i natychmiast opuścić niebezpieczny teren. Los zaginionych w wodzie i na lądzie marynarzy do dzisiaj nie jest znany. Pytanie, czy Niemcy mają tajemniczą bazę na Antarktydzie i czy podczas II wojny światowej wysłali rakietę (z załogą?) na Księżyc, pozostaje bez odpowiedzi. Jedno wiadomo na pewno. To nie Niemcy wymyślili i zbudowali pierwsze UFO. Wzmianki o dziwnych obiektach latających można znaleźć już w Biblii. Zagadka niezidentyfikowanych obiektów latających i tajemniczej bazy w lodach Antarktydy ciągle czeka na rozwiązanie Pierwsze prace nad latającym talerzem rozpoczęto na początku lat dwudziestych w Augsburgu (Niemcy). W 1934 roku powstał statek o średnicy 5 metrów. Jego cechą było to, że podczas lotu jego powierzchnia emitowała poświatę podobną do obserwowanych pojazdów UFO. Rozpoczęto również pracę nad bojowymi wersjami tego statku, który został uzbrojony w działka 30mm i karabiny maszynowe. Odlot statku odbył się zimą 1942r. Kluczowym urządzeniem, stanowiącym serceniezwykłego pojazdu był "dzwon" ("die glocke"), który wchodził w skład zespołu napędowego. Z materiałów wynika, że miał on być drobną, choć bardzo ważną częścią większego systemu napędowego. Główną część "dzwonu" stanowił umieszczony w obudowie wirnik, składający się z wału i dwóch dysków wypełnionych rtęcią, która w trakcie pracy była schładzana poniżej temperatury krzepnięcia. Dzwon był to cylinder umieszczony w trakcie pracy pionowo, górna część posiadała zaokrąglenie w kształcie kopuły, zaś dolna stanowiła okrągłą podstawę. Obudowa wykonana była z materiału dielektrycznego. Wysokość 2-2,5 metra. średnica 1,5 - 1,8 metra. Przeciw bieżnie wirujące masy. Główną część ,,dzwonu" stanowił umieszczony w obudowie wirnik (współosiowo) składający się z wału, dwóch dysków wypełnionych rtęcią, która w trakcie pracy schładzana była poniżej temperatury krzepnięcia. Dyski wirowały przeciw bieżnie z bardzo dużą prędkością. "dzwon" był zasilany energią elektryczną dużej mocy i charakteryzował się pracą ciągłą. W trakcie pracy "dzwon" emitował silne promieniowanie, które miało negatywny wpływ na organizmy żywe, powodowało odbarwianie materiałów, koagulacje próbek krwi. Po pewnym czasie utajnionym (rzędu jednego tygodnia) w czasie którego badane organizmy żyły, następował gwałtowny rozkład do postaci mazistej bez zapachu typowego dla gnicia. Przed każdą próbą uruchomienia "dzwonu" w jego wnętrzu umieszczano coś w rodzaju podłużnego, ceramicznego pojemnika o ściankach osłoniętych warstwą ołowiu o grubości 3cm. Pojemnik wypełniony był dziwną, złocistą substancją o odcieniu fioletowym. Co to było nie mogą ustalić historycy do dziś, wiadomo jednak że substancja ta miała konsystencję lekko ściętej galarety. Tajemnicza substancj nosiła kryptonim IRR XERUM 525 lub IRR SERUM 525. W jaki sposób hitlerowscy naukowcy zdobyli tak zaskakującą technologię? Na to pytanie niestety, nie znaleziono odpowiedzi.
