21 lat temu Wimbledon zdobył Puchar Anglii. Są tacy, którzy twierdzą, że upadek klubu zaczął się rok później, gdy po tragedii na stadionie w Sheffield (zginęło 96 kibiców Liverpoolu) angielski rząd wymusił modernizację obiektów i likwidację trybun stojących. Stadion Wimbledon FC, Plough Lane, do przebudowy się nie nadawał. Drużyna była bezdomna, przez 10 lat korzystała ze stadionu Crystal Palace.
Inni początku końca upatrują w momencie, gdy klub przejął Sam Hammam. Libański biznesmen bez żalu sprzedał Plough Lane firmie, która postawiła na jego miejscu hipermarket.
Jeszcze inni uważają, że za upadek odpowiedzialni są Norwegowie Bjorn Rune Gjelsten i Kjell Inge Rokke, którzy klub od Hammama kupili, a potem przenieśli do oddalonego o 70 mil Buckinghamshire, gdzie występuje do dziś, pod nazwą Milton Keynes Dons.
- Okradli nas. W jeden dzień zniszczyli 113-letnią tradycję - mówi Mike Taliadoros, który komentuje mecze AFC Wimbledon dla kibicowskiego radia. Mike to chodząca historia AFC, pamięta każde wydarzenie z dokładnością do dnia, a nierzadko i godziny. - Zaczęło się 28 maja 2002 r., kiedy angielska federacja piłkarska (FA) zgodziła się na przeniesienie zespołu. Byliśmy wściekli. Poszliśmy protestować pod siedzibę FA. Potem trafiliśmy do pubu Fox And Grapes - mówi Mike, patrząc na swoje jaskrawe, żółte buty, jak mówi - podobne do tych, które mają amerykańscy raperzy.
Fox And Grapes to więcej niż zwykły, kibicowski pub. W noc przed finałem Pucharu Anglii w 1988 r. na dwa piwa wyskoczyli tam piłkarze. Dzień później wygrali 1:0.
- Zadaliśmy sobie kilka pytań. Czy mamy kibicować klubowi, który nie istnieje? Czy może sobotnie popołudnia spędzać na zakupach? Odpowiedzi doprowadziły nas do wniosku, że sami musimy zadbać o nasz klub - opowiada Mike.
Kilka tygodni później mieli już budżet (zebrali 75 tys. funtów), stadion (wypożyczyli od Kingstonian FC), ligę (Combined Counties League, osiem poziomów pod Premier League) i nazwę: AFC Wimbledon (gdzie AFC oznacza A Fans' Club, czyli klub kibiców). Brakowało tylko trenera i piłkarzy.
Ogłoszenia w gazetach i marka sprawiły, że na testy przyszło 230 graczy. - Liczyłem, że rozgłos, jaki towarzyszy Wimbledonowi, sprawi, że będzie o mnie głośno. Gdy przyjechałem na trening, okazało się, że chodzi o coś więcej. Chciałem w tym uczestniczyć - tłumaczył były gracz Chelsea Joe Sheerin. Trenerem został były obrońca Wimbledon FC Terry Eames.
Klub bez kibiców
Skąd taka determinacja fanów? - Z frustracji - nie ma wątpliwości Mike. W 2000 r., po czternastu latach gry w ekstraklasie, Wimbledon spadł. Norwescy właściciele wpędzili klub w kłopoty finansowe. Gdy zauważyli, że są bliscy katastrofy, potraktowali Wimbledon jak dojną krowę. 10 najlepszych piłkarzy sprzedali za 22 mln funtów. Kiedy nie dało się już wycisnąć ani pensa, postanowili klub przenieść. Protestujący fani przestali kupować karnety i bilety. Nagle z klubu, którego mecze w najlepszych czasach oglądało 26 tys. widzów, Wimbledon stał się drużyną widmem. W ostatnim sezonie przed przenosinami jego spotkania oglądało 900 ludzi, z czego połowę stanowili kibice gości. Jim White, dziennikarz "Guardiana", opowiada, że gdy zapytał stojącego na stadionie człowieka, czy jest wiernym kibicem, usłyszał, że to dziennikarz. - Powiedział mi, że przed chwilą o to samo spytała go telewizja. Musieliśmy przepytywać sami siebie - mówi White.
Klub z kibicami, kibice z klubem
W przyszłym roku AFC Wimbledon może już grać w League Two, najniższej profesjonalnej klasie rozgrywkowej w Anglii. - Nigdzie nam się nie śpieszy. Uważamy, że lepiej awansować za trzy lata, ale się utrzymać, niż już teraz i spaść. Chcemy mieć solidne podstawy - tłumaczy Mike.
Do sprawy zabrali się profesjonalnie. Klubem zarządza Dons Trust, jego członkiem może zostać każdy. Składka wynosi 25 funtów rocznie. - Wpłacają więcej, ale nawet jeśli ktoś da 10 mln funtów, będzie miał tylko jeden głos - mówi Mike.
