Zakładam temat zbiorczy,ponieważ problemy są nieodłącznym elementem naszego życia, a w moim pojawiają się zaskakująco często ;) Licze,że będziemy sobie tu pomagać w miarę możliwości.
W kwietniu kupiłem buty w sklepie "XXXX"(nie bede im robił wstydu), po miesiącu chodzenia zgodnie z przeznaczeniem, podeszwy zaczęły się rozklejać,zarówno w prawym jak i lewym bucie.
Niestety ze względu na wyjazd za granicę nie miałem możliwości natychmiastowej reklamacji, zrobiłem to dopiero miesiąc temu. "Spec" wydał werdykt : ODMOWA - i to jeszcze z mojej winy bo "człapie piętami" i dlatego podeszwy się odkleiły.
Umówmy się,że może rzeczywiście trochę szurałem piętami i "człapałem",gdyż buty ubierałem głównie na imprezy,z których jakoś trzeba było wrócić do domu,bardzo często śladem węża.
Oczywiście napisałem odwołanie,czekam teraz dwa tygodnie,zobaczymy jaka będzie odpowiedz.
Jezeli znowu odmowa,udam się do Rzecznika Praw Konsumenta. Wczesniej miałem buty tej samej firmy i przez 3 lata (!!!) nie mialem z nimi żadnych problemów,a nie oszczędzałem ich wogóle. Grałem w nich w piłkę,pracowałem na budowie, cuda na kiju. Pierwsza wada pojawiła się po ponad 2 latach, co świadczy o dobrej jakości produktu. Jeżeli te zakupione w kwietniu,rozwalają się po miesiącu, moim zdaniem jakość produktów tej firmy,diametralnie zmalała.
Miał ktoś z Was podobne problemy ? Zgłaszał się do Rzecznika Praw Konsumenta ?
Jakie mam szanse i jakie są procedury ?
-
-
Problemy życia codziennego (temat zbiorczy)
Nie ma Liptonie z tym żadnych problemów.
W urzędzie miasta jest rzecznik praw konsumenta , idziesz do niego on ZA FRIKO bierze od Ciebie sprawę i prowadzi (w takiej prostej sytuacji jak ta raczej do wygranej). Sklepy , producenci (i niestety (nied)orzecznicy) bazują na tym ,że klient machnie ręką albo nie ma czasu ...w prawie wszystkich przypadkach mają rację.
Niestety musisz poświęcić czas na spotkanie osobiste z wspominanym rzecznikiem w UM.
Chyba rezyduje teraz koło ronda Grzegórzeckiego tam gdzie się samochód rejestruje (ale pewien nie jestem).
Znajoma onegdaj robiła yo w dokładnie w takiej samej sprawie...but rozwalony po 2-ch tygodniach...a rzeczoznawca uznał to za "niewłasciwe używanie" ;););)
ps: powiedz co to za sklep i producent...będzie wiadomo kogo unikać.
Ja załatwiałem taką sprawę przez Federację konsumentów. Robiłem ekspertyże w Celapo- za którą później sklep zapłacił. Generalnie obuwnicze mają swoich rzeczoznawców i trzeba się szarpać o swoje.
Kiedyś na wykładzie jeden z profesorów powiedział, że po 8-10 miesiącach od kupna, nie ma szans na uwzględnienie reklamacji butów i są nikłe szanse, żeby wygrać przed sądem konsumenckim.
Najlepiej idź do rzecznika praw konsumenta. Dobrze Ci tam doradzą. Napiszą profesjonalne pismo do firmy w której kupowałeś, wezmą buty do własnego rzeczoznawcy, zazwyczaj to wystarcza. Moja siostra jak walczyła z jedną z sieci komórkowych, poszła do rzecznika, wystarczyło jedno pismo i było po sprawie. Nic nie płaciła za poradę.
Moja mama miała większe przejścia, jedna z firm odzieżowych, mimo pomocy rzecznika i ekspertyz wykazujących złą jakość materiałów, nie chciała zwrócić kasy. Oparło się o sąd konsumencki. Mama dawała jeszcze rzeczy do niezależnego materiałoznawcy z Politechniki Krakowskiej i po ciężkich bojach wygrała z nimi. Zwrócili jej wszystkie koszty. To było parę lat temu nie wiem jak to teraz wygląda.