Z czasem budową latających talerzy z niesamowitym napędem zajęła się wojskowa placówka SS "Entwicklungsstelle IV". W lecie 1939r rozpoczęto test pierwszego obiektu , o średnicy ok. 25 metrów któremu nadano kryptonim "Haunebu I". Testy wypadły pomyślnie i natychmiast przystąpiono do badań nad modelem "Haunebu II". Pojazd unosił się swobodnie w powietrzu i mógł rozwinąć prędkość do ok. 6000 km/h. Podczas ostatnich miesięcy wojny powstał tylko jeden prototyp "Haunebu", który wykonał 19 lotów próbnych. Mieścił na swym pokładzie 32 ludzi. Głównymi konstruktorami "latających dysków Fuehrera", był zespół konstruktorów: Habermohl, Schriver, Mithe i Bellonzo. Mithe swoje laboratorium miał we Wrocławiu. Skonstruował tam dysk o średnicy 42 metrów z dyszami na obwodzie. Pisał również o próbnym locie dysku, który miał miejsce nad Bałtykiem. Schriver i Hambermohl, pracujący w Pradze, skonstruowali podobny obiekt, który odbył lot 14 lutego 1945r i osiągną w ciągu 3 minut pułap 12400 metrów. Według danych amerykańskich Włoch Bellonzo skonstruował natomiast dwie wersje latających spodków o średnicy 38m i 68m. 19 lutego 1945r Bellonzo wykonał lot eksperymentalny. Osiągnął pułap 15000 metrów przy prędkości 2200 km/h. Przy nabieraniu dużej prędkości ulegał zmianie kształt kabiny. Innym konstruktorem dysków był Viktor Schauberger. Jego napęd opierał się na bezdymnym, bezpłomiennym silniku wybuchowym. Silnik dla swego działania potrzebował jedynie wody. W zamian dawał ciepło, światło i ruch. Dysk na obwodzie posiadał 12 silników odrzutowych, które chłodziły główny silnik lewitacyjny. Po wojnie Schauberger przedostał się do USA. Amerykańscy wojskowi zaproponowali mu 3 mln. dolarów w zamian za zdradzenie tajemnicy silnika wybuchowego, lecz oferta została odrzucona. Po wkroczeniu wojsk radzieckich w ścisłej tajemnicy zdemontowano niezwykłe niemieckie urządzenia i wywieziono je na Syberię. Podobno Rosjanom udało wznowić budowę dysków. Mieli do dyspozycji nie tylko prototypy urządzeń, ale i naukowców Schriver, Mithe i Habermohla. Po kilku latach udało im się uciec i przedostać się do USA. Tam jednak również nie dane im było ujawnienie swoich badań. Stali się bowiem najlepiej strzeżonymi przez CIA (ang. Central Inteligence Agensy, pol. Centralna Agencja Wywiadowcza) osobami, a wszystkie ich zeznania objęto ścisłą tajemnicą. Mimo dokumentów potwierdzających prace nad latającymi dyskami, do dziś nie udało się rozwiązać kluczowej zadatki - skąd hitlerowcy znali technologię pozwalającą na budowę tego typu statków powietrznych? Dlaczego miały one kształt dysku, skąd pomysły na zaskakujące silniki. Współcześnie niemieccy ufolodzy twierdzą, że przed II wojną światową hitlerowcom udało się nawiązać kontakt z wysoko rozwiniętą cywilizacją z Układu Aldebarana. Według różnych źródeł, do takiego kontaktu miało dojść w Sudetach.