Sponsorem od kilku lat jest firma Sports Interactive, producent uwielbianej przez kibiców gry komputerowej "Football Manager". - Zapraszamy, najnowszą wersję można kupić w sklepiku - zachęca nas Ivor Heller, dyrektor marketingu. Sklepik, powierzchniowo mniejszy niż pokój, w którym, szanowny czytelniku, może teraz siedzisz, ma asortyment nie gorszy niż te należące do najlepszych polskich klubów. - Sprzedaż koszulek i pamiątek to 10 procent naszego budżetu, który wynosi już prawie 1 mln funtów - mówi z dumą Heller.
Jak na szóstą ligę są to pieniądze niewyobrażalne. - Nie myślcie, że każdy mecz tej ligi wygląda jak spotkanie z Newport. Na innych stadionach są pustki, a kluby klepią biedę - tłumaczy nam Ben, jeden z dziennikarzy. - Zwykle kibice w przerwie zamieniają się sektorami, by ich piłkarze za atakowaną bramką zawsze widzieli swoich fanów. Na Wimbledonie, ze względu na liczbę kibiców, jest to niemożliwe - dodaje.
Rozgrywany przy sztucznym oświetleniu mecz z Newport oglądało 2949 widzów. Za bilet zapłacili po 10 funtów. Posiadacze karnetów przed sezonem wydali przynajmniej 220 funtów. - Dzięki nim ustanowiliśmy rekord transferowy. Za Jona Maina zapłaciliśmy 25 tys. funtów - mówi Mike.
Sprzedawcy w sklepie, ochrona, biuro prasowe - wszyscy pracują za darmo. Wynagrodzenie dostają piłkarze (najlepsi ok. 200 funtów tygodniowo) i trenerzy. - Ich jest niemało, bo dbamy o przyszłość - mówi Mike, wpuszczając na boisko kilku małych chłopców z piłką. AFC prowadzi 25 zespołów juniorskich. Męskich i kobiecych.
Wszystkie są sponsorowane przez kibiców i rodziców. Podobnie jak mecze, a nawet stroje piłkarzy. W meczowym programie można przeczytać, że za koszulkę, w której gra Main, zapłacili Ross, Bernie, Neville, Tony i Phil. - Każdy kibic może sponsorować dowolną część garderoby naszych piłkarzy. System świetnie się sprawdza - mówi Mike.
Na sponsora czeka wyjazdowa koszulka Danny'ego Kedwella, który z Newport strzelił dwa gole. Bramkę dołożył także najlepszy strzelec ligi Main (33 bramki) i AFC wygrało 3:0.
Przez cały mecz nie usłyszeliśmy ani jednego przekleństwa, najbardziej agresywnym zachowaniem była prośba jednego z kibiców, by sędzia kupił sobie okulary. Choć poziom nie był wysoki, a piłka rzadko spotykała się z murawą (pierwszą próbę podania po ziemi zauważyliśmy po 8 minutach), fani byli zachwyceni. - Wimbledon to klub rodzinny. Marzy nam się, by ta rodzina wróciła kiedyś do Premier League - rozmarza się Mike.
Co to jest Wimbledon?
Wimbledon założony w 1889 r. jako Wimbledon Old Centrals Football Club większość swojej historii spędził w ligach okręgowych. W latach 70. rozpoczął wędrówkę do ekstraklasy, do której awansował w 1986 r. Dwa lata później w finale Pucharu Anglii na Wembley pokonał Liverpool. Zwycięskiego gola strzelił Lawrie Sanchez, późniejszy trener reprezentacji Irlandii Północnej. W drużynie nazywanej "Crazy Gang" ("Szalony Gang" - ze względu na ekscentryczne charaktery zawodników) występowali między innymi Dennis Wise (późniejszy pomocnik Chelsea) i Vinnie Jones (brutalnie grający pomocnik, który później został aktorem).
W barwach Wimbledonu grali również Nigel Winterburn (legenda Arsenalu), John Hartson (najdroższy piłkarz w historii klubu, później gracz Celticu) czy Nigel Reo-Cocker (obecnie pomocnik Aston Villi).
Gazeta Wyborcza
CRACOVIA DUMA POKOLEŃ!!!
-
-
Wimbledon
[i]W przyszłym roku AFC Wimbledon może już grać w League Two[/i]
na razie wygrali Blue Square South (szósta liga) i będą grali w Blue Square Premier (czyli Conference League). życzę im jak najlepiej.
Cześć, wygląda na to, że interesuje Cię ten temat!
Kiedy utworzysz konto, będziemy w stanie zapamiętać dokładnie to, co przeczytałeś, dzięki czemu możesz kontynuować dokładnie w miejscu, w którym skończyłeś. Otrzymasz również powiadomienia, gdy ktoś Ci odpowie. Możesz także użyć „Lubię to”, aby wyrazić swoje uznanie. Kliknij przycisk poniżej, aby utworzyć konto!
Aktualnie przeglądający (1 użytkowników)
Goście (1)