Natomiast moja historia szybko sie rozwiązała. Kupiłem buty firmy addidas. Po 2 tygodniach odpadła mi część podeszwy. Dałem do reklamacji. Zwrócili mi buta z doklejonym kawałkiem podeszwy od innego rodzaju buta, który kompletnie nie pasował do mojego. Po awanturze zwrócili mi kase.
wazuuup Napisał(a):
-------------------------------------------------------
>
> Natomiast moja historia szybko sie rozwiązała.
> Kupiłem buty firmy [b]addidas[/b]. Po 2 tygodniach
> odpadła mi część podeszwy. Dałem do
> reklamacji. Zwrócili mi buta z doklejonym
> kawałkiem podeszwy od innego rodzaju buta, który
> kompletnie nie pasował do mojego. Po awanturze
> zwrócili mi kase.
tak to jest jak sie kupuje podrobki :D
Khalid Napisał(a):
-------------------------------------------------------
> Nie ma Liptonie z tym żadnych problemów.
>
> W urzędzie miasta jest rzecznik praw konsumenta ,
> idziesz do niego on ZA FRIKO bierze od Ciebie
> sprawę i prowadzi (w takiej prostej sytuacji jak
> ta raczej do wygranej).
Ups , przeczytałem ,że "po miesiącu" ale nie zauważyłem ,że złożyłeś reklamacje dopiero we wrześniu...
hm...po 5-u miesiącach rozumiem...
Powiem szczerze to długo. W takiej sytuacji ja bym odpuścił chyba. Najlepiej zdaj się na opinie rzecznika. On najkompetentniej powie jakie są szanse na wygraną.
hehe przyłapałeś mnie :)
Lipton, Twoim moralnym obowiazkiem jest podanie nazwy tej firmy, zebysmy wiedzieli, przed czym sie przestrzegac.
A jak to McArthur był, to co wtedy? :):):) Też bojkot? :):):)
Rzecznik Praw Konsumenta (powoływany przez RM Krakowa) a Federacja a Urząd Ochrony Konkurencji i Praw Konsumenta (czy jak to się nazywa), to trzy rożne instytucje...
Natomiast Liptoonie... co innego gwarancja, co innego rękojmia...
Jeżeli nie odpuścisz, to na 100% wygrasz
właśnie przypadkiem trafiłem na rozwiązanie innego problemu życia codziennego. Cytuję, bo może się przydać:
[i]Pan Artur Zając z Mysłowic chciał zapłacić w kiosku 100-złotowym banknotem. Sprzedawca odmówił jego przyjęcia, bo nie miał reszty.
Pani w kiosku miała obowiązek wydać resztę ze 100 złotych:
Zdaniem Głównego Inspektoratu Inspekcji Handlowej, [b]sprzedawca nie może odmówić sprzedaży towaru konsumentowi bez podania uzasadnionej przyczyny. Brak drobnych taką przyczyną nie jest [/b] - tym samym kioskarka może odpowiadać z art. 135 Kodeksu wykroczeń.[/i]
I BARDZO SŁUSZNIE...
Jakże często mamy do czynienia z sytuacją, że sprzedawca pyta "a ma Pan/Pani drobnych 7 groszy?". Czasem, gdy jestem w nie najlepszym nastroju odpowiadam, "nie mam". I co? Nagle okazuje się, że jakoś udało się wydać resztę, co do grosza...
Zjawisko częste w "Biedronce" czy na stacjach BP... tak mają skalkulowane ceny... i z rozbrajającym uśmiechem kasjer mówi "to ja będę winien 1 grosz, bo nie mam wydać"... Ciekaw jestem, czy by mi dali towar, gdybym ja z równie "rozbrajającym uśmiechem" powiedział: "brakuje mi 1 grosz".
Ja zawsze w takich sytuacjach odpowiadam, ze nie mam i ze owszem stanie sie cos jesli mi nie wydadza. Moze i jestem chamem, ale skutkuje :)
NIE JESTEŚ CHAMEM... Po prostu dbasz o własną kieszeń.