W latach trzydziestych wielu tamtejszych mieszkańców widziało na niebie kule ogniste i światła. W latach 1936 - 1944 miejsce to należało do Ewy Braun, kochanki Hitlera. Czy jednak rzeczywiście udało im się nawiązać kontakt z obcą cywilizacją i przejąć część wiedzy? Czy też może niemieccy konstruktorzy okazali się na tyle zdolni, że błyskawicznie wymyśli kilkanaście nowych rozwiązań technologicznych i opracowali plany latającego dysku? Obie hipotezy brzmią równie fantastycznie. Niemcy dysponowały pod koniec II wojny światowej wieloma zaawansowanymi technicznie broniami: mieli prototyp "inteligentnej" bomby sterowanej za pomocą obrazów telewizyjnych, testowali też niewykrywalne przez radary myśliwce typu "latające skrzydło". Ale plany, dokumenty i relacje naocznych świadków, które wciąż jeszcze wychodzą na jaw, mówią o tym, że poza znanymi dzisiaj wszystkim V1 i V2, Niemcy ukrywali coś jeszcze. Coś wyjątkowego, co wykracza także poza dzisiejszą technikę. Mieli samoloty typu V7, czyli... latające talerze ! Były major armii niemieckiej, Rudolf Lusar, napisał w latach 50. książkę, w której mówi o co najmniej dwóch konstrukcjach latających dysków. Według niego, prototyp jednego z nich osiagał prędkość 2000 km/h, a napęd stanowiły turbiny gazowe. Jednak takie rozwiązanie jest niczym, jeśli porównamy go z napędem antygrawitacyjnym ( wykorzystującym własne pole siłowe, działające przeciwnie niż przyciąganie ziemskie ). A kto zaczął o takim napędzie mówić ?
Kapitan Edward J. Ruppelt, kierujący oficjalnym amerykańskim projektem BŁĘKITNA KSIĘGA, napisał w swoim raporcie, że Niemcy dysponowały w czasie wojny maszynami o możliwościach, które można by porównać tylko do osiągów UFO. Dokumenty, do których miał dostęp, dzisiaj są już szeroko znane. Na niemieckich planach z czasów wojny widać dyskokształtne obiekty przedstawiające "latające talerze" w przekroju. Część z nich ma napęd konwencjonalny, ale na niektórych widnieją iście rewolucyjne schematy napędów antygrawitacyjnych ! Jedne z nich opierają się na zasadzie dwóch wirujących przeciwnie dysków, działanie innych nawet dzisiaj nie jest dla inżynierów i uczonych jasne. Kryptonim V7 pojawia się w raporcie Richarda Miethego, naukowca, związanego z pracami nad pojazdem. Miethe wspomina o próbnym locie dysku w pobliżu Władysławowa. Jednak niemieckie "latające talerze" związane są silniej z drugim końcem Polski. Wiele świadectw wskazuje na niedostępny dziś, podziemny kompleks w pobliżu Książa w Górach Sowich. Miejsce prac ukryte było przed rozpoznaniem lotniczym, otoczone trzema szczelnymi pierścieniami żołnierzy SS. Z ujawnionych w ostatnim czasie planów niemieckich wynika, że baza obiektów V-7 miała zostać zbudowana głęboko pod ziemią w górach, a kompleks "Riese" był pod tym względem wyjątkowy chociaż by dlatego, że występowały tam pokłady uranu, które mogły być wykorzystywane do produkcji paliwa jądrowego dla latających dysków! Do budowy kompleksu "Riese" wykorzystano siłę roboczą z obozu Gross-Rosen. Niemcy testowali V-7 na różnych poligonach tj. W Karkonoszach (w rejonie Przełęczy Karkonoskiej), w Górach Kaczawskich (rejon Mniszkowa koło Jeleniej Góry). Badania dr. Milosa Jesensky`ego wskazują jeszcze na rejon Pragi, Hodonina, Chebu, Hontiansych, na terenie Niemiec i terenie byłej Czechosłowacji. Istniały poligony morskie V-7 w okolicach