Jarosław K. Kowal: Dotarły do pana plotki?
Miroslav Covilo: Tak, czytałem, że mam odejść z Cracovii, ale to nieprawda, nie było takiego tematu. Mam bardzo dobry kontakt z trenerem, rozmawiałem z nim kilka dni temu. Będziemy robić wszystko, by poradzić sobie z trudną sytuacją.
Co z pańskim zdrowiem?
– Muszę jeszcze przejść badania.
Niedawno kilka dni spędził pan w szpitalu. Co w zasadzie panu dolegało?
– Nie chcę o tym gadać, nie mogę. Bardzo schudłem... Mam nadzieję, że niedługo wszystko wróci do normy i od przyszłego roku będę mógł normalnie przygotowywać się do wiosny.
Spodziewał się pan, że jesień może być aż tak trudna?
– Skąd! Od początku musiałem grać w kasku ochronnym, męczyłem się. No i ciągle coś się działo. Pamiętam mecz z Lechią Gdańsk w drugiej kolejce. Wtedy jeszcze czułem się nieźle. Potem naderwałem więzadła i przez miesiąc grałem na środkach przeciwbólowych.
W końcu jednak potrzebna była przerwa. Ale po powrocie wydawało się, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Przełomowy miał być mecz z początku listopada, z Zagłębiem w Lubinie. Tyle że potem znów zaczęły się problemy. Miałem tyle pecha, że to jest nie do pomyślenia.
Był choć jeden moment, kiedy czuł się pan w pełni sił?
– Właśnie wtedy, kiedy graliśmy z Zagłębiem. Niestety problemem był też kask, trudno się w nim grało. Nie dość, że miałem ograniczone pole widzenia, to jeszcze słabo słyszałem. Czasem przez to nie potrafiłem ocenić, czy rywal nie czai się za plecami, a w takiej sytuacji trudno o pewność siebie.
Na szczęście w przyszłym roku raczej odstawię kask. Najważniejsze, by ze zdrowiem było wszystko w porządku, bo o formę fizyczną się nie martwię.
Lekarze pozwolili na grę bez kasku?
– Minęło już 10 miesięcy od wypadku, w styczniu będzie 11, a to dużo czasu. Ale wszystko okaże się dopiero na początku roku, po moim powrocie do Krakowa.
2018 rok będzie lepszy?
– Oby! Niby zawsze może być gorzej, ale mam nadzieję, że taki rok jak 2017 się nie powtórzy. Był masakryczny. Nie tylko dla mnie, ale dla całej Cracovii. Powinno być jednak lepiej. Mecz z Górnikiem w Zabrzu [zwycięstwo 4:0] pokazał, że młodzi dają radę, że warto na nich stawiać. Nie da się wszystkiego zrobić na już, wahania formy są normalne, ale to dobra droga.
Naprawdę jest nadzieja, że z Cracovią będzie lepiej, że drużyna idzie w dobrym kierunku?
– Tak, jestem optymistą. W przyszłym roku do gry po kontuzji wróci Damian Dąbrowski, poziom pójdzie do góry. Powinno być dobrze.
Gdzie pan oglądał mecz z Górnikiem?
– Już w domu, przez internet. Do Krakowa wrócę w styczniu.
Był pan w szoku? Wyniku 4:0 nie dało się przewidzieć.
– Polska liga jest dziwna. Pamiętam, jak większość przepowiadała, że dostaniemy w czapę od Zagłębia Lubin, a wygraliśmy 2:1. Nie da się przewidzieć, co się w ekstraklasie wydarzy. Kto wpadłby na to, że Wisła Płock wygra z Legią? A wracając do poniedziałkowego meczu: Cracovia na trudnym terenie pokazała, na co ją stać.
Kłopot w tym, że najlepsza ósemka ligi trochę wam uciekła.
– To dziewięć punktów, ale nigdy nie wiadomo, co się stanie. Ważny będzie początek. Wygramy ze Śląskiem, zaczniemy zbierać punkty i... kto wie. Pogoń Szczecin jeszcze niedawno wszyscy spisywali na straty, a wystarczyło, że zremisowała mecz, dwa kolejne wygrała, i już sytuacja jest inna.