A kto się po grosz nie potrafi schylić, ten milionów mieć nie będzie
No jezeli PASIAK chodzi w butach tego szewca Wojasa to ,to musiało się tak skończyć jedyne co możesz zrobić to 12.11. pojechac do Nowego Targu i te buty rzucić między 1 a 2 tercją na lodowisko i odżałować te pare złotych i mieć nadzieje że zajmie się tym kiedyś "prokuratura we Wrocławiu" a między nami to polecam chińdskie trampki bo polskich już nie ma
> Jakże często mamy do czynienia z sytuacją, że sprzedawca pyta "a ma Pan/Pani drobnych 7
> groszy?". Czasem, gdy jestem w nie najlepszym nastroju odpowiadam, "nie mam". I co? Nagle
> okazuje się, że jakoś udało się wydać resztę, co do grosza...
Pracowalem jakis czas na kasie w salonie prasowym i jak najbardziej rozumiem kasjerki, ktore tak robia. Wiele razy prosilem klientow o konkretna walute / konkretne drobniaki, nawet jesli mialem je w kasie, bo najzwyczajniej w swiecie po pietnastu minutach z kasy pelnej wszystkiego co trzeba, moga sie zrobic totalne braki, a wtedy dopiero zaczynaja sie problemy - latanie po sasiednich sklepach etc. A jesli to jest babka w kiosku, albo preclara, to jak ona ma niby pojsc? Sklep zostawic? Sila rzeczy musialem sie nauczyc walczyc o drobniaki, zeby mi potem jakis wredny klient zadajacy swoich dwoch groszy reszty nie wstrzymywal kolejki.
> Zjawisko częste w "Biedronce" czy na stacjach BP... tak mają skalkulowane ceny... i z
> rozbrajającym uśmiechem kasjer mówi "to ja będę winien 1 grosz, bo nie mam wydać"...
Wez pod uwage, ze na 100 klientow, groszami placi 2, moze 3. I w tej sytuacji po wydawaniu kazdemu pelnej, groszowej reszty, po pewnym czasie groszy juz najzwyczajniej w swiecie brakuje, a zdobyc ich nie ma skad, chyba ze przyjdzie Rumunka z wyzebranymi drobnymi, zeby je wymienic na banknoty. I tu nie chodzi tylko o sytuacje z koncowkami 99gr, ale najczesciej z 5gr i 10gr.
> Ciekaw jestem, czy by mi dali towar, gdybym ja z równie "rozbrajającym uśmiechem"
> powiedział: "brakuje mi 1 grosz".
A czemu nie? Bardzo czesto mi sie to zdarza jako klientowi w roznych miejscach, nie tylko z 1 groszem, ale np. z 10gr czy nawet zlotowka (o ile nie chodzi o towar za 2zl). Wielu sklepikarzy woli juz czasem stracic kilkadziesiat groszy, niz miec problem z wydawaniem z 50 czy 100zl, ktore bym ewentualnie wreczyl zamiast prawie pelnej wyliczonej sumy.
Pamietajcie, ze dla was to tylko grosz czy 5 groszy, (nawet jesli przekonania kaza wam walczyc o najmniejsza nawet kwote w imie tak naprawde niewlasciwie interpretowanego przyslowia), a dla tych ludzi bardzo wkurzajacy, codzienny problem - a oni maja najczesciej w pracy wystarczajaco przerabane i nie trzeba im dodawac kolejnych klopotow, zeby mieli jej dosc wracajac do domu, zwlaszcza za taka marna wyplate.
No cóż... zapewne bym nie chciał kupować w saloniku prasowym, gdzi Ty byś obsługiwał.
Po prostu nie lubię sytuacji, gdy ktoś wykonujący swoją pracę nie jest przygotowany do niej przygotowany, jest niekompetentny. Przecież taki sprzedawca powinien wiedzieć ile (mniej więcej) drobniaków mu schodzi i nie zawracać swoimi problemami zawracać głowy klientowi. Jeszcze jego stosunek do klienta, który oczekuje należnej mu reszty, wyrażające się w określeniu "jakiś wredny klient", takowego sprzedawcę kompletnie dyskwalifikuje.
Oczywiście, to wina klienta i on ma płacić dodatkowo, bo pan w saloniku prasowym nie przygotował swojego samodzielnego stanowiska pracy. Napiwki mogę dawać, ale tylko i wyłącznie z własnej woli a nie wtedy, gdy ktoś chce takowe ode mnie wymóc.
[i]Pamietajcie, ze dla was to tylko grosz czy 5 groszy, (...) a dla tych ludzi bardzo wkurzajacy, codzienny problem (...) zwlaszcza za taka marna wyplate.[/i]No teraz zrozumiałem, ja i pozostali klienci swoimi marnymi groszami muszą wspomagać biednego sprzedawcę, bo on marnie zarabia. Gdyby był niewolnikiem, to może i bym jakąś jałmużnę mu podarował... ale przecież to człowiek wolny, który podjął zatrudnienie dobrowolnie, na określonych warunkach za określoną płacę. Jeżeli takowy czuje się wykorzystywany, źle opłacany, sfrustrowany - to sprawa tylko i wyłącznie między nim a pracodawcą a klient za to nie powinien płacić.
Wyobraźmy sobie sytuację: idę do krawca, a tan zlecenie przyjmuje pod warunkiem, że przyniosę mu jeszcze nici i igły... bo mu "akurat wyszły a przecież nie będzie latać po sklepach"; oczywiście nie wpływa to na cenę usługi...
I owszem, zdarza się, że albo ja albo sprzedawca nie mamy końcówki i się porozumiewamy. Ale tylko w sklepach czy w innych miejscach, gdzie jestem rozpoznawalny dla obsługi i sprzedawca jest mi znany.
TD nie zgodze się z Tobą i moim prywatnym zdaniem zachowujesz sie jak Burżuj który nie widzi nic innego prócz końca swego nosa. Trzeba umieć żyć między ludźmi i sobie pomagać w każdym momencie życia, jesteśmy ludźmi i wydaje mi się, że w miarę wychowanymi i z własnym sumieniem. Gość nie ma wydać grosza? co Cie grosz zbawi? nic! a jemu po już 10 godzinach roboty głowę zawracać będziesz;/ heh mówisz, że gość nie jest niewolnikiem? to znajdź pracę bez znajomości w Krakowie po np. ogólniaku . Już wiem czemu nieraz dziewczyna ma z pracy wracała i kurwowała na ludzi ;/ heh a i jeszcze jedno wole być biednym i życzliwym człowiekiem niż bogatym i tego ,,grosza" z ulicy podnosić.. trochę się zagotowalem:).
TD bez urazy to moje zdanie pozdrawiam sedecznie:)
KSC... co innego bycie sympatycznym klientem, przyjaznym i życzliwym wobec sprzedawcy, umiejętność współżycia z innymi... a co innego nagminne braki "drobnych". Pierwsze, to kwestia kultury osobistej a drugie, to kwestia profesjonalizmu, kultury zawodowej.
Jeżeli "to mój sklep" i nie potrafię zadbać, by te drobniaki mieć - to znaczy, że coś robię źle; jeżeli jestem pracownikiem najemnym (np. przy kasie), to znaczy, że mój pracodawca źle przygotował me stanowisko pracy.
"Burżuj"... Akurat odwrotnie... Gdy słyszę o sytuacji, gdy pracodawca płaci marnie, częstokroć zatrudnia tylko na umowę o dzieło (no, bo po co płacić ZUS) i tłumaczy: "wiesz, rozumiesz ja ci może i słabo płacę, ale drugie tyle będziesz mieć z napiwków, niewydanych grosiaków, innych obrywów", to pytam: przystając na to, jako klient komu pomagam? Ano temu złemu, nieuczciwemu pracodawcy, godząc się na jego wykorzystywanie pracownika. Nie zdarzyło mi się (oj nie, bodaj kilka razy się zdarzyło, gdy zostalem bardzo źle obsłużony) nie dać w knajpie napiwku. Ale gdy słyszę, że czasem kelner/barman musi się dzielić tym napiwkiem ze swoim pracodawcą (a i takie sytuacje się zdarzają), to mnie szlag trafia.
Czy sam czegoś takiego nie doświadczyłeś, albo nie słyszałeś o takich sytuacjach: przychodzi pracownik do szefa z prośbą o podwyżkę i pada pytanie "a ile?", odpowiedź nieśmiała "no... ze sto złotych", pada kolejne pytanie "no a powiedz ile dziennie masz z tych niewydanych końcówek?", i znów nieśmiała odpowiedź "no... ze 3 - 4 złote by się uzbierało" i wtedy pracodawca triumfalnym głosem "no i widzisz, po co mam ja ci dawać tę stówkę, przecież dorabiasz sobie ją na tych groszach a ja ci w tym nie przeszkadzam. nie zawracaj mi głowy i rób swoje".