Ustki, Królewca i Władysławowa, można przytoczyć zdarzenie z NOL-em 14 lipca 1943 roku w rejonie Gdyni-Babich Dołów: Być może nie tylko opracowywano tam plany V7, ale przygotowywano również produkcję obiektów. Turyści chętnie odwiedzają podziemia znajdujące się pod zamkiem. Jednak to nie one miały służyć w czasie wojny tajnym broniom niemieckim. O znaczeniu innych podziemnych kompleksów Książa świadczą dzisiaj kilometry dróg i kabli elektrycznych. Żyją jeszcze ludzie, którzy są w stanie wskazać wejścia do tajnych hal, które po wojnie, w 1947 roku Polacy wysadzili w powietrze. Na pewno jednak zasypane pomieszczenia nie ukrywają latających spodków. Są tylko świadectwem, że tam właśnie mogły być konstruowane dyski - owa "cudowna broń Hitlera". Ale co stało się z nimi potem, po wojnie ? Obiekty o kształtach identycznych z tymi, które były na planach niemieckich, obserwowano później po wojnie w USA, Anglii i przede wszystkim w Argentynie. Powojenne przypadki z Ameryki Południowej najwyraźniej miały jeszcze napęd konwencjonalny, który okazał się niewypałem. Spodki dymiły jak smoki, a przy tym robiły mnóstwo hałasu. Ale wkrótce pojawiły się też doniesienia o bezszelestnych dyskach, zachowujących się jak "rasowe UFO", których załogę stanowili wysocy blondyni... Takie przypadki notowane są nadal. Ufolodzy wyodrębniają nawet oddzielny typ "ludzkich" załogantów latających spodków, zwany NORDYKAMI. Dla kogo pracują Nordycy, jakie państwa przejęły latającą spuściznę hitlerowskich Niemiec ? Można snuć na ten temat jedynie domysły. Organizowano ekspedycje naukowe w rejony Bliskiego Wschodu, Tybetu, Ameryki Południowej. Nie można wykluczyć, że ekspedycje naukowe dotarły do zawartych w sanskryckich pismach opisów maszyn latających. Inna z hipotez mówi o katastrofie w 1937 lub 1938 roku koło Czernicy. Miał to być obiekt typu kulistego który po przelocie nad Czernicą spadł na teren pobliskiego majątku krewnych Ewy Braun. Wkrótce z garnizonu jeleniogórskiego sciągnięto oddziały SS, które otoczyły teren katastrofy i zabezpieczyły przewiezienie obiektu do Jelenie Góry. świadkowie mieli zostać zmuszeni do milczenia.
W celu zbadania wraku sprowadzono w krótkim czasie trzech fizyków jądrowych. Jednym z najbardziej tajnych projektów III Rzeszy były latające talerze określone symbolem V-7 które Hitler nazwał prawdopodobnie "cudowną bronią". Pierwsze prace nad latającym talerzem rozpoczęto na początku lat dwudziestych w Augsburgu (Niemcy). Był to statek oznaczony symbolem Vril-1. W 1934 roku powstał statek o średnicy 5 metrów, który uniósł się w powietrze i nazywał się Vril-2. Cechą charakterystyczną było to, że podczas lotu jego powierzchnia emitowała poświatę podobną do obserwowanych pojazdów UFO. Rozpoczęto również pracę nad wersjami bojowymi statku Vril - 1, który był uzbrojony w działka 30 mm i karabiny maszynowe. Oblot tego statku odbył się w zimie 1942 roku.. Z czasem badaniami i budową latających talerzy zajęła się wojskowa placówka SS - Entwicklungsstelle -IV. W lecie 1939 roku rozpoczęto testy pierwszego obiektu Haunebu - I o średnicy ok. 25 metrów. Haunebu - II był modelem bardziej udoskonalonym o średnicy ok. 30 metrów, posiadał cztery generatory elektro-grawitacyjne - jeden duży umieszczony centralnie, a trzy mniejsze stabilizujące i mógł rozwinąć prędkość dochodzącą do 6000 km/h. Plan jednej z wersji statku ,,Haunebu" Rekonstrukcja na podstawie zachowanych planów statku Haunebu 3. Podczas ostatnich miesięcy wojny powstał tylko jeden jego prototyp, który wykonał 19 lotów próbnych. Mieścił 32 ludzi na swym pokładzie, rozwijał prędkość ok. 10 Macha. Napęd tego statku składał się prawdopodobnie według naszych przypuszczeń z generatorów elektrograwitacyjnych. V-7 "Haunebu" wersje 1 do 9. Były to latające dyski z dużym payloadem, prędkością i manewrowością, w dodatku niewidzialne dla radarów - czyli, można powiedzieć: UFO w służbie Hitlera. Zrekonstruowany rysunek przez autorów tej strony na podstawie oryginalnego planu technicznego tego obiektu. Prawdopodobnie jest to dysk V-8 bardzo rozwiniętej konstrukcji z lepszymi właściwościami. Czyżby prawdziwym było domniemanie, że Niemcy zbudowali różne typy tych dyskoplanów, w tym typy przystosowane do lotów kosmicznych - jak twierdzą niektóre źródła? Urządzeniem zasilającym dla wszystkich statków Haunebu był zestaw połączonych silnych elektromagnesów generatora Van de Graafa i rodzaj sferycznego dynama Marconiego zawierającego kulę wirującej rtęci. Urządzenie wytwarzało pole elektro-grawitacyjne i zostało nazwane "Tachyonatorem Thule". Nad wynalazkiem tym pracował Hans Coler oraz von Franz Haid z zakładów Siemens - Schucker oraz labolatorium AEG Telefunken. W dawnych zakładach Zeppelina prowadzono prace nad budową cygarowatej stacji kosmicznej ,,Andromeda" o dł. 105 metrów, którą rzekomo zbudowano w roku 1943r. Do dziś zachował się jeden z takich planów. Plan obiektu napędzanego przez dwa przeciwbieżnie obracające się dyski. Dyski zawieszone były w polu magnetycznym, na dole znajdował się dzwon a u góry kabina dla dwóch pilotów. Obiekt z dyskami o różnej średnicy, dzwonem umieszczonym centralnie i trzema generatorami stabilizującymi na dolnej części. Przez środek obiektu przechodzi centralny rdzeń, którego celem było przenikanie grawitacyjne i ukierunkowanie pola generowanego przez dzwon i dyski
Ziemskie projekty UFO
Ziemscy konstruktorzy statków powietrznych od zawsze myśleli o zbudowaniu talerzopo-dobnego samolotu, fachowo zwanego samolotem z płatem talerzowym. Próby te datować można już od projektów maszyn latających Leoanardo da Vinci. Trudno jest przecenić zalety takiego samolotu. Konstrukcja jego w stosunku do samolotów z płatami klasycznymi jest bardziej zwarta i prosta, dzięki czemu w poważnym stopniu zmniejsza możliwość awarii. Okrągły kształt płatu zapewnia możliwie najbardziej ekonomiczne wykorzystanie jego powierzchni. Budowa takiego samolotu nie preferuje już w samej konstrukcji żadnej strony samolotu (przy centralnej budowie kabiny pilota i rozmieszczeniu w płacie lub pod płatem odśrodkowo biegnących dysz, samolot taki może pionowo startować i lądować, w powietrzu zaś lecieć równie dobrze w przód, w tył lub bokiem). Taki sposób budowy i latania wyklucza potrzebę sterów i stateczników co z jednej strony zmniejsza jego masę, z drugiej zaś- także awaryjność. W locie postępowym cała powierzchnia samolotu wykorzystuje siłę nośną, co w dużym stopniu zwiększa stosunek udźwigu lub też zasięgu do ciężaru własnego samolotu. Wreszcie samolot taki, z reguły pionowo startujący i lądujący - nie potrzebuje ani skomplikowanego podwozia, ani lotnisk z pasami startowymi. Dzięki tym wszystkim zaletom samolot taki stał się trudnym do realizacji ideałem. Pierwsze próby budowy takiego zamolotu podjęto już w r. 1909 W 1955 r. pojawił się francuski jednomiejscowy latający spodek RC zbudowany przez R. Couzieneta. Miał wymiary identyczne jak spodek kanadyjski. Unosił się ku górze dzięki dwu tarczom z 48 metalowymi skrzydełkami wirującymi na obwodzie dysku w przeciwnych kierunkach. Po osiągnięciu odpowiedniej wysokości włączany był znajdujący się pod kadłubem silnik turboodrzutowy, któy umożiwiał ruch poziomy. W r. 1958, przy współpracy Wielkiej Brytanii i RFN powstaje latający model "Omega" o średnicy 2 m. i wysokości 44 cm. Napęd oparty był na przykładzie francuskiego RC. W r. 1960 pojawiają się już równoległe dwie konstrukcje dyskoidalne: brytyjski jednomiejscowy statek załogowy do powrotu z orbity okołoziemskiej, zaprojektowany w zakładach Armstrong-Whitworth i stąd noszący nazwę AW i amerykański, również jednomiejscowy, poduszkowiec X-3B "Flying Saucer". Projekt brytyjski został zawieszony z powodu niepowodzeń w realizacji własnego programu kosmicznego. X-3B zbudowany na Uniwersytecie Princeton (zgodnie z założeniem) osiągał maksymalną wysokość 1,22 metra. Od tego czasu prototypy dyskoidalnych pojazdów latających powstają jak grzyby po deszczu.Oto ważniejsze z nich: W 1968 r. powstają dwa dyskoidalne poduszkowce produkcji radzieckiej o nazwach CHAI oraz UAI "Skat" ("Płaszczka"). W 1972 r. opatentowany został w Australii samolot dyskoidalny o bardzo oryginalnym rozwiązaniu konstrukcyjnym- - wirujący nad dyskiem pierścień szczelinowy wytwarza sferę z obniżonym ciśnieniem, która w pewnym sensie "wsysa" samolot ku górze). W r. 1980 opatentowany został przez konstruktora włoskiego Alfredo Bizarriego z Florencji, zaopatrzony w typowy dla samolotów statecznik latający dysk (unoszący się w powietrze dzięki całej serii silników zasysających powietrze sponad dysku i tłoczących je pod dysk). Od tego czasu jest dosyć cicho w sprawie dyskoidalnych pojazdów latających.[/quote]
Niby wszytko ladnie i pieknie, ale jak wytlumaczyc niektore znaleziska archeologiczne, z ktorych jak byk mozna odczytac, ze dyskoidalne obiekt latajace pojawialy sie od poczatkow ludzkosci, wiec raczej hitlerowcy nie wymyslili tego sami.
A co do samego Hitlera, to chlop mial faktycznie bzika na punkcie paranormalnosci:
http://www.paranormalne.pl/tutorials/article/18-tajemnice-gory-untersberg/
Kolejne dziwne zjawisko.
http://niewiarygodne.pl/kat,1017181,wid,14744909,martykul.html
84 dni później
Ciekawa audycja o programie HAARP. Choć charakter tego programu jest pokojowy, to ma zastosowanie również odmienne.
http://www.youtube.com/watch?v=kE9fDvFZxP8&feature=related
http://www.youtube.com/watch?v=KnPmRBNRjRc&feature=relmfu
http://www.youtube.com/watch?v=MwfaO0U2k8k&feature=relmfu
http://www.youtube.com/watch?v=9BGUyC8Lbck&feature=relmfu
4 dni później
Budowle megalityczne - tajemnice starożytności
http://www.youtube.com/watch?v=_9_XyoqVEJA&feature=related
Cześć, wygląda na to, że interesuje Cię ten temat!
Kiedy utworzysz konto, będziemy w stanie zapamiętać dokładnie to, co przeczytałeś, dzięki czemu możesz kontynuować dokładnie w miejscu, w którym skończyłeś. Otrzymasz również powiadomienia, gdy ktoś Ci odpowie. Możesz także użyć „Lubię to”, aby wyrazić swoje uznanie. Kliknij przycisk poniżej, aby utworzyć konto!
Aktualnie przeglądający (1 użytkowników)
Goście (1)