Moja córka studiuje (na dziennych, ale płatnych) i pracuje... bo taka jest sytuacja ekonomiczna...więc troszkę problem znam.
Pozdrowienia :)
Mogę ja?
Zgadzam się z TD pod pewnym względem.
Co do tego, że "reszta winna być zapewniona" - to w całości. Już nie raz mi się zdarzało, że miałem całe sto złotych a chciałem kupić coś dla mnie w danym momencie istotnego (np. wczoraj zapalniczkę przed cmentarzem) i musiałem latać od kiosku do kiosku i pytać, czy mają rozmienić, a nie mieli. A co jak musicie w peryferyjnej stacji benzynowej kupić paliwo jadąc na oparach?
Czyje wtedy samopoczucie jest ważniejsze: najemnika korporacji czy klienta?
Jednak w pewnym sensie nie zgadzam się z TD co do adresata ataku. To nie pracownik jest winny, lecz firma. I ją należy atakować. Z tym, że akurat tak wyszło, ze ten pracownik jest jednocześnie tej firmy reprezentantem. I tu znowu się zgadzam z TD :)
Znam z autopsji sytuacje, że firmy reagowały tak, że zmieniano podejście bo skarg pracowników było tak wiele, że w końcu zmieniano odgórnie zaprojektowane procedury.
Jak ktoś pracuje jako frontmen to musi się liczyć z tym, że będzie de facto atakowany za 100 różnych błędów swojej firmy.
Podobnie jest z reklamacjami, spóźnieniami tramwajów, nieprawidłowym zarządem kamienic itd. itd. Oczywiście, wyjściem jest w miarę możliwości "służenie drobnymi" ale bez przesady.
Tak przy okazji dwa moje spostrzeżenia związane z problemem drobnych.
W pewnym czasie miałem okazję pracować w kasie na stadionie. Bilety na sektory A-E były po 12 zet. Ponieważ była tendencja płacenia od zarania przez większość dwudziestkami. Miałem ok. 150 złotych w bilonie. Zazwyczaj starczało, bo z czasem pojawiali się płacący "odliczonymi" lub "po 15". Jednak jedna sytuacja była zmorą. Kasa otwarta 1 h przed meczem i na dzień dobry pojawia się kibic, który z dumą wręczał piękne z bankomatu wyjęte 200 zet. Nie dość, że wysysał zapas bilonu, to jeszcze się wnerwiał, ze mu się same drobne daje. :)
Druga to sytuacja odwrotna:
Mąż kuzynki pracował swego czasu na stacji Orlenu.
Często było tak, ze ludzie nie tankowali do pełna, tylko próbowali kupować paliwo za wcześniej założoną przez siebie kwotę np. za stówę. Oczywiście zbliżając się do tej granicy kapali sobie po kropelce, aż czasem pyk, i robiło się np. 100,01 czy 100,05.
Włazili do sklepu dawali tylko stówę i wychodzili. "No, zaraz a jeszcze 5 gr." "A, doniosę kiedyś bo teraz nie mam". Pierwsze dwa dni to uznawał za bzdurę, ale jak mu wyszło manko do oddania po tych dwóch dniach 20 zł, to już nie było tak różowo. Zaczął stanowczo egzekwować, to oczywiście ludzie zaczęli się burzyć "na bezczelność". Rzecz się działa w małym miasteczku to oczywiście wychodził w środowisku na wisłosyna. Ale przy pensji 750 zet netto to jednak wybrał egzekucję groszówek.
Takie właśnie są "drobne" problemy życiowe :)
Fajne macie problemy w życiu ;-)
Cześć, wygląda na to, że interesuje Cię ten temat!
Kiedy utworzysz konto, będziemy w stanie zapamiętać dokładnie to, co przeczytałeś, dzięki czemu możesz kontynuować dokładnie w miejscu, w którym skończyłeś. Otrzymasz również powiadomienia, gdy ktoś Ci odpowie. Możesz także użyć „Lubię to”, aby wyrazić swoje uznanie. Kliknij przycisk poniżej, aby utworzyć konto!
Aktualnie przeglądający (1 użytkowników)
Goście